Sześć lat przyszło nam czekać na siódmy już tom przygód Jima Rooka, nauczyciela w West Grove Community College. Kiedy pojawiły się pierwsze informacje o powrocie Grahama do cyklu „Rook”, fani pisarza wstrzymali oddech, zwłaszcza że szósty tom odstawał poziomem od swoich pięciu fantastycznych poprzedników. Jak na ich tle wypada „Złodziej dusz”?
Jim Rook się zmienił i to bardzo. Trudno mi było odnaleźć w nim cechy doskonale mi znanego osobnika, którego losy śledziłem z uwagą od tomu pierwszego. Bohater ma 35 lat, chociaż kiedy zadebiutował w powieści „Rook” miał lat 34, a jak pamiętamy, każdy kolejny tom zaczynał się od nowego roku szkolnego, co powinno postarzyć Jima do ponad czterdziestki. Do tego stał się cyniczny i złośliwy, a nawet w pewien sposób chamski i tak właśnie odnosi się do trudnej młodzieży, którą uczy. Wprawdzie nadal czuje się za nich odpowiedzialny, jednak zaginęła gdzieś więź pomiędzy nim a nimi. Do tego wszystkiego Rook stał się kobieciarzem, z głową wypełnioną kosmatymi myślami. Przejawia także skłonności do romansów, co zaowocowało niespotykaną dotąd w cyklu sceną seksu. Na domiar złego jego kotka w tajemniczy sposób zmieniła płeć, stając się… kotem Tibbles. Trudno jednak orzec czy to błąd pisarza, czy tłumacza.
Zimny prysznic wynagradza zgrabnie skonstruowana fabuła. Tym razem Jim jadąc do pracy przejeżdża przypadkiem Tibbles(a) zabijając go na miejscu. Pomimo rozpaczy Rook zjawia się w klasie, by poznać nowych uczniów. Jeden z nich, Koreańczyk Kim Dong Wook, przychodzi na lekcję spóźniony, przynosząc nauczycielowi prezent – wiklinowy kosz, a w nim żywego i nietkniętego kota. Cudowne zmartwychwstanie przypisuje koreańskiemu demonowi płci żeńskiej o imieniu Kwisin, która przekazuje go Jimowi rzekomo w dowodzie wdzięczności. Zszokowany Jim zaczyna podejrzewać, że Kim będzie powodem jego nowych kłopotów i nie myli się. Uczniowie z klasy Rooka zaczynają za sprawą tajemniczych wizji tracić sens życia i próbują targnąć się na swoje życie. Odrzucone przez innych bogów dusze samobójców są znakomitą pożywką dla Kwisin, która raz występuje pod postacią kobiety, a raz wielkiego, pokrytego szczeciną potwora z rogami i o żółtych ślepiach. Oczywiście tylko Jim może ją zobaczyć, oraz powstrzymać. Tym razem jednak pojawienie się potwora w pobliżu nauczyciela nie będzie przypadkowe. Kim skrywa powiem tajemnicę sprzed lat, która jest w bezpośredni sposób powiązana z Rookiem.
„Złodziej dusz” odcina się niestety od poprzednich części cyklu, nie posiadając żadnych nawiązań do wydarzeń z poprzednich tomów. Uczniowie Jima raczej statystują i nie posiadają żadnej głębi, a Rook jakby nie jest sobą. Książka jest bardzo krótka, posiada minimalną ilość opisów i jest oparta raczej na dialogach, które w większości wypadają bardzo dobrze i naturalnie. Samobójstwa nastolatków są dobrze opisane, powieść jest klimatyczna i świetnie się ją czyta, jednak zniknęła gdzieś magia starych horrorów Brytyjczyka. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to nie ten sam Jim Rook i to nie ten sam Graham Masterton. Od strony technicznej trudno się do czegokolwiek przyczepić, książkę można połknąć w jeden wieczór, jednak lepiej obroniła by się ona będąc oddzielną powieścią, niż kolejnym tomem znanego i lubianego cyklu. Chciałbym, żeby kolejny, zapowiedziany już tom przygód nauczyciela, nawiązał bardziej do poprzednich części. Może już czas na prequel?
Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 271
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 7/10
ostatnie dwie części cyklu to dla mnie porażka – rozumiem, że Jim przeszedł w Waszyngtonie piekło (o czym były wzmianki w „Ciemni”), ale nawet tam zachowywał się w miarę normalnie…