Recenzja książki CIAŁO I KREW

„Ciało i krew” to powieść, z oceną której chyba miałem największy problem. Scenariusz tej książki przypomina bowiem beznadziejny horror klasy B, a nawet C, ale w swojej klasie jest jednocześnie majstersztykiem. Książka została przez Mastertona przewrotnie zadedykowana jego żonie, Wiescce. Dlaczego? Z prozaicznego powodu – Wiescka nienawidzi tej powieści, nazywając ja „świńską książką”.

Powieść rozpoczyna się od brutalnego mordu – ojciec ścina dwojgu swoich dzieci głowy sierpem, starając się uchronić je od „złej krwi” i przerażającego przeznaczenia. Trzecie dziecko ucieka, a kochany tatuś, Terence Pearson, trafia do aresztu.  Ocalała z kaźni najstarsza córka przeżyła, ale skrywa w sobie przerażającą tajemnicę – posiada ona geny dziwnej, mitologicznej istoty – pół człowieka, pół rośliny. Wywodzący się ze słowiańskich legend Zielony Janek, zwany też Zielonym Wędrowcem, wraz ze swoją świtą masz karników wędruje po świecie od domu, do domu, oferując biednym rolnikom urodzaj za cenę seksu z ich żonami. Człowiek-roślina od stuleci wypełnia w ten sposób swoje przeznaczenia, a po latach powraca odebrać należność w swojej krwawej wendecie. Zabija potomstwo, zapładnia kolejną kobietę, a jego linia krwi trwa na wieki. Zielony Wędrowiec żywi się wnętrznościami potomków, żeby samemu zachować ludzkie cechy i nie dać się całkowicie zatracić w ciele rośliny.

Uff… brzmi nieprawdopodobnie? A to tylko jeden z wątków. Kolejnym są badania genetyczne. Wycinek mózgu najmłodszego dziecka Terrence’a Pearsona zostaje nielegalnie wykradziony i przeszczepiony w instytucie Spellmana do ciała zwierzęcia – gigantycznej, trzymetrowej świni o imieniu Kapitan Black. Załoga instytutu badań genetycznych stara się bowiem dowieść, że możliwe jest przeniesienie ludzkiej świadomości do ciała zwierzęcia.  Naukowcy nie wiedzą jednak, że dziecko było w dalekiej linii potomkiem przerażającej postaci z czeskich legend – owego Zielonego Wędrowca. Ogromny knur staje się agresywny i krwiożerczy. Co więcej, zostaje uwolniony przez grupę ekoterrorystów i zaczyna siać spustoszenie. Tymczasem Zielony Wędrowiec, wraz ze swoją świtą maszkarników – Nagą, Nożem, Trędowatym, Świadkiem, Doktorem i Miecznikiem przybywa zebrać swoje krwawe żniwo. Nie wierzycie? Tak właśnie prezentuje się fabuła powieści. A to jeszcze nie wszystko – w grę wchodzi jeszcze kobieta wychowana ze świniami i posiadające tajemnicą moc srebrniki, za które Judasz sprzedał Jezusa!

Powieść „Ciało i krew” to prawdziwy miszmasz różnorodnych wątków.  Gdyby tak podzielić tę książkę, z powodzeniem starczyło by motywów na kilka osobnych powieści – jedną o Zielonym Wędrowcu, jedną o genetycznie zmodyfikowanej świni, jedną o 30 srebrnikach i pewnie jeszcze na wiele innych. W powieści dominuje fabularny przesyt, tak więc czasem ciężko nam będzie się połapać o co chodzi, zwłaszcza że miksowane wątki na pierwszy rzut oka kompletnie do siebie nie pasują. Krwiożerczy człowiek-roślina z czeskiej mitologii i genetyczne eksperymenty na świniach? Dające magiczną moc monety Judasza i polityczna walka o władzę? To wszystko znajduje się w tej książce i nawet całkiem dobrze ze sobą współgra. Jednak tego typu połączenia, zwłaszcza dla ludzi nieobeznanych ze specyficznym stylem Mastertona, mogą wydać się głupie, absurdalne i odstręczające.

Ta swoista B-klasa nie przeszkadza bynajmniej w odbiorze powieści, co więcej, pozwala Grahamowi osiągnąć kolejny poziom mistrzostwa w kreacji horroru. W książce występuje wiele bardzo krwawych scen, scen za którymi przecież teraz tak bardzo tęsknimy. Wypruwanie z siebie własnych flaków i wkręcanie ich do maszynki do mielenia, wyłupywanie oczy, miażdżenie kości, obcinanie głów – prawdziwy festiwal makabry, tak charakterystyczny dla Grahama.

Zastanawia mnie jak Masterton połączył te wszystkie wątki w jedną całość i co go do tego skłoniło. W 1994 roku o genetyce się sporo mówiło i być może ten niepokój przed przyszłością sprawił, że Graham postanowił ugryźć temat. W końcu dwa lata później urodziła się owieczka Dolly. Jednak czytając „Ciało i krew” można mieć wątpliwość, czy Brytyjczyk na pewno od początku wiedział o czym chce napisać powieść.  Jednocześnie nie mogę się pozbyć też wrażenia, że nasz ulubieniec doskonale wiedział co robi i celowo stworzył powieść inną niż wszystkie, pozbawioną zahamowań, jednocześnie absurdalną i makabryczną. Widać to również w stylu – w tej powieści Masterton buduje bardziej surowe zdania, pełne powtórzeń, brzmiące jak żywcem wyrwane z czyjejś głowy. I puszcza świńskie oko do Czytelnika.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 463
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 7/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.