Recenzja książki BONNIE WINTER

Nawet najlepszym i najbardziej doświadczonym autorom zdarza się czasem podczas pisania powieści dotrzeć do martwego punktu. Jedną z książek, która w pewnym momencie się Mastertonowi „zacięła” była właśnie „Bonnie Winter”. Autor do końca nie mógł zdecydować się, czy chce napisać rasowy horror, czy powieść psychologiczną, symboliczną i pełną metafor. Śmiało można powiedzieć, że Grahamowi wyszło coś pomiędzy – częściowo horror, częściowo doskonały dramat obyczajowy, ale przede wszystkim świetna powieść zapewniająca kilka godzin doskonałej rozrywki.

Bonnie Winter ma 34 lata, nadwagę, problemy rodzinne i mało przyjemną pracę – tak można by było streścić główną bohaterkę powieści, w której Masterton po raz kolejny ujawnia swój talent do wnikania w kobiecą psychikę i kreślenia żywych, wiarygodnych postaci. Mąż Bonnie stracił pracę i cały czas spędza w domu, natomiast nastoletni syn popada w kłopoty z prawem, podczas gdy ona sama dorabia sobie do pensji urabiając ręcę po łokcie sprzątając domy które nawiedziła śmierć. To właśnie miejsca pracy Bonnie stają się ważnym elementem fabuły.  Bohaterka dostaje coraz więcej zleceń w miejscach, w których dochodzi do tajemniczych zabójstw. Katami stają się ludzie, którzy do tej pory sprawiali wrażenie niesamowicie szczęśliwych. Zbrodnie wydają się zatem być kompletnie pozbawione motywu. Policja nie może znaleźć wytłumaczenia. Dopiero Winter znajduje w domach, w których doszło do niewyjaśnionych morderstw, gąsienice bardzo rzadkiego gatunku motyla – niepylaka mnemozyny. Jak to zwykle u Mastertona bywa, w fabule pojawia się legenda, która głosi, że larwy są wcieleniem jednej z azteckich bogiń – Itzpapalotl. Krwiożercze bóstwo znane jest z tego, że doprowadza ludzi do zabijania tych, których najbardziej kochali.

Z pozoru fabuła nie prezentuje się specjalnie odkrywczo. Można dojść do mylnego wniosku, że będzie to standardowa opowieść o groźnych demonach, która nie wniesie do gatunku niczego nowego. Na szczęście Mastertonowi udało się przemycić do powieści kilka doskonałych elementów, które czynią ją wyjątkową. Pomimo stosunkowo niedużej objętości powieści, Grahamowi udało się wytworzyć niepokojący nastrój, odpowiednie napięcie i dużą dozę fenomenalnych dialogów przepełnionych humorem. Postać Bonnie „żyje”, co zresztą wylewa się wręcz z kart powieści. Nie od dziś wiadomo, że Masterton jest mistrzem tworzenia wiarygodnych postaci i środowisk, a „Bonnie Winter” stanowi na to doskonały dowód. 

Dodatkową atrakcją, którą zapewniło wydawnictwo Albatros, są dwa opowiadania – „Szamański kompas” i „Bazgroły”, które dopełniały króciutką powieść. „Szamański kompas” to przewrotne opowiadanie o ludzkiej naturze, mrocznych żądzach, poczuciu niesprawiedliwości i dążeniu do celu po trupach. „Bazgroły” po raz pierwszy wydane wtedy na polskim rynku to jedno z najbardziej przerażających, psychologicznych opowiadań Brytyjczyka (szerzej w recenzji zbioru „Festiwal strachu).

Podsumowując – „Bonnie Winter” to powieść dojrzała, zabawna, zaskakująca i przejmująca. Zadaje ona poważne pytanie o dwoistość ludzkiej natury, ale co w tym wypadku najważniejsze – nie udziela na nie jednoznacznej odpowiedzi. Śmiało polecam tę książkę dosłownie każdemu, nawet jeśli nie jest miłośnikiem twórczości Mastertona.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2001
Liczba stron: 207
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 10/10
  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.