Recenzja książki ZAKLĘCI

Powieści Mastertona są w Polsce łatwo dostępne i bardzo popularne. Jednak zdarzają się tytuły, które dawno nie były wznawiane i coraz trudniej je zdobyć. Paradoksalnie – najlepszym przykładem na to nie są najgorsze książki, a jedna z najlepszych, jaką udało się popełnić Brytyjczykowi – „Zaklęci”. Skąd ta optymistyczny wyrok już na samym początku? Otóż powieść ta posiada pewną ukrytą właściwość, jakże cenioną przez czytelników. Potrafi mianowicie naprawdę przerazić.

Masterton przyzwyczaił nas zarówno do oryginalnych pomysłów, jak i pokserowanych fabuł. Niektóre powieści czytało się z zainteresowaniem, ale spokojnie, inne za to wywoływały na plecach ciarki przerażenia. Tak właśnie jest z „Zaklętymi” – z kart powieści wylewa się tajemniczy, klaustrofobiczny klimat, w którym odnajdują się wiarygodni, życiowi, dobrze skonstruowani bohaterowie.

Głównym protagonistą jest Jack Reed – właściciel sieci zakładów tłumików i opon. To mąż i ojciec kilkuletniego Randy’ego, przeciętny facet, mający swoje słabości, wzloty i upadki. Nie jest niezłomny – związek z żoną zdaje się wypalać, w przeciwieństwie do relacji z przyjaciółką, która rozwija się gwałtownie i ma szanse się rozwinąć. Jack pewnego dnia odnajduje starą, gotycką budowlę i zakochuje się w niej. Pogoń za niespełnionym marzeniem pcha Reeda do zakupu posiadłości, którą bohater chce przerobić na klub wiejski. Opuszczony od dziesięcioleci budynek skrywa jednak mroczną, krwawą tajemnicę – był kiedyś zakładem dla najbardziej zdegenerowanych psychopatów. Wszyscy pensjonariusze zniknęli w tajemniczych okolicznościach, jednak nie odeszli – do tej pory zaklęci są w ścianach budynku, czekając na uwolnienie. Chcąc nie chcąc – Reed będzie musiał przyczynić się do uwolnieniach przestępców za pomocą starożytnych, druidycznych rytuałów. Stawką stanie się życie jego syna.

U Grahama oczywiście zawsze możemy się spodziewać ciekawych pomysłów – w „Zaklętych” pradawne rytuały magii celtyckiej splatają się ze współczesnymi historiami, tworząc mieszankę wybuchową. Kluczem do ukończenia rytuału „przejścia” jest wygrywana melodia ze „Szczurołapa z Hamelin”, a tajemnicze słowa czytelnik słyszy nieprzerwanie w swojej głowie :

Lavender blue, dilly-dilly
Lavender green
Here I am king, dilly-dilly
You shall be queen

Dodatkowym atutem tej świetnej powieści są doskonałe opisy dramatycznych wydarzeń, których kulminacja następuje w finale książki. Jack Reed stanie w nim przed koszmarnym wyborem, którego nie przytoczę, by nie psuć zabawy tym, którzy powieści jeszcze nie czytali.

Czy powieść ma wady? Jedyną, bardzo wyraźną, jest jej objętość, gdyż książka mogła by być dłuższa. Autor powinien więcej miejsca poświęcić brutalnym morderstwom, którym w spokoju oddają się wypuszczone dusze psychopatów. Bohater rozprawia się z nimi trochę zbyt szybko, a cała uwaga pisarza poświęcona jest finałowej walce z przywódcą zbrodniarzy – tajemniczym i przerażającym Quintusem Millerem. Dodatkową wadą niezależną od jakości samej historii jest koszmarne tłumaczenie Juliusza Garzteckiego, w dodatku ewidentnie odpuszczone przez dział korekty – polskie wydanie jest pełne błędów, literówek i niezgrabności słownych. Mimo to, każdy fan naprawdę dobrego horroru powinien czym prędzej zapoznać się z „Zaklętymi”. To zdecydowanie jedna z lepszych historii spod pióra brytyjskiego mistrza grozy.   

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Prima
Rok wydania: 1993
Liczba stron: 268
Format: 12,5 x 21,5
Ocena recenzenta: 10/10


Recenzja książki ZARAZA po raz drugi (nagroda w KONKURSIE BŁYSKAWICOWYM)

Graham Masterton już od wielu lat potrafi wykreować niezwykle brutalne opowieści. Stopniowo wprowadza w całkiem realny świat, by potem ukazać sterylnie czystą masakrę i zło. Nie inaczej było w „Zarazie” (1977) – jednym z pierwszych thrillerów Brytyjczyka.

Pewnego dnia do szanowanego doktora, Leonarda Petriego, zgłasza się zdesperowany mężczyzna. Twierdzi, że jego syn przechodzi właśnie bardzo ciężką chorobę i tylko on (Petrie) może mu pomóc. Bohater szybko orientuje się, że coś jest nie tak. Dalsze badania wykazują, że chłopiec cierpiał (czas przeszły, gdyż nieszczęśnik zmarł w drodze do szpitala) na zmutowaną odmianę dżumy. Choroba rozprzestrzenia się szybciej niż chipsy na imprezie. Pociąga za sobą totalny chaos, wprowadzona zostaje kwarantanna, a w człowieku budzi się prawdziwa bestia…

Powieść podzielona jest na dwie księgi. Pierwsza ukazuje bezradność ludzi wobec szalejącego kataklizmu. Próby ratunku spełzają na niczym. Druga, nosi tytuł „Śmierć”. Zaprezentowana w niej wizja człowieka wobec zagłady nie napawa optymizmem przed rokiem 2012.

Tragedia ludzkości ukazana jest od kilku stron. Mamy okazję poznać punkt widzenia lekarza, szalonego naukowca, postępującego wbrew zasadom etyki, aktora – homoseksualisty i zwykłego sklepikarza. Każdy jest tak samo realistyczny i przerażający. Dzięki sprawnemu narratorowi, który prowadzi nas przez ten Armagedon, odkrywamy, że chciwość i egoizm są gorsze od dżumy. Wizja społeczeństwa, które musi żyć w spartańskich warunkach jest znakomitym tłem dla przemiany wewnętrznej naszego bohatera – Leonarda.

Lekarz usiłuje ratować swoją rodzinę (a zwłaszcza córkę, Prickles) i przyjaciół. Odnosi na tym polu tyle samo klęsk, co porażek. Nie mogło to przejść bez echa po zdrowym umyśle medyka. Dokonuje tytanicznego wysiłku, aby zachować w sobie resztki ludzkich uczuć. Czy mu się uda?

Warsztat literacki autor posiada niezwykle sprawny od najwcześniejszych lat twórczości. Na tej płaszczyźnie nie można mu niczego zarzucić. Magia słowa sprawia, że wprost nie można oderwać się od lektury. Niemałe zasługi ma w tym konformacja elementów fabuły. Historia głównego bohatera przeplata się z innymi wątkami. W ten sposób łakomstwo czytelnika rośnie. Chce się poznawać więcej i więcej…

Zakończenie, niestety, pozostawia wiele do życzenia. Znów poczułem się, jakby autor potraktował mnie lekceważąco. Historia urwała się w momencie, w którym była najbardziej emocjonująca. Masterton nie pierwszy raz dowodzi, że ma z tym elementem problem.

Nie sposób uniknąć porównań do „Dżumy” Alberta Camusa i „Bastionu” Stephena Kinga. Obraz tragedii jednostki najlepiej skontrastować z tą pierwszą powieścią. Tam, spokojne społeczeństwo stara racjonalnie poradzić sobie z problemem. Masterton burzy romantyzm wydarzeń, ukazując ciemną stronę natury ludzkiej. „Bastion” to specyficzny akt zagłady po użyciu broni biologicznej. King zawarł tu elementy fantastyczne, które całkowicie zmieniają odbiór utworu. Brytyjczyk, natomiast, sprawia, że zastanawiamy się, czy ta tragedia nie mogłaby dotknąć nas samych…

Mimo nieporadnego zakończenia, powieść warta jest poświęcenia na nią kilku godzin. Ostrzegam, że trudno się oderwać. Specyficzny klimat, wartka akcja i wyraziści bohaterowie sprawiają, że „Zaraza” to prawdopodobnie najlepszy thriller Grahama Mastertona.

Autor recenzji: Dominik Krzemiński
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 1995
Liczba stron: 351
Format: 11,5 x 18,5

WYNIKI KONKURSU BŁYSKAWICOWEGO!

Wszystkim, którzy zdecydowali się wziąć udział w konkursie, dziękujemy!

Większość z Was potraktowała temat 'na wesoło’ co nas bardzo cieszy i co zapewne ucieszy również Grahama Mastertona, kiedy ujrzy Wasze prace na blogu. A przesyłaliście naprawdę różne rarytasy, od wierszy poprzez recenzje książek na fotografiach i grafikach kończąc.

Mieliśmy spory kłopot z wytypowaniem najlepszej dziesiątki, ale ostatecznie doszliśmy do porozumienia i z przyjemnością zamieszczamy listę zwycięzców. Oto ona:

Marcin Król (przesłał własny 'albatrosowki’ projekt okładki thrillera KONDOR)
Anna Lipska (przesłała zdjęcie)
Dominik Krzemiński (przesłał recenzję powieści ZARAZA)
Izabela Szymańska (przesłała 'wybuchowy’ wiersz)
Artur Dorociński (przesłał własny projekt okładki powieści BŁYSKAWICA)
Paulina Szczupaczyńska (przesłała grafikę do powieści TRANS ŚMIERCI)
Hanna Jankowska (przesłała recenzję powieści CZERWONA MASKA)
Paweł Baranowski (przesłał własny projekt okładki powieści BŁYSKAWICA z twórcami bloga i pisarzem w tle)
Michał Klima (przesłał recenzję powieści ŚMIERTELNE SNY)
Dominika Rak (przesłała zdjęcie)

Zwycięzcom gratulujemy. Zasponsorowane przez wydawnictwo Albatros książki prześlemy najszybciej jak się da. Jednocześnie przypominamy tym, którzy nie podali nam swoich adresów do korespondencji, aby uczynili to jak najszybciej.

Najlepsze z prac opublikujemy na blogu w odstępach kilkudniowych.

Graham i jego wnuk – nauka wymowy

Graham Masterton właśnie podesłał nam zrobione w listopadzie zdjęcie, na którym trzyma swojego pierwszego wnuczka – Blake’a. Podobno właśnie uczy go wymawiać pierwsze głoski 🙂 Zabawa słowem w tak młodym wieku? Rośnie nam nowy król horroru!

Recenzja książki DIABELSKI KANDYDAT po raz drugi

Masterton wielokrotnie w swoich thrillerach udowodnił, że potrafi bardzo sprawnie poruszać się po świecie wielkiej polityki. Każdy, kto chociaż trochę zna twórczość Brytyjczyka nie zdziwi się, kiedy usłyszy o epickich fabułach, pełnych nieprawdopodobnych zwrotów akcji i szalonych pomysłów. Graham tylko raz pokusił się o to, by napisać horror polityczny – a jest nim jego siódma książka w tym gatunku, nosząca tytuł „Diabelski kandydat”.

Pozycja ta nie przychodzi od razu czytelnikom na myśl, kiedy zaczyna się rozmowa o Mastertonie. Przyczyną jest brak wznowień, a jednocześnie pewna literacka trudność – tematyka kulis wyborów prezydenckich z horrorem w tle nie każdemu przypadła do gustu. W powieści poznajemy Jacka Russo – prawą rękę senatora Huntera Peala, jednego z najmocniejszych kandydatów na urząd prezydencki w USA. Russo jest PR-owcem, ale jednocześnie zwykłym człowiekiem ze słabością do kawy, szybkiego jedzenia i pięknych kobiet. Ta swojskość nadaje bohaterowi unikalnego charakteru i od razu zaskarbia sobie sympatie odbiorców – tym łatwiej jest nam śledzić jego przygotowania do kampanii. Jak to w powieściach Mastertona jednak często bywa, szybko zaczyna dziać się coś koszmarnego – spokojny, rzeczowy i bogobojny Hunter Peal zamienia się nagle w szokującego swoim ekstremistycznym, rasistowskim podejściem pieniacza. Oczyma oniemiałego, ale jednocześnie lojalnego Jacka Russo obserwujemy niecodzienną przemianę kandydata na prezydenta, wraz z nim starając się zrozumieć przyczyny tak skrajnej odmiany. Agresywne przemówienia o dziwo szybko zjednują sobie zwolenników, wyborcy dają się opętać roztaczanym przez Peala wizjom, a ilość głosów w prawyborach w błyskawicznym tempie rośnie. Zdaje się, że nikt nie jest w stanie powstrzymać Huntera w wyścigu o Biały Dom, gdyż jego poczynaniami steruje sam Szatan. Kiedy co bardziej oporni przeciwnicy Peala zaczynają w tajemniczych okolicznościach ginąć, Russo będzie musiał stoczyć batalię z siłami ciemności, by uratować świat przed nieuchronnie zbliżającą się zagładą militarną. Pomoże mu w tym… sam papież.

Masterton w latach 80-tych był już pisarzem popularnym i rozpoznawalnym, ale nadal doskonalił swój warsztat. „Diabelski kandydat” jest świetnym przykładem sukcesu tego treningu – jest to powieść bardzo klimatyczna, ze świetnie nakreślonymi bohaterami i dość interesującą fabułą. Jej największym mankamentem jest niestety za to kompletny brak przerażających scen – książka straszy co najwyżej drastycznymi opisami gwałtów, a szokuje mocnymi scenami erotycznymi. Do minusów dochodzi też nieskomplikowany, niezwykle przyspieszony finał. Szkoda też, że Masterton nie poszedł na całość i nie spełnił snutej w powieści wizji światowej zagłady – wywołanie III Wojny Światowej przedstawionej oczyma Mastertona na pewno było by ciekawym kąskiem dla czytelników.

Podsumowując – „Diabelski kandydat” to powieść dobra, aczkolwiek nie rewelacyjna. W momencie ukazania się, książka na pewno robiła większe wrażenie, zwłaszcza, że była próbą stworzenia czegoś ambitniejszego, niż kameralny horror, w którym bohater pierze się ze złem po pyskach, a potem odchodzi w glorii w stronę zachodzącego słońca. W powieści znalazło się miejsce na wiele monologów o podłożu polityczno-społeczno-gospodarczym, a także wybory moralne, niekoniecznie jednoznaczne. Książka ta być może jest nieco przegadana, a koniec końców akcja rozwiązuje się szybko i bezboleśnie, ale mimo to warto zapoznać się z podjętą przez Mastertona próbą stworzenia horroru politycznego.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 1994
Liczba stron: 509
Format: 11,5 x 18
Ocena recenzenta: 7/10

Recenzja książki BŁYSKAWICA po raz drugi

Od piętnastu lat zaczytuję się w Mastertonie, a w oczekiwaniu na jego nowe książki towarzyszy mi zgrzytanie zębami. Fascynacja i nadzieja jednocześnie grają w mej głowie symfonię paraliżu. Bo jaka będzie nowa książka Brytyjczyka? Czy tak genialna jak „Wyklęty” czy „Rytuał”, czy średnia jak „Aniołowie chaosu”, a może będzie to kiszka jak „Bonnie Winter” albo „Anioł Jessiki”? Nigdy nie wiadomo czym zaskoczy nas Masterton. Z drugiej strony ma to swoje uroki.

Z dużą dozą nadziei, ale i powściągliwości zabrałem się za lekturę „Błyskawicy”, pierwszego thrillera pisarza, napisanego w 1976 roku. Wydawnictwo Albatros uznało za stosowe zapoznać wreszcie czytelników ze tym starym, iście pojechanym utworem Grahama Mastertona, w którym chyba najbardziej wyróżniającym się elementem jest klimat. Czytając powieść z miejsca przypominamy sobie wczesne książki w dorobku autora, gdzie to właśnie atmosfera tak bardzo nam odpowiadała.

Sama fabuła nie wygląda wielce szałowo. Kiedy Bradley Winger – były drugoligowy kierowca rajdowy – postanawia ustanowić światowy rekord prędkości jazdy samochodem (megaszybkim Fireflashem 4), niespodziewanie jego maszyna rozbija się, a kierowca ginie na miejscu. Syn Bradleya, Craig, który do tej pory nie darzył ojca wielkim uczuciem, żeby nie powiedzieć, że nie znosił go, postanawia złożyć hołd dzielnemu mężczyźnie. W jaki sposób? A taki, że sam rozpoczyna przygotowania do podjęcia próby pobicia rekordu. Zanim jednak zabierze się do roboty (powstająca pod okiem specjalistów maszyna, mająca osiągnąć prędkość ponad tysiąca stu kilometrów na godzinę zwie się Fireflash 5), pozna kilka faktów przemawiających za tym, że jego ojciec nie zginął popełniając błąd na torze. Craig węszy sabotaż i zrobi wszystko, aby poznać prawdę na temat śmierci Bradleya Wingera.

Niezbyt skomplikowaną fabułę Masterton urozmaica żwawymi dialogami (niekiedy ciągnącymi się całymi stronicami), a kilka razy nawet szokuje wbijającymi w fotel scenami. Rezydencja niejakiego Tysona Peace’a, multimilionera i jednocześnie sponsora Wingera, to siedziba najbardziej wyuzdanych orgii seksualnych. Zarówno w ogrodzie jak i poszczególnych pomieszczeniach domu natkniecie się na dziesiątki kochanków parzących się jak króliki, nierzadko na oczach biznesmena, zdającego się cieszyć z rozgrywających się na jego oczach scen. A jego cycata córeczka Corinna, źródło tychże orgii, to prawdopodobnie najbardziej charakterna kobieca postać w całej twórczości Brytyjczyka. Nawet gdy dziewczyna traci nogę w wypadku, jej temperament wciąż Poraża przez wielkie „P”.

Jest w powieści kilka scen, którym bliżej do horroru niż thrillera, co stanowi kolejny atut książki. Pewna postać przedstawiająca się jako Hal Schocks zapewne niejednemu czytelnikowi wywróci w żołądku. Jest też kilka postaci i scen, które nie zostały dopracowane w ogóle, jakby Masterton za główny cel obrał sobie ukazanie czytelnikowi jedynie motywu przewodniego powieści.

Samo zakończenie również nie zachwyca. Ale nad nim nie warto się w ogóle rozwodzić. Wystarczy napisać: standard.

„Błyskawica” to zdecydowanie powieść dla fanów Grahama Mastertona. Wydaje mi się, że tylko oni będą w stanie ją docenić, ujrzeć w niej coś więcej, niż klasyczny thriller i w paru momentach szeroko się uśmiechnąć. Sądzę, że czytelnikom nie zaznajomionym z twórczością Brytyjczyka książka może wydać się nienajlepsza. I taką opinię trzeba uszanować. Bo rzeczywiście nie jest to rzecz najwyższych lotów.

Autor recenzji: Robert Cichowlas
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 304
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 5/10

Recenzja książki BŁYSKAWICA

Ponad 30 lat przyszło nam, Polakom, czekać na rodzime wydanie pierwszego thrillera w twórczości naszego ulubieńca – Grahama Mastertona. Napisana w drugiej połowie lat 70-tych powieść jest rarytasem także na rynkach zagranicznych – do tej pory pozostaje jedną z najtrudniejszych do zdobycia książek w Stanach i Wielkiej Brytanii.


Thrillery Grahama Mastertona to miła odskocznia od literatury grozy, którą autor zwykł uprawiać, tym bardziej, że misternie uknute teorie spiskowe niejednokrotnie swoim rozmachem przewyższają dzieła takich twórców jak Dan Brown, czy Robert Ludlum. Przyzwyczajeni do epickich fabuł z późniejszych książek Brytyjczyka, teraz, w 2009 roku dostajemy do rąk jego debiut w tym gatunku. Obcowanie z książką może być więc dla czytelnika ogromnym szokiem.

Bradley Winger jest niespełnionym kierowcą rajdowym, próbującym pobić rekord prędkości samochodu z napędem rakietowym na lądzie. Sprawa jest niebagatelna – w grę wchodzi sława, chwała i pieniądze. Ustanowić nowy rekord nie jest łatwo – trzeba przekroczyć barierę prędkości 1100 kilometrów na godzinę. Niestety, próba kończy się śmiercią Bradleya, a samochód ulega zniszczeniu. Schedę po ojcu przejmuje Craig Winger – główny bohater powieści. Syn zmarłego kierowcy stopniowo wchodzi w świat biznesu, szantaży, przemocy i wielkich pieniędzy, jednocześnie próbując na nowo odkryć siebie i dokonać tego, co nie udało się jego ojcu. Tam gdzie duże budżety, tam też ludzka deprawacja i defraudacje finansowe. Oczywiście nie obejdzie się bez ofiar.

Tak prezentuje się fabuła powieści, której nie da się porównać do żadnego innego dzieła stworzonego przez Grahama. W porównaniu z szeroko zakrojonymi fabularnie thrillerami Mastertona, „Błyskawica” wydaje się skromna i kameralna. Cała akcja toczy się tak naprawdę tylko w obrębie jednej rodziny – Wingerów i kilku ludzi blisko z nimi powiązanych. W powieści jest miejsce na zdradę, seks i zbrodnię – czyli na wszystkie składniki dobrej powieści. Jak zatem wypada efekt końcowy?

Należy pamiętać, że książka powstawała w latach 70-tych i to niestety czuć – nie tylko w stylu Mastertona – wtedy jeszcze niewyrobionym, dopiero kształtującym się, ale także w niedociągnięciach fabularnych. Ze stron powieści wylewa się klimat posthipisowski – bohaterowie chodzą nago, rozmawiają o „bzykaniu się” i wcielają te rozmowy w życie. Motywacja postaci praktycznie nie istnieje, wydarzenia wydają się nielogiczne i mało prawdopodobne, a dialogi są sztywne i sztuczne. Na uwagę zasługuje jednak druga część powieści, w której akcja zaczyna się zazębiać, a poszczególne wątki wyjaśniać. Trzeba przyznać, że rozwiązanie akcji jest zaskakujące i kontrowersyjne, może trochę na siłę, ale należy pamiętać, że Graham był wtedy pisarzem silnie walczącym o zaistnienie na rynku. Warto też zanotować fakt, że w powieści nie ma miejsca na happy end.

Podsumowując – każdy fan Mastertona powinien docenić inicjatywę wydawnictwa Albatros, które zrobiło fanom doskonały prezent i  13 listopada udać się do księgarni, by zakupić „Błyskawicę”, chociażby po to, by zobaczyć jak bardzo ewoluował jego styl i zmienił się sposób przedstawiania akcji i kreowania postaci. Wczesną twórczość Mastertona czyta się z prędkością tytułowej błyskawicy, niestety przez skromną objętość i zbyt szybkie prowadzenie akcji traci ona bardzo wiele. Za linijkami „Błyskawicy” widać kiełkujący talent jednego z najlepszych współczesnych pisarzy na świecie. Każdy fan dobre literatury powinien być świadkiem kształtowania się tego talentu, nawet jeśli pierwsze próby są jeszcze trochę infantylne i nieporadne.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 304
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 5/10

Recenzja książki ZJAWA

W dorobku każdego wielkiego pisarza, nawet zaszufladkowanego dość mocno w konkretnych gatunkach, znajdują się powieści ponadczasowe. Są to książki, które swoją wymową wymykają się daleko poza ową szufladkę i można je polecić praktycznie każdemu. Jedną z takich właśnie powieści w bibliografii Grahama Mastertona jest „Zjawa”, której nie można włożyć w ramy żadnego konkretnego gatunku, a której fabuła jest niczym ludzka wyobraźnia – nieograniczona i piękna.

„Zjawa” zaczyna się od tragicznego wypadku. Pewnego zimowego dnia pięcioletnia dziewczynka o imieniu Peggy wpada do basenu. Tafla lodu pęka, sprawiając, że dziewczynka zostaje uwięziona i wkrótce tonie, zostawiając pogrążonych w głębokiej rozpaczy rodziców i dwie starsze siostry – Elizabeth i Laurę. Mijają lata. Rodzina Peggy powoli godzi się ze stratą, jednocześnie walcząc z wszechogarniającym poczuciem winy i zaniedbania. Jednak po serii przerażających wydarzeń, pozostałe przy życiu siostry zaczynają podejrzewać, że najmłodsza z nich nie odeszła w zaświaty, a w jakiś tajemniczy i niebezpieczny sposób cały czas czuwa nad losem swojej rodziny. Okazuje się, że duch Peggy nadal może oddziaływać na żywych, stanowiąc dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo.

Masterton w powieści „Zjawa” dokonuje prawdziwego cudu. Ta nieco zapomniana książka mogła by się stać jego wizytówką, ze względu na kunszt z jakim została stworzona. Nie mówię tu oczywiście tylko o języku, stylu, czy doborze słów, bo to jak wiadomo Masterton ma opanowane do perfekcji. Chodzi tu o klimat, który naprawdę trudny jest do określenia słowami. Zacznijmy od samego początku – scena śmierci Peggy jest niezwykle sugestywna. Ból i żałoba, które po niej następują opisane są w taki sposób, że czytelnik może spokojnie współczuć bohaterom powieści. Graham wykazuje się daleko posuniętą empatią, jednocześnie doskonale wnikając w psychikę dziewczynek, zarówno wtedy kiedy są młode, jak i wtedy, gdy dorastają. To chyba pierwszy raz, kiedy Brytyjczyk udowodnił jak doskonale potrafi wykreować wiarygodną postać kobiecą, co niejednokrotnie podkreślił w przyszłości takimi dziełami jak „Bonnie Winter”, „Koszmar”, czy „Katie Maguire”.

To jednak nie wszystko – również jakość literackiej fikcji w „Zjawie” wzlatuje Mastertonowi na wyżyny. W powieści mnóstwo jest nawiązań do „Królowej śniegu” Hansa Christana Andersena. Nie jest to pierwszy raz, gdy autor bazował na jakiejś znanej legendzie, powieści, czy fakcie historycznym, przygotowując na tej podstawie alternatywną, przewrotną wersję wydarzeń. Nie inaczej było w tym przypadku. W „Zjawie” Masterton wysnuwa teorię, że ludzie, którzy zginęli specyficzną śmiercią potrafią powrócić do świata żywych pod postacią swojego ukochanego bohatera literackiego. W przypadku Peggy była to Królowa Śniegu. Opisując wiarygodnie to założenie, Graham wprowadza czytelnika do magicznego świata duchów, cały czas pamiętając jednak, że jest specjalistą od horroru. Oczywiście książkę tę trudno zaszufladkować, a elementy grozy są raczej znikome (w powieści pojawia się bardzo mało brutalności), jednak sam nastrój niepokoju potrafi przysporzyć czytelnikowi ciarek na plecach.

„Zjawa” to przede wszystkim powieść o potędze ludzkiej wyobraźni. Historia ta wykracza daleko poza ramy horroru, stanowiąc idealne połączenie grozy, dramatu, czy baśni. Ten gatunkowy misz-masz sprawia, że jest to książka niemal idealna dla każdego, niezależnie czego ten „każdy” w literaturze poszukuje. Oczywiście do pewnych elementów można się przyczepić. Standardowo szwankuje trochę zakończenie, w którym zatraca się rzeczywistość, a jawa miesza się ze snem, a wszystko to by doprowadzić do ostatecznej konfrontacji ze „złem”. Tym razem jednak „zło” nie zostało do końca określone, co dodatkowo podnosi rangę powieści i zostawia czytelnikowi miejsce na interpretację i analizę.

Polecam tę książkę nie tylko fanom dobrych horrorów, ponieważ w tym gatunku ciężko było by „Zjawę” jednoznacznie zakwalifikować. Wydaję mi się jednak, że każdy miłośnik świetnych, ambitnych, skomplikowanych i wielowarstwowych fabuł, doskonałego warsztatu pisarskiego i niezwykłego klimatu odnajdą sięgając po „Zjawę” coś dla siebie.


Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 432
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 10/10

KONKURS BŁYSKAWICOWY!

Wszystkich fanów (i nie tylko fanów) Grahama Mastertona zapraszamy do wzięcia udziału w nowym konkursie!

Tym razem do zgarnięcia jest 10 egzemplarzy pierwszego thrillera Brytyjczyka zatytułowanego BŁYSKAWICA (FIREFLASH 5)! Ta nigdy wcześniej niepublikowana pozycja już wkrótce ujrzy światło dzienne dzięki wydawnictwu Albatros.

Aby wygrać BŁYSKAWICĘ należy (tu do wyboru):
– napisać recenzję dowolnego thrillera autorstwa Grahama Mastertona. Długość tekstu dowolna.
– napisać artykuł, felieton, esej poświęcony thrillerom Brytyjczyka.
– wykonać grafikę do któregoś z mastetonowskich thrillerów.
– przesłać ciekawe zdjęcie ze spotkania z Grahamem Mastertonem.

Nagrodzonych zostanie aż dziesięć najlepszych prac! (Zastrzegamy sobie prawo do ich publikacji na niniejszej stronie) Teksty prosimy słać do 20 listopada 2009 na dwa adresy jednocześnie: mictlantecutli@op.pl oraz pocztarus@wp.pl

Życzymy połamania piór!