Okładka wznowienia INFEKCJI i całościowe spojrzenie na serię MANITOU

Graham podesłał nam właśnie okładkę wznowienia szóstej części serii MANITOU w nowej szacie graficznej. INFEKCJA pojawi się za sprawą Wydawnictwa Albatros już 8 sierpnia.

Poniżej prezentujemy okładkę INFEKCJI, a także całościowe spojrzenie na wszystkie części serii w odświeżonej szacie graficznej:





Jak Wam się podoba?

Statek Głupców prosi o pytania (konkurs z nagrodami)

Blog Statek Głupców ogłosił konkurs z okazji wywiadu, który właśnie przeprowadzają z Grahamem Mastertonem. Aby wygrać książkę autora z autografem lub dedykacją, wystarczy wymyślić propozycję oryginalnego pytania. Trzy najciekawsze zostaną zadane pisarzowi oraz nagrodzone.

Pytania można zamieszczać w komentarzach pod postem na fanpage’u Statku Głupców na Facebooku:


Oczywiście zachęcamy do udziału w zabawie! 

Warsztaty z Mistrzem – Graham poprowadzi zajęcia z pisania we Wrocławiu

20 lipca o godzinie 11.00, w sali 111 na Uniwersytecie Wrocławskim, odbędą się zajęcia z Grahamem Mastertonem, który udzieli studentom wskazówek dotyczących pisania. Autor zachęci ich również do składania swoich opowiadań w konkursie, w którym dla zwycięzcy przygotowana będzie atrakcyjna nagroda.

Instytut Filologii Angielskiej Uniwersytetu Wrocławskiego zachęca do zapisania się na warsztaty za pomocą poniższego formularza:

MANITOU: INFEKCJA już 8 sierpnia w Albatrosie!

8 sierpnia w Albatrosie pojawi się ostatnia (póki co) powieść z legendarnego, kultowego cyklu MANITOU, która do tej pory była wydana w Polsce tylko raz, na dodatek przez wydawnictwo Rebis, w innym formacie oraz szacie graficznej, niż reszta powieści. Dzięki zakupowi praw do całej serii, już za niecałe dwa miesiące będziemy mogli postawić na półce zunifikowaną graficznie serię.

Poniżej prezentujemy opis powieści MANITOU: INFEKCJA!



 MROCZNY THRILLER Z ELEMENTAMI HORRORU.
POWIEŚĆ Z CYKLU „MANITOU”.

 
Błyskotliwa powieść, która bawiąc, zmusza do poważnej refleksji nad kondycją współczesnego świata i nad koniecznością ponoszenia odpowiedzialności za błędy popełnione przez poprzednie pokolenia.
 
Profesor Anna Grey jest wirusologiem w szpitalu w Saint Louis i dzieli spokojne, dostatnie życie ze swoim życiowym partnerem, Davidem. Z kolei starzejący się Harry Erskine wciąż chce być złotym, beztroskim chłopakiem. Mieszka na Florydzie, kątem u przyjaciela, i zarabia pieniądze, przepowiadając przyszłość bogatym i znudzonym klientkom. Oboje, Anna i Harry, zostali wybrani, żeby przestrzec Stany Zjednoczone przed okrutnym atakiem grożącym błyskawicznym unicestwieniem ludności w całym kraju.

Ich losy niespodziewanie splotą się, gdy przyjdzie im wspólnie walczyć z zagrożeniem, którego źródła leżą w mrocznej historii Ameryki sprzed ponad trzystu lat. Duchy wymordowanych przed wiekami Indian szykują bowiem współczesnym Stanom Zjednoczonym nieuchronną apokalipsę!

Relacja ze spotkania z Grahamem Mastertonem w Gdańsku – wspomina Łukasz Radecki

Z Grahamem Mastertonem miałem okazję spotkać się już kilkukrotnie, ale możliwość prowadzenia autorskiego spotkania z nim była swoistą nobilitacją i spełnieniem niewypowiedzianych marzeń. Pięć lat temu jechałem przez Polskę z całą rodziną, aż do Krakowa, by móc chociaż zobaczyć autora, który silnie wpłynął na moją twórczość i udało mi się wtedy przeprowadzić z nim mój pierwszy wywiad na żywo. To, co wydarzyło się podczas tegorocznej wizyty, przeszło wszystkie wyobrażenia.

Bez zbędnych wstępów,  wkrótce po tym, gdy Agata Wiśniewska z ramienia Albatrosa zaproponowała mi prowadzenie tego spotkania, okazało się, że nie tylko będę je prowadził, ale mam również odebrać Grahama z lotniska i zapewnić mu towarzystwo podczas jego wizyty w Gdańsku. I tego dnia, kiedy jeździłem z nim po mieście swoją wysłużoną kijanką, słuchając Mozarta i rozmawiając o  s w o i c h  książkach z siedzącym obok Mastertonem, łapałem się na tym, że myślę w jak nierealnej sytuacji się znalazłem.


Do rzeczy jednak. Graham miał przylecieć po jedenastej, prosto z Londynu, ale zdecydował, że woli się wyspać i przybył do Polski dzień wcześniej, do Warszawy. W Gdańsku ostatecznie miał zjawić się chwilę po czternastej. Zgodnie z prawami Murphy’ego, odległość z Warszawy do Gdańska okazała się zbyt duża dla polskich linii lotniczych i samolot dotarł na miejsce z blisko godzinnym opóźnieniem. Masterton mimo to przywitał mnie z uśmiechem, a na moje pytanie, czy podróż była męcząca, stwierdził jedynie, że po prostu wynudził się przez ostatnią godzinę. Ja z kolei przyznałem, że dzięki niespodziewanemu oczekiwaniu mogłem dokończyć jego najnowszą powieść. Oczywiście, pchnęło to rozmowę na tory o “Wirusie”, który wzbudza wiele kontrowersji i wywołuje wyjątkowo rozbieżne opinie. Gdy Graham usłyszał, że w odróżnieniu od wielu dziennikarzy i recenzentów naprawdę świetnie się bawiłem przy tej książce, bardzo się ożywił i przyznał, że sam bardzo dobrze się bawił podczas jej pisania. Dla tych, którzy jeszcze nie czytali wspomnę tylko tyle, że bez dwóch zdań jest to jedna z najbrutalniejszych i najkrwawszych powieści autora (co samo w sobie jest wyczynem), ale przy tym jedna z najbardziej kuriozalnych. Bo co powiecie na nawiedzoną odzież z lumpeksu? No właśnie… Ale jak sam Masterton przyznaje, dziwi się czasem reakcjom fanów horroru. Takie pomysły uznają za bzdury, a jednocześnie akceptują wampiry, zombie, wilkołaki… To z kolei sprawiło, że przez dużą część drogi rozmawialiśmy właśnie o różnego rodzaju nieumarłych. Oczywiście najbardziej obśmialiśmy wampiry i ich współczesne kreacje, szczególnie te w młodzieżowych serialach. Nie mogłem być hipokrytą i wspomniałem o swoich (i Roberta Cichowlasa) książkach o zombie, co bardzo zaciekawiło Grahama, choć przyznam, że wtedy myślałem, że to tylko kurtuazja…

Tak więc pędziliśmy do Gdańska Głównego, prosto do hotelu, przy dźwiękach „Requiem D-Moll” Mozarta (wiedziałem, że za Iron Maiden nie przepada, a Słonia nie zna, więc postawiłem na moją ulubioną klasykę i słusznie, bo chwilę po tym, gdy wsiadł do mego auta, pochwalił mój gust muzyczny). Tutaj, zgodnie z planem mieliśmy zameldować się w hotelu i zwiedzić odrobinę Starówkę. Pierwsza część poszła bardzo łatwo, pomijając drobne wskazówki Grahama, który stwierdził, że jeszcze kiedyś nauczy mnie dobrze parkować, żebym potrafił wykorzystać najmniejsze przestrzenie. Z drugą częścią musieliśmy eksperymentować, ze względu na ograniczony czas. Na szczęście w zanadrzu miałem Krzysztofa Azarewicza, erudytę, okultystę, tłumacza, wydawcę, tekściarza, a od niedawna restauratora i przede wszystkim rodowitego gdańszczanina, który do tego perfekcyjnie posługuje się językiem angielskim. Dzięki temu sprytnie odciążyłem się od ciągłej konwersacji, a Graham mógł wreszcie porozmawiać z kimś, kto nie odpowiadał mu na pytania prostymi zdaniami w przypadkowych czasach. Już z Krzysztofem udaliśmy się do restauracji manna 68, którą prowadzi wraz ze swą żoną Anną (kryptoreklama zamierzona w pełni, sam Masterton reklamował potem lokal na spotkaniu), gdzie zostaliśmy doskonale ugoszczeni. Niech przemówi fakt, że jest to jedyne w Gdańsku miejsce gdzie można zjeść wyłącznie wegetariańskie jedzenie, w zasadzie od podstaw wykonane na miejscu, a zarówno Graham, jak i ja raczej skłaniamy się ku mięsnym potrawom. Tymczasem zaserwowane tutaj jadło smakowało nam tak bardzo, że Masterton robił jego zdjęcia, mówiąc, że pokaże je swojemu synowi, który zapewne nigdy nie uwierzy, że jego ojciec je wegetariańskie potrawy.


W miłej atmosferze spędziliśmy dobrą godzinę, rozmawiając o sprawach różnych. No dobrze, głównie rozmawiał Krzysztof, Anna i Graham, ja od czasu do czasu coś wydukałem. Tematów było sporo i czasem wręcz zapominałem, że to nie jest towarzyskie spotkanie, ale służbowa wizyta pisarza w Polsce i zaraz będziemy jechać na spotkanie autorskie. Tymczasem Graham podziwiał Gdańsk (który zaskoczył go swoją wielkością), dopytywał o nasze życiorysy, a przede wszystkim żartował. Na przykład gdy rozmawialiśmy o Morcie Castle, spytał, czy go znam, czy utrzymuję z nim kontakt, po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi westchnął teatralnie – „No tak, pisarze! Wszyscy się znają”. Podobnie gdy Krzysztof podsunął mu do podpisu egzemplarz pierwszego wydania „Manitou” i przyznał, że czytał ją przed laty i zaczynał od niej przygodę z tego typu literaturą, Masterton znów westchnął i tym razem (równie teatralnie) zakrzyknął: „Oczywiście! Wszyscy w Polsce kiedyś od tego zaczynali!” W tym żarcie nie ma zresztą przesady. To pierwszy horror, który ukazał się w naszym kraju po tak zwanym upadku komunizmu.

Tymczasem przyszedł czas, by wyruszyć na spotkanie do Galerii Bałtyckiej, a licząc się z możliwością korków,= staraliśmy się dotrzeć na miejsce przed czasem. W zasadzie nam się udało, nie wziąłem jedynie pod uwagę faktu, że parking znajduje się na trzecim piętrze (tym razem dostałem nauki jak zaciągać hamulec ręczny), a Empik w podziemiach. A Graham Masterton już nie nadaje się na rączego biegacza, skutkiem czego dotarliśmy na miejsce przeznaczenia ledwie dwie minuty przed czasem. Szczęśliwie, z tego co słyszałem i czytałem, wszystkie inne spotkania podczas tej wizyty z przyczyn niezależnych były jeszcze bardziej opóźnione.

Samo spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze, co nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto kiedykolwiek spotkał Mastertona lub był na spotkaniu z nim. To urodzony showman, który doskonale wie, co, kiedy i jak chce powiedzieć. Moje pytania były jedynie dodatkiem do tego, co autor opowiadał, szczególnie, że mógł skorzystać z usług utalentowanego tłumacza, który perfekcyjnie wczuł się w swoją rolę (co również zostało docenione przez Grahama). Tak więc przez następną godzinę z okładem Masterton opowiadał o swoich początkach, starych i nowych powieściach, mniej i bardziej znanych faktach. Z najbardziej elektryzujących fanów autora to niewątpliwie te, że już wkrótce doczekamy się kolejnych odsłon cykli Katie Maquire i Szkarłatna Wdowa, a co jeszcze ciekawsze – autor zdecydował się powrócić do świata Manitou i Wojowników Nocy i szykuje powieści dopełniające te właśnie serie. O Manitou na razie wiadomo niewiele, nowi Wojownicy Nocy tym razem będą ratować seksualne niewolnice wykorzystywane w snach… Cały Masterton.


Po rozmowach z fanami i podpisaniu kilkudziesięciu książek udaliśmy się do restauracji, gdzie przy winie (Graham) i kawie (ja) rozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim. Głównym tematem były nasze dzieci, twórczość pisarska i irlandzkie dowcipy, a mimo coraz bardziej dającego o sobie znać zmęczenia atmosfera się rozluźniała. Pamiętam wciąż moje pierwsze spotkanie z autorem, kiedy podczas dwudziestominutowego wywiadu byłem tak podekscytowany, że gdyby nie dyktafon, nic z tego bym nie zapamiętał. Tymczasem tutaj siedzieliśmy sobie patrząc na Motławę i nie spiesząc się nigdzie rozmawialiśmy o tym, że Polacy są bardzo wrażliwi na swoim punkcie, że najważniejsze w pisaniu jest to, żeby bawiło ono twórcę i że jedyne, co w tym życiu ma znaczenie, to nasze dzieci, bo to one są tym, co naprawdę po nas zostanie. Skorzystałem oczywiście z okazji by powspominać niektóre z książek autora, narzekając chociażby na zakończenie „Kostnicy” (Graham obiecał mi, że zmieni je przy wznowieniu :)), albo zachwycając się tym z „Wirusa” (tu komentarz – „człowiek pracuje, myśli, chce przestraszyć, a on się ciągle z tego śmieje”). Pomijam kwestie, w których Masterton dopytywał o moje książki i złożył mi pewne propozycje – będę się trzymał jedynie tej, że obiecał mi na Gwiazdkę nowy uchwyt na telefon w kształcie trupiej ręki (gdy jeździliśmy po Gdańsku z GPS-em, mój telefon wypadał z uchwytu średnio co trzeci wybój, czego Graham nie omieszkał skomentować).

I tak jak niespodziewanie pojawiła się okazja do tego spotkania, tak równie szybko dobiegło ono końca. Odprowadziłem autora do hotelu, obiecaliśmy sobie, że złapiemy się za kilka dni na Pyrkonie, niestety, tym razem się nie udało. Ja tymczasem wsiadłem w samochód i wyruszyłem w 80-kilometrową drogę do domu, wspominając niezwykłe spotkanie, które pochłonęło mnie tak bardzo, że zapomniałem sobie zrobić choćby jedno zdjęcie z Grahamem. Szczęście, że robili je inni.

Łukasz Radecki

Szczegóły lipcowej wizyty Grahama w Polsce

Graham podzielił się z nami właśnie szczegółami swojej lipcowej wizyty w Polsce. Celem wizyty jest wręczenie nagrody w drugiej edycji konkursu W WIĘZIENIU PISANE, ale autor znajdzie też czas na spotkania z czytelnikami. Odbędą się one:

17 lipca o godzinie 19.00 w Art Hotel we Wrocławiu przy ulicy Kiełbaśniczej 20

18 lipca o godzinie 17.00 w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy w Międzyborzu, przy ulicy Wrocławskiej 8

19 lipca o godzinie 17.30 w Miejskiej i Gminnej Bibliotece Publicznej w Wołowie, przy ulicy Gen. Wł. Sikorskiego 8

20 lipca o godzinie 19.00 w Gminnej Bibliotece Publicznej w Czernicy, przy ulicy Wojska Polskiego 9

Zapraszamy!

Masterton w kalendarzu

1 czerwca to Dzień Dziecka – jak się okazuje, nawet autorzy książek dla dorosłych odbiorców mogą mieć z tej okazji złotą myśl. Poniżej prezentujemy kartkę z (polskiego!) kalendarza, z piękną sentencją Grahama Mastertona.

Piotr, Graham, Robert…

Zdjęcie z Warszawskich Targów Książki, 2018.

Drużyna, która napisała książkę MASTERTON. OPOWIADANIA. TWARZĄ W TWARZ Z PISARZEM. Trwają rozmowy o nowym wydaniu tej książki – zaktualizowanej, ulepszonej, rozbudowanej. Trzymajcie kciuki! 🙂

TAŃCZĄCE MARTWE DZIEWCZYNKI już jesienią!

Wydawnictwo Albatros opublikowało katalog wydawniczy na 2018 rok, dzięki czemu mogliśmy poznać okładkę, opis i przybliżoną datę premiery powieść DEAD GIRLS DANCING, czyli ósma część cyklu kryminałów z Katie Maguire.

Polski tytuł powieści jest dość dosłowny: TAŃCZĄCE MARTWE DZIEWCZYNKI. Książka liczyć będzie 448 stron, a za jej przekład odpowiadają Anna Dobrzańska i Paweł Korombel. Wstępna data premiery to jesień 2018.

Poniżej przedstawiamy stronę z katalogu wydawnictwa Albatros, na której możecie zobaczyć także okładkę i przeczytać opis powieści.



Relacja ze spotkania z Grahamem Mastertonem w Szczecinie – wspomina Sebastian Sokołowski

Zaopatrzony w numer specjalny
OkoLicy Strachu, w którym znalazło się niepublikowane opowiadanie i plecak pełen
książek (serię Primy z lat 90-tych), z wielką ekscytacją dojechałem na
spotkanie z moim mistrzem Grahamem Mastertonem w szczecińskim Empiku. To
kolejny raz, gdy z mocnym postanowieniem spotkania z pisarzem, ruszyłem pełen
nadziei, że w końcu to się uda. Próby podejmowałem kilkukrotnie, jednak zawsze
komplikacje życiowe skutecznie stawały mi naprzeciw. Oczywiście w plecaku
miałem także listy od śp. Andrzeja Kuryłowicza – założyciela wydawnictw Prima i
Albatros, w których informował mnie o wizycie Mastertona z 1993 roku, która,
jak się potem okazało, nie doszła do skutku. Bardzo chciałem je Grahamowi pokazać.


fot. Rafał Charusta

Szczecin przywitał mnie piękną
pogodą, ale i korkami na wjeździe do miasta, jednak bez większych problemów dotarłem
do Galerii Kaskada, gdzie miałem poprowadzić spotkanie z pisarzem.
W przeciwieństwie do mnie, Graham Masterton dotarł z 30-minutowym opóźnieniem
(kochamy nasze koleje!). Cały czas zastanawiałem się, czy siedemdziesięciodwuletni
Graham będzie miał w sobie tyle siły, aby prosto z pociągu dotrzeć na miejsce i
przez kolejne dwie godziny odpowiadać na pytania moje i publiczności, która
gromadnie przybyła na spotkanie.

Wszystko na szczęście się udało i
z lekkim opóźnieniem, ale w świetnych humorach rozpoczęliśmy spotkanie. To była
pierwsza wizyta Grahama w Szczecinie i tego dotyczyło także moje pytanie, w
którym zawarłem także obawę o zmęczenie autora podróżą. Graham odpowiedział
zdziwiony, że wszystko jest OK i czuje się fantastycznie, przytaczając od razu
kolejowe historie, jakie spotkały go po drodze. Z rozwianymi obawami zadałem
kolejne dwa pytania i nagle z przerażeniem uświadomiłem sobie, że autor
odpowiedział w nich także na kilka kolejnych z przeze mnie przygotowanych,
rozbijając mi ich kolejność, a pozostałe w sumie straciły sens. Zerkałem na
tłumaczkę i zastanawiałem się, czy popularny „Masti”, nie dostał ich
przypadkiem wcześniej (śmiech). Jak się później okazało – nie! Zaczęła się więc
wielka improwizacja, a kartki z pytaniami poszły na bok. Graham opowiadał i
snuł historie o początku swojej kariery, w sumie to zaczął od dzieciństwa,
szkoły, pierwszej pracy i dotarł na koniec do właściwego, zadanego przeze mnie
na początku: „Dlaczego Manitou ma dwie wersje zakończenia, a w Polsce cały czas
kolejne wznowienia są z wersją, gdzie technologia pokonuje indiańskiego demona?”.


fot. Rafał Charusta

Masterton tryskał energią,
opowiadając o niemal całej swojej twórczości. Rozmawialiśmy o tym, skąd czerpie
pomysły do swoich książek, o zawodzie pisarza, tworzeniu postaci bohaterów. Nie
obyło się też bez wspomnień o początkach kariery pisarza w Polsce, gdzie
przytaczał kultową już historię zapłaty za „Manitou” ikonami i kiełbasą. Dużo
czasu poświęciliśmy działalności charytatywnej, którą prowadzi, zaś historia o
tym, jak pojedynczy egzemplarz swojej najnowszej powieści drukuje i przeznacza
na aukcję, z której dochód przeznaczony jest na Dom Dziecka w Górcu, chwyciła
wszystkich za serca, co było doskonale widać po reakcji publiczności. Zresztą
lokalne media, także zachwycone tą historią, postanowiły nagrać materiał na ten
temat.

Nawet nie wiem, kiedy minęły
przeznaczone na spotkanie dwie godziny, a koordynatorka spotkania ze strony
Empiku pokazywała mi „Time out”. Spotkanie starałem się zakończyć chyba cztery
razy, jednak kolejne padające z sali pytania powodowały, że Graham na nowo się
„rozkręcał” i wcale nie wyglądało, że za chwilę będziemy kończyć. W sumie, to
nie miałem nic przeciwko, aby spotkanie trwało jeszcze dłużej. Ludzie, którzy w
końcu doczekali się wizyty Mastertona w Szczecinie, mieli przecież prawo
przebywać ze swoim ulubionym pisarzem jak najdłużej. Gdy wszyscy na koniec
podziękowali Mastertonowi gromkimi brawami, rozpoczął się chyba najmilszy moment
podpisywania książek oraz krótkich prywatnych rozmów z pisarzem. Nie musze
chyba pisać, że trwało to dość długo, a ja zapytałem ochroniarza, o której
zamykają Empik.


fot. Rafał Charusta

Gdy już wszyscy się rozeszli,
wyciągnąłem z plecaka naręcze książek i kolejno podsuwałem je do podpisu.
Wspomniałem także Mastertonowi o moich próbach spotkania się z nim i pokazałem
przywiezione ze sobą listy. Poprosiłem także o podpisanie jednego, aby w końcu
mieć dowód, że spotkaliśmy się po tylu latach. Ten wyjątkowy list leży obok
mnie z podpisami Grahama Mastertona i śp. Andrzeja Kuryłowicza.

Marzenia się spełniają.

Sebastian Sokołowski

Okiem na Horror, OkoLica Strachu.