Recenzja komiksu PIEKIELNE WIZJE

Nikt nie przypuszczał, że największe komiksowe przedsięwzięcie związane z Grahamem Mastertonem narodzi się w głowie polskiego artysty. Chociaż pisarz doczekał się publikacji adaptacji swoich tekstów w popularnej, amerykańskiej serii „Verotik”, to nikt nie wpadł na to, by wydać album tematyczny, poświęcony wyłącznie Brytyjczykowi, aż do roku 2002, kiedy to polsku rysownik Michał Gałek wymienił z Grahamem kilka luźnych uwag na czacie internetowym. Okazało się, że jest on wieloletnim fanem twórczości Mastertona. Narodził się pomysł – adaptacja 15 tekstów opowiadań na potrzeby antologii komiksowej. Gałek napisał scenariusze i rozesłał je do zaprzyjaźnionych artystów. Tak powstał zbiór „Piekielne wizje”, który został wydany przez Mandragorę w 2003 roku.

Antologię otwiera napisana w 2002 przedmowa Grahama Mastertona. Pierwszym utworem jest „Anais” Przemysława Truścińskiego – czarno-biały komiks erotyczny, bardzo klimatyczny i szczegółowy, w dodatku bawiący się różnymi stylami. Na ostatnich kadrach widzimy mix fotografii z rysunkiem. Historia człowieka owładniętego erotyczną obsesją względem pewnej kobiety nie traci nic ze swojego uroku i również w komiksie uderza w odbiorcę mocną puentą.

Kolejna adaptacja to „Danie dla świni” Sławomira Dańca. Czterostronicowy komiks utrzymany jest w zimnych, szaroburych barwach i charakteryzuje się kilkoma bardzo krwawymi kadrami. Niestety historia dwóch kolegów po fachu, z których jeden z nich traci życie by skończyć jako karma dla świń nie do końca sprawdziła się w formie komiksu, głównie ze względu na spłycenie historii i odarcie jej z opisów emocji towarzyszących ekstatycznemu wręcz umieraniu bohatera. Trzeci komiks natomiast to „Obecność aniołów”, a jego twórcą jest Michał „Śledziu” Śledziński. Historia dziewczynki doświadczającej niecodziennej, magicznej obecności anioła stróża utrzymana jest w szaro-żółtych barwach i cechuje się minimalizmem elementów na kadrze, tworząc atmosferę odosobnienia i niezwykłości.

Kolejny utwór nosi tytuł „Żal”, a jego autorem jest Michał Gałek. Kolorowa, żółto-niebieska kreska nie pasuje do wydźwięku tragicznej historii o człowieku, którego życiowy błąd doprowadza do tragedii. Niestety, jedno z najbardziej głębokich i dramatycznych opowiadań Grahama Mastertona powinno pozostać tekstem pisanym, gdyż przeniesienie go na karty komiksu psuje efekt końcowy. Po przewróceniu strony naszym oczom ukazuje się adaptacja „Dziedzica Dunain” autorstwa Tomasza Tomaszewskiego. Jego interpretacja opowiadania Mastertona jest żywa i barwna, jednak brak jej pazura. Kilka krwawych kadrów niestety nie jest w stanie zmazać wrażenia że kreska jest zbyt prosta i sprawdziła by się bardziej w komiksie edukacyjnym dla dzieci, niż w rasowym horrorze o żądnym krwi obrazie. Szósty komiks narysowany został przez Tomasza Minkiewicza. Pięciostronicowa opowieść o lękach z dzieciństwa jest bardzo barwna, a jednocześnie minimalistyczna. Kadry swoim nasyceniem kolorów przypominają raczej obrazy impresjonistów, niż współczesny polski komiks, a przy tym bywają nieczytelne. To kolejne opowiadanie, które powinno pozostać na kartach książki.
 

Tomasz Piorunowski zmierzył się z wysoce erotyczną opowieścią „Skarabeusz z Jajouki”. Oszczędna kreska w tym przypadku znakomicie podkreśla wiele scen o zabarwieniu seksualnym, a zółto-brązowa kolorystyka świetnie oddaje klimat Maroka, w którym toczy się akcja. Komiks jest odważny, ukazuje wiele szczegółów anatomicznych, a także z powodzeniem przenosi na kadry komiksu wybrane opisy i wydarzenia, które z pozoru wydawały się nie do narysowania. To jeden z najjaśniejszych punktów antologii. Nikodem Cabała miał szczęście (a może pecha) trafić na najbardziej kontrowersyjne opowiadanie Grahama Mastertona – słynnego „Eryka Paszteta” który poziomem obrzydliwości przekracza wszelkie dozwolone normy i granicę. O dziwo świetnie poradził sobie z tą ciężką historią, rysując ładne, chociaż niepokojące kadry. „Eryk Pasztet” świetnie radzi sobie jako komiks, bywa bardzo krwawy, niepokojący i niesmaczny, jak oryginał.

Dziewiąty tekst to adaptacja opowiadania „Piekielni sąsiedzi”. Klimatyczne opowiadanie o traumie z dzieciństwa, która afektuje życie dorosłego mężczyzny narysowana jest w chłodnych, deszczowych barwach, z przewagą niebieskiego, bladoróżowego, a także z domieszką sepii i całkiem dobrze oddaje ponury klimat oryginalnego tekstu. Potem trafiamy na komiks „Lolicia”. Jego autorem jest Michał Janusik i śmiało można orzec, że jest to zdecydowanie najładniejszy i najbardziej realistyczny rysunek w tej antologii. Przewrotne, przebojowe opowiadanie zawierało wiele scen erotycznych, które Janusik z powodzeniem przeniósł na statyczne kadry. Czarno-białe kadry porażają naturalizmem i szczegółowością. „Korzeń wszelkiego zła” to opowiadanie o potędze magii muzułmańskiej. Już na początku zaznajomieni z oryginałem czytelnicy zauważą, że na potrzeby rysownika Krzysztofa Ostrowskiego akcja została przeniesiona z Nowego Jorku do… Łodzi Fabrycznej.  Niestety, jego adaptacja opowiadania Mastertona jest… nieczytelna. Ciemne kadry nadają klimatu miejscu akcji, jednak kiedy nabierają barw i odkrywają występujące w nich postacie, okazuje się, że rysunek ma bardzo karykaturalny charakter, a niewprawny odbiorca będzie miał problem z rozszyfrowaniem co autor miał na myśli. To chyba najsłabsza propozycja w niniejszym zbiorze.

„Gra Bi-Dżing” to historia o wyjątkowej grze hazardowej, w której stawką nie są pieniądze, a ludzkie życie. Na karty komiksu przeniósł ją Rafał Szłapa. Efekt? Kolorowe kadry, ciekawie złożone i rozplanowane, a także niezła puenta. Trzynaste opowiadanie to „Apartament ślubny”, którego komiksową wersję stworzył Krzysztof Korzeniak. Jego wersja historii o nawiedzonym łóżku, które absorbuje dusze śpiących w nim mężczyzn zaciekawia stylistyką, erotycznymi kadrami i doborem barw. Przedostatni komiks oparty jest o „Jajko”, a jego autorem jest Rafał Sacha. Kadry są proste i niespecjalnie szczegółowe, a przy tym historia nie oddaje emocji, które cechowały oryginał. Zbiór zamyka „Kobieta w ścianie” Jakuba Tulipana. Historia zemsty zza grobu prezentuje się tajemniczo i chociaż rysunki nie mają wiele wspólnego z realizmem, to linia fabularna jest oddana bardzo ciekawie. Niebiesko-białe kadry są nastrojowe, ale jednocześnie przerysowane, zwłaszcza jeśli chodzi o ostanie sceny komiksu.

Pomimo nierównego poziomu wynikającego z różnorodności stylów, każdy miłośnik komiksu powinien znaleźć w tej antologii coś dla siebie. To pierwszy i być może ostatni tak duży polski projekt komiksowy, tak więc wszyscy fani Grahama Mastertona muszą natychmiast nadrobić zaległości i przynajmniej przekartkować ten zbiór.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydanie: Mandragora, Polska 2003
Scenariusz: Michał Gałek
Rysunki: Różni artyści
Druk:Kolor, kreda
Format: 21×29
Liczba stron:112
Oprawa:miękka
Ocena recenzenta:8/10

Recenzja książki MAGIA SEKSU

Zapewne nie wszyscy wiedzą, że Graham Masterton rozpoczynał swoją karierę od pisania poradników seksuologicznych. Na kilka lat przed premierą „Manitou”, w 1971 roku, ukazała się książka „Acts of love” napisana pod wydumanym pseudonimem „Dr. Jan Berghoff”. W latach 70-tych i 80-tych poradniki te były hitem, biorąc pod uwagę niską edukację seksualną społeczeństwa. W latach 90-tych zawitały także do Polski, wprawdzie z ponad piętnastoletnim opóźnieniem, ale biorąc pod uwagę wybredność komunistycznej cenzury nie było innej możliwości.

W 1991 za sprawą Wydawnictwa Rebis na półki zawitała książka „Magia seksu”, napisana przez Grahama w 1975 roku. Była to dwunasta publikacja Brytyjczyka o tej tematyce, jednak to właśnie ona stała się przebojem, który sprzedał się na świecie w kilku milionach egzemplarzy, a w naszym kraju znalazł kilkaset tysięcy nabywców.

Poradniki Grahama Mastertona różniły się od innych wydawnictw tego typu. Pisane były w przyjacielski, bardzo dosłowny sposób, pełen humoru i sprośnej, obscenicznej bezpośredniości. Jednocześnie praktycznie pomijały język medyczny, stosując wyrażenia potoczne – dla przykładu – męskie genitalia często nazywane były „ sztywnym palem”, lub „kogutem”. Taka właśnie jest „Magia seksu”, poradnik przeznaczony dla kobiet, w którym Graham poruszył wiele tematów stanowiących dla społeczeństwa w tamtych czasach nieprzełamywalne tabu. Nie ma dla niego tematów trudnych, a o chorobach wenerycznych pisze z taką samą łatwością jak o perwersjach. Należy dodać, że teraz, w dobie Internetu i filmów pornograficznych, część rzeczy o których pisze Graham może nie robić takiego wrażenia, jak w połowie lat 70-tych, jednak nadal książka ta pozostaje niezwykle mocna i dosadna.

Masterton wykorzystał swoje doświadczenie na stanowiskach redaktora magazynów erotycznych dla mężczyzn, setki listów od czytelników, które wtedy dostawał, a także dziesiątki wywiadów z seksuologami, prostytutkami, lekarzami, celebrytami, no i zwykłymi ludźmi, których potencjał erotyczny jest tak samo wielki i tak samo niezaspokojony, jak każdy inny. To właśnie listy od normalnych osób i zawarte w nich problemy i wątpliwości stanowiły podstawę do napisania poradników. Graham opublikował część listów, niektóre z nich zmodyfikował, lub połączył kilka w jedną całość, aby uwypuklić problem, a potem go szczegółowo omówić.

„Magia seksu” pomaga kobiecie poznać własne ciało, jego reakcje, a także oczekiwania mężczyzny wobec płci przeciwnej. Graham radzi jak znaleźć i wybrać odpowiedniego partnera, jak pieścić penisa, a także jak zachowywać się podczas stosunku.  Masterton prezentuje zestaw ćwiczeń erotycznych, radzi w jakich miejscach można uprawiać ekscytujący seks, a także opisuje mniej lub bardziej wyuzdane perwersje. Ślizgając się po tematach, Brytyjczyk radzi nawet jak prowadzić podwójne życie seksualne angażując się w dwa romanse jednocześnie, a także przedstawia plusy i minusy współżycia w trójkącie, a nawet udziału w orgii. Oprócz tych bezpośrednich porad pisarz radzi na przykład jak na 70 różnych sposobów podniecić mężczyznę, a także jak z nim w miarę bezboleśnie zerwać.

„Magia seksu” to książka, która zrewolucjonizowała życie seksualne wielu czytelniczek. Graham często opowiada, że często przychodzą, lub piszą do niego starsze kobiety (między innymi z Polski), dziękując za otworzenie im oczu na sprawy seksu. Trudno orzec ile w tym prawdy, jednak nakład, w jakim poradniki seksuologiczne Mastertona rozeszły się w Polsce, a także niektóre posty pisane do Grahama na jego stronie internetowej świadczą o tym, że coś jest na rzeczy. „Magia seksu” to książka fascynująca, napisana przystępnym językiem i zwracająca uwagę na wiele spraw, o których rzadko mówi się w szkołach, a jeszcze rzadziej w co bardziej konserwatywnych, pruderyjnych domach. To wychowanie seksualne w pigułce warto przeczytać, nie tylko będąc kobietą. Mężczyźni, którzy sięgną po „Magię seksu” dowiedzą się wiele o psychice kobiet i o ich instynkcie seksualnym. Naprawdę warto!

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 1991

Liczba stron: 301

Format: 11 x 17

Recenzja książki DROGA ŻELAZNA

Napisana w 1981 roku „Droga żelazna” była trzecią w dorobku Grahama Mastertona książką w kategorii historycznej powieści obyczajowej i zarazem najdłuższą wydaną do tej pory w Polsce publikacją tego autora. Rodzime wydanie liczy sobie bowiem ponad 780 stron niedużą czcionką i zapewnia długie godziny godziwej rozrywki.

Nazywanie „Drogi żelaznej” powieścią o budowie pierwszej kolei w Ameryce jest jednak sporym nadużyciem. Raczej jest to książka o samych burzliwych przygotowaniach do jej wybudowania, opowieścią o ludzkim przeznaczeniu i o ofiarach, jakie musi pochłonąć, zanim bohaterom uda się dojść do celu.

W prologu książki poznajemy Collisa Edmondsa, postać wzorowaną na prawdziwej osobie, Collisie Potterze Huntingtonie (1821-1900), jednym z pionierów kolejnictwa w USA. U Mastertona bohater ten będzie motorem napędowym gigantycznych przemian gospodarczych, zaistniałych na tle wojny secesyjnej. Edmondsa poznajemy bliżej jako lekkoducha, pijaka, awanturnika, a na dodatek dziwkarza. Młodzian spędza swój wolny czas na zabawie i grze w karty, a także na braniu udziału w różnych zakładach. Tragiczny wypadek prostytutki, która miała z bohaterem stosunki, zmusza bohatera do refleksji nad swoim życiem i do podjęcia radykalnych kroków. 

Na naszych oczach Collis staje się obrotnym kupcem, zaczyna wyrabiać sobie kontakty, a także rozkochiwać w sobie kolejne kobiety. Czasami są to osoby wpływowe, a czasem zwykłe szaraki, których losy wymieszane są w jednym, wielkim tyglu przeznaczenia budowy kolei żelaznej. Córki senatorów, przywódcy chińskich ugrupowań, handlarze, podpalacze, topografowie, a nawet Prezydent Lincoln, czy Ulysses Grant – losy ich wszystkich będą miały duży wpływ na historię Stanów Zjednoczonych.

Tłem dla wydarzeń przedstawionych w książce jest wojna secesyjna. Eskalacja napięć pomiędzy północą i południem musi w końcu znaleźć ujście, a konflikty na tle rasowym i gospodarczym ułatwiają rozpoczęcie gigantycznego przedsięwzięcia, jakie planuje bohater powieści. Dlaczego to właśnie kolej stała się wyborem Collisa? Po części była to fascynacja ogromnymi maszynami, a po części miłość do kobiety, która prawie zmarła na żółtą febrę, którą zaraziła się podczas długiej i niewygodnej podróży. Statki i dyliżanse to za mało dla dynamicznie rozwijającego się świata i społeczeństwa.

Akcja „Drogi żelaznej” obejmuje wiele lat. Fabuła oparta jest głównie na dialogach i opisach i rozwija się bardzo powoli. To jedna z najdłuższych powieści Grahama Mastertona, a jej siła leży głównie w silnych, dominujących, a przy tym  niezwykle nakreślonych bohaterach i ich charakterach. To postacie są motorem napędowym, który nie pozwala się oderwać od książki. W utrzymaniu czytelnika przy powieści pomaga również interesujące tło i tematyka wydarzeń, której Masterton nigdy wcześniej nie poruszał. Powieść potrafi wzruszyć, przerazić, zafascynować i zadziwić, a to cechy, które we współczesnej literaturze są bardzo pożądane.

Powieść czyta się wolno, powoli wsiąkając w historię. Masterton dba o najmniejsze szczegóły opisywanego środowiska, nawet o zapachy i dźwięki, a także stylizuje język na właściwy tamtym czasom. Niestety, ta dokładność wiąże się też z nierównym tempem akcji, przez co niektóre fragmenty nieznacznie się dłużą. Akcja napiera tempa pod koniec, jednak wtedy równie szybko się urywa. Mam wrażenie, że autor mógł bardziej wykorzystać potencjał płynący z wmieszania w tło wojny secesyjnej i bardziej skupić się na technicznych aspektach pracy nad budową kolei, ale na to nie starczyło już w książce miejsca. Gdyby iść typ tropem, powieść liczyłaby pewnie 2000 stron, ale jednocześnie była by jeszcze ciekawsza.

Powieść tę mogę polecić wszystkim, którzy w książkach szukają doskonale skonstruowanych charakterów, fantastycznych dialogów i szczegółowego rozwoju fabuły, a nie fajerwerków i wartkiej akcji. Do końca  „Drogi żelaznej” warto jest dojść, chociażby po to by zobaczyć jak dobrze król horroru radzi sobie z kreowaniem zupełnie odmiennego świata, który znał tylko z książek i fotografii. A radzi sobie zaskakująco dobrze.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Rok wydania: 1994

Liczba stron: 784

Format: 11,5 x 18

Ocena recenzenta: 8/10

Recenzja książki GENIUSZ

Wydana w 1998 roku pod pseudonimem Alan Blackwood powieść „Kingdom of the blind” była dość specyficzna, jeśli chodzi o twórczość Grahama Mastertona. Tym razem nie mamy do czynienia z thrillerem politycznym, a z opowieścią dość kameralną, skupiającą się na dramacie jednostek, a jednocześnie dynamiczną i wciągającą. Co ciekawe, wydanie z 2000 roku, które trafiło do Polski, różni się od oryginału pierwszym i ostatnim rozdziałem. Brytyjczyk pewne wydarzenia skrócił, inne rozszerzył, a jeszcze innym nadał nowy sens. Skupmy się jednak na polskiej wersji.

Powieść rozpoczyna się porwaniem pewnego człowieka, który zostaje uprowadzony nocą ze swojego domu w Solana Beach. Jest rok 1942. Tego zaskakującego czynu podjęła się grupa Japończyków, a ich misja zakończyła się sukcesem. Następnie akcja przenosi się do czasów nam bliższych, czyli pod koniec lat 90-tych. Poznajemy Micky’ego Frasiera, młodego, spokojnego i przeciętnego mieszkańca Florydy. Największym marzeniem bohatera jest zostanie muzykiem. Zawód który wykonuje jest jednak daleki od jego aspiracji – zmywa talerze we włoskiej restauracji. Życie Micky’ego jest przepełnione rutyną, aż do momentu, kiedy popełnia bohaterski czyn – ratuje pewnego doktora przed napadem ze strony dwóch zbirów. Okazuje się, że mężczyzna ten nie był zwykłym, przeciętnym staruszkiem, a kimś zupełnie wyjątkowym – geniuszem praktycznie w każdej dziedzinie.

Szybko okazuje się, że umysłowy talent starego doktora nie jest dziełem przypadku. Podczas wieloletnich badań wynalazł on metodę znacznie poprawiającą funkcjonowanie ludzkiego mózgu, a w ramach wdzięczności postanawia się podzielić tajemnicą z Mickym. Od tej pory życie Frasiera zmienia się diametralnie. Żeby jednak nie było zbyt różowo, protagonista wpląta się w niebezpieczną aferę, która ujawni bardzo mroczny sekret genialnego doktora.

„Geniusz” to książka poruszająca tematy zupełnie przeciwne, niż pozostałe thrillery Mastertona. Mamy tutaj do czynienia z opowieścią o marzeniach i cenie, jaką trzeba zapłacić za ich spełnienie. To historia kameralna, chociaż dynamiczna i rozmachu nie można jej odmówić. Powieść czyta się szybko, jest wciągająca i co jakiś czas zaskakuje nas ciekawym zwrotem akcji, lub fajnym pomysłem. Na tle całej książki zakończenie wygląda nieco słabiej, wyraźnie czuć w nim pewną archaiczność. Niedosyt pozostawia też niewykorzystany potencjał kilku bohaterów drugoplanowych. Ostatecznie „Geniusza” jednak polecam wszystkim szukającym niegłupiej lektury – w tej powieści nic nie jest takie jak się wydaje, a po odłożeniu książki na półkę prawdopodobnie zostaniecie skłonieni do refleksji na temat ludzkich niedoskonałości.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS

Rok wydania: 2000

Liczba stron: 400

Format: 12,8 x 19,7

Ocena recenzenta: 9/10

Recenzja książki WALHALLA po raz drugi

„Walhalla” to książka, której swojego czasu jako jedynej brakowało mi, by zebrać kompletną kolekcję horrorów Grahama Mastertona. Powieść była już niedostępna (było to na długo przed wznowieniem w Albatrosie) i zdobycie jej nieodmiennie kojarzy mi się z szaleńczymi rajdami po antykwariatach, czy stałym monitoringu portali aukcyjnych. Mam więc do „Walhalli” prywatny sentyment. Pytanie tylko, czy książka ta zasługuje na specjalne względy i jak broni się jako horror, zwłaszcza po tylu latach. 

Powieść „Walhalla” od pierwszego rozdziału potrafi złapać czytelnika za krocze i bardzo mocno ścisnąć. Poznajemy Craiga Bellmana, zadufanego w sobie, aroganckiego i pewnego siebie adwokata. Bellman ma wszystko – dobrą pracę, piękną i kochającą żonę, atrakcyjną kochankę i mnóstwo pieniędzy na własne zachcianki. Pewnego marcowego wieczoru, na skutek nieprzyjemnej kłótni z taksówkarzem – obcokrajowcem, Craig zostaje wyproszony z samochodu. Szukając w strugach deszczu nowego środka transportu, zostaje zaczepiony przez pobitą i zakrwawioną dziewczynę, która prosi go o pomoc w uratowaniu napadniętej koleżanki. Cała sytuacja okazuje się być sprytnie zastawioną pułapką i Bellman również zostaje napadnięty przez opryszków. Ograbienie z pieniędzy jednak nie wystarcza bandytom i Craig zostaje potwornie okaleczony za pomocą młotka – nie chcę zdradzać szczegółów, ale sceny te zatrzymują serce nie mniej, niż pierwszy rozdział „Czarnego anioła”, czy „Tengu”.

W każdym razie pewność siebie głównego bohatera momentalnie znika. Craig stara się odnaleźć siebie, a pomaga mu przy tym jego żona Effie. Jedna z ich wspólnych wycieczek kończy się odnalezieniem podupadającej, gigantycznej posiadłości, zwanej Walhallą. Bellman zakochuje się w rezydencji od pierwszego wejrzenia, wierząc, że posiadanie tak monumentalnej budowli wyleczy jego kompleksy. Bohater jest przekonany co do kupna, pomimo, że koszt remontu doprowadziłby go do bankructwa. Dopina więc swego, nie zważając na to, że z Walhallą wiąże się pewna historia. Jej właścicielem był obsesyjny hazardzista, bardzo bogaty, mściwy i nienawidzący kobiet człowiek. 

Dom okazuje się być nawiedzony, chociaż nie w klasyczny sposób, z duchami podzwaniającymi łańcuchami. Sama konstrukcja budynku sprawia, że Walhalla może istnieć jednocześnie w przeszłości, przyszłości i teraźniejszości, wraz z postaciami, które w niej kiedyś mieszkały. Nie trzeba długo czekać, by zaczęli ginąć ludzie. Sam Bellman zaczyna się zmieniać – fizycznie i psychicznie, ku przerażeniu Effie. Okazuje się, że bohater przejmuje cechy byłego właściciela Walhalli, staje się agresywny i brutalny. Żona Bellmana szuka pomocy u właścicielki miejscowego sklepu okultystycznego, która jako jedyna może wyplenić złe moce.

Fabuła jest jak widzicie bardzo prosta i nie wnosi specjalnie dużo do gatunku. Lepiej prezentuje się styl Mastertona, który we właściwy sobie sposób przekazuje czytelnikowi informacje lekkim językiem.  Dialogi stoją na wysokim poziomie, bohaterowie również (zwłaszcza drugoplanowi), a sceny brutalne, chociaż jest ich nie wiele, potrafią zjeżyć włos na głowie. Szkoda, że mrożących krew w żyłach momentów nie było trochę więcej. Niestety, historia nie porywa, zwłaszcza znawcy gatunku będą mieli problem ze znalezieniem czegoś unikatowego w tej powieści. 

„Walhallę” warto przeczytać ze względu na klimat nawiedzonej rezydencji i dla kilku świetnych scen, jak ta z młotkiem, lub ta ze szczurami. Graham Masterton ze swoim wyrabianym przez lata stylem również nie zawiedzie czytelnika. Gorzej z tymi, którzy będą szukali fabularnej unikatowości. Ci mogą się delikatnie rozczarować.
 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Prima
Rok wydania: 2001
Liczba stron: 350
Format: 12 x 19,5
Ocena recenzenta: 7/10

Recenzja książki SZATAŃSKIE WŁOSY po raz trzeci

W dorobku każdego pisarza znajdziemy powieści lepsze i te, które pozostawiają wiele do życzenia. Do tych drugich można zaliczyć „Szatańskie włosy”. Książka ta napisana została z myślą o młodszym czytelniku, co nie znaczy wcale, że mastertonowi weterani powinni sięgnąć po tę pozycję. Wszakże opinie, które można przeczytać w prawie każdej recenzji, kategorycznie odradzają lektury. Nie w trosce o zmarnowany czas, ale o nerwy czytelników. Mając w głowie powyższe zalecenia postanowiłem jednak zmierzyć się z tą już legendarną, owitą woalem złej reputacji książką.

Bohaterką powieści jest Kelly O’Sullivan, nastoletnia dziewczyna, marząca o pracy zawodowej stylistki. Aby zrealizować swe marzenie, pracuje w pocie czoła od rana do wieczora jako praktykantka w salonie fryzjerskim. Do jej głównych obowiązków należy zamiatanie włosów i wynoszenie ich do piwnicy.  Pewnego dnia, sprzątając piwnicę, przytrafia jej się dziwna rzecz i o mało nie ginie uduszona kłakami, które są tam składowane w workach. Od tego czasu, za każdym razem będąc w piwnicy, słyszy tajemniczy głos, a na jej przedramieniu wyrastają dziwne włosy. Czyżby to były włosy szatana?

Jeżeli to nie odstręcza was jeszcze od czytania, to powiem z bólem serca, że im dalej, tym tragiczniej. Dowiadujemy się, że owe włosy są częścią samego Belzebuba. Lekarze są bezradni wobec tak dziwnego zjawiska i nie potrafią zdiagnozować przyczyny pojawienia się włosów.  Ale, jak uczy nas codzienność, życie jest pełne przypadków. Jedna z klientek salonu, w którym pracuje Kelly, okazuje się być nie kim innym, jak tropicielką złego, wrednego Belzebuba.  Postanawia pomóc dziewczynie w rozwikłaniu zagadki owych włosów i dwóch zabójstw, których ofiarami są ludzie, za którymi nie przepadał pracodawca dziewczyny.

Tak pokrótce przedstawia się fabuła książki, która jak widać jest nieco naiwna i prosta jak drut. Nie uświadczymy tutaj efektownych zwrotów akcji czy opisów, które wstrzymują dech w piersi. Książka ma jednak niezłe momenty, do których można zaliczyć na przykład początek powieści czy moment, w którym Kelly przyjdzie dowiedzieć się, co znajduje się w mieszkaniu pani, która mieszka nad salonem fryzjerskim. Być może młodsi czytelnicy mogliby wynieść więcej z tej powieści. Podczas lektury starałem się odrzucić wszystkie uprzedzenia i przymykać oko jak się da, ale najwyraźniej ci, którzy ostrzegali, mieli po prostu rację.    

Na koniec pytanie –  dla kogo jest ta książka? Na pewno nie dla tych, którzy chcą rozpocząć przygodę z Mastertonem. Czy młodszy czytelnik będzie zadowolony, tego nie wiem. A fan i tak przeczyta, najwyżej będzie pluł sobie w brodę.

Autor recenzji: Artur Dorociński
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 176
Format: 12 x 21

Recenzja książki SMAK RAJU

„Smak raju” to powieść wyjątkowa. Pierwotnie jej autorstwo przypisano całkowicie żonie Brytyjczyka, Wiescce, która ze względu na trudne do wymowy imię o polskich korzeniach, przybrała pseudonim artystyczny Vicky Masterton. W naszym kraju, ze względu na dużą popularność Grahama, książkę przypisano obojgu autorom. Inspiracją do napisania jej była wycieczka do francuskiej Szampanii.  Romantyczny nastrój udzielił się parze i Wiescka zdecydowała, że chciała by napisać love story osadzone w tym właśnie miejscu, ale w realiach II Wojny Światowej.  Żona Grahama jest autorką większej części powieści, Graham natomiast rozpisał dialogi i poprawił wymagające tego fragmenty.

Esther Flecker to młodziutka Amerykanka, dziedziczka ogromnej fortuny po matce – śpiewaczce operowej, a także ojcu – właścicielu dobrze prosperującej kolei. Bohaterkę poznajemy podczas morskiej podróży do Paryża, gdzie wraz z matką planują zakupić najnowsze kolekcje najsławniejszych projektantów. Już na samym początku dochodzi do znamiennego spotkania – Esther poznaje fascynującego i niezwykle przystojnego Sachę i zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Zanim jednak para będzie mogła oddać się miłosnym uniesieniom, wydarzy się bardzo wiele.

Europa stoi w przededniu II Wojny Światowej – napięte nastroje i próba nerwów nie sprzyjają rozwojowi wielkiej miłości. Pomimo przeciwności losu, Esther i atrakcyjny Sacha kontynuują swój romans, który oczywiście staje się głównym tematem plotkarskich kolumn. Związkowi przeciwna jest matka Esther, jednak Sacha nie daje za wygraną. Szybko okazuje się, że nowy partner Esther jest francuskim królem szampana – wytwórcą niezwykle popularnej i wytwornej marki. Szczęście kochanków nie trwa jednak długo. Kiedy zaczyna się wojna, życie Esther zamienia się w koszmar.

„Smak raju” to powieść o wielkiej miłości, która kiełkuje z młodych ziaren, po to by stać się dojrzałą i mocną więzią pomiędzy dwojgiem ludzi. Jest to również historia młodej dziewczyny, która na oczach Czytelnika przeradza się w dorosłą, niezależną kobietę. Wreszcie jest to także książka o szampanie, którego wytwarzanie jest jednym z kluczowych elementów powieści.

Być może jest to banalne love story, jednak świetny warsztat zarówno Wiescki, jak i Grahama, nie pozwala tego odczuć. Klimat Szampanii jest niepowtarzalny i z przyjemnością udajemy się w podróż bo rozległych polach winogron, czy długich i krętych piwnicznych korytarzach pełnych regałów z butelkami. Powieść potrafi wzruszyć do łez, chociaż posługuje się przy tym prostymi mechanizmami. Trochę szkoda, że bohaterowie są średnio interesujący i przyznam, że najczęsciej ciężko było mi przejmować się ich losami i przeżywać perypetie razem z nimi.  Akcja sunie do przodu leniwie, dzieje się niewiele, a książka opiera się głównie na bardzo dobrze skonstruowanych dialogach. Trudno jednak oczekiwać od tego rodzaju literatury fajerwerków, czy nieustannej akcji.

Nie ukrywam, że „Smak raju” spodoba się zapewne głównie kobietom, poszukującym romantycznej historii opisanej w lekki, przystępny sposób. Sam jednak bawiłem się przy książce bardzo dobrze, chociaż nie uświadczyłem w niej zawiłości fabularnych, czy nieprzewidywalnych zwrotów akcji. To świetna powieść w swojej klasie i swoim gatunku literackim i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu miłośnikowi powieści obyczajowej, niezależnie od wieku, czy płci.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 1996
Liczba stron: 412
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 8/10

Recenzja książki DŻINN po raz trzeci

„Dżinn” należy do najstarszych horrorów Grahama Mastertona, co niestety miało wpływ na poziom powieści. Nie jest to na pewno kamień milowy literatury. No, ale gdzie wylądowalibyśmy, gdyby wszystkie książki były kamieniami?
W kamieniołomie?

Autor pokusił się o przeniesienie na grunt współczesności perskich podań i legend, na czele z tą o Ali Babie i Czterdziestu Rozbójnikach. Akcja osadzona została wokół tytułowego dżina, uwięzionego w – a jakże! – starożytnym dzbanie oraz niekoniecznie uwieńczonych powodzeniem próbach jego uwolnienia.

Nie chcąc zdradzać zbyt wiele z fabuły, pozwolę sobie na kilka słów na temat obsady tego projektu. Otóż, w „Dżinnie” otrzymujemy typową Mastertona galerię postaci: rozchwianą emocjonalnie staruszkę, profesora, lekarza, atrakcyjną kobietę o lisim spojrzeniu i nadzwyczajnych umiejętnościach, no i niezawodnego Harry’ego Erskine, znanego wszystkim z  cyklu „Manitou”.

Konstrukcję powieści można zobrazować starym dowcipem o anemiku, który przypadkowo wypuścił z klatki żółwie. Oto relacja wyżej wymienionego:
 
– Poooodchoooodzę doooo klaaaaatki, otwieeeeeram zaaaaamek, aaaa żółwieeee… myk! Myk! Myk!

Tak się bowiem składa, że przez zdecydowaną większość „Dżinna” niewiele się dzieje. Akcja posuwa się do przodu z mozołem, skupiając się przede wszystkim na wprowadzaniu nowych postaci, opisie posiadłości, w której przetrzymywany jest dzban z uwięzionym w nim dżinnem, no i dialogach, w których – jak to w dialogach – mówi się, mówi i mówi, a nie działa.

Graham ma jednak dar polegający na umiejętności tworzenia sympatycznych bohaterów, potrafi ożywić czytelnika zgrabnym porównaniem, klimatyczną wstawką czy niewymuszonym humorem. Wszystko to sprawia, że kolejne stronice książki przewracamy bez bólu, zaś długo oczekiwany finał – kiedy w końcu nadchodzi – równoważy wcześniejsze dłużyzny. W ostatnim rozdziale powieści znajdziemy wszystko to co stanowi o sile pisarstwa autora „Wizerunku zła”: nieskrępowaną wyobraźnię, plastyczne opisy makabry, a na deser niekonwencjonalny seks.

„Dżinn” to pozycja dla najzagorzalszych fanów straszliwego Brytyjczyka. Tych, którzy gotowi są na przymknięcie oka na niedociągnięcia, a jednocześnie potrafią szczerze cieszyć się z tego, co w jego prozie najlepsze.

Cóż, wygląda na to, że zaliczam się do tego grona.

Autor recenzji: Kazimierz Kyrcz Jr.
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 184
Format: 12,5 x 19,5
Nr ISBN: 8373015671