Fotorelacja z wizyty Grahama w Domu Dziecka w Strzelinie

Poniżej przedstawiamy kilka zdjęć z wizyty Grahama Mastertona w Domu Dziecka w Strzelinie. Jego rezydenci powitali autora piosenką mówiącą o tym, że należy się uśmiechać, niezależnie od tego, jakie przeszkody życie rzuca pod nogi. Pisarz otrzymał także ciasto. W zamian Graham opowiedział dzieciom straszną historię o Babie Jadze.

Na zdjęciach możemy zobaczyć też spływ pontonami, który został ufundowany ze sprzedaży pierwszego wydruku powieści WIRUS. Niebawem zorganizowana zostanie kolejna atrakcja, tym razem pokryta ze środków pozyskanych ze sprzedaży pięknego portretu Mastertona, narysowanego ołówkiem przez jednego z więźniów biorących udział w konkursie W WIĘZIENIU PISANE. Portret został sprzedany za ok. 960 zł.










Graham podsumowuje wizytę w Polsce i drugą edycję „W więzieniu pisane”

Graham wrócił niedawno ze swojej kolejnej wizyty w Polsce, dlatego też podzielił się kilkoma słowami podsumowania.

19 lipca, w czwartkowy poranek w Zakładzie Karnym w Wołowie, wręczyłem zwycięską nagrodę w konkursie "W więzieniu pisane 2018", sygnowanym moim imieniem i nazwiskiem. Specjalnymi certyfikatami i nagrodami pocieszenia nagrodziłem kolejnych dziesięciu.

Zwycięzca otrzymał telewizor, a ci, którzy zajęli kolejne 10 miejsc, dostali odtwarzacze DVD oraz słuchawki. W konkursie wzięło dział 40 polskich placówek, ale z powodów logistycznych tylko dwóch zwycięzców mogło osobiście stawić się w Wołowie i odebrać nagrody. Liczymy, że w kolejnym roku uda się zaaranżować taką możliwość dla większej liczby osób. W konkursie wzięło udział w sumie 105 osadzonych, a każdy z nich otrzymał imienny list z podziękowaniami ode mnie, a także pamiątkowy długopis.

Ogromne podziękowania dla naczelnika Roberta Kuczery, za jego entuzjazm i wsparcie, a także dla Marcina Dymalskiego z Aglomeracji Wrocławskiej za jego niestrudzone wysiłki w organizacji konkursu. Nie można zapomnieć także o Kasi Janusik, mojej uroczej tłumaczce, która nie tylko przełożyła dla mnie wszystkie opowiadania, ale także towarzyszyła mi na wszystkich spotkaniach, zarówno w więzieniu, jak i w bibliotekach, by tłumaczyć moje nieskończone gadki o pisaniu oraz moje straszne irlandzkie dowcipy. Niestety nie udało mi się przekonać jej, by mówiła po polsku, ale z akcentem Cork… zawsze kończyło się to niekontrolowanym śmiechem. Może w przyszłym roku!

Poniżej znajdziecie link do artykułu w portalu Radiowroclaw.pl, gdzie znajdziecie kilka zdjęć z ceremonii:

Poniżej znajdziecie link do artykułu w portalu Radiowroclaw.pl, gdzie znajdziecie kilka zdjęć z ceremonii:

Przy okazji, poniżej znajduje się link do tematycznej rozmowy z Grahamem, jaką przeprowadziła dla PAPu Agata Tomczyńska:





MARTWE TAŃCZĄCE DZIEWCZYNKI już 19 września!

Ósma część cyklu kryminałów z Katie Maguire będzie miała swoją polską premierę już 19 września! Polski tytuł powieści uległ delikatnej zmianie, również dzięki Waszym sugestiom – nowa wersja brzmi lepiej: MARTWE TAŃCZĄCE DZIEWCZYNKI.

Książka
liczyć będzie nieco więcej stron niż zapowiedziano w katalogu – bo aż 464. Za jej przekład odpowiada Paweł Korombel.

Poniżej
przedstawiamy okładkę oraz opis powieści:


Tam, gdzie inni widzą nieszczęśliwy wypadek, ona widzi morderstwo.


W  szkole tańca w  centrum Cork wybucha
pożar. Trzynaście utalentowanych dziewcząt ginie w  płomieniach.
Prowadząca śledztwo nadinspektor Katie Maguire dopatruje się w tym
celowego działania i łączy pożar z innymi nawiedzającymi wcześniej
miasto. Zwłaszcza z  jednym, którego ofiary już nie żyły, kiedy pojawiły
się pierwsze płomienie. Żeby znaleźć sprawcę, musi wejść w nowy dla
niej świat irlandzkiego tańca ludowego – pełen nieposkromionych ambicji
i zawiści – i  stawić czoło najbardziej bezwzględnemu zabójcy, z  jakim
miała dotąd do czynienia.

Charytatywna aukcja portretu Grahama Mastertona

Już 18 lipca Graham Masterton odwiedzi dom dziecka w Strzelinie, tam też chwilę potem zje lunch z lokalnym burmistrzem. Wizyta zbiega się z organizowaną przez pisarza aukcją charytatywną. Jej przedmiotem jest narysowany ołówkiem portret Grahama, którego autorem jest jeden z osadzonych.

Wszyscy, którzy chcą wziąć udział w aukcji i wylicytować portret, mogą przesyłać swoje propozycje cenowe na adres e-mail Mastertona: manitouman1@yahoo.com

Na dzień dzisiejszy najwyższa zaproponowana za portret cena to 150 GBP (ok. 732 zł). Licytować można do niedzieli, 22 lipca do północy.

Portret zostanie oczywiście podpisany, a pozyskane środku zostaną przeznaczone na dom dziecka w Strzelinie. A oto portret:

Kolejne media o w „W więzieniu pisane”

Polskie media zainteresowały się konkursem literackim "W więzieniu pisane", który Graham Masterton firmuje swoim nazwiskiem. Władze więzienia postanowiły zatem podbić stawkę i ufundować przyszłemu zwycięzcy również telewizor, a także odtwarzacze DVD dla pozostałych laureatów.

Wręczenie nagród rzeczowych nastąpi 19 lipca w Zakładzie Karnym w Wołowie, kiedy to autor przyjedzie do Polski.

Oto, co o konkursie powiedział sam Masterton:

Przelewanie uczuć na papier ma efekt terapeutyczny i może tylko pomóc osadzonym. Cieszę się, że moi wydawcy oraz przyjaciele z Aglomeracji Wrocławskiej to rozumieją, bo bez nich ten konkurs nie mógłby dojść do skutku.

O konkursie napisała niedawno "Gazeta Wyborcza". W artykule podano informacje, że Dom Wydawniczy Rebis przekaże przy okazji 2000 książek dla dolnośląskich więzień. Wspomniano również, że jeden z osadzonych narysował portret Grahama, który zostanie zlicytowany na cele charytatywne.

Okładka wznowienia INFEKCJI i całościowe spojrzenie na serię MANITOU

Graham podesłał nam właśnie okładkę wznowienia szóstej części serii MANITOU w nowej szacie graficznej. INFEKCJA pojawi się za sprawą Wydawnictwa Albatros już 8 sierpnia.

Poniżej prezentujemy okładkę INFEKCJI, a także całościowe spojrzenie na wszystkie części serii w odświeżonej szacie graficznej:





Jak Wam się podoba?

Statek Głupców prosi o pytania (konkurs z nagrodami)

Blog Statek Głupców ogłosił konkurs z okazji wywiadu, który właśnie przeprowadzają z Grahamem Mastertonem. Aby wygrać książkę autora z autografem lub dedykacją, wystarczy wymyślić propozycję oryginalnego pytania. Trzy najciekawsze zostaną zadane pisarzowi oraz nagrodzone.

Pytania można zamieszczać w komentarzach pod postem na fanpage’u Statku Głupców na Facebooku:


Oczywiście zachęcamy do udziału w zabawie! 

Warsztaty z Mistrzem – Graham poprowadzi zajęcia z pisania we Wrocławiu

20 lipca o godzinie 11.00, w sali 111 na Uniwersytecie Wrocławskim, odbędą się zajęcia z Grahamem Mastertonem, który udzieli studentom wskazówek dotyczących pisania. Autor zachęci ich również do składania swoich opowiadań w konkursie, w którym dla zwycięzcy przygotowana będzie atrakcyjna nagroda.

Instytut Filologii Angielskiej Uniwersytetu Wrocławskiego zachęca do zapisania się na warsztaty za pomocą poniższego formularza:

MANITOU: INFEKCJA już 8 sierpnia w Albatrosie!

8 sierpnia w Albatrosie pojawi się ostatnia (póki co) powieść z legendarnego, kultowego cyklu MANITOU, która do tej pory była wydana w Polsce tylko raz, na dodatek przez wydawnictwo Rebis, w innym formacie oraz szacie graficznej, niż reszta powieści. Dzięki zakupowi praw do całej serii, już za niecałe dwa miesiące będziemy mogli postawić na półce zunifikowaną graficznie serię.

Poniżej prezentujemy opis powieści MANITOU: INFEKCJA!



 MROCZNY THRILLER Z ELEMENTAMI HORRORU.
POWIEŚĆ Z CYKLU „MANITOU”.

 
Błyskotliwa powieść, która bawiąc, zmusza do poważnej refleksji nad kondycją współczesnego świata i nad koniecznością ponoszenia odpowiedzialności za błędy popełnione przez poprzednie pokolenia.
 
Profesor Anna Grey jest wirusologiem w szpitalu w Saint Louis i dzieli spokojne, dostatnie życie ze swoim życiowym partnerem, Davidem. Z kolei starzejący się Harry Erskine wciąż chce być złotym, beztroskim chłopakiem. Mieszka na Florydzie, kątem u przyjaciela, i zarabia pieniądze, przepowiadając przyszłość bogatym i znudzonym klientkom. Oboje, Anna i Harry, zostali wybrani, żeby przestrzec Stany Zjednoczone przed okrutnym atakiem grożącym błyskawicznym unicestwieniem ludności w całym kraju.

Ich losy niespodziewanie splotą się, gdy przyjdzie im wspólnie walczyć z zagrożeniem, którego źródła leżą w mrocznej historii Ameryki sprzed ponad trzystu lat. Duchy wymordowanych przed wiekami Indian szykują bowiem współczesnym Stanom Zjednoczonym nieuchronną apokalipsę!

Relacja ze spotkania z Grahamem Mastertonem w Gdańsku – wspomina Łukasz Radecki

Z Grahamem Mastertonem miałem okazję spotkać się już kilkukrotnie, ale możliwość prowadzenia autorskiego spotkania z nim była swoistą nobilitacją i spełnieniem niewypowiedzianych marzeń. Pięć lat temu jechałem przez Polskę z całą rodziną, aż do Krakowa, by móc chociaż zobaczyć autora, który silnie wpłynął na moją twórczość i udało mi się wtedy przeprowadzić z nim mój pierwszy wywiad na żywo. To, co wydarzyło się podczas tegorocznej wizyty, przeszło wszystkie wyobrażenia.

Bez zbędnych wstępów,  wkrótce po tym, gdy Agata Wiśniewska z ramienia Albatrosa zaproponowała mi prowadzenie tego spotkania, okazało się, że nie tylko będę je prowadził, ale mam również odebrać Grahama z lotniska i zapewnić mu towarzystwo podczas jego wizyty w Gdańsku. I tego dnia, kiedy jeździłem z nim po mieście swoją wysłużoną kijanką, słuchając Mozarta i rozmawiając o  s w o i c h  książkach z siedzącym obok Mastertonem, łapałem się na tym, że myślę w jak nierealnej sytuacji się znalazłem.


Do rzeczy jednak. Graham miał przylecieć po jedenastej, prosto z Londynu, ale zdecydował, że woli się wyspać i przybył do Polski dzień wcześniej, do Warszawy. W Gdańsku ostatecznie miał zjawić się chwilę po czternastej. Zgodnie z prawami Murphy’ego, odległość z Warszawy do Gdańska okazała się zbyt duża dla polskich linii lotniczych i samolot dotarł na miejsce z blisko godzinnym opóźnieniem. Masterton mimo to przywitał mnie z uśmiechem, a na moje pytanie, czy podróż była męcząca, stwierdził jedynie, że po prostu wynudził się przez ostatnią godzinę. Ja z kolei przyznałem, że dzięki niespodziewanemu oczekiwaniu mogłem dokończyć jego najnowszą powieść. Oczywiście, pchnęło to rozmowę na tory o “Wirusie”, który wzbudza wiele kontrowersji i wywołuje wyjątkowo rozbieżne opinie. Gdy Graham usłyszał, że w odróżnieniu od wielu dziennikarzy i recenzentów naprawdę świetnie się bawiłem przy tej książce, bardzo się ożywił i przyznał, że sam bardzo dobrze się bawił podczas jej pisania. Dla tych, którzy jeszcze nie czytali wspomnę tylko tyle, że bez dwóch zdań jest to jedna z najbrutalniejszych i najkrwawszych powieści autora (co samo w sobie jest wyczynem), ale przy tym jedna z najbardziej kuriozalnych. Bo co powiecie na nawiedzoną odzież z lumpeksu? No właśnie… Ale jak sam Masterton przyznaje, dziwi się czasem reakcjom fanów horroru. Takie pomysły uznają za bzdury, a jednocześnie akceptują wampiry, zombie, wilkołaki… To z kolei sprawiło, że przez dużą część drogi rozmawialiśmy właśnie o różnego rodzaju nieumarłych. Oczywiście najbardziej obśmialiśmy wampiry i ich współczesne kreacje, szczególnie te w młodzieżowych serialach. Nie mogłem być hipokrytą i wspomniałem o swoich (i Roberta Cichowlasa) książkach o zombie, co bardzo zaciekawiło Grahama, choć przyznam, że wtedy myślałem, że to tylko kurtuazja…

Tak więc pędziliśmy do Gdańska Głównego, prosto do hotelu, przy dźwiękach „Requiem D-Moll” Mozarta (wiedziałem, że za Iron Maiden nie przepada, a Słonia nie zna, więc postawiłem na moją ulubioną klasykę i słusznie, bo chwilę po tym, gdy wsiadł do mego auta, pochwalił mój gust muzyczny). Tutaj, zgodnie z planem mieliśmy zameldować się w hotelu i zwiedzić odrobinę Starówkę. Pierwsza część poszła bardzo łatwo, pomijając drobne wskazówki Grahama, który stwierdził, że jeszcze kiedyś nauczy mnie dobrze parkować, żebym potrafił wykorzystać najmniejsze przestrzenie. Z drugą częścią musieliśmy eksperymentować, ze względu na ograniczony czas. Na szczęście w zanadrzu miałem Krzysztofa Azarewicza, erudytę, okultystę, tłumacza, wydawcę, tekściarza, a od niedawna restauratora i przede wszystkim rodowitego gdańszczanina, który do tego perfekcyjnie posługuje się językiem angielskim. Dzięki temu sprytnie odciążyłem się od ciągłej konwersacji, a Graham mógł wreszcie porozmawiać z kimś, kto nie odpowiadał mu na pytania prostymi zdaniami w przypadkowych czasach. Już z Krzysztofem udaliśmy się do restauracji manna 68, którą prowadzi wraz ze swą żoną Anną (kryptoreklama zamierzona w pełni, sam Masterton reklamował potem lokal na spotkaniu), gdzie zostaliśmy doskonale ugoszczeni. Niech przemówi fakt, że jest to jedyne w Gdańsku miejsce gdzie można zjeść wyłącznie wegetariańskie jedzenie, w zasadzie od podstaw wykonane na miejscu, a zarówno Graham, jak i ja raczej skłaniamy się ku mięsnym potrawom. Tymczasem zaserwowane tutaj jadło smakowało nam tak bardzo, że Masterton robił jego zdjęcia, mówiąc, że pokaże je swojemu synowi, który zapewne nigdy nie uwierzy, że jego ojciec je wegetariańskie potrawy.


W miłej atmosferze spędziliśmy dobrą godzinę, rozmawiając o sprawach różnych. No dobrze, głównie rozmawiał Krzysztof, Anna i Graham, ja od czasu do czasu coś wydukałem. Tematów było sporo i czasem wręcz zapominałem, że to nie jest towarzyskie spotkanie, ale służbowa wizyta pisarza w Polsce i zaraz będziemy jechać na spotkanie autorskie. Tymczasem Graham podziwiał Gdańsk (który zaskoczył go swoją wielkością), dopytywał o nasze życiorysy, a przede wszystkim żartował. Na przykład gdy rozmawialiśmy o Morcie Castle, spytał, czy go znam, czy utrzymuję z nim kontakt, po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi westchnął teatralnie – „No tak, pisarze! Wszyscy się znają”. Podobnie gdy Krzysztof podsunął mu do podpisu egzemplarz pierwszego wydania „Manitou” i przyznał, że czytał ją przed laty i zaczynał od niej przygodę z tego typu literaturą, Masterton znów westchnął i tym razem (równie teatralnie) zakrzyknął: „Oczywiście! Wszyscy w Polsce kiedyś od tego zaczynali!” W tym żarcie nie ma zresztą przesady. To pierwszy horror, który ukazał się w naszym kraju po tak zwanym upadku komunizmu.

Tymczasem przyszedł czas, by wyruszyć na spotkanie do Galerii Bałtyckiej, a licząc się z możliwością korków,= staraliśmy się dotrzeć na miejsce przed czasem. W zasadzie nam się udało, nie wziąłem jedynie pod uwagę faktu, że parking znajduje się na trzecim piętrze (tym razem dostałem nauki jak zaciągać hamulec ręczny), a Empik w podziemiach. A Graham Masterton już nie nadaje się na rączego biegacza, skutkiem czego dotarliśmy na miejsce przeznaczenia ledwie dwie minuty przed czasem. Szczęśliwie, z tego co słyszałem i czytałem, wszystkie inne spotkania podczas tej wizyty z przyczyn niezależnych były jeszcze bardziej opóźnione.

Samo spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze, co nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto kiedykolwiek spotkał Mastertona lub był na spotkaniu z nim. To urodzony showman, który doskonale wie, co, kiedy i jak chce powiedzieć. Moje pytania były jedynie dodatkiem do tego, co autor opowiadał, szczególnie, że mógł skorzystać z usług utalentowanego tłumacza, który perfekcyjnie wczuł się w swoją rolę (co również zostało docenione przez Grahama). Tak więc przez następną godzinę z okładem Masterton opowiadał o swoich początkach, starych i nowych powieściach, mniej i bardziej znanych faktach. Z najbardziej elektryzujących fanów autora to niewątpliwie te, że już wkrótce doczekamy się kolejnych odsłon cykli Katie Maquire i Szkarłatna Wdowa, a co jeszcze ciekawsze – autor zdecydował się powrócić do świata Manitou i Wojowników Nocy i szykuje powieści dopełniające te właśnie serie. O Manitou na razie wiadomo niewiele, nowi Wojownicy Nocy tym razem będą ratować seksualne niewolnice wykorzystywane w snach… Cały Masterton.


Po rozmowach z fanami i podpisaniu kilkudziesięciu książek udaliśmy się do restauracji, gdzie przy winie (Graham) i kawie (ja) rozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim. Głównym tematem były nasze dzieci, twórczość pisarska i irlandzkie dowcipy, a mimo coraz bardziej dającego o sobie znać zmęczenia atmosfera się rozluźniała. Pamiętam wciąż moje pierwsze spotkanie z autorem, kiedy podczas dwudziestominutowego wywiadu byłem tak podekscytowany, że gdyby nie dyktafon, nic z tego bym nie zapamiętał. Tymczasem tutaj siedzieliśmy sobie patrząc na Motławę i nie spiesząc się nigdzie rozmawialiśmy o tym, że Polacy są bardzo wrażliwi na swoim punkcie, że najważniejsze w pisaniu jest to, żeby bawiło ono twórcę i że jedyne, co w tym życiu ma znaczenie, to nasze dzieci, bo to one są tym, co naprawdę po nas zostanie. Skorzystałem oczywiście z okazji by powspominać niektóre z książek autora, narzekając chociażby na zakończenie „Kostnicy” (Graham obiecał mi, że zmieni je przy wznowieniu :)), albo zachwycając się tym z „Wirusa” (tu komentarz – „człowiek pracuje, myśli, chce przestraszyć, a on się ciągle z tego śmieje”). Pomijam kwestie, w których Masterton dopytywał o moje książki i złożył mi pewne propozycje – będę się trzymał jedynie tej, że obiecał mi na Gwiazdkę nowy uchwyt na telefon w kształcie trupiej ręki (gdy jeździliśmy po Gdańsku z GPS-em, mój telefon wypadał z uchwytu średnio co trzeci wybój, czego Graham nie omieszkał skomentować).

I tak jak niespodziewanie pojawiła się okazja do tego spotkania, tak równie szybko dobiegło ono końca. Odprowadziłem autora do hotelu, obiecaliśmy sobie, że złapiemy się za kilka dni na Pyrkonie, niestety, tym razem się nie udało. Ja tymczasem wsiadłem w samochód i wyruszyłem w 80-kilometrową drogę do domu, wspominając niezwykłe spotkanie, które pochłonęło mnie tak bardzo, że zapomniałem sobie zrobić choćby jedno zdjęcie z Grahamem. Szczęście, że robili je inni.

Łukasz Radecki