Graham Masterton bardzo często wykorzystuje motywy historyczne, do nadania swoim powieściom odpowiedniego tła. Zadziwiające, z jaką łatwością autor potrafi wyjąć kawałek światowej historii i wymieszać go z fikcją w taki sposób, że czytelnik dostaje wiarygodną, fascynującą, chociaż przecież niemożliwą fabułę, w którą wnika bez reszty.
„Podpalacze ludzi” (wydane w Polsce także pod tytułem „Wyznawcy płomienia” ) to historia Lloyda Denmana, restauratora, którego narzeczona – Celia Williams ginie w płomieniach. Dziewczyna nie traci życia w wypadku, ale odbiera je sobie sama, oblewając się benzyną i podpalając. Lloyd nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią postanawia odkryć prawdę na własną rękę. Już niebawem dowie się, że nie wiedział prawie nic o swojej przyszłej małżonce, że za jej śmiercią kryje się wielka, niebezpieczna tajemnica. Niebawem Lloyd zaczyna widywać kogoś łudząco podobnego do Celii. W tragicznych okolicznościach ludzie zaczynają ginąć w ogniu…
Główny bohater odkrywa, że Celia nie była jedyną osobą, która dokonała samospalenia. W całym San Diego, dziesiątki ludzi odbierają sobie życie przechodząc przez płomienny rytuał, w myśl idei życia wiecznego. Jednym z narzędzi osiągnięcia nieśmiertelności jest nigdy nie ujawniona światu, ostatnia opera Ryszarda Wagnera, jednak co muzyka może stworzyć, muzyką można zniszczyć…
Lloyd wraz z przyjaciółmi (obowiązkowo samotna kobieta i wyjątkowo uzdolniony indiański chłopiec) w rytm muzyki operowej stawi czoła niebezpiecznym fanatykom, którzy w czasach III Rzeszy próbowali stworzyć nadludzi – Rasę Panów. Tym razem jednak, zagrożenie jest bardziej realne niż kiedykolwiek…
Dosyć o fabule, której zawiłości jeszcze niejeden raz wcisną czytelnika w fotel. Masterton po raz kolejny stworzył powieść, która funduje nam szaleńczą jazdę bez trzymanki, posługując się przy tym kilkoma sztuczkami. Finał, który jest nie tylko zaskakujący, ale też sensowny i efektowny zarazem, opisany jest w rytm muzyki Ryszarda Wagnera. Graham wyjątkowo obrazowo połączył słowo z dźwiękiem. Czytelnik może wręcz słyszeć dźwięki Wagnerowskie (o ile wcześniej chociaż raz zapoznał się z jego twórczością).
Na duży plus wypada zaliczyć gamę postaci, którą wykreował autor. Znów dostajemy postać obdarzonego mocą Indianina. Tym razem jednak, jest ona bardziej symbolem, metaforą z krwi, kości i tekstu pisanego. Ciekawą i dającą do myślenia postacią jest również pewien muskularny, młody mężczyzna, który odegra znaczącą rolę w fabule, jednocześnie wnosząc do powieści kolejne ciekawe przesłanie.
Masterton stawia przed czytelnikiem kilka bardzo poważnych pytań o sens życia, o cierpienie, o życie wieczne, oraz o istotę człowieczeństwa. Między wierszami dopatrujemy się ukrytych znaczeń, a takie pojęcia jak Władza, Miłość, Dusza, Nieśmiertelność stają się w naszych słownikach na nowo zredagowane.
„Podpalacze ludzi” nadal pozostają jedną z moich ulubionych książek tego autora. Jedynym mankamentem powieści jest to, że jak na horror, za mało straszy. Jednak nawet miłośnicy grozy powinni obowiązkowo książkę te przeczytać, by zapoznać się z fascynującą opowieścią, pełną zwrotów akcji, niebanalnych bohaterów i dużej ilości ognia…
Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1993
Liczba stron: Tom I – 192, tom II – 208
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 10/10