Bartłomiej Paszylk o Mastertonie

W ramach nowego cyklu wpisów poprosiliśmy osoby związane ze światem polskiej grozy, by podzieliły się wspomnieniami dotyczącymi początku przygody z literaturą Mastertona czy ulubionymi powieściami i scenami czy bohaterami, którzy narodzili się w wyobraźni brytyjskiego mistrza horroru. Zadaliśmy kilka pomocniczych pytań, dzięki którym mogły powstać miniwywiady lub felietony, które będą regularnie publikowane na niniejszej stronie.

Jako trzynasty o Mastertonie opowiedział Bartłomiej Paszylk – pisywał dla Horror Online, Nowej Fantastyki, Dzikiej Bandy, Czachopisma i Horrorów Świata, a obecnie tworzy głównie dla Grabarza Polskiego i na potrzeby własnej strony www.bpaszylk.com. Jest autorem m.in. LEKSYKONU FILMOWEGO HORRORU,  KSIĄŻEK ZAKAZANYCH, SŁOWNIKA GATUNKÓW I ZJAWISK FILMOWYCH oraz THE PLEASURE AND PAIN OF CULT HORROR FILMS: AN HISTORICAL SURVEY. Redagował także antologie opowiadań grozy NAJLEPSZE HORRORY A.D. 2012, CITY 1 i CITY 2. Jego książka o literaturze grozy z rozdziałem na temat MANITOU ma się pojawić na rynku jeszcze w tym roku.

Graham Masterton to jeden z tych facetów, dzięki którym zaczęła się u mnie fascynacja horrorem – od razu możemy się więc zgodzić, że wiele mu zawdzięczam. Pojawienie się na moim jastrzębskim osiedlu jego debiutanckiego horroru MANITOU wywołało gigantyczne zamieszanie: wszyscy o tej książce mówili… a nikt jej nie miał! I to wcale nie dlatego, że była jakoś strasznie droga – jej pierwszy rzut do jedynej porządnej księgarni w moim mieście po prostu błyskawicznie się wyprzedał, a na kolejny trzeba było poczekać parę tygodni; to nie były takie czasy jak dziś, kiedy z dnia na dzień uzupełniano braki na półkach. Przez cały ten czas słyszałem więc wciąż dookoła pytania: „Widziałeś tą odlotową okładkę?”, „Wiesz, że tam podobno kobiecie wyrasta demon z szyi?”, „Nie masz jakichś dojść do tej książki?”

To wszystko budowało cudowne napięcie i chyba każdy, kto interesował się książkami, poddał się wtedy atmosferze ekscytacji i wyczekiwania. Wreszcie udało się dopaść MANITOU mojemu sąsiadowi z bloku – i choć wcześniej ledwo wymienialiśmy zdawkowe „Cześć” mijając się na klatce, to horrory wydawnictwa Amber sprawiły, że w ciągu kilku następnych lat przegadaliśmy wspólnie setki godzin. On kupował „Mastertony”, a ja – powieści Jamesa Herberta. Wymienialiśmy się nimi i dyskutowaliśmy, która z nich jest najlepsza. Oczywiście miałem już wtedy za sobą wiele najprawdziwszych książkowych ekscytacji: Karolem Mayem, Wiesławem Wernicem, Juliuszem Verne’em – ale te naładowane emocjami rozmowy to było coś zupełnie nowego. Tak jakby dopiero o horrorze DAŁO SIĘ w ten sposób rozmawiać! I myślę, że coś w tym jest: bo choć w przygodowe powieści Verne’a też wnikałem bez reszty, to nie było tam tego rodzaju szokujących scen czy opisów, które chciałoby się od razu z kimś obgadać, choćby po to, żeby dowiedzieć się, jak inna osoba na nie zareagowała i co ją przeraziło najbardziej. A w przypadku tych pierwszych książek Mastertona – a potem również Herberta, Kinga, F. Paula Wilsona czy Guya N. Smitha – żeby rozpocząć gorącą dyskusję wystarczyło zerknąć na samą okładkę!

Te wczesne powieści Mastertona – MANITOU, ZEMSTA MANITOU czy WYKLĘTY – wciąż należą do moich ulubionych horrorów. Rozczarował mnie DŻINN, a potem jeszcze bardziej TENGU – ale nawet jeśli nie wszystkie książki autora trzymały poziom, to zawsze można było mieć nadzieję, że kolejna znów będzie świetna. I myślę, że to jeden z sekretów jego sukcesu: pisał tych powieści tyle, że dość łatwo przełykało się te słabsze. Dla mnie mocnymi punktami jego późniejszej twórczości były zwłaszcza zbiory opowiadań (uwielbiam na przykład FESTIWAL STRACHU) i pierwsze tomy cyklu ROOK. Nie zdążyłem się jeszcze przekonać do mastertonowych thrillerów czy powieści historycznych, ani do najnowszej serii horrorów zapoczątkowanej WIRUSEM. Z kolei jego poradniki łóżkowe czytałem jako nastolatek głównie po to, żeby pośmiać się z grubo ciosanych tłumaczeń wszystkich tych barwnych określeń części intymnych, którymi autor tak lubił sobie pożonglować. Co wcale nie znaczy, że te poradniki są bezużyteczne. Myślę, że Masterton naprawdę dobrze orientuje się w temacie, a śmiałe sceny seksu, jakie zamieszcza w swoich horrorach, to kolejna przyczyna szalonej popularności tego autora w naszym kraju. Takiej literatury po prostu wcześniej u nas brakowało.

Kiedy kilkanaście lat temu zabrałem się za przeprowadzanie wywiadów z twórcami horroru dla nieodżałowanego portalu Horror Online, Mastertona przepytałem jako jednego z pierwszych. Zaimponował mi luźnym podejściem do życia, pisarskiego fachu i do siebie samego. A przy tym zasypał mnie takimi newsami na temat nadchodzących ekranizacji swoich opowiadań i powieści, że postanowiłem podzielić się nimi również z anglojęzyczną stroną Internetu. Część wywiadu dotyczącą planowanych filmów opartych na prozie Mastertona spisałem więc po angielsku i przesłałem do Fangorii. Wkrótce potem można go było przeczytać na stronie pisma, a ja ku swojemu zdziwieniu zainkasowałem swój pierwszy amerykański czek; zdziwienie wynikało stąd, że śląc maila do Fangorii byłem pewny, że podrzucam im tekst za darmo, jak wszędzie do tej pory. Zdaje się, że były jakieś problemy z wypłaceniem tych pieniędzy w którymkolwiek z polskich banków (w przeliczeniu na złotówki było to chyba ok. 150 zł) – ale tak czy inaczej po raz pierwszy w życiu zarobiłem wtedy coś na horrorze. Dzięki Mastertonowi.

News o Mastertonie na Fangorii

Warto dodać, że informacje, które wylądowały na stronie internetowej Fangorii okazały się w znakomitej większości niespełnionymi marzeniami – i pisarza, i jego fanów, i zaangażowanych w tę sprawę twórców filmów grozy. Było tam o tym, że jeden z odcinków drugiego sezonu MISTRZÓW HORRORU oparty będzie na opowiadaniu ANTY-MIKOŁAJ i o tym, że przygotowywane są ekranizacje RYTUAŁU, WYKLĘTEGO oraz WIZERUNKU ZŁA (o tym wszystkim mówił mi w wywiadzie Masterton), a na koniec wyrażałem już zupełnie prywatną nadzieję, że skoro cykl MANITOU doczekał się właśnie czwartego tomu (KREW MANITOU), to może jakiś sprytny reżyser dostrzeże w nim wreszcie szansę na stworzenie serii horrorów w stylu KOSZMARU Z ULICY WIĄZÓW. Cóż, pomarzyć zawsze można.

Ale nawet jeśli przewidywania co do ekranizacji dzieł Mastertona zawarte w tym newsie okazały się zbyt optymistycznie, to czytelnicy Fangorii mogli przynajmniej zapoznać się ze specyficzną zachętą do obejrzenia filmu opartego na podstawie MANITOU. Cytując jednego z krytyków, Masterton przypomina tam, że „kto nie widział nagiej kobiety ostrzeliwującej laserami gulgoczącego potwora, ten nie odejdzie do grobu w pełni szczęśliwy”.

Później mój wywiad z Mastertonem w wersji anglojęzycznej trafił też – już w całości – do magazynu „Surreal”. A więc jakby było mało tego, że zarobiłem dzięki niemu pierwszą kasę za pisanie, to potem jeszcze podpięty pod jego nazwisko zadebiutowałem w druku. Jak tu nie czuć wdzięczności?

Magazyn „Surreal” z wywiadem z Mastertonem

Później wielokrotnie recenzowałem książki Mastertona dla Nowej Fantastyki czy Dzikiej Bandy, często wspominałem go też w różnych artykułach i nawet planowałem zamieścić jedno z jego opowiadań w kontynuacji zbioru „NAJLEPSZE HORRORY A.D. 2012”. We wrześniu 2012 r., korzystając z faktu, że pisarz przyjechał do Bielska-Białej na konwent Grojkon, spotkałem się z Mastertonem i właścicielem wydawnictwa Polonsky, Romkiem Ociepą, żeby omówić tę kwestię – i wydawało się, że jedynym problemem będzie wybranie jednego z wielu świetnych opowiadań, które miałoby trafić do kolejnego tomu. Niestety, podobnie jak wszystkie te planowane ekranizacje powieści autora, którymi tak się podniecałem na stronie Fangorii, nasza antologia z tekstem Mastertona nigdy nie ujrzała światła dziennego.

Pisarz nie zniknął jednak z mojego celownika. Wciąż śledzę jego twórczość, czekając na powieść lub zbiór opowiadań, które znów zetną mnie z nóg i uparcie wypatruję filmowych horrorów z jego nazwiskiem w napisach początkowych. A w mojej najnowszej książce przedstawiam MANITOU jako jedną z najważniejszych powieści grozy na świecie. I zupełnie nie interesuje mnie to, że niektórzy krytycy mają jego debiutancki horror za dzieło zbyt mało ambitne, żeby traktować je poważnie. Uważam, że horror powinien przede wszystkim wciągać, chwytać za gardło i włazić pod skórę. A „Manitou” wzorowo spełnia wszystkie te warunki.

Bartłomiej Paszylk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.