W Londynie zaczyna dochodzić do makabrycznych zbrodni. Młoda dziewczyna wylewa sobie na twarz kwas, inna brutalnie wybebesza swojego chłopaka, a spokojny mężczyzna pozbawia życia swoją żonę. To dopiero początek fali zbrodni, która przetoczy się przez dzielnicę Tooting. Do rozwikłania sprawy przydzielony zostaje duet w postaci Jerry’ego Pardoe i Dżamilli Patel. Partnerzy mocno różnią się od siebie – Jerry jest cyniczny i zabawny, generalnie trudno go nie polubić. Dżamilla to z kolei dziarska detektyw z Pakistanu, która chociaż ,pochodzi z zabobonnej rodziny, stara się twardo stąpać po ziemi. Razem przypominają trochę Muldera i Scully i czuć między nimi chemię, chociaż bardzo cieszę się, że autor powstrzymał się od wrzucania ich do łóżka. W pierwszym tomie, kiedy bohaterowie dopiero się poznali, byłoby to nieco zbyt nienaturalne, a Graham zapowiedział już, że chętnie wykorzysta Jerry’ego i Dżamillę w swojej kolejnej powieści grozy, więc na rozwinięcie tej relacji przyjdzie jeszcze czas.
Śledztwo w sprawie krwawych zabójstw stoi w martwym punkcie, przynajmniej do momentu, kiedy nasi bohaterowie nie zaczynają podejrzewać, że do agresywnych zachowań mogą oprawców pchać ubrania, w których pozostaje cząstka osobowości złych ludzi, którzy umarli, ale nie pogodzili się ze swoją śmiercią. Sam pomysł swoistych opętań poprzez ubranie wydaje się świetny i jest naturalnym rozwinięciem chociażby koncepcji nawiedzonych domów, których mury przesiąkają negatywnymi emocjami mieszkańców i są nieraz świadkami makabrycznych zbrodni.
Zdecydowana większość powieści podąża właśnie w tym ciekawym kierunku, przeplatając rozdziały dotyczące śledztwa z tymi, w których autor ukazuje kolejne makabryczne zbrodnie. Masterton znów robi to, w czym jest najlepszy, a poszczególne opisy są naprawdę makabryczne. Może dlatego „Wirus”, jako pierwsza książka tego autora w historii, posiada na okładce znaczek „18+” i chociaż to tylko zabieg marketingowy, to gwarantuję, że nie chcielibyście, żeby wasze dziecko czytało tę książkę, a już na pewno, by zaczęło zachowywać się jak młoda Mindy, jedna z bohaterek powieści.
Zakończenie powieści jest już nieco bardziej kontrowersyjne – autor popuścił tutaj wodze wyobraźni, w efekcie czego na kartach „Wirusa” mamy niepohamowane szaleństwo, które pewnie nie wszystkim podejdzie. Z drugiej strony mamy to, czego chcieliśmy – campowy, abstrakcyjny, czysty horror, tak podobny do tych, które umilały nam życie w latach 80-tych czy 90-tych. Niezależnie jednak od tematyki jedna rzecz się nie zmieniła – Graham Masterton wciąż pisze fantastycznie, a kolejne rozdziały pochłania się po prostu niezwykle szybko i łatwo. Ja cieszę się, że pisarz powrócił do gatunku, który dał mu międzynarodową sławę, a słowa o tym, że kolejne horrory są w drodze, cieszą mnie tak samo jak kilkanaście lat temu.
Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 392
Ocena recenzenta: 8/10