

Oficjalna strona internetowa
Poniżej prezentujemy opis powieści MANITOU: INFEKCJA!
Błyskotliwa powieść, która bawiąc, zmusza do poważnej refleksji nad kondycją współczesnego świata i nad koniecznością ponoszenia odpowiedzialności za błędy popełnione przez poprzednie pokolenia.
Profesor Anna Grey jest wirusologiem w szpitalu w Saint Louis i dzieli spokojne, dostatnie życie ze swoim życiowym partnerem, Davidem. Z kolei starzejący się Harry Erskine wciąż chce być złotym, beztroskim chłopakiem. Mieszka na Florydzie, kątem u przyjaciela, i zarabia pieniądze, przepowiadając przyszłość bogatym i znudzonym klientkom. Oboje, Anna i Harry, zostali wybrani, żeby przestrzec Stany Zjednoczone przed okrutnym atakiem grożącym błyskawicznym unicestwieniem ludności w całym kraju.
Ich losy niespodziewanie splotą się, gdy przyjdzie im wspólnie walczyć z zagrożeniem, którego źródła leżą w mrocznej historii Ameryki sprzed ponad trzystu lat. Duchy wymordowanych przed wiekami Indian szykują bowiem współczesnym Stanom Zjednoczonym nieuchronną apokalipsę!
Bez zbędnych wstępów, wkrótce po tym, gdy Agata Wiśniewska z ramienia Albatrosa zaproponowała mi prowadzenie tego spotkania, okazało się, że nie tylko będę je prowadził, ale mam również odebrać Grahama z lotniska i zapewnić mu towarzystwo podczas jego wizyty w Gdańsku. I tego dnia, kiedy jeździłem z nim po mieście swoją wysłużoną kijanką, słuchając Mozarta i rozmawiając o s w o i c h książkach z siedzącym obok Mastertonem, łapałem się na tym, że myślę w jak nierealnej sytuacji się znalazłem.
Tak więc pędziliśmy do Gdańska Głównego, prosto do hotelu, przy dźwiękach „Requiem D-Moll” Mozarta (wiedziałem, że za Iron Maiden nie przepada, a Słonia nie zna, więc postawiłem na moją ulubioną klasykę i słusznie, bo chwilę po tym, gdy wsiadł do mego auta, pochwalił mój gust muzyczny). Tutaj, zgodnie z planem mieliśmy zameldować się w hotelu i zwiedzić odrobinę Starówkę. Pierwsza część poszła bardzo łatwo, pomijając drobne wskazówki Grahama, który stwierdził, że jeszcze kiedyś nauczy mnie dobrze parkować, żebym potrafił wykorzystać najmniejsze przestrzenie. Z drugą częścią musieliśmy eksperymentować, ze względu na ograniczony czas. Na szczęście w zanadrzu miałem Krzysztofa Azarewicza, erudytę, okultystę, tłumacza, wydawcę, tekściarza, a od niedawna restauratora i przede wszystkim rodowitego gdańszczanina, który do tego perfekcyjnie posługuje się językiem angielskim. Dzięki temu sprytnie odciążyłem się od ciągłej konwersacji, a Graham mógł wreszcie porozmawiać z kimś, kto nie odpowiadał mu na pytania prostymi zdaniami w przypadkowych czasach. Już z Krzysztofem udaliśmy się do restauracji manna 68, którą prowadzi wraz ze swą żoną Anną (kryptoreklama zamierzona w pełni, sam Masterton reklamował potem lokal na spotkaniu), gdzie zostaliśmy doskonale ugoszczeni. Niech przemówi fakt, że jest to jedyne w Gdańsku miejsce gdzie można zjeść wyłącznie wegetariańskie jedzenie, w zasadzie od podstaw wykonane na miejscu, a zarówno Graham, jak i ja raczej skłaniamy się ku mięsnym potrawom. Tymczasem zaserwowane tutaj jadło smakowało nam tak bardzo, że Masterton robił jego zdjęcia, mówiąc, że pokaże je swojemu synowi, który zapewne nigdy nie uwierzy, że jego ojciec je wegetariańskie potrawy.
Tymczasem przyszedł czas, by wyruszyć na spotkanie do Galerii Bałtyckiej, a licząc się z możliwością korków,= staraliśmy się dotrzeć na miejsce przed czasem. W zasadzie nam się udało, nie wziąłem jedynie pod uwagę faktu, że parking znajduje się na trzecim piętrze (tym razem dostałem nauki jak zaciągać hamulec ręczny), a Empik w podziemiach. A Graham Masterton już nie nadaje się na rączego biegacza, skutkiem czego dotarliśmy na miejsce przeznaczenia ledwie dwie minuty przed czasem. Szczęśliwie, z tego co słyszałem i czytałem, wszystkie inne spotkania podczas tej wizyty z przyczyn niezależnych były jeszcze bardziej opóźnione.
Samo spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze, co nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto kiedykolwiek spotkał Mastertona lub był na spotkaniu z nim. To urodzony showman, który doskonale wie, co, kiedy i jak chce powiedzieć. Moje pytania były jedynie dodatkiem do tego, co autor opowiadał, szczególnie, że mógł skorzystać z usług utalentowanego tłumacza, który perfekcyjnie wczuł się w swoją rolę (co również zostało docenione przez Grahama). Tak więc przez następną godzinę z okładem Masterton opowiadał o swoich początkach, starych i nowych powieściach, mniej i bardziej znanych faktach. Z najbardziej elektryzujących fanów autora to niewątpliwie te, że już wkrótce doczekamy się kolejnych odsłon cykli Katie Maquire i Szkarłatna Wdowa, a co jeszcze ciekawsze – autor zdecydował się powrócić do świata Manitou i Wojowników Nocy i szykuje powieści dopełniające te właśnie serie. O Manitou na razie wiadomo niewiele, nowi Wojownicy Nocy tym razem będą ratować seksualne niewolnice wykorzystywane w snach… Cały Masterton.
I tak jak niespodziewanie pojawiła się okazja do tego spotkania, tak równie szybko dobiegło ono końca. Odprowadziłem autora do hotelu, obiecaliśmy sobie, że złapiemy się za kilka dni na Pyrkonie, niestety, tym razem się nie udało. Ja tymczasem wsiadłem w samochód i wyruszyłem w 80-kilometrową drogę do domu, wspominając niezwykłe spotkanie, które pochłonęło mnie tak bardzo, że zapomniałem sobie zrobić choćby jedno zdjęcie z Grahamem. Szczęście, że robili je inni.
Łukasz Radecki
Zdjęcie z Warszawskich Targów Książki, 2018.
Drużyna, która napisała książkę MASTERTON. OPOWIADANIA. TWARZĄ W TWARZ Z PISARZEM. Trwają rozmowy o nowym wydaniu tej książki – zaktualizowanej, ulepszonej, rozbudowanej. Trzymajcie kciuki! 🙂
Zaopatrzony w numer specjalny
OkoLicy Strachu, w którym znalazło się niepublikowane opowiadanie i plecak pełen
książek (serię Primy z lat 90-tych), z wielką ekscytacją dojechałem na
spotkanie z moim mistrzem Grahamem Mastertonem w szczecińskim Empiku. To
kolejny raz, gdy z mocnym postanowieniem spotkania z pisarzem, ruszyłem pełen
nadziei, że w końcu to się uda. Próby podejmowałem kilkukrotnie, jednak zawsze
komplikacje życiowe skutecznie stawały mi naprzeciw. Oczywiście w plecaku
miałem także listy od śp. Andrzeja Kuryłowicza – założyciela wydawnictw Prima i
Albatros, w których informował mnie o wizycie Mastertona z 1993 roku, która,
jak się potem okazało, nie doszła do skutku. Bardzo chciałem je Grahamowi pokazać.
fot. Rafał Charusta
Szczecin przywitał mnie piękną
pogodą, ale i korkami na wjeździe do miasta, jednak bez większych problemów dotarłem
do Galerii Kaskada, gdzie miałem poprowadzić spotkanie z pisarzem.
W przeciwieństwie do mnie, Graham Masterton dotarł z 30-minutowym opóźnieniem
(kochamy nasze koleje!). Cały czas zastanawiałem się, czy siedemdziesięciodwuletni
Graham będzie miał w sobie tyle siły, aby prosto z pociągu dotrzeć na miejsce i
przez kolejne dwie godziny odpowiadać na pytania moje i publiczności, która
gromadnie przybyła na spotkanie.
Wszystko na szczęście się udało i
z lekkim opóźnieniem, ale w świetnych humorach rozpoczęliśmy spotkanie. To była
pierwsza wizyta Grahama w Szczecinie i tego dotyczyło także moje pytanie, w
którym zawarłem także obawę o zmęczenie autora podróżą. Graham odpowiedział
zdziwiony, że wszystko jest OK i czuje się fantastycznie, przytaczając od razu
kolejowe historie, jakie spotkały go po drodze. Z rozwianymi obawami zadałem
kolejne dwa pytania i nagle z przerażeniem uświadomiłem sobie, że autor
odpowiedział w nich także na kilka kolejnych z przeze mnie przygotowanych,
rozbijając mi ich kolejność, a pozostałe w sumie straciły sens. Zerkałem na
tłumaczkę i zastanawiałem się, czy popularny „Masti”, nie dostał ich
przypadkiem wcześniej (śmiech). Jak się później okazało – nie! Zaczęła się więc
wielka improwizacja, a kartki z pytaniami poszły na bok. Graham opowiadał i
snuł historie o początku swojej kariery, w sumie to zaczął od dzieciństwa,
szkoły, pierwszej pracy i dotarł na koniec do właściwego, zadanego przeze mnie
na początku: „Dlaczego Manitou ma dwie wersje zakończenia, a w Polsce cały czas
kolejne wznowienia są z wersją, gdzie technologia pokonuje indiańskiego demona?”.
fot. Rafał Charusta
Masterton tryskał energią,
opowiadając o niemal całej swojej twórczości. Rozmawialiśmy o tym, skąd czerpie
pomysły do swoich książek, o zawodzie pisarza, tworzeniu postaci bohaterów. Nie
obyło się też bez wspomnień o początkach kariery pisarza w Polsce, gdzie
przytaczał kultową już historię zapłaty za „Manitou” ikonami i kiełbasą. Dużo
czasu poświęciliśmy działalności charytatywnej, którą prowadzi, zaś historia o
tym, jak pojedynczy egzemplarz swojej najnowszej powieści drukuje i przeznacza
na aukcję, z której dochód przeznaczony jest na Dom Dziecka w Górcu, chwyciła
wszystkich za serca, co było doskonale widać po reakcji publiczności. Zresztą
lokalne media, także zachwycone tą historią, postanowiły nagrać materiał na ten
temat.
Nawet nie wiem, kiedy minęły
przeznaczone na spotkanie dwie godziny, a koordynatorka spotkania ze strony
Empiku pokazywała mi „Time out”. Spotkanie starałem się zakończyć chyba cztery
razy, jednak kolejne padające z sali pytania powodowały, że Graham na nowo się
„rozkręcał” i wcale nie wyglądało, że za chwilę będziemy kończyć. W sumie, to
nie miałem nic przeciwko, aby spotkanie trwało jeszcze dłużej. Ludzie, którzy w
końcu doczekali się wizyty Mastertona w Szczecinie, mieli przecież prawo
przebywać ze swoim ulubionym pisarzem jak najdłużej. Gdy wszyscy na koniec
podziękowali Mastertonowi gromkimi brawami, rozpoczął się chyba najmilszy moment
podpisywania książek oraz krótkich prywatnych rozmów z pisarzem. Nie musze
chyba pisać, że trwało to dość długo, a ja zapytałem ochroniarza, o której
zamykają Empik.
fot. Rafał Charusta
Gdy już wszyscy się rozeszli,
wyciągnąłem z plecaka naręcze książek i kolejno podsuwałem je do podpisu.
Wspomniałem także Mastertonowi o moich próbach spotkania się z nim i pokazałem
przywiezione ze sobą listy. Poprosiłem także o podpisanie jednego, aby w końcu
mieć dowód, że spotkaliśmy się po tylu latach. Ten wyjątkowy list leży obok
mnie z podpisami Grahama Mastertona i śp. Andrzeja Kuryłowicza.
Marzenia się spełniają.
Sebastian Sokołowski
Okiem na Horror, OkoLica Strachu.