Jakiś czas temu któryś z polskich pisarzy horroru dokonał podziału twórczości Grahama Mastertona na prozę kiepską (tu podał najwięcej tytułów), trochę lepszą i bardzo dobrą. W przypadku tej ostatniej wymienił zaledwie kilka tytułów, pośród których był, napisany czternaście lat temu, WYKLĘTY. Pamiętam, że jako odwieczny fan Brytyjczyka, uważnie przeanalizowałem wypowiedź polskiego twórcy i choć nie do końca zgadzałem się z uwagami dotyczącymi tych kiepskich książek Mastertona, to jednak co do tych bardzo dobrych, w pełni się zgodziłem. Zwłaszcza co do WYKLĘTEGO, który, moim zdaniem – ponoć grzechem jest zamieszczać pointę recki zaraz na wstępie (chrzanić to) – jest najlepszą pozycją, jaką Masterton kiedykolwiek popełnił, ba, zajmuje czołowe miejsce na liście najstraszniejszych i najlepiej napisanych horrorów wszechczasów. Usłyszałem kiedyś, że fan twórczości danego pisarza nie powinien zajmować się pisaniem recenzji jego książek. Pewnie coś w tym jest, myślę jednak, że w przypadku powieści WYKLĘTY większość horrormaniaków zgodzi się ze mną w paru kwestiach. Po pierwsze, z opinią na temat atmosfery książki. Co tu dużo pisać, WYKLĘTY od pierwszej stronicy wyróżnia się spośród innych horrorów tym, że najzwyczajniej w świecie straszy. Gdy czytałem powieść po raz pierwszy, czułem dreszcze przebiegające po plecach, a włosy na głowie stawały mi dęba. John Trentom – bohater książki – obudził się właśnie w środku nocy, nie będąc pewnym czy rzeczywiście spał. Wskazówki jego budzika przypominały oczy demona, a samo tykanie mechanizmu podkręcało klimat grozy. W wielkim wiktoriańskim domostwie był tylko Trentom i… ktoś jeszcze. Albo coś. Zjawa. Duch. Poltergeist. A może był to demon? Cokolwiek to było, wzbudzało lęk, opisane tak dosadnie, a jednocześnie powściągliwie, że miałem ochotę czym prędzej przewrócić stronę i przekonać się cóż to takiego.
Zmarła żona Trentona, Jane, padła odpowiedź zanim przerzuciłem stronicę. Kolejne miały przede mną odkryć przerażającą prawdę o azteckim demonie Mictlantecutli, który wybrał sobie Jane na swego adwersarza. Pozornie. W rzeczywistości duch kobiety miał nigdy nie zaznać spokoju, jedynie służyć azteckiemu władcy piekła i cierpieć, cierpieć i jeszcze raz cierpieć. Zadaniem Johna było uwolnić duszę Jane, by ta mogła udać się do Królestwa Niebieskiego. Nie było wyboru, po serii krwawych, przerażających, świetnie zapodanych „horrorowych przygodach”, Trentom musiał stanąć w szranki z Mictlantecutli. Cóż przyniosło starcie? Ci co czytali, doskonale wiedzą, ci co nie czytali (wstyd!), niech żałują.
Klimat to nie jedyny element powieści, na który warto zwrócić uwagę. Przemyślana i zaiste interesująca fabuła, świetnie wykreowani bohaterowie i nawiązanie do azteckich bóstw, a także dynamika i język, nie bez powodu plasują tę książkę Mastertona na pierwszym miejscu w jego dorobku. Nie wiem, czy którakolwiek pozycja po WYKLĘTYM wbiła mnie aż tak głęboko w fotel. Oczywiście, świetny był RYTUAŁ, CZARNY ANIOŁ czy WIZERUNEK ZŁA, to jednak za sprawą WYKLĘTEGO zostałem dosłownie wessany w świat literackiego horroru. Należą się Mastertonowi brawa za tę powieść. Udała mu się. Można by wiele pisać o najnowszych jego tekstach – niekoniecznie tak odjechanych jak WYKLĘTY czy inne starsze pozycje – to jednak ta z Trentonem i Mictlantecutli w rolach głównych wżarła się w pamięć przez co (między innymi) z taką niecierpliwością czekamy na nowe utwory pisarza.
Entuzjazm został wyrażony. WYKLĘTY przypomniany. Pozostaje mieć nadzieję i życzyć sobie choćby jeszcze jednej tak mocno trzymającej za jaja powieści horroru Brytyjczyka.
Dziękuję za uwagę i krwawych snów życzę.
Autor recenzji: Robert Cichowlas
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 400
Format: 13 x 20
Nr ISBN: 9788373015722