„Studnie piekieł” to powieść bardzo nierówna, co sprawia, że jest bardzo trudna do zrecenzowania. Z pozoru chaotyczne przemieszanie wątków sugeruje, że Masterton nie do końca wiedział co chce stworzyć. W ostateczności dostajemy produkt będący kalką popularnych pomysłów, a zarazem posiadający kilka cech, których tak bardzo brakuje w innych książkach tego autora.
Mason Perkins jest hydraulikiem w New Milford w stanie Connecticut. Nie jest może idealnym materiałem na superbohatera, ale za to nadrabia złożonym charakterem i poczuciem humoru. Masterton przedstawia głównego bohatera w sposób dokładny i nie zawsze „politycznie poprawny”, co sprawia, że możemy się z nim utożsamiać. Pierwszoosobowa narracja tak dobrze skonstruowanej postaci pozwala nam wyrobić wrażenie, że jest ona nam szczególnie bliska.
Mason zostaje wezwany przez swoich znajomych. Ma zlikwidować problem – z ich studni od jakiegoś czasu płynie brudna, żółtawa woda. Okazuje się, że zatruty płyn posiada przerażające właściwości – zamienia tych, którzy go wypiją w ….gigantyczne, myślące kraby….
Z pozoru błaha historia stopniowo nabiera rozpędu – potwory okazują się być wysłannikami pradawnego bóstwa, które okazuje się być… Szatanem. Jak to zwykle u Grahama bywa, tylko Mason wraz z przyjaciółmi jest w stanie przeciwstawić się starożytnemu złu i nie dopuścić do ponownego objawienia się najstraszniejszego z demonów.
Mam wrażenie, że Masterton chciał poprzez „Studnie piekieł” udowodnić kilka rzeczy. Po pierwsze chciał zasmakować klimatu „monster books”, udowadniając że może stworzyć równie popularną historię co Guy Smith i jego „Noc krabów”. Cały cykl odniósł gigantyczną popularność, co zapewne też nie było dla Grahama bez znaczenia. Po drugie – podwodne, mokre lokacje to u tego autora rzadkość. Uśmiercanie bohaterów za pomocą wody i stworów w niej żyjących było zapewne dla pisarza ciekawym eksperymentem. Kolejną powieścią w której woda miała duże znaczenie był „Wyklęty”, który powstał 4 lata później. Wreszcie po trzecie – opisanie kolejnego z wcieleń Szatana pozwoliło Grahamowi uatrakcyjnić powieść kilkoma ciekawymi uwagami na temat mitów i legend przechodzących z pokolenia na pokolenie, z kultury na kulturę, z regionu na region, dodając też kilka interesujących wniosków na temat ludzkiej wiary, żądzy i strachu.
Wspomniałem na początku, że powieść ta ma coś, czego nie mają inne. Po pierwsze – niektóre postacie których pojawienie się w kolejnej powieści wywołuje odruch wymiotny (kobieta-medium) w „Studniach Piekieł” występują w unikalnym kontekście. Po drugie – zakończenie u Mastertona zazwyczaj jest szybkie, dynamiczne i nieprzemyślane – zwykłe fajerwerki, układające się w napis „Koniec”. Tym razem jest inaczej – finał w zasadzie pozostaje nieopisany, pozwalając na spekulacje czytelnika. Moment w którym powinien nastąpić kilkustronicowy opis niszczenia zła wcielonego zostaje zastąpiony dziejącym się trochę z boku dramatem głównego bohatera – jego odczuciami, przemyśleniami. Zabieg ten sprawdza się w powieści doskonale.
Ocena powinna być zatem dużo wyższa. Psuje ją niestety nieco chaotyczny przebieg wydarzeń, nie do końca wiarygodne dialogi, czy szwankująca motywacja niektórych postaci. Czytając czasami myślimy sobie „nie, on by tego nie zrobił, to niemożliwe” , albo „przecież on w życiu by czegoś takiego nie powiedział”. Pomimo kilku wad powieść czyta się przyjemnie, oraz szybko. Czytelnik nie ma kiedy się znudzić i jeśli przymknie oko na niedociągnięcia fabularne, będzie się ze „Studniami piekieł” dobrze bawił.
P.S. Jeśli ktoś potrafi wyjaśnić, czemu na Amberowskiej okładce do książki znajduje się wampir polujący na młodego chłopca z wielkim mieczem, czekam na odpowiedź. Ilustracja ta nie jest nawet w jednym procencie zgodna z fabułą powieści…
Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1993
Liczba stron: 237
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 7/10