Recenzja książki BAZYLISZEK

Pomysł na napisanie „Bazyliszka” narodził się w maju 2007 roku, podczas czwartej wizyty Grahama Mastertona w Polsce. Wtedy to autor, w odpowiedzi na naciski polskich fanów, zdecydował się umieścić akcję swojej nowej powieści w Krakowie, którym był oczarowany podczas wizyty. W ten sposób, 12 lat po premierze „Dziecka ciemności” umiejscowionego w Warszawie, polscy czytelnicy dostają w swoje ręce powieść „Bazyliszek”, stanowiąca pierwszą część zapowiedzianego cyklu „Monster hunters” (Łowcy potworów). Już podczas udzielonego mi w owym maju wywiadu Graham zapowiedział, że oparta na legendzie o smoku Bazyliszku historia będzie bardzo straszna. Czy wywiązał się z danej czytelnikom obietnicy?

Profesor Nathan Underhill próbuje spełnić się zawodowo, poprzez zabawy z genetyką. Jego marzeniem jest wyhodowanie mitycznego stworzenia – gryfa, którego komórki macierzyste mają stanowić przełom w dziedzinie medycyny. W międzyczasie bohater zmaga się z przeżywającym okres buntu siedemnastoletnim synem, a także z nieudanymi eksperymentami, które owocują odcięciem budżetu przeznaczonego na badania naukowe. Szybko okazuje się, że Nathan nie jest jedynym naukowcem owładniętym żądzą wyhodowania jakiegoś legendarnego stworzenia. Poznajemy Christana Zaubera – dyrektora Domu Spokojnej Starości Murdstone, w którym pracuje żona profesora Underhilla – Grace. Doktor Zauber korzystając z czarnej magii i życiowej energii ludzi powołuje do życia tytułowego bazyliszka – po części kogut, po części wąż. Podczas pierwszej konfrontacji Grace zapada w śpiączkę, a Nathan przysięga zrobić wszystko by ją uratować. Zaczyna się pościg za Christianem Zauberem, mający swój finał w Krakowie.
 
Kraków jawi się nam tak, jak zapamiętał go Masterton. Dla podniesienia wiarygodności powieści autor umieszcza gdzieniegdzie opisy miejsc w których bywał – świetnym przykładem może tu być krakowska restauracja Nostalgia, w której Graham wraz z żoną Wiescką gościli w 2007 roku na obiedzie. W „Bazyliszku” wymieniona jest nawet ulica, przy której owa restauracja się znajduje.
 
Luźna interpretacja legendy, jak to niestety czasem u Mastertona bywa, jest naciągana, nie do końca logiczna i absurdalna. Do Polski akcja przenosi się zaledwie 80 stron przed finałem, natomiast prowadzące do tej zmiany wydarzenia dzieją się o wiele za szybko. Niestety, możemy poczuć, że książka była pisana na siłę, nie dlatego, że Masterton czuł potrzebę napisania jej, a dlatego że obiecał swoim fanom tę powieść i wcisnął ją w swój napięty harmonogram.  Wydarzenia nie są porywające, postacie są płytkie i papierowe, a zakończenie mało satysfakcjonujące. Odpowiadając na pytanie postawione na początku – powieść nie jest nawet odrobinę przerażająca. Nie można się przyczepić do nienagannego warsztatu pisarskiego, ale na przestrzeni ponad 30 ostatnich lat, Masterton udowodnił nawet swoim antyfanom, że perfekcja opisowa i umiejętność konstruowania dialogów to jego mocne strony.
 
Nie sposób nie docenić działań, jakie pisarz wykonał by nagrodzić polskich fanów. Książkę czyta się jednym tchem, głównie po to, żeby wreszcie zobaczyć polską rzeczywistość oczami swojego ulubionego pisarza. Niestety w „Bazyliszku” nie ma wiele miejsca na wgłębienie się w polskie realia, akcja powieści równie dobrze mogła by być umiejscowiona gdzie indziej. Pozostaje więc pytanie, jak odbiorą powieść czytelnicy z innych krajów, dla których umieszczenie części fabuły w Krakowie, będzie tylko ciekawostką, jedną z wielu i bez większego znaczenia. Z powyższej analizy wywnioskować można, że „Bazyliszek” jest przerośniętym opowiadaniem, zawierającym popularny u Mastertona schemat wydarzeń, odarty jednak z głębszych analiz, przemyśleń i wielowątkowych sytuacji (jeśli nie liczyć kilku oklepanych frazesów o eksperymentach na ludziach z czasów WWII). Najnowsza książka mistrza grozy niestety nie zaskakuje, ani nie straszy. Dla nas, polskich czytelników, jest jedynie ciekawostką i hołdem oddanym przez autora dla rzeszy fanów w kraju, w którym niejedna jego książka miała swoją prapremierę. Jedno jest pewne – „Bazyliszek” nie będzie przełomem w twórczości pisarza, nie będzie wymieniany jako przykład jego geniuszu. Będzie natomiast niezwykle ważnym dowodem na to, że Masterton swoich najwierniejszych fanów szanuje, ceni i stara się dotrzymywać złożonych im obietnic.

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 284
Format: 13,5 x 21,5
Ocena recenzenta: 5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.