Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa – praktykantka w zakładzie fryzjerskim – Kelly O’Sullivan, podczas wynoszenia do piwnicy kolejnych toreb pełnych włosów wchodzi w interakcje z szatańskim pomiotem. Na jej ramieniu zaczynają pojawiać się różnego koloru włosy, których nie da się nijak usunąć. Dziewczyna na oczach swoich przyjaciół przechodzi przemianę, staje się silniejsza. W tym samym czasie zaczynają ginąć ludzie – zazwyczaj Ci skłóceni z szefem Kelly – słynnym stylistą Simonem Crane’m. Konfrontacja z demoniczną siłą wydaje się być nieunikniona.
Dochodzimy tu do punktu, w którym właściwie można było by zostawić tę śmiesznie krótką nowelkę w spokoju i przestać się nad nią pastwić, jednak po autorze pokroju Mastertona wszyscy spodziewamy się dużo więcej – dlatego pofolgujmy sobie. Żałosna konstrukcja fabularna, papierowe postacie, głupota wydarzeń i kretyńskie zakończenie położyły książkę, która nigdy nie powinna stać się niczym więcej jak tylko opowiadaniem – wtedy była by po prostu przeciętnym tekstem.
Mam wrażenie, że Graham kończył tę powieść na szybko. Może musiał się wywiązać z umowy z wydawcą, a może skończyły mu się ukochane żelki Haribo – tak czy siak, strzelił sobie w stopę. Plusy? Miejscami całkiem dobrze wykreowany klimat (w końcu Graham jest mistrzem klimatu), całkiem interesująco opisana scena odkrycia zwłok sąsiadki przez główną bohaterkę i… to chyba tyle. No może jeszcze dowcipny tytuł oryginalny, nawiązujący do pewnego znanego horroru, a także przyciągająca oko okładka, którą zafundowało powieści wydawnictwo Albatros. To niestety trochę za mało, by móc z czystym sumieniem polecić tę nowelkę komukolwiek.
R.I.P. fryzuro szatana.
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 176
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 2/10