Recenzja książki SZAŁ SEKSU

„Szał seksu” powstał w 1993 i niecały rok później pojawił się już na polskich półkach za sprawą Wydawnictwa Rebis. Ta dość długa, bo prawie 400-stronicowa książka tym razem skupia się na kłopotach w raju – czyli na chorobie, jaką jest AIDS. Na szczęście nie jest to tematem naczelnym i w poradniku tym znajdziemy również całą gamę innych informacji związanych z seksem.

Pierwszy rozdział „Szału seksu” praktycznie w całości poświęcony jest wirusowi HIV i metodom zabezpieczenia się przed nim. Masterton jest orędownikiem bezpiecznego seksu, zasady ograniczonego zaufania względem nowopoznanych partnerów, a także przestrzegania metod antykoncepcji, które również szczegółowo omawia w książce.

W późniejszych rozdziałach dowiadujemy się między innymi o kilku pomysłach na seks po 50-tym roku życia, o dbaniu o swój wygląd zewnętrzny, aby być jak najatrakcyjniejszym dla partnera, a także co naprawdę podnieca mężczyznę. Masterton cały czas podkreśla niezwykłą i bardzo istotną rolę kobiety w związku seksualnym, niejednokrotnie nawet dużo ważniejszą, niż rola mężczyzny. To ona jest w stanie wyleczyć partnera z większości dręczących go problemów seksualnych – od impotencji, po przedwczesny wytrysk. Przykładowe metody i pomysły na terapię leczącą te przypadłości, również szczegółowo przedstawione są w książce.

Kolejne rozdziały szerzej niż dotychczasowe poradniki Brytyjczyka skupiają się na najprzeróżniejszych fantazjach, marzeniach seksualnych, fetyszach, czy drobnych podnietach. W rozważaniach na temat tego, co jest zboczone, a co nie, autor daje jasno do zrozumienia, że człowieka ogranicza tylko jego wyobraźnia i  że wszystko, na co z ochotą przystaje oboje partnerów, z założeniem, że nie zagraża to ich życiu i zdrowiu, mieści się w granicach normy i może wywołać tylko pozytywny efekt we współżyciu danej pary. Nawet najbardziej ekstremalne fantazje, które są w praktyce niemożliwe do zrealizowania z różnych względów, mogą przyczynić się do podniesienia jakości życia erotycznego, kiedy nauczymy się je jawnie omawiać ze swoim partnerem czy partnerką.

Inny rozdział skupia się bardzo szczegółowo na erotycznych akcesoriach i zabawkach, wraz z opisem ich działania i efektów, jakie przynoszą, ze szczególnym wskazaniem na pieszczoty analne, które autor doradza obu stronom. Kolejny za to traktuje o niezwykle skutecznej metodzie przekazywania partnerowi informacji na temat swoich fantazji za pomocą kamery wideo. Każdy, kto ma problemy, by powiedzieć partnerowi wprost o swoich potrzebach i pragnieniach, może nakręcić dla niego film, w którym je przedstawi, lub odegra. Metoda ta, chociaż niecodzienna, jest podobno wysoce skuteczna, a już na pewno wyjątkowo erotyczna.

Książkę wieńczy lista „100 sposobów na doprowadzenie mężczyzny do szaleństwa”, a także kolejna, krótka piguła informacji na temat AIDS, umieszczona na końcu książki niejako dla przypomnienia i podkreślenia wagi informacji zawartych w pierwszym rozdziale.

Tradycyjnie, wszystkie powyższe zagadnienia poparte są dziesiątkami opublikowanych w książce listów od czytelników, którzy na realnych przykładach pokazują swoje problemy i ich rozwiązania. Chociaż „Szał seksu” jest lekturą bardziej dla kobiet, to jednak mężczyźni również powinni sięgnąć po nią, gdyż zawiera wiele cennych informacji na temat zagadnień wcześniej przez Mastertona nie poruszanych, lub potraktowanych pobieżnie.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1994

Liczba stron: 383

Format: 11 x 17

Recenzja książki KANDYDAT Z PIEKŁA

Na początku muszę wykrzyknąć: Nareszcie!

Ileż to lat musieliśmy czekać na wznowienie tej książki? Dziesięć, albo i więcej. Ale wreszcie jest, w dodatku w pięknej oprawie i odmastertonowskim wstępem, w którym czytamy na temat tego, co zainspirowało autora do napisania "Kandydata z piekła", a ta historia to nie na dwa czy trzy zdania, ale sporych rozmiarów ciekawostka.

Ta unikatowa do tej pory powieść wreszcie stała się ogólnie dostępna. Sam Masterton wyraził spory entuzjazm, gdy dowiedział się, że książka znowu trafi na polski rynek. Nic dziwnego. Jest to powieść z najlepszych pisarskich lat Brytyjczyka, powstała w okresie, gdy spod pióra Mastertona wychodziły takie powieści jak: "Dżinn", "Rytuał", "Sfinks", "Zemsta Manitou" czy "Demony Normandii".

Głównym bohaterem książki jest Jack Russo, który odpowiada za kampanię wyborczą Huntera Peala. Jednak ani Russo ani żadna inna osoba ze sztabu Peala początkowo nie wierzy w zwycięstwo kandydata. Cóż, do pewnego momentu. W jednej chwili Hunter staje się zupelnie innym człowiekiem. Z raczej małomównego i skromnego mężczyzny przeobraża się w prawdziwą gwiazdę medialną. Jego wystąpienia zaczynają dosłownie powalać na kolana. Ludzie lgną do niego, chcąc wyrazić wielkie poparcie.

Peal ukazuje im Amerykę taką, o jakiej mogli tylko pomarzyć. Pełną doskonałych plonów, bogatą, którą porównać można do raju. Ukazuje w sposób iście fantastyczny – wizje, jakie kreuje obezwładniają, zgromadzeni są przekonani, że to cud, a ich tworca jest kimś więcej, niż kandydatem z mniej niż przeciętnymi szansami na wygranie w wyborach, jak to było jeszcze niedawno.

Jack Russo oczywiście widzi, co się dzieje. Wraz z piękną i (nie inaczej) piersiastą Jeniffer odkrywają prawdę na temat gwałtownej metamorfozy Huntera Peala. Przyszły prezydent podpisał pakt z diabłem. Co z tego wyniknie? Pytania i odpowiedzi prześcigają się w tej powieści, atmosfera nie pozwala oderwać się od lektury, a intryga przeraża i poraża.

Na pięciuset stronach Masterton kreuje świat, jakiego nie znamy i jakiego poznać nie chcemy. A jednak lektura pochłania bez reszty. Masterton stworzył "Kandydata z piekła" na początku lat osiemdziesiątych, mamy więc charakterystyczne elementy w tej powieści, które dotyczą zarówno bohaterów, poszczególnych stanów w USA, które przemierza Peal, a także zachowań bohaterów i wielu innych szczegółów.

"Kandydat z piekła" to warta uwagi powieść, w której Masterton pokazuje talent pisarski na każdej stronie. Samo zakończenie mogłoby zostać rozbudowane, albo chociaż nieco bardziej uwiarygodnione, ale na swój sposób nawiązuje do przeboju literackiego, a potem kinowego "Egzorcysta" i zapewne niejednemu czytelnikowi przypadnie do gustu.

Autor recenzji: Barbara Klimczak
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 500
Format: 14,5 x 20,5
Nr ISBN: 9788376741192

Recenzja książki MOC SEKSU

„Moc seksu” to napisany w 1992 roku poradnik, który kontynuuje cykl książek z zakresu seksuologii użytkowej autorstwa Grahama Mastertona. Biorąc pod uwagę, że to już kolejna pozycja, która porusza podobną tematykę, można mieć obawy, że autor stanie się powtarzalny. Nic bardziej mylnego – „Moc seksu” jest najmądrzejszą i najdojrzalszą (jak na razie) książką o seksie spod pióra Brytyjczyka.

W poświęconym potencjałowi seksualnemu wstępie Masterton snuje rozważania na temat istoty erotycznego treningu – wszak seks jest o wiele ważniejszy niż jazda samochodem, albo sport, a mimo to ludzie nie poświęcają mu należytego przygotowania. Autor piętnuje też znikomą rolę erotyki w filmach i Internecie w poradnictwie, gdyż epatuje ona jedynie obrazami, bez słów wyjaśnienia dotyczącego uczuć, emocji, a także reakcji ciała i organizmu na dane zachowania. Trudno nie zgodzić się z Grahamem, który jednocześnie podkreśla, że dobrze stosowane erotyczne filmy czy zdjęcia mogą znacznie urozmaicić życie erotyczne i powinny być łatwo dostępne dla każdego, kto jest nimi żywo zainteresowany.

Zasadniczy problem wszelkich par nadal się nie zmienia – to wciąż nieumiejętność rozmawiania o swoich potrzebach i fantazjach, a także paniczny strach przed odrzuceniem przez partnera. Zaskakująco wiele kobiet i mężczyzn boi się reakcji ukochanego/ukochanej na najskrytsze pragnienia. Przykładowo, kobieta może wstydzić się tego, że podczas pieszczot robi się bardzo wilgotna, nie zdając sobie sprawy jak bardzo podnieca to mężczyzn. I odwrotnie – mężczyzna może uważać, że wzięcie kobiety oralnie spotka się z jej sprzeciwem, nie dowiadując się nawet, że ona marzy o tym w ramach długiej i namiętnej gry wstępnej. Masterton zwraca uwagę na ten brak porozumienia i uczy jak sobie z nim skutecznie radzić.

Graham gorąco zachęca do poznania siebie – reakcji własnego ciała, a także ciała swojego partnera, czy to przez dotyk, oględziny i sprawdzenie, jaki rodzaj stymulacji działa najskuteczniej, czy to przez nagranie swoich seksualnych wyczynów na video i spojrzenie na siebie niejako oczami drugiej osoby. Zaskakująco wiele niedociągnięć wychodzi wtedy na jaw, co skutecznie pomaga wprowadzić natychmiastowe poprawki do jakości współżycia. Taki zabieg pełni też niejako terapeutyczną rolę w związkach, które nie potrafią szczerze rozmawiać o tym, co robią źle, bojąc się wyzwisk i awantur, co zresztą zdarza się wyjątkowo często, kiedy on dowiaduje się, że był kiepski w łóżku, a ona, że była oziębła i miała zahamowania.

W późniejszych rozdziałach Masterton obala mity o jednoczesnym orgazmie, omawia istotną rolę kobiety w edukacji seksualnej partnera, dywaguje o kwestiach dominacji, czy też wyjaśnia przyczyny pierwszych seksualnych niepowodzeń u młodych ludzi. Wszystko oczywiście tradycyjnie poparte publikacją wycinków z listów Czytelniczek i Czytelników.

W dalszej części książki Brytyjczyk wraca do szczegółowego omówienia narządów płciowych kobiet i mężczyzn, ich reakcji, a także przedstawia najskuteczniejsze sposoby ich pobudzenia, łącznie z autorską „metodą Mastertona”. Bardziej naukowa część poświęcona jest również różnicom w budowie penisów, piersi, czy warg sromowych, a także temu, czy ich kształt i wielkość mogą wpłynąć na współżycie. Kilka podrozdziałów jest także poświęconych trudnej sztuce utrzymania erekcji (będziecie zaskoczeni, jak wiele może zależeć od psychicznych, a nie fizycznych aspektów), a także grze wstępnej, tak bardzo zapomnianej i rzadko odpowiednio wykorzystywanej, głównie przez mężczyzn, co prowadzi z kolei do niezaspokojenia i frustracji wśród kobiet.

W „Mocy seksu” Graham znów poświęca kilka stron fetyszom, akcesoriom i wyuzdanym fantazjom, ponownie podkreślając, że wszystko na co zgadzają się obie strony jest dozwolone, a nawet wskazane. Książka ta jest niezwykle obszerna tematycznie i nie sposób omówić wszystkich zawartych w niej porad, chociaż zdecydowanie warto pochylić się nad tymi najważniejszymi. Mężczyźni na pewno docenią porady dotyczące pieszczot łechtaczki, zwłaszcza ci, którzy uważają, że jest to magiczny „guzik miłości”, który naciśnięty wywołuje u kobiety orgazm w wersji instant. Kobiety zaś z czystym sercem docenią zapewnienie, że wszelkie ich pragnienia nie są niedopuszczalne i perwersyjne.

Masterton kontynuuje swoją krucjatę na rzecz seksualnego uświadomienia. Jego celem jest pokazanie ludziom, że mogą cieszyć się seksem w znacznie większym stopniu, niż robią to do tej pory. Autor chce, żeby ludzie nauczyli się cieszyć sztuką miłości, pokonali bariery ograniczające ich seksualny rozwój, a także przekonać ich do tego, że każdy może być kochankiem najwyższej jakości, jeśli tylko tego zabraknie. Oczywiście wymaga to wspólnej pracy, wysiłku i treningu, jak każda inna „dyscyplina”, jednak efekty jakie można osiągnąć są zdecydowanie tego warte. Wszak seks to dziedzina życia, które potrafi zaafektować wszystkie inne dziedziny. Oby robiła to zawsze pozytywnie.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1997

Liczba stron: 247

Format: 11 x 17

Recenzja książki ROZKOSZE MIŁOŚCI

Napisana w 1991 roku książka „Rozkosze miłości” to pozycja dla zaawansowanych, niezależnie od tego czy są od wielu lat małżeństwem, czy mają stałych partnerów i żyją na kocią łapę, a może uprawiają stale seks bez zobowiązań. Masterton założył, że nabywcy tej pozycji podstawy współżycia seksualnego mają już opanowane (lub po prostu czytali wcześniejsze poradniki Brytyjczyka), a teraz chcą swoje intymne relacje wynieść na zupełnie nowy poziom.

Założeniem książki jest pomoc w znalezieniu kompromisu pomiędzy dwiema osobami, których libido może się drastycznie różnić. Jeśli ON chce seksu trzy razy w miesiącu, a ONA trzy razy dziennie (albo odwrotnie), nie znaczy to, że czas się rozstać z powodu niedopasowanego temperamentu. Trzeba wtedy znaleźć wspólną drogę i sposoby zaspokojenia partnera w takiej częstotliwości, w jakiej tego potrzebuje. A możliwości są tysiące…

Na początek Masterton proponuje czytelnikowi 30 pytań, na które odpowiedzi TAK/NIE, odpowiednio podliczone, pokażą jaka dawka seksu jest dla niego najbardziej wskazana. Kiedy mniej więcej partnerzy szczerze ustalą, jak bardzo bywają popędliwi, przychodzi czas na kolejny krok: fantastyczne narzędzie, które Graham nazwał Seansem Wzajemnego Poznawania. Ta z pozoru banalna rzecz może wnieść nawet do najbardziej wypalonego związku rewolucyjne zmiany. Chodzi tu o testowy okres, który para kochanków przeznacza tylko dla siebie. Kilka godzin dziennie należy poświęcić na wspólne leżenie nago w łóżku i dokładne studiowanie ciał – zarówno swojego, jak i partnera. Dogłębne poznanie wyglądu i zasad funkcjonowania narządów płciowych to podstawa udanego związku. Do tego dochodzi oczywiście szczera rozmowa o wszystkim – nawet o najgłębszych marzeniach i fantazjach seksualnych, jakie by one nie były. Jesteś facetem i podnieca cię przebieranie się w kobiecie ubrania? Jesteś kobietą i podnieca cię, kiedy partner oddaje na ciebie mocz? Nie, nie jesteście chorzy, ani zboczeni, a podobne pragnienia mają miliony ludzi na całym świecie, a ich problemem jest to, że nie potrafią powiedzieć o tym ukochanej osobie, bo boją się zostać wyśmiani i odrzuceni.  Tymczasem, jak twierdzi Masterton, dopóki oboje partnerów się zgadza, a zabawa nie stanowi zagrożenia dla zdrowia i życia – wszystkie chwyty są dozwolone, by urozmaicić dawkę seksu.

W kolejnych rozdziałach Masterton doradza szereg eksperymentów, by na przykład codziennie, przez miesiąc czy dwa, wypróbowywać nową pozycję, fantazję, czy zabawkę seksualne (jest tu nawet rozdział poświęcony wibratorom, nakładkom, kulkom miłości i innym gadżetom mogącym zwiększyć podniecenie). Brytyjczyk namawia także kobiety do tego, by zaczęły grać większą rolę w związku i zachęca by przyjęły na siebie większą za niego odpowiedzialność. Powód jest prosty – wielu mężczyzn przejawia strach przed odrzuceniem i boją się wykonać pierwszy krok i przejąć inicjatywę. Kiedy zostaną w podniecający sposób ośmieleni i zrozumieją, że są dla kobiety atrakcyjni, podniecający i mają u niej szanse, natychmiast zasiadają za sterami i od tej pory wszystko idzie jak po maśle. Złota rada.

Wszystkie porady zawarte w „Rozkoszach miłości” mają na celu wyniesienie seksualnego związku na zupełnie nowe, niebiańskie poziomy. Celem autora było pokazanie setek możliwości, które już od teraz mogą urozmaicić życie seksualne każdej osoby, a także zwiększyć częstotliwość doznawania orgazmów, czy po prostu rozkoszy z seksu. Dzięki tej książce, kobiety częściej będą mogły szczytować, a mężczyźni będą wiedzieli jak je do tego doprowadzić. Kiedy więc jesteś w stałym związku, ale czujesz że coś w nim zamiera i może to mieć podłoże seksualne, warto urządzić sobie na przykład „miesiąc miłości” i codziennie wcielać w życie fantazję swoją, lub partnera (na przemian). Satysfakcja gwarantowana.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1992

Liczba stron: 249

Format: 11 x 17

Recenzja książki NOC GARGULCÓW

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami „Bazyliszek” nie był pojedynczą powieścią, a pierwszym tomem nadchodzącego cyklu o łowcach potworów. Niedawno na polskim rynku swoją światową premierę miał drugi tom serii „Monster hunters”, zatytułowany „Noc gargulców”. Pierwsza część wzbudziła we mnie mieszane uczucia, tak więc na kontynuację nie czekałem z zapartym tchem. Nie pomagał również fakt, że nigdy nie uważałem tytułowych gargulców za coś ciekawego i strasznego. I wiecie co? Myliłem się. 

Profesor Nathan Underhill nadal próbuje spełnić swoje marzenie i wyhodować mitycznego stwora. Tym razem obiektem jego zainteresowań jest feniks – ognisty ptak, który potrafi umrzeć i narodzić się ponownie. Komórki macierzyste pozyskane od feniksa mają znaleźć zastosowanie w leczeniu poparzeń i mogą stać się przełomem w dziedzinie medycyny. Eksperyment dochodzi do skutku, a Underhill dodatkowo udowadnia, że jego teoria od początku była słuszna.  Euforia nie trwa jednak długo. Wkrótce na drodze Nathana pojawia się Theodor Zauber, syn niesłanego Christiana Zaubera, który kosztem wielu istnień ludzkich próbował wyhodować Bazyliszka w pierwszym tomie cyklu. Okazuje się, że młody Zauber wcale nie jest osobą mniej bezwzględną niż jego ojciec. Właśnie znalazł sposób na ożywienie kamiennych gargulców, które wcale nie są jedynie ozdobami kościołów i innych starych budynków, a potworami i demonami, zamienionymi setki lat temu w kamień przez  powołaną przez Kościół, specjalnie wyszkoloną grupę egzorcystów. Theodor potrzebuje pomocy Underhilla, ponieważ nie potrafi odczynić uroku, a ożywione gargulce zostawiają swoją kamienną postać jedynie na kilka godzin. Żeby znów nie zamienić się w głaz potrzebują ludzkich serc, co oczywiście grozi masakrą.

„Noc gargulców” to powieść dynamiczna i wielowątkowa, co bardzo cieszy. Oprócz Nathana poznajemy jeszcze Jennę Pullet, charakterną i odważną policjantkę prowadzącą śledztwo w sprawie tajemniczych zabójstw, a także Braydona Harrisa, ojca poparzonej w wypadku samochodowym dziewczynki. Oczywiście znajdziemy tu także kilka interesujących postaci drugoplanowych.  Atmosfera jest duszna i mroczna, opisy klimatyczne i bogate w detale – generalnie czuć w tej powieści „starego, dobrego Mastertona”, którego wszyscy pokochaliśmy. Same gargulce okazują się być przerażające, a opisy ich zachowania, sposoby poruszania się, czy ataków na ludzi stanowią miły przerywnik i są bardzo ciekawe, chociaż mogłoby być ich więcej, ponieważ mają doskonały, horrorowy potencjał. Do tego dostajemy jeszcze kilka mitów i legend, sięgających średniowiecza. To Masterton jakiego kochamy.

Początkowo w powieści miało pojawić się więcej wątków związanych z Polską, jednak w miarę rozwoju fabuły Graham zdecydował, że wprowadzenie ich zwolni dynamizm historii i niepotrzebnie ją zagmatwa. Nie ma jednak czego żałować, ponieważ „Noc gargulców” to jedna z najlepszych wydanych ostatnio powieści Brytyjczyka, a sam autor obiecał powrócić jeszcze do Krakowa i Katowic. Jeśli kolejne tomy będą zapewniały tak dobrą rozrywkę jak ten, to jest na co czekać.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 280
Format: 13,5 x 21,5
Ocena recenzenta: 9/10

Recenzja książki SEKRETY SEKSU

Biorąc pod uwagę pokaźną liczbę publikacji z dziedziny poradnictwa seksuologicznego, które wyszły spod pióra Grahama Mastertona, można się zastanawiać, czy poruszane w nich zagadnienia nie są czasem wtórne i powtarzalne. Odpowiedź może nie nasuwa się sama, jednak należy zdać sobie sprawę z tego, że seks jest dziedziną niezmiernie złożoną i szeroką, a do tego wiąże się z nim bardzo dużo pobocznych tematów. Brytyjczyk mógł więc zgłębić tę dziedzinę z kilku różnych punktów widzenia. Nie inaczej jest z „Sekretami seksu”.

Tym razem Graham Masterton skupia się na doradzaniu kobietom, jak być dla mężczyzn na tyle atrakcyjną, by nigdy nawet przez głowę im nie przeszło poszukiwanie kochanki. Dzięki cyklowi porad i listów Brytyjczyk pokazuje, że za pomocą serii prostych zabiegów można stać się atrakcyjną seksualnie kobietą. Książka pomaga również kobietom odnaleźć się w sytuacji, w której jednak zostają „tą drugą” i odpowiada na słynne pytanie „Co ona ma takiego, czego ja nie mam?”. Odpowiedź jest prosta – nic. Każda kobieta jest w stanie zdobyć każdego mężczyznę, wystarczy tylko zmienić sposób myślenia i stosunek do seksu.

Kobiety posiadają naturalną umiejętność zdobywania mężczyzn za pomocą seksapilu, a oni z przyjemnością się temu poddają. Najczęstszą przyczyną rozpadów związków, w tym małżeństw, nie jest wcale niedopasowanie, a nieumiejętność nawiązania porozumienia, które w efekcie do tego niedopasowania prowadzi. Pary nie potrafią ze sobą otwarcie rozmawiać o seksie, o swoich pragnieniach i fantazjach, przez co też nie mają możliwości wcielania ich w życie. Strach przed zostaniem wyśmianym, odrzuconym, lub uznanym za osobę zboczoną i perwersyjną skutecznie hamuje otwartość w związku na płaszczyźnie seksualnej. O tym wszystkim Masterton pisze i stara się ten stan rzeczy skutecznie zmienić.

Mężczyźni, dla których seks jest ważny, chociaż w trochę inny sposób niż dla kobiet, często nie mają możliwości spełnienia swoich fantazji z własną żoną. Jakkolwiek absurdalne by to nie było, tak właśnie się dzieje. Kobiety nie są siebie pewne i nie czują się zdolne do stosowania wysoce podniecających i wyrafinowanych sztuczek, których potrzebuje mężczyzna żeby nieustannie czuć się dla swojej partnerki ekscytujący, interesujący i kochany. Nic nie działa lepiej na faceta niż świadomość, że ukochana kobieta nieustannie go pożąda. Mężczyźni natomiast często nie mają sami odwagi powiedzieć żonom o swoich pragnieniach, zwłaszcza jeśli one nie okazują na każdym kroku zainteresowania seksem i spełnianiem się w nim z własnym mężem. Błędne koło się więc zamyka.

Graham sugeruje kobietom, by przyjąć na siebie odpowiedzialność za seksualne wzloty. Mężczyzna w gruncie rzeczy jest nieco zagubiony i niepewny, a agresywna seksualnie kobieta daje mu jasny sygnał, że teraz on ma zielone światło i może stanąć na wysokości zadania. Potem idzie już z górki – mężczyzna znów czuje się mężczyzną i spokojnie może kobietę zdobywać. Najtrudniejszy pierwszy krok – faceta trzeba czasem po prostu ośmielić.

„Sekrety seksu” skupiają się na porzuceniu zahamować seksualnych wobec swojego seksualnego partnera i na nieustannym realizowaniu pełnych inwencji erotycznych pomysłów. Masterton zdradza kobietom czego pragną mężczyźni i jak najskuteczniej spełnić ich fantazje. Przedstawia również 50 sposobów, na które „inne kobiety” dogadzają partnerom. Nic tylko się uczyć. W końcu podniesienie poziomu satysfakcji seksualnej jest celem nadrzędnym, a Graham postawił sobie za cel pomagać w tym swoim czytelnikom. Skutecznie.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1993

Liczba stron: 254

Format: 11 x 17

Recenzja książki ZŁODZIEJ DUSZ po raz drugi

Graham Masterton powiedział kiedyś, że postać Jima Rooka posiada cechy charakteru, którymi on sam się wyróżnia. Luzackie podejście do życia, poczucie humoru, zamiłowanie do literatury, otwartość wobec ludzi i otaczającego świata – to tylko niektóre te cechy. Cechy, którymi Rook epatuje od pierwszej części cyklu „Rook” aż po część… szóstą, czyli „Ciemnię”. Inaczej sprawa ma się z najnowszą powieścią ze wspomnianej serii: „Złodziejem dusz”, która właśnie ujrzała światło dzienne za sprawą wydawnictwa Albatros. W tejże części bohater jest inny, co natychmiast rzuca się w oczy i stanowi nie lada zagwostkę. Dlaczego Rook się zmienił i w jaki sposób? I czy Masterton wciąż tworzy tego bohatera na swoje podobieństwo? Ot, pytania! Na ostatnie, niestety, nie znam odpowiedzi, ale nad dwoma poprzednimi można otwarcie podyskutować.

Tryskający humorem, przesympatyczny nauczyciel języka angielskiego w szkole dla dzieci z lekka zacofanych społecznie w „Złodzieju dusz” ani nie tryska humorem ani nie jest zbytnio sympatyczny, a już na pewno nie okazuje „dobrego serca” uczniom w swojej klasie. Co zadziwia, jest opryskliwy, nierzadko chamski i kompletnie umęczony swoją robotą. To pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę w tej skądinąd przyzwoitej książce. Zadziwiające jest to, w jaki sposób Rook zwraca się do swoich uczniów oraz jaką postawę przyjmuje wobec posady nauczyciela. Krótko mówiąc: zdaje się mieć to wszystko w pompce. Jeszcze w „Ciemni” jawił się jako zupełnie inny facet. Teraz coś go wyraźnie gnębi i choć w powieści tak naprawdę nie rysuje się konkretna odpowiedź, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy, wiemy przecież, że kolejne części serii już powstają i pozostaje czekać na „wyjaśnienia”. Masterton zastosował swego rodzaju trik? Puścił oczko do czytelnika? Miejmy nadzieję, bo takie, a nie inne zachowanie Rooka jest co najmniej zastanawiające.

Zacząłem od kwestii postawy bohatera, gdyż dręczy mnie ona niemiłosiernie. Rook nie jest już tym samym człowiekiem. Z jednej strony chciałoby się rzec, że to szkoda, a z drugiej… Z drugiej potrafię to zrozumieć. W końca facet mógł wreszcie pęknąć, podłamać się, czy wręcz zwyczajnie wypalić w pracy. Zmiana została podkreślona ostentacyjnie, chyba ciut za bardzo, dlatego też przez pewien czas czytelnik może czuć się oszołomiony. Szybko jednak wir niesamowitych wydarzeń nakazuje skoncentrować się na fabule. A ta jest oryginalna i przewrotna.

Oto bowiem nasz bohater pierwszego dnia roku szkolnego rozjeżdża swojego kota Tibblesa. Tak, Tibblesa! Ale o tym za moment…

Kot powraca. Żywy. W formie prezentu od pewnego koreańskiego demona, który ukazuje się Rookowi pod postacią kobiety o lisim pysku. Niedowierzając, nauczyciel znów wszedł w posiadanie pupila, ten jednak nie do końca okazuje się być normalnym futerkowym stworzeniem.

Tymczasem jedna z uczennic Rooka popełnia samobójstwo kładąc się pod koła kosiarki. Inna wiesza się na sali gimnastycznej. Coraz więcej uczniów w klasie Rooka zaczyna zastanawiać się nad sensem swego życia. A raczej bezsensem. Tylko jedna osoba zdaje się wiedzieć „o co w tym wszystkim chodzi” – nowy uczeń Rooka, Koreańczyk Kim Dong Wook.

Rook orientuje się, że coś dziwnego dzieje się z rzeczywistością i z… czasem. A ten raz cofa się, raz przyśpiesza, znowu cofa, przyśpiesza… Popadamy w obłęd, a kiedy nasz bohater w pewnym momencie staje się osiemdziesięcioletnim staruszkiem, można doznać wstrząsu. Pozytywnego, jak najbardziej.

Zakręcona fabuła plus dobre dialogi (choć niepozbawione trochę drażniących kolokwializmów) świadczą o dobrej formie pisarza. Obawiałem się, że „Złodziej dusz” mnie nie zaskoczy, być może dlatego, że poprzednia książka Mastertona: „Duch ognia”, na którą czekałem z nadzieją, że okaże się nawiązaniem do najlepszych powieści pokroju „Wyklętego” i „Podpalaczy ludzi”, ostatecznie nie spełniła moich oczekiwań.

„Złodziej dusz” jak najbardziej je spełnił pomimo, iż sama postać bohatera uległa gwałtownej metamorfozie. Niemniej stare, dobre pióro Mastertona jest w tej książce wyraźne, klimat odpowiedni, a i zakończenie niezłe, choć bardziej pasowałoby do krótszego opowiadania, niż pełnowymiarowej powieści. Nawiasem mówiąc, szkoda, że „Złodziej dusz” nie jest dłuższy, bo potencjał ma, a kilka fragmentów aż prosi się o to, by je rozbudować.

Wróćmy jeszcze na moment do wspomnianego kota Tibblesa. Otóż, dlaczego w pierwszych sześciu tomach Tibbles to kotka, a w siódmej nagle staje się kotem… nie wiem. Z pewnością nie jest to wina tłumacza, gdyż w pewnym momencie bohater podkreśla, że posiada kota, nie kotkę. Czyżby Masterton zapomniał, że Tibbles… nie ma jaj? Zdarzało się już wcześniej pisarzowi mylić pewne fakty, jak choćby wprowadzać do powieści bohaterów, którzy we wcześniejszych częściach cyklu stracili życie (tak było w przypadku Amelii Crusoe w serii „Manitou”), ale zmiana płci kota, który w sześciu książkach non stop jawi nam się jako futrzasta dama??? Cóż, jeśli w kolejnej części „Rooka” Tibbles powróci, to mam nadzieję, że nie jako obojnak!

Autor recenzji: Robert Cichowlas
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 272
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 7/10

Recenzja książki PODPALACZE LUDZI po raz drugi

Czy oparzyliście się kiedyś gorącą wodą, rozgrzanym olejem z patelni, albo płomieniem, zapalając zapalniczkę czy zapałkę? Jeżeli tak, to mniej więcej wiecie jaki temu towarzyszy ból, a gdy jest to groźniejsze niż zwykłe poparzenie widzieliście, że w tym miejscu robi się blizna. Teraz wyobraźcie sobie, jak musi czuć się człowiek, który płonie żywcem… Nieprzyjemne uczucie, nieprawdaż? A co pomyślicie, gdy powiem Wam, że niektórzy bohaterowie książki „Podpalacze ludzi” Grahama Mastertona postanawiają samemu się podpalić? To już zupełnie jest nie do pomyślenia. A jednak…

Pewna kobieta oblewa się benzyną i spala przed restauracją McDonalda w gorący, kalifornijski dzień, przez co zmienia się życie Lloyda Denmana, narzeczonego ofiary. Główny bohater książki nie może w to uwierzyć, przecież z Celią, bo tak ma na imię spalona, mieli wziąć ślub, mieć gromadkę dzieci i stworzyć wspaniałą, kochającą się rodzinę, bez zmartwień, kłótni, cieszącą się każdym dniem spędzonym razem. A jednak…

Lloyd nie dając wiary zdarzeniu postanawia dowiedzieć się więcej, a zupełny zbieg okoliczności sprawia, że trafia na pewną rzecz, tajemnicę, którą Celia skrywała nie tylko przez nim, ale również przed znajomymi i rodzicami, którzy chociaż prawdopodobnie nie żyją, pojawiają się w życiu Denmana, podobnie jak Otton, o którym Lloyd na razie nic nie wie, ale niedługo osoba ta obróci jego życie o 180˚.

Autor wyśmienicie prowadzi akcję książki. Od pierwszego rozdziału coś się dzieje, a powieść nie traci przy tym na klimacie, który bucha z książki niczym płomień. Gorąco tutaj, aż można się spocić, bo Masterton świetnie opisuje upalne lato w Kalifornii, nie przynudzając przy tym zbędnymi opisami. Temperatura wzrasta nie tylko przez ogień wydobywający się z kart powieści, ale również przez erotyczne opisy, których w książce jest niemało. Uznać by można, że przez nie powieść  jest nazbyt perwersyjna, ale tak nie jest, wszystko jest bowiem zgrabnie uzasadnione.

Bohaterowie wydają się żywi i prawdziwi. Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu Tony Express, niewidomy, dwunastoletni chłopak o niebywałej inteligencji i ciętym języku, a zmartwieniami Lloyda przejmowałem się razem z nim, aż do samego zakończenia powieści, które nie dość że jest zaskakujące, to napisane z rozmachem. Dosłownie smakowałem każdego słowa, przy czym nie raz poparzyłem sobie język.

Jest to pierwsza przeczytana przeze mnie książka Grahama Mastertona, ale wiem, że powrócę do tego autora nieraz w przyszłości. A jeżeli chcecie się dowiedzieć co łączy muzykę Wagnera, III Rzeszę, salamandry i naprawdę dużą ilość płomieni, sięgnijcie po tę powieść, a się nie sparzycie. A może jednak…?

Autor recenzji: Dominik Jakubiak
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1993
Liczba stron: Tom I – 192, tom II – 208
Format: 11 x 19

Recenzja książki ZŁODZIEJ DUSZ

Sześć lat przyszło nam czekać na siódmy już tom przygód Jima Rooka, nauczyciela w West Grove Community College. Kiedy pojawiły się pierwsze informacje o powrocie Grahama do cyklu „Rook”, fani pisarza wstrzymali oddech, zwłaszcza że szósty tom odstawał poziomem od swoich pięciu fantastycznych poprzedników. Jak na ich tle wypada „Złodziej dusz”?

Jim Rook się zmienił i to bardzo. Trudno mi było odnaleźć w nim cechy doskonale mi znanego osobnika, którego losy śledziłem z uwagą od tomu pierwszego. Bohater ma 35 lat, chociaż kiedy zadebiutował w powieści „Rook” miał lat 34, a jak pamiętamy, każdy kolejny tom zaczynał się od nowego roku szkolnego, co powinno postarzyć Jima do ponad czterdziestki. Do tego stał się cyniczny i złośliwy, a nawet w pewien sposób chamski i tak właśnie odnosi się do trudnej młodzieży, którą uczy. Wprawdzie nadal czuje się za nich odpowiedzialny, jednak zaginęła gdzieś więź pomiędzy nim a nimi. Do tego wszystkiego Rook stał się kobieciarzem, z głową wypełnioną kosmatymi myślami. Przejawia także skłonności do romansów, co zaowocowało niespotykaną dotąd w cyklu sceną seksu. Na domiar złego jego kotka w tajemniczy sposób zmieniła płeć, stając się… kotem Tibbles. Trudno jednak orzec czy to błąd pisarza, czy tłumacza.

Zimny prysznic wynagradza zgrabnie skonstruowana fabuła. Tym razem Jim jadąc do pracy przejeżdża przypadkiem Tibbles(a) zabijając go na miejscu. Pomimo rozpaczy Rook zjawia się w klasie, by poznać nowych uczniów. Jeden z nich, Koreańczyk Kim Dong Wook, przychodzi na lekcję spóźniony, przynosząc nauczycielowi prezent – wiklinowy kosz, a w nim żywego i nietkniętego kota. Cudowne zmartwychwstanie przypisuje koreańskiemu demonowi płci żeńskiej o imieniu Kwisin, która przekazuje go Jimowi rzekomo w dowodzie wdzięczności. Zszokowany Jim zaczyna podejrzewać, że Kim będzie powodem jego nowych kłopotów i nie myli się. Uczniowie z klasy Rooka zaczynają za sprawą tajemniczych wizji tracić sens życia i próbują targnąć się na swoje życie. Odrzucone przez innych bogów dusze samobójców są znakomitą pożywką dla Kwisin, która raz występuje pod postacią kobiety, a raz wielkiego, pokrytego szczeciną potwora z rogami i o żółtych ślepiach. Oczywiście tylko Jim może ją zobaczyć, oraz powstrzymać. Tym razem jednak pojawienie się potwora w pobliżu nauczyciela nie będzie przypadkowe. Kim skrywa powiem tajemnicę sprzed lat, która jest w bezpośredni sposób powiązana z Rookiem.

„Złodziej dusz” odcina się niestety od poprzednich części cyklu, nie posiadając żadnych nawiązań do wydarzeń z poprzednich tomów. Uczniowie Jima raczej statystują i nie posiadają żadnej głębi, a Rook jakby nie jest sobą. Książka jest bardzo krótka, posiada minimalną ilość opisów i jest oparta raczej na dialogach, które w większości wypadają bardzo dobrze i naturalnie. Samobójstwa nastolatków są dobrze opisane, powieść jest klimatyczna i świetnie się ją czyta, jednak zniknęła gdzieś magia starych horrorów Brytyjczyka. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to nie ten sam Jim Rook i to nie ten sam Graham Masterton. Od strony technicznej trudno się do czegokolwiek przyczepić, książkę można połknąć w jeden wieczór, jednak lepiej obroniła by się ona będąc oddzielną powieścią, niż kolejnym tomem znanego i  lubianego cyklu. Chciałbym, żeby kolejny, zapowiedziany już tom przygód nauczyciela, nawiązał bardziej do poprzednich części. Może już czas na prequel?   

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 271
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 7/10

Recenzja książki POTĘGA SEKSU

Wydana przez Rebis w 1991 roku książka dla mężczyzn „Potęga seksu” została napisana przez Grahama w 1987 roku jako odpowiedź na przeznaczoną dla kobiet „Magię seksu”. Oba poradniki świetnie się uzupełniają, chociaż dzieli je 11 lat, podczas których Masterton porzucił tematykę związaną z seksem. Sukces sprzedażowy, jakim niewątpliwie okazała się „Magia seksu”, sprawił że autor zebrał materiał i postanowił podpowiedzieć również płci męskiej jak w odpowiedni sposób kochać się z paniami.
 

Po tych 11 latach stosunek mężczyzn do seksu nie zmienił się. Nadal nie wiedzą wiele o kobiecej anatomii, nie potrafią prowadzić długiej i pobudzającej gry wstępnej, mają problem ze zlokalizowanie łechtaczki, a przede wszystkim – co najgorsze – z emocjonalnym zaangażowaniem i zadbaniem w łóżku o partnerkę. Graham piętnuje z całą mocą niniejszą postawę i stara się naprowadzić czytelnika na właściwy tok rozumowania. Język, jakim napisana jest „Potęga seksu” jest niezwykle przyjacielski, a jednocześnie dosadny. Czytelnik ma wrażenie, że udał się ze swoim starszym i doświadczonym, serdecznym przyjacielem do pubu, gdzie ten przy piwie tłumaczy mu jak postępować z kobietami, odkrywając przed nim sekrety magicznego świata seksu. Robi to w niezwykle charakterystyczny i niepodrabialny sposób. Przykłady? Długi akapit medycznych i anatomicznych wyrażeń opisujących proces erekcji zakończony zdaniem „i następuje to, co w mniej obytych kręgach określa się mianem, że Ci staje”. Albo „gdyby wielkość penisa zależała od wielkości nosa, Barry Manilow nigdy nie mógłby nosić tych swoich spodni”. Mało? „Napoleon cierpiał na wnętrostwo jąder […] A więc jeśli masz jądra mniejsze niż należy, nie stanowi to wystarczającego powodu, aby wsunąć dłoń pod połę płaszcza i rozpocząć odwrót spod Moskwy”. Absolutny klasyk.

Chociaż podczas lektury nieustannie parskałem śmiechem z powodu przezabawnych wtrąceń obdarzonego gigantycznym poczuciem humoru autora, to jednak ani razu nie zapomniałem o tym, że książka ta ma przede wszystkim uczyć, a nie tylko bawić. Na podstawie setek listów i rozmów Graham przygotował obszerną pigułkę informacji, które w założeniu mają uczynić z mężczyzny kochanka doskonałego. Jednak nie jest to przecież takie proste, prawda? Który z mężczyzn przyznałby się, że nie jest w łóżku istnym tygrysem, a jego braki w technice sprawiają, że partnerka wychodzi z łóżka sfrustrowana i niezaspokojona? Żaden. I Masterton o tym doskonale wie. Żeby jednak zacząć pracę nad sobą, trzeba zrobić uczciwy rachunek sumienia. Pierwszy krok do terapii to przyznanie się samemu przed sobą.

W książce znajdziemy składający się z 20 pytań test, który dzięki szczerym odpowiedziom pozwoli spojrzeć na siebie z dystansem i stwierdzić, co warto w swojej seksualności poprawić, żeby dać partnerce największą możliwą rozkosz. Kolejne rozdziały ujawniają między innymi największe podniety kobiet, szczegółowe omówienie funkcjonalności męskich organów płciowych (z budującą debatą na temat wielkości włącznie!), opis oczekiwań, które wysuwa (a najczęściej niestety nie wysuwa i wypada samemu się domyślać) kobieta względem mężczyzny, szczegółowy kurs całowania, jeszcze bardziej szczegółowy kurs seksu oralnego, kilka scenariuszy gry wstępnej czy dokładna instrukcja opisująca zasady działania „Techniki E”, która uczy faceta osiągnąć wytrysk wyłącznie za pomocą siły umysłu. Ta specyficzna forma masturbacji ma pomóc panom zapanować nad własnym orgazmem w taki sposób, by w odpowiednim momencie podczas stosunku móc go przyspieszyć, lub opóźnić.

„Potęga seksu” oferuje zresztą czytelnikom znacznie więcej. Przejdziemy dzięki niej szybki kurs podrywu, który ma stanowić remedium dla tych mężczyzn, którzy chcą praktykować wszystkie poznane dzięki książce sztuczki, ale mają problem ze znalezieniem partnerki. Masterton opisał w nim wiele interesujących uwag na temat ubioru, fryzury, czy zachowania, które jest w stanie zaimponować kobietom. Żeby jednak nie było za pięknie, jeden z rozdziałów poświęcony jest AIDS, a także przykrym chorobom wenerycznym. Na osłodę, dla tych którzy przez trudne do przebrnięcia opisy dolegliwości przejdą bezboleśnie, Brytyjczyk proponuje rozdział o seksie z pieprzykiem, w którym omawia szczegółowo różne odmiany sadomasochizmu, uległości, fetyszu, a nawet dywaguje na temat orgii, czy oddawania na siebie moczu. Z zamieszczonych w książce listów czytelników i czytelniczek wynika, że wszystkie te perwersje nie są wcale rzadkością…

Jestem pod przeogromnym wrażeniem stylu, w jakim została napisana „Potęga seksu”. To doskonały przekrój ludzkiej seksualności, podany w zrozumiały dla każdego sposób, a przede wszystkim potrafiący otworzyć na wiele spraw oczy, nawet tym najbardziej niepojętnym mężczyznom, dla których seks to tylko kilka ruchów w kobiecie, odwrócenie się plecami i głośne chrapanie. Oczywiście perwersyjne tematy mogą dla niektórych, zwłaszcza starszych osób wydawać się nie do przyjęcia, jednak przypięcie autorowi łatki „zboczeniec” było by nagannym błędem. W tej doskonałej lekturze Graham uczy wrażliwości, stwierdza że najważniejszym elementem współżycia seksualnego jest wzajemny szacunek, namawia do szlifowania dobrych manier, a przede wszystkim do dawania, a nie tylko brania. Nagrodą za posłuchanie jego rad powinna być upragniona Mekka – czyli orgazm partnerki, być może nawet zwielokrotniony. Chyba warto, prawda?

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1991

Liczba stron: 290

Format: 11 x 17

Recenzja książki EROTYCZNE SNY

Napisana w 1976 roku książka „Erotyczne sny” jest bezpośrednim rozwinięciem tematyki zawartej przez autora w napisanym wcześniej poradniku pod tytułem „Ogród seksu”. Publikacja ponownie skupia się na ludzkich snach o charakterze erotycznym, jednak tym razem skierowana jest również do mężczyzn, a nie tak jak jej poprzedniczka – wyłącznie do kobiet.

Obszerny prolog traktujący o nocnych pożądaniach nakreśla nowym czytelnikom ogólne założenia książki, skupiając się na zasadności interpretowania snów erotycznych. Podobnie jak w przypadku „Ogrodu seksu”, książka przygotowana została w oparciu o setki rozmów z lekarzami, prostytutkami,  a przede wszystkim ze zwykłymi, aktywnymi seksualni osobami. W podejściu Mastertona nic się nie zmieniło – nadal jest „dla ludzi”,  zwraca się do czytelnika w przystępny sposób i wciąż nie rości sobie prawa do posiadania jedynego klucza do interpretacji każdego snu. Przeciwnie – cały czas powtarza, że najwłaściwszą osobą, która jest w stanie trafnie zanalizować własne marzenia erotyczne, jest sam śniący, a książka ma jedynie pomóc mu wytyczyć słuszny kierunek.

Przewodnik po snach erotycznych jest bardziej rozbudowany niż w przypadku poprzedniej publikacji o analogicznej tematyce. W jednym z rozdziałów Masterton omawia 20 najczęstszych snów erotycznych zarówno kobiet, jak i mężczyzn, a w następnym interpretuje kolejne 10, bardzo szczegółowo przyglądając się wszystkim zawartym w nich znakom, wskazówkom i informacjom. Ponadto, jeden z rozdziałów traktuje szerzej o prowadzeniu dziennika własnych snów erotycznych. Wiedza z tego zakresu została dodatkowo uzupełniona przez zawarty w książce diagram graficzny.
 

Poradnik „Erotyczne sny” uzupełnia bogaty tezaurus snów erotycznych, podzielony alfabetycznie na kluczowe hasła. Z podobnym rozdziałem mieliśmy do czynienia również w „Ogrodzie seksu”, jednak tym razem haseł jest więcej i są one bardziej rozbudowane. Minusem jest natomiast powtórzenie wielu pojęć, które omówione były już w poprzedniej publikacji autora.

„Erotyczne sny” to pozycja dla osób, które wcześniej nie nabyły książki „Ogród seksu”, a które chcą przeczytać bardzo dobry przewodnik po ludzkich snach o charakterze seksualnym. Do grupy docelowej tej książki śmiało można zaliczyć mężczyzn, którzy poprzednio pominięci, dostali w niniejszej publikacji należne im miejsce. Poradnik ten pomoże nam lepiej zrozumieć nawiedzające nas w nocy marzenia erotyczne, a także doradzi jak usystematyzować wiedzę o nich. Książka skłoniła mnie do przeprowadzenia dwóch eksperymentów związanych ze snem i oba dały fascynujące rezultaty, co przekonało mnie do poszerzania mojej wiedzy w tym zakresie. I niech to będzie najlepszą rekomendacją.

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1993

Liczba stron: 314

Format: 11 x 17

Recenzja książki OGRÓD SEKSU

Początek lat 90-tych był rajem dla książek wydanych wcześniej na zagranicznych rynkach. Poradniki seksuologiczne Grahama Mastertona trafiły do naszego kraju i również tutaj stały się fenomenem, chociaż z ponad piętnastoletnim opóźnieniem. „Ogród seksu” to książka napisana w 1976 roku. W Polsce Wydawnictwo Rebis opublikowało ją w roku 1992. Jest to dziesiąta publikacja autora w tej dziedzinie.
 

„Ogród seksu” to kolejny poradnik przeznaczony dla kobiet, chociaż w tym przypadku również mężczyźni będą mogli posłużyć się uwzględnionymi w nim informacjami. Głównym tematem w niniejszej publikacji są erotyczne sny płci żeńskiej. Już w obszernym prologu Masterton wyjaśnia, że książka powstała w oparciu o setki, jeśli nie tysiące rozmów z kobietami na temat ich snów o charakterze seksualnym. Od pierwszych stron czuć wyraźną polemikę autora z Freudem. Zdecydowanie bliżej mu do poglądów Junga. Oczywiście nie każdy parasol, czy bagietka musi symbolizować fallusa, jednak jeśli tak będzie, to sama śniąca ma stanowić najlepsze „narzędzie” do interpretacji. Po co jest więc „Ogród seksu”?

Masterton za pomocą poradnika stanowi coś w rodzaju przewodnika po erotycznych snach kobiet. W jednym z rozdziałów szczegółowo omawia dziesięć najczęstszych snów o seksie z podziałem na najczęściej występujące tematy – gwałt, małżeństwo, poród, nagość, słynne osobistości, kazirodztwo, orgazm, sadomasochizm, homoseksualizm i seksualne wyzwolenie. Przez cały czas autor zaznacza, że to właśnie śniące osoby posiadają klucz do poprawnej interpretacji każdego snu pełnego symboliki, wspomnień, wyobrażeń i zapachów. Osoby trzecie mogą jedynie sugerować właściwą drogę, jednak nawet najmniejszy szczegół erotycznych marzeń może być istotny, a często jest tak, że rozpoznać może go jedynie osoba zainteresowana.

„Ogród seksu” oprócz omówienia 10 najczęstszych tematów zawiera również szczegółowe interpretacje dziesięciu snów erotycznych, a także ciekawe wskazówki na temat prowadzenia dziennika snów. Jest to o tyle uzasadnione, że sny powracają, ewoluują, występują seriami. Zdarza się, że dopiero kolejny sen odkryje więcej szczegółów na temat swojego sensu. W drugiej części książki Graham zawarł obszerny leksykon kobiecych snów erotycznych, z podziałem na alfabetycznie ułożone hasła – zupełnie jak w popularnych sennikach. Należy jednak dodać, że są one zinterpretowane wyłącznie w kontekście seksu i tematów ściśle z nim związanych. Nie sposób więc traktować tej książki jako sennika ogólnego.

„Ogród seksu” to raczej przewodnik, jedna wielka wskazówka, aniżeli niepodważalna encyklopedia snów erotycznych i Masterton wcale się z tym nie kryje. Każdy ma swoje sny, swoje skojarzenia i swoje interpretacje, a tej jedynej słusznej nigdy nie odkryje ani psycholog, ani seksuolog, ani terapeuta. Książka jest raczej „pakietem startowym”, który pozwoli kobietom nie tyle zinterpretować własne sny erotyczne, co raczej wejść na właściwe tory przy rozkładaniu ich na czynniki pierwsze. Dzięki niej dowiemy się raczej na co zwracać uwagę, nie dostaniemy gotowego rozwiązania.

Książka ta nie pomoże usprawnić swojej techniki seksualnej, ani lepiej zrozumieć partnera, za to podpowie jak dojść do porozumienia z własną podświadomością. Jeśli ciekawi Was co może oznaczać sen o zdradzie, zwierzętach, jedzeniu, nasieniu, kwiatach, podróżach, czy lataniu (oczywiście w kontekście seksu), to powinniście sięgnąć po tę publikację. To ciekawa, innowacyjna forma sennika, która jednak sama w sobie nie stanowi gotowej interpretacji, a stanowi tylko (albo aż) właściwe narzędzie.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1992

Liczba stron: 320

Format: 11 x 17