Jedna z ostatnich powieści Grahama Mastertona nie miała ze mną łatwej przeprawy. Kiedy w 2007 roku po raz pierwszy zapoznałem się z tekstem, uznałem go za typowego przeciętniaka, który nie wyróżnia się kompletnie niczym. Teraz wziąłem się za lekturę jeszcze raz i muszę przyznać, że wrażenia mam w zasadzie zupełnie inne. Jak Masterton poradził sobie z Wendigo – duchem lasu, o którym pisali już zarówno klasycy jak Algernon Blackwood, jak i wyrobnicy jak Joseph Citro?
Masterton odkurzył kolejnego demona z indiańskiej mitologii i osadził go, jak to ma w zwyczaju, we współczesnej opowieści. Tym razem padło na Wendigo – tropiciela, drapieżnika, myśliwego, ducha lasów. Ponieważ Graham doskonale czuje się w kulturze Indian, możemy się spodziewać bardzo klimatycznej historii. Niestety, to co rzuca się w oczy, to brak odpowiedniej historiografii, czyli opisów dawnych legend, czy przykładów działań pradawnej magii na przestrzeni wieków. Większa ilość takich informacji „uwiarygodnia” historię i ułatwia czytelnikowi wsiąknięcie w powieść.
Już na samym początku główna bohaterka – Lily Blake, agentka nieruchomości, zostaje we własnym domu zaatakowana przez dwóch zamaskowanych mężczyzn. Lily zostaje podpalona żywcem, zwyzywana od wiedźm, a jej dzieci zostają uprowadzone. Cały terror mający miejsce we własnym domostwie przypomina tragizmem i poziomem przerażenie pierwsze, koszmarne sceny w „Tengu”. Tym razem jednak bohaterce udaje się ujść z życiem. Rozpoczyna się szeroko zakrojone śledztwo, a głównym podejrzanym zostaje były mąż Lily. FBI jest jednak bezsilne. Bohaterka na własną rękę wynajmuje prywatnego detektywa, który z kolei skontaktuje ją z szamanem Georgem Żelaznym Piechurem. Szaman to człowiek przebiegły i niebezpieczny, ale obiecuje odnaleźć dzieci w zamian za zwrot świętych ziem zabranych Indianom pod luksusową, komercyjną zabudowę.
Bohaterka nie ma wyjścia – zgadza się na warunki, chociaż ziemia stanowiąca przedmiot umowy nie jest jej własnością. Indianin wzywa Wendigo – ducha tropiciela, który podąża śladem dzieci, zostawiając za sobą rozerwane ciała każdego, kto stanie mu na drodze. Gdy Lily dowiaduje się w jaki sposób działa Wendigo, stara się go odwołać. Jest jednak mały problem – przywołanego ducha nie można powstrzymać. Nie mogąca dotrzymać umowy bohaterka ściąga na siebie gniew pradawnego demona i będzie musiała walczyć o swoje życie. A jak powszechnie wiadomo – najlepszą obroną jest atak.
Powieść „Wendigo” nie wykracza poza wcześniej rozwinięty i bardzo popularny u Mastertona schemat. Akcja sunie równym tempem do wydumanego i nieprawdopodobnego, ale rozrywkowego finału, w którym ostatecznie dobro triumfuje. A może jednak nie?
„Wendigo” to powieść świetnie napisana, wypełniona dobrze nakreślonymi postaciami, bardzo klimatyczna, chociaż nieskomplikowana fabularnie. Nie ma w niej wprawdzie za wiele powodów do strachu, więc czytelnik może spokojnie połknąć ją w jeden, czy dwa wieczory. Jest to po prostu solidna książka, która dostarczy trochę niewymagającej, ale za to jakże przyjemnej rozrywki.
Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 271
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 8/10