Charytatywna aukcja portretu Grahama Mastertona

Już 18 lipca Graham Masterton odwiedzi dom dziecka w Strzelinie, tam też chwilę potem zje lunch z lokalnym burmistrzem. Wizyta zbiega się z organizowaną przez pisarza aukcją charytatywną. Jej przedmiotem jest narysowany ołówkiem portret Grahama, którego autorem jest jeden z osadzonych.

Wszyscy, którzy chcą wziąć udział w aukcji i wylicytować portret, mogą przesyłać swoje propozycje cenowe na adres e-mail Mastertona: manitouman1@yahoo.com

Na dzień dzisiejszy najwyższa zaproponowana za portret cena to 150 GBP (ok. 732 zł). Licytować można do niedzieli, 22 lipca do północy.

Portret zostanie oczywiście podpisany, a pozyskane środku zostaną przeznaczone na dom dziecka w Strzelinie. A oto portret:

Kolejne media o w „W więzieniu pisane”

Polskie media zainteresowały się konkursem literackim "W więzieniu pisane", który Graham Masterton firmuje swoim nazwiskiem. Władze więzienia postanowiły zatem podbić stawkę i ufundować przyszłemu zwycięzcy również telewizor, a także odtwarzacze DVD dla pozostałych laureatów.

Wręczenie nagród rzeczowych nastąpi 19 lipca w Zakładzie Karnym w Wołowie, kiedy to autor przyjedzie do Polski.

Oto, co o konkursie powiedział sam Masterton:

Przelewanie uczuć na papier ma efekt terapeutyczny i może tylko pomóc osadzonym. Cieszę się, że moi wydawcy oraz przyjaciele z Aglomeracji Wrocławskiej to rozumieją, bo bez nich ten konkurs nie mógłby dojść do skutku.

O konkursie napisała niedawno "Gazeta Wyborcza". W artykule podano informacje, że Dom Wydawniczy Rebis przekaże przy okazji 2000 książek dla dolnośląskich więzień. Wspomniano również, że jeden z osadzonych narysował portret Grahama, który zostanie zlicytowany na cele charytatywne.

Okładka wznowienia INFEKCJI i całościowe spojrzenie na serię MANITOU

Graham podesłał nam właśnie okładkę wznowienia szóstej części serii MANITOU w nowej szacie graficznej. INFEKCJA pojawi się za sprawą Wydawnictwa Albatros już 8 sierpnia.

Poniżej prezentujemy okładkę INFEKCJI, a także całościowe spojrzenie na wszystkie części serii w odświeżonej szacie graficznej:





Jak Wam się podoba?

Statek Głupców prosi o pytania (konkurs z nagrodami)

Blog Statek Głupców ogłosił konkurs z okazji wywiadu, który właśnie przeprowadzają z Grahamem Mastertonem. Aby wygrać książkę autora z autografem lub dedykacją, wystarczy wymyślić propozycję oryginalnego pytania. Trzy najciekawsze zostaną zadane pisarzowi oraz nagrodzone.

Pytania można zamieszczać w komentarzach pod postem na fanpage’u Statku Głupców na Facebooku:


Oczywiście zachęcamy do udziału w zabawie! 

Warsztaty z Mistrzem – Graham poprowadzi zajęcia z pisania we Wrocławiu

20 lipca o godzinie 11.00, w sali 111 na Uniwersytecie Wrocławskim, odbędą się zajęcia z Grahamem Mastertonem, który udzieli studentom wskazówek dotyczących pisania. Autor zachęci ich również do składania swoich opowiadań w konkursie, w którym dla zwycięzcy przygotowana będzie atrakcyjna nagroda.

Instytut Filologii Angielskiej Uniwersytetu Wrocławskiego zachęca do zapisania się na warsztaty za pomocą poniższego formularza:

MANITOU: INFEKCJA już 8 sierpnia w Albatrosie!

8 sierpnia w Albatrosie pojawi się ostatnia (póki co) powieść z legendarnego, kultowego cyklu MANITOU, która do tej pory była wydana w Polsce tylko raz, na dodatek przez wydawnictwo Rebis, w innym formacie oraz szacie graficznej, niż reszta powieści. Dzięki zakupowi praw do całej serii, już za niecałe dwa miesiące będziemy mogli postawić na półce zunifikowaną graficznie serię.

Poniżej prezentujemy opis powieści MANITOU: INFEKCJA!



 MROCZNY THRILLER Z ELEMENTAMI HORRORU.
POWIEŚĆ Z CYKLU „MANITOU”.

 
Błyskotliwa powieść, która bawiąc, zmusza do poważnej refleksji nad kondycją współczesnego świata i nad koniecznością ponoszenia odpowiedzialności za błędy popełnione przez poprzednie pokolenia.
 
Profesor Anna Grey jest wirusologiem w szpitalu w Saint Louis i dzieli spokojne, dostatnie życie ze swoim życiowym partnerem, Davidem. Z kolei starzejący się Harry Erskine wciąż chce być złotym, beztroskim chłopakiem. Mieszka na Florydzie, kątem u przyjaciela, i zarabia pieniądze, przepowiadając przyszłość bogatym i znudzonym klientkom. Oboje, Anna i Harry, zostali wybrani, żeby przestrzec Stany Zjednoczone przed okrutnym atakiem grożącym błyskawicznym unicestwieniem ludności w całym kraju.

Ich losy niespodziewanie splotą się, gdy przyjdzie im wspólnie walczyć z zagrożeniem, którego źródła leżą w mrocznej historii Ameryki sprzed ponad trzystu lat. Duchy wymordowanych przed wiekami Indian szykują bowiem współczesnym Stanom Zjednoczonym nieuchronną apokalipsę!

Relacja ze spotkania z Grahamem Mastertonem w Gdańsku – wspomina Łukasz Radecki

Z Grahamem Mastertonem miałem okazję spotkać się już kilkukrotnie, ale możliwość prowadzenia autorskiego spotkania z nim była swoistą nobilitacją i spełnieniem niewypowiedzianych marzeń. Pięć lat temu jechałem przez Polskę z całą rodziną, aż do Krakowa, by móc chociaż zobaczyć autora, który silnie wpłynął na moją twórczość i udało mi się wtedy przeprowadzić z nim mój pierwszy wywiad na żywo. To, co wydarzyło się podczas tegorocznej wizyty, przeszło wszystkie wyobrażenia.

Bez zbędnych wstępów,  wkrótce po tym, gdy Agata Wiśniewska z ramienia Albatrosa zaproponowała mi prowadzenie tego spotkania, okazało się, że nie tylko będę je prowadził, ale mam również odebrać Grahama z lotniska i zapewnić mu towarzystwo podczas jego wizyty w Gdańsku. I tego dnia, kiedy jeździłem z nim po mieście swoją wysłużoną kijanką, słuchając Mozarta i rozmawiając o  s w o i c h  książkach z siedzącym obok Mastertonem, łapałem się na tym, że myślę w jak nierealnej sytuacji się znalazłem.


Do rzeczy jednak. Graham miał przylecieć po jedenastej, prosto z Londynu, ale zdecydował, że woli się wyspać i przybył do Polski dzień wcześniej, do Warszawy. W Gdańsku ostatecznie miał zjawić się chwilę po czternastej. Zgodnie z prawami Murphy’ego, odległość z Warszawy do Gdańska okazała się zbyt duża dla polskich linii lotniczych i samolot dotarł na miejsce z blisko godzinnym opóźnieniem. Masterton mimo to przywitał mnie z uśmiechem, a na moje pytanie, czy podróż była męcząca, stwierdził jedynie, że po prostu wynudził się przez ostatnią godzinę. Ja z kolei przyznałem, że dzięki niespodziewanemu oczekiwaniu mogłem dokończyć jego najnowszą powieść. Oczywiście, pchnęło to rozmowę na tory o “Wirusie”, który wzbudza wiele kontrowersji i wywołuje wyjątkowo rozbieżne opinie. Gdy Graham usłyszał, że w odróżnieniu od wielu dziennikarzy i recenzentów naprawdę świetnie się bawiłem przy tej książce, bardzo się ożywił i przyznał, że sam bardzo dobrze się bawił podczas jej pisania. Dla tych, którzy jeszcze nie czytali wspomnę tylko tyle, że bez dwóch zdań jest to jedna z najbrutalniejszych i najkrwawszych powieści autora (co samo w sobie jest wyczynem), ale przy tym jedna z najbardziej kuriozalnych. Bo co powiecie na nawiedzoną odzież z lumpeksu? No właśnie… Ale jak sam Masterton przyznaje, dziwi się czasem reakcjom fanów horroru. Takie pomysły uznają za bzdury, a jednocześnie akceptują wampiry, zombie, wilkołaki… To z kolei sprawiło, że przez dużą część drogi rozmawialiśmy właśnie o różnego rodzaju nieumarłych. Oczywiście najbardziej obśmialiśmy wampiry i ich współczesne kreacje, szczególnie te w młodzieżowych serialach. Nie mogłem być hipokrytą i wspomniałem o swoich (i Roberta Cichowlasa) książkach o zombie, co bardzo zaciekawiło Grahama, choć przyznam, że wtedy myślałem, że to tylko kurtuazja…

Tak więc pędziliśmy do Gdańska Głównego, prosto do hotelu, przy dźwiękach „Requiem D-Moll” Mozarta (wiedziałem, że za Iron Maiden nie przepada, a Słonia nie zna, więc postawiłem na moją ulubioną klasykę i słusznie, bo chwilę po tym, gdy wsiadł do mego auta, pochwalił mój gust muzyczny). Tutaj, zgodnie z planem mieliśmy zameldować się w hotelu i zwiedzić odrobinę Starówkę. Pierwsza część poszła bardzo łatwo, pomijając drobne wskazówki Grahama, który stwierdził, że jeszcze kiedyś nauczy mnie dobrze parkować, żebym potrafił wykorzystać najmniejsze przestrzenie. Z drugą częścią musieliśmy eksperymentować, ze względu na ograniczony czas. Na szczęście w zanadrzu miałem Krzysztofa Azarewicza, erudytę, okultystę, tłumacza, wydawcę, tekściarza, a od niedawna restauratora i przede wszystkim rodowitego gdańszczanina, który do tego perfekcyjnie posługuje się językiem angielskim. Dzięki temu sprytnie odciążyłem się od ciągłej konwersacji, a Graham mógł wreszcie porozmawiać z kimś, kto nie odpowiadał mu na pytania prostymi zdaniami w przypadkowych czasach. Już z Krzysztofem udaliśmy się do restauracji manna 68, którą prowadzi wraz ze swą żoną Anną (kryptoreklama zamierzona w pełni, sam Masterton reklamował potem lokal na spotkaniu), gdzie zostaliśmy doskonale ugoszczeni. Niech przemówi fakt, że jest to jedyne w Gdańsku miejsce gdzie można zjeść wyłącznie wegetariańskie jedzenie, w zasadzie od podstaw wykonane na miejscu, a zarówno Graham, jak i ja raczej skłaniamy się ku mięsnym potrawom. Tymczasem zaserwowane tutaj jadło smakowało nam tak bardzo, że Masterton robił jego zdjęcia, mówiąc, że pokaże je swojemu synowi, który zapewne nigdy nie uwierzy, że jego ojciec je wegetariańskie potrawy.


W miłej atmosferze spędziliśmy dobrą godzinę, rozmawiając o sprawach różnych. No dobrze, głównie rozmawiał Krzysztof, Anna i Graham, ja od czasu do czasu coś wydukałem. Tematów było sporo i czasem wręcz zapominałem, że to nie jest towarzyskie spotkanie, ale służbowa wizyta pisarza w Polsce i zaraz będziemy jechać na spotkanie autorskie. Tymczasem Graham podziwiał Gdańsk (który zaskoczył go swoją wielkością), dopytywał o nasze życiorysy, a przede wszystkim żartował. Na przykład gdy rozmawialiśmy o Morcie Castle, spytał, czy go znam, czy utrzymuję z nim kontakt, po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi westchnął teatralnie – „No tak, pisarze! Wszyscy się znają”. Podobnie gdy Krzysztof podsunął mu do podpisu egzemplarz pierwszego wydania „Manitou” i przyznał, że czytał ją przed laty i zaczynał od niej przygodę z tego typu literaturą, Masterton znów westchnął i tym razem (równie teatralnie) zakrzyknął: „Oczywiście! Wszyscy w Polsce kiedyś od tego zaczynali!” W tym żarcie nie ma zresztą przesady. To pierwszy horror, który ukazał się w naszym kraju po tak zwanym upadku komunizmu.

Tymczasem przyszedł czas, by wyruszyć na spotkanie do Galerii Bałtyckiej, a licząc się z możliwością korków,= staraliśmy się dotrzeć na miejsce przed czasem. W zasadzie nam się udało, nie wziąłem jedynie pod uwagę faktu, że parking znajduje się na trzecim piętrze (tym razem dostałem nauki jak zaciągać hamulec ręczny), a Empik w podziemiach. A Graham Masterton już nie nadaje się na rączego biegacza, skutkiem czego dotarliśmy na miejsce przeznaczenia ledwie dwie minuty przed czasem. Szczęśliwie, z tego co słyszałem i czytałem, wszystkie inne spotkania podczas tej wizyty z przyczyn niezależnych były jeszcze bardziej opóźnione.

Samo spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze, co nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto kiedykolwiek spotkał Mastertona lub był na spotkaniu z nim. To urodzony showman, który doskonale wie, co, kiedy i jak chce powiedzieć. Moje pytania były jedynie dodatkiem do tego, co autor opowiadał, szczególnie, że mógł skorzystać z usług utalentowanego tłumacza, który perfekcyjnie wczuł się w swoją rolę (co również zostało docenione przez Grahama). Tak więc przez następną godzinę z okładem Masterton opowiadał o swoich początkach, starych i nowych powieściach, mniej i bardziej znanych faktach. Z najbardziej elektryzujących fanów autora to niewątpliwie te, że już wkrótce doczekamy się kolejnych odsłon cykli Katie Maquire i Szkarłatna Wdowa, a co jeszcze ciekawsze – autor zdecydował się powrócić do świata Manitou i Wojowników Nocy i szykuje powieści dopełniające te właśnie serie. O Manitou na razie wiadomo niewiele, nowi Wojownicy Nocy tym razem będą ratować seksualne niewolnice wykorzystywane w snach… Cały Masterton.


Po rozmowach z fanami i podpisaniu kilkudziesięciu książek udaliśmy się do restauracji, gdzie przy winie (Graham) i kawie (ja) rozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim. Głównym tematem były nasze dzieci, twórczość pisarska i irlandzkie dowcipy, a mimo coraz bardziej dającego o sobie znać zmęczenia atmosfera się rozluźniała. Pamiętam wciąż moje pierwsze spotkanie z autorem, kiedy podczas dwudziestominutowego wywiadu byłem tak podekscytowany, że gdyby nie dyktafon, nic z tego bym nie zapamiętał. Tymczasem tutaj siedzieliśmy sobie patrząc na Motławę i nie spiesząc się nigdzie rozmawialiśmy o tym, że Polacy są bardzo wrażliwi na swoim punkcie, że najważniejsze w pisaniu jest to, żeby bawiło ono twórcę i że jedyne, co w tym życiu ma znaczenie, to nasze dzieci, bo to one są tym, co naprawdę po nas zostanie. Skorzystałem oczywiście z okazji by powspominać niektóre z książek autora, narzekając chociażby na zakończenie „Kostnicy” (Graham obiecał mi, że zmieni je przy wznowieniu :)), albo zachwycając się tym z „Wirusa” (tu komentarz – „człowiek pracuje, myśli, chce przestraszyć, a on się ciągle z tego śmieje”). Pomijam kwestie, w których Masterton dopytywał o moje książki i złożył mi pewne propozycje – będę się trzymał jedynie tej, że obiecał mi na Gwiazdkę nowy uchwyt na telefon w kształcie trupiej ręki (gdy jeździliśmy po Gdańsku z GPS-em, mój telefon wypadał z uchwytu średnio co trzeci wybój, czego Graham nie omieszkał skomentować).

I tak jak niespodziewanie pojawiła się okazja do tego spotkania, tak równie szybko dobiegło ono końca. Odprowadziłem autora do hotelu, obiecaliśmy sobie, że złapiemy się za kilka dni na Pyrkonie, niestety, tym razem się nie udało. Ja tymczasem wsiadłem w samochód i wyruszyłem w 80-kilometrową drogę do domu, wspominając niezwykłe spotkanie, które pochłonęło mnie tak bardzo, że zapomniałem sobie zrobić choćby jedno zdjęcie z Grahamem. Szczęście, że robili je inni.

Łukasz Radecki

Szczegóły lipcowej wizyty Grahama w Polsce

Graham podzielił się z nami właśnie szczegółami swojej lipcowej wizyty w Polsce. Celem wizyty jest wręczenie nagrody w drugiej edycji konkursu W WIĘZIENIU PISANE, ale autor znajdzie też czas na spotkania z czytelnikami. Odbędą się one:

17 lipca o godzinie 19.00 w Art Hotel we Wrocławiu przy ulicy Kiełbaśniczej 20

18 lipca o godzinie 17.00 w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy w Międzyborzu, przy ulicy Wrocławskiej 8

19 lipca o godzinie 17.30 w Miejskiej i Gminnej Bibliotece Publicznej w Wołowie, przy ulicy Gen. Wł. Sikorskiego 8

20 lipca o godzinie 19.00 w Gminnej Bibliotece Publicznej w Czernicy, przy ulicy Wojska Polskiego 9

Zapraszamy!

Masterton w kalendarzu

1 czerwca to Dzień Dziecka – jak się okazuje, nawet autorzy książek dla dorosłych odbiorców mogą mieć z tej okazji złotą myśl. Poniżej prezentujemy kartkę z (polskiego!) kalendarza, z piękną sentencją Grahama Mastertona.

Recenzja książki WIRUS

Graham Masterton powrócił do horroru i to do horroru oldschoolowego, łączącego nieposkromioną, nieraz absurdalną makabrę z całkiem udanym humorem i dość niepokojącą atmosferą. Wszyscy, którzy od kilku lat nie mogli doczekać się tego momentu i chcieli odpocząć od bestsellerowych kryminałów z Katie Maguire, powinni już szykować portfele, ponieważ nadchodzi „Wirus”. 
Jakkolwiek groteskowo nie brzmiałaby koncepcja morderczych ubrań, autor nosił się z pomysłem napisania książki na ten temat już od jakiegoś czasu. Powodem była znajomość z kobietą prowadzącą sklep z używaną odzieżą, a przebłyski mogliśmy zaobserwować chociażby w opowiadaniu „Co robi ciemność”, opublikowanym niedawno w polskiej wersji w magazynie Okolica Strachu. „Wirus” to rozwinięcie tego pomysłu w postaci 400-stronicowej powieści, wydanej w maju przez Dom Wydawniczy Rebis. Zresztą, skoro zabijać mogły samochody, krzesła czy lustra, to czemu ubrania miałyby być gorsze?

W Londynie zaczyna dochodzić do makabrycznych zbrodni. Młoda dziewczyna wylewa sobie na twarz kwas, inna brutalnie wybebesza swojego chłopaka, a spokojny mężczyzna pozbawia życia swoją żonę. To dopiero początek fali zbrodni, która przetoczy się przez dzielnicę Tooting. Do rozwikłania sprawy przydzielony zostaje duet w postaci Jerry’ego Pardoe i Dżamilli Patel. Partnerzy mocno różnią się od siebie – Jerry jest cyniczny i zabawny, generalnie trudno go nie polubić. Dżamilla to z kolei dziarska detektyw z Pakistanu, która chociaż ,pochodzi z zabobonnej rodziny, stara się twardo stąpać po ziemi. Razem przypominają trochę Muldera i Scully i czuć między nimi chemię, chociaż bardzo cieszę się, że autor powstrzymał się od wrzucania ich do łóżka. W pierwszym tomie, kiedy bohaterowie dopiero się poznali, byłoby to nieco zbyt nienaturalne, a Graham zapowiedział już, że chętnie wykorzysta Jerry’ego i Dżamillę w swojej kolejnej powieści grozy, więc na rozwinięcie tej relacji przyjdzie jeszcze czas. 

Śledztwo w sprawie krwawych zabójstw stoi w martwym punkcie, przynajmniej do momentu, kiedy nasi bohaterowie nie zaczynają podejrzewać, że do agresywnych zachowań mogą oprawców pchać ubrania, w których pozostaje cząstka osobowości złych ludzi, którzy umarli, ale nie pogodzili się ze swoją śmiercią. Sam pomysł swoistych opętań poprzez ubranie wydaje się świetny i jest naturalnym rozwinięciem chociażby koncepcji nawiedzonych domów, których mury przesiąkają negatywnymi emocjami mieszkańców i są nieraz świadkami makabrycznych zbrodni.

Zdecydowana większość powieści podąża właśnie w tym ciekawym kierunku, przeplatając rozdziały dotyczące śledztwa z tymi, w których autor ukazuje kolejne makabryczne zbrodnie. Masterton znów robi to, w czym jest najlepszy, a poszczególne opisy są naprawdę makabryczne. Może dlatego „Wirus”, jako pierwsza książka tego autora w historii, posiada na okładce znaczek „18+” i chociaż to tylko zabieg marketingowy, to gwarantuję, że nie chcielibyście, żeby wasze dziecko czytało tę książkę, a już na pewno, by zaczęło zachowywać się jak młoda Mindy, jedna z bohaterek powieści.

Zakończenie powieści jest już nieco bardziej kontrowersyjne – autor popuścił tutaj wodze wyobraźni, w efekcie czego na kartach „Wirusa” mamy niepohamowane szaleństwo, które pewnie nie wszystkim podejdzie. Z drugiej strony mamy to, czego chcieliśmy – campowy, abstrakcyjny, czysty horror, tak podobny do tych, które umilały nam życie w latach 80-tych czy 90-tych. Niezależnie jednak od tematyki jedna rzecz się nie zmieniła – Graham Masterton wciąż pisze fantastycznie, a kolejne rozdziały pochłania się po prostu niezwykle szybko i łatwo. Ja cieszę się, że pisarz powrócił do gatunku, który dał mu międzynarodową sławę, a słowa o tym, że kolejne horrory są w drodze, cieszą mnie tak samo jak kilkanaście lat temu.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Rebis

Rok wydania: 2018

Liczba stron: 392

Ocena recenzenta: 8/10