Recenzja książki DEMONY NORMANDII po raz drugi

Dorobek literacki angielskiego mistrza horroru
jest przeogromny, zarówno pod względem ilości napisanych książek, jak i
wielkiej różnorodności gatunkowej. Jedne książki są lepsze, inne
gorsze, ale czy znajdą się wśród nich takie, które można nazwać
wybitnymi? Według mnie tak, a takim ponadczasowym tytułem są napisane
przez Grahama w 1978 roku „Demony Normandii”.

Tak
naprawdę to uważam tę książkę za najbardziej niedocenianą powieść
Mastertona, gdyż niewiele się o niej pisze, a jeśli już nawet, to
niezbyt przychylnie. Trzeba zatem coś z tym zrobić i sprawić, abyście
chętniej po nią sięgali.

Głównym bohaterem tej
opowiastki jest przebywający w Normandii amerykański kartograf Daniel
McCook, który sporządza mapy do nowo powstającej książki o drugiej
wojnie światowej. Co prawda czas i miejsce nie sprzyjają zbytnio
takiemu zajęciu, gdyż wiejskie tereny północnej Francji podczas zimy
sprawiają wrażenie niedostępnych i wyjątkowo złowrogich.

Zaintrygowany
opowieścią dwójki miejscowych robotników, Dan próbuje zgłębić
tajemnicę porzuconego w 1944 roku w odległym o niecałe pięć
kilometrów Pont D’Ouilly wraku amerykańskiego czołgu. Jednakże to, co
miało być z początku ciekawostką i bonusem do książki, szybko staje
się obsesją i prawdziwym przekleństwem McCooka.

Co
zatem sprawia, że ta książka jest wyjątkowa? Po prostu nie ma wad,
jest perfekcyjna w każdym calu i idealnie trafia w moje gusta
czytelnicze.

Dawno temu, kiedy to w serii
Amber-Horror pojawiły się pierwsze powieści Mastertona, nastąpił
prawdziwy boom na książki tego autora. Nawet i ja, zatwardziały
przeciwnik literatury, nie byłem w stanie oprzeć się tym wspaniałym
historiom, wśród których prym wiodły właśnie „Demony Normandii”.
Znajdziemy w nich genialne połączenie faktów historycznych z wszelkiej
maści legendami i przypowieściami, które pełnymi garściami czerpią ze
światowej demonologii. Kiedy dołożymy do tego jeszcze genialny klimat i
wszechogarniającą aurę strachu, która towarzyszy nam od pierwszej do
ostatniej strony, to otrzymamy pełny obraz tego, co oferuje nam ta
powieść.

„Demony Normandii” to raptem dwieście
stron tekstu, który dosłownie tętni akcją. Na tak małej przestrzeni
autorowi udało się odzwierciedlić wspaniałe i przejmujące opisy
przyrody, stworzyć bardzo wiarygodnych bohaterów, solidnie nas
nastraszyć i ani przez chwilę nie pozwolić się nudzić. Nawet samo
zakończenie jest rewelacyjne i wbija w fotel. Po prostu genialny pomysł
i mistrzowskie wykonanie!

Zanim zabrałem się
za napisanie tej recenzji, przeczytałem tę książkę już po raz czwarty. A choć
minęło ponad dwadzieścia lat i trochę się zestarzałem, to w dalszym
ciągu jestem pod wielkim wrażeniem „Demonów Normandii”. Pozostaje tylko
lekki niedosyt, bo chciałoby się więcej. Może Graham kiedyś wypuści
rozszerzoną wersję tej powieści, wszak pomarzyć można.

Gorąco
polecam ten tytuł tym, którzy jeszcze nie znają prawdziwej wersji
wydarzeń z dnia D. Pamiętajcie tylko o tym, aby przestrzegać zaleceń
autora i nie używać zaklęć zawartych w książce, one naprawdę
działają!!!

Autor recenzji: Rafał Prokopowicz
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1992
Liczba stron: 191
Format: 11 x 19

Jedna odpowiedź do “Recenzja książki DEMONY NORMANDII po raz drugi”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.