Graham Masterton już od wielu lat potrafi wykreować niezwykle brutalne opowieści. Stopniowo wprowadza w całkiem realny świat, by potem ukazać sterylnie czystą masakrę i zło. Nie inaczej było w „Zarazie” (1977) – jednym z pierwszych thrillerów Brytyjczyka.
Pewnego dnia do szanowanego doktora, Leonarda Petriego, zgłasza się zdesperowany mężczyzna. Twierdzi, że jego syn przechodzi właśnie bardzo ciężką chorobę i tylko on (Petrie) może mu pomóc. Bohater szybko orientuje się, że coś jest nie tak. Dalsze badania wykazują, że chłopiec cierpiał (czas przeszły, gdyż nieszczęśnik zmarł w drodze do szpitala) na zmutowaną odmianę dżumy. Choroba rozprzestrzenia się szybciej niż chipsy na imprezie. Pociąga za sobą totalny chaos, wprowadzona zostaje kwarantanna, a w człowieku budzi się prawdziwa bestia…
Powieść podzielona jest na dwie księgi. Pierwsza ukazuje bezradność ludzi wobec szalejącego kataklizmu. Próby ratunku spełzają na niczym. Druga, nosi tytuł „Śmierć”. Zaprezentowana w niej wizja człowieka wobec zagłady nie napawa optymizmem przed rokiem 2012.
Tragedia ludzkości ukazana jest od kilku stron. Mamy okazję poznać punkt widzenia lekarza, szalonego naukowca, postępującego wbrew zasadom etyki, aktora – homoseksualisty i zwykłego sklepikarza. Każdy jest tak samo realistyczny i przerażający. Dzięki sprawnemu narratorowi, który prowadzi nas przez ten Armagedon, odkrywamy, że chciwość i egoizm są gorsze od dżumy. Wizja społeczeństwa, które musi żyć w spartańskich warunkach jest znakomitym tłem dla przemiany wewnętrznej naszego bohatera – Leonarda.
Lekarz usiłuje ratować swoją rodzinę (a zwłaszcza córkę, Prickles) i przyjaciół. Odnosi na tym polu tyle samo klęsk, co porażek. Nie mogło to przejść bez echa po zdrowym umyśle medyka. Dokonuje tytanicznego wysiłku, aby zachować w sobie resztki ludzkich uczuć. Czy mu się uda?
Warsztat literacki autor posiada niezwykle sprawny od najwcześniejszych lat twórczości. Na tej płaszczyźnie nie można mu niczego zarzucić. Magia słowa sprawia, że wprost nie można oderwać się od lektury. Niemałe zasługi ma w tym konformacja elementów fabuły. Historia głównego bohatera przeplata się z innymi wątkami. W ten sposób łakomstwo czytelnika rośnie. Chce się poznawać więcej i więcej…
Zakończenie, niestety, pozostawia wiele do życzenia. Znów poczułem się, jakby autor potraktował mnie lekceważąco. Historia urwała się w momencie, w którym była najbardziej emocjonująca. Masterton nie pierwszy raz dowodzi, że ma z tym elementem problem.
Nie sposób uniknąć porównań do „Dżumy” Alberta Camusa i „Bastionu” Stephena Kinga. Obraz tragedii jednostki najlepiej skontrastować z tą pierwszą powieścią. Tam, spokojne społeczeństwo stara racjonalnie poradzić sobie z problemem. Masterton burzy romantyzm wydarzeń, ukazując ciemną stronę natury ludzkiej. „Bastion” to specyficzny akt zagłady po użyciu broni biologicznej. King zawarł tu elementy fantastyczne, które całkowicie zmieniają odbiór utworu. Brytyjczyk, natomiast, sprawia, że zastanawiamy się, czy ta tragedia nie mogłaby dotknąć nas samych…
Mimo nieporadnego zakończenia, powieść warta jest poświęcenia na nią kilku godzin. Ostrzegam, że trudno się oderwać. Specyficzny klimat, wartka akcja i wyraziści bohaterowie sprawiają, że „Zaraza” to prawdopodobnie najlepszy thriller Grahama Mastertona.
Autor recenzji: Dominik Krzemiński
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 1995
Liczba stron: 351
Format: 11,5 x 18,5