Recenzja książki SFINKS

„Sfinks” to trzecia powieść Grahama Mastertona, która miała pokazać nam, jak głosi amberowska okładka – nowy wymiar strachu i seksu. No i pokazuje, tylko że to pierwsze nas nie powala na kolana, a to drugie najzwyczajniej obrzydza.
 
Gene Keiller, młody, przebojowy polityk pracujący w Departamencie Stanu, podczas eleganckiego przyjęcia poznaje niesamowicie piękną dziewczynę, córkę tragicznie zmarłego francuskiego dyplomaty. Od pierwszego wejrzenia się w niej zadurza i po prostu pragnie zaciągnąć ją do łóżka. Dziewczyna z początku się opiera, lecz w miarę rozwoju fabuły otwiera się na Gene’a coraz bardziej, ujawniając swój mroczny, krwawy sekret. Lorie Semple jest bowiem potomkinią rodu Ubasti, pół ludzi-pół lwów, którzy wedle starej egipskiej tradycji muszą kopulować na przemian z ludźmi, na przemian z grzywiastymi królami dżungli…

Powieść „Sfinks” jest krótka, równie dobrze mogła by być opowiadaniem. Amber użył dużej czcionki, by sztucznie zwiększyć ilość stron, dlatego też książkę czyta się łatwo i szybko. Niestety, historia Gene’a i jego drapieżnej narzeczonej nie stanowi żadnego kąska, ani intelektualnego, ani nawet rozrywkowego. Jest solidnie napisaną bajką dla dorosłych, której morał mógłby brzmieć „nie zaciągaj do łóżka pięknych, nieznajomych dziewczyn, bo możesz skończyć jako danie dla drapieżnika”.
 
Tym razem Graham nie poparł swojej opowieści solidnie zarysowanym tłem historycznym. Kilka wymyślonych na szybko podań i historii rodem z Afryki nie stanowi dla czytelnika żadnej tajemnicy, nie daje do myślenia, ani nie wzmaga wiarygodności.
 
Jak na horror, książka ma w miarę interesujący klimat, łatwo możemy wczuć się w rolę bohatera, który odkrywa, że jego partnerka nie jest tym za kogo się podaje. Kilka solidnie skonstruowanych scen budzi lęk, ale nie przerażenie, czy grozę.
 
Początki kariery pisarskiej Mastertona były jak widać, raz lepsze, raz gorsze. „Sfinks” niestety należy do tej drugiej grupy. Książkę mogę polecić zagorzałym fanom pisarza, którzy i tak pochłoną wszystko, nawet jeśli Graham stworzył by poradnik kiszenia ogórków (sam do takich osób należę J ). Jednak w dorobku pisarza są dziesiątki dużo lepszych pozycji i to od nich proponuję zacząć, by do autora się po prostu nie zrazić. 

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1992
Liczba stron: 224
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 3/10

Recenzja książki PODPALACZE LUDZI

Graham Masterton bardzo często wykorzystuje motywy historyczne, do nadania swoim powieściom odpowiedniego tła. Zadziwiające, z jaką łatwością autor potrafi wyjąć kawałek światowej historii i wymieszać go z fikcją w taki sposób, że czytelnik dostaje wiarygodną, fascynującą, chociaż przecież niemożliwą fabułę, w którą wnika bez reszty.

„Podpalacze ludzi” (wydane w Polsce także pod tytułem „Wyznawcy płomienia” )  to historia Lloyda Denmana, restauratora, którego narzeczona – Celia Williams ginie w płomieniach.  Dziewczyna nie traci życia w wypadku, ale odbiera je sobie sama, oblewając się benzyną i podpalając. Lloyd nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią postanawia odkryć prawdę na własną rękę. Już niebawem dowie się, że nie wiedział prawie nic o swojej przyszłej małżonce, że za jej śmiercią kryje się wielka, niebezpieczna tajemnica. Niebawem Lloyd zaczyna widywać kogoś łudząco podobnego do Celii. W tragicznych okolicznościach ludzie zaczynają ginąć w ogniu…

Główny bohater odkrywa, że Celia nie była jedyną osobą, która dokonała samospalenia. W całym San Diego, dziesiątki ludzi odbierają sobie życie przechodząc przez płomienny rytuał, w myśl idei życia wiecznego. Jednym z narzędzi osiągnięcia nieśmiertelności jest nigdy nie ujawniona światu, ostatnia opera Ryszarda Wagnera, jednak co muzyka może stworzyć, muzyką można zniszczyć…

Lloyd wraz z przyjaciółmi (obowiązkowo samotna kobieta i wyjątkowo uzdolniony indiański chłopiec) w rytm muzyki operowej stawi czoła niebezpiecznym fanatykom, którzy w czasach III Rzeszy próbowali stworzyć nadludzi – Rasę Panów. Tym razem jednak, zagrożenie jest bardziej realne niż kiedykolwiek…

Dosyć o fabule, której zawiłości jeszcze niejeden raz wcisną czytelnika w fotel. Masterton po raz kolejny stworzył powieść, która funduje nam szaleńczą jazdę bez trzymanki, posługując się przy tym kilkoma sztuczkami. Finał, który jest nie tylko zaskakujący, ale też sensowny i efektowny zarazem, opisany jest w rytm muzyki Ryszarda Wagnera. Graham wyjątkowo obrazowo połączył słowo z dźwiękiem. Czytelnik może wręcz słyszeć dźwięki Wagnerowskie (o ile wcześniej chociaż raz zapoznał się z jego twórczością).
 
Na duży plus wypada zaliczyć gamę postaci, którą wykreował autor. Znów dostajemy postać obdarzonego mocą Indianina. Tym razem jednak, jest ona bardziej symbolem, metaforą z krwi, kości i tekstu pisanego. Ciekawą i dającą do myślenia postacią jest również pewien muskularny, młody mężczyzna, który odegra znaczącą rolę w fabule, jednocześnie wnosząc do powieści kolejne ciekawe przesłanie.
 
Masterton stawia przed czytelnikiem kilka bardzo poważnych pytań o sens życia, o cierpienie, o życie wieczne, oraz o istotę człowieczeństwa. Między wierszami dopatrujemy się ukrytych znaczeń, a takie pojęcia jak Władza, Miłość, Dusza, Nieśmiertelność stają się w naszych słownikach na nowo zredagowane.

„Podpalacze ludzi” nadal pozostają jedną z moich ulubionych książek tego autora. Jedynym mankamentem powieści jest to, że jak na horror, za mało straszy. Jednak nawet miłośnicy grozy powinni obowiązkowo książkę te przeczytać, by zapoznać się z fascynującą opowieścią, pełną zwrotów akcji, niebanalnych bohaterów i dużej ilości ognia…

 

  

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1993
Liczba stron: Tom I – 192, tom II – 208
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 10/10

Recenzja książki WYKLĘTY po raz drugi

Powieść „Wyklęty” Grahama Mastertona jest niezbitym dowodem na to, że autor jest królem współczesnego horroru. Pisarz potrafi bawić się konwencjami, żonglować motywami, a w ostatecznym rozrachunku i tak złapie czytelnika za serce i nie puści, dopóki ten nie przełoży ostatniej strony.
 
„Wyklęty” różni się od pozostałych książek Mastertona tym, że jest powieścią bardzo dojrzałą. Oczywiście nie wymyka się pewnym schematom, charakterystycznym dla twórczości Grahama, ale daje też poczucie silnej więzi z głównym bohaterem, prawdopodobnie dlatego, że narracja w książce jest pierwszoosobowa.
 
Fabuła „Wyklętego” zaczyna się niczym klasyczna opowieść o duchach. Senne miasteczko nad zatoką Massachusetts  nawiedzane jest przez dusze zmarłych osób. Główny bohater, John Trenton, handlarz marynistycznymi antykami  próbuje poradzić sobie z niedawną, tragiczną śmiercią swojej żony – Jane. Z przerażeniem odkrywa, że duch Jane wywiera wpływ na dom w którym mieszkali. Okazuje się, że nie tylko John widzi duchy, a zjawy te wcale nie są przyjaźnie nastawione do ludzi. Zmarłych przywołuje do życia tajemnicza siła, która z każdą chwilą staje się coraz silniejsza. John z pomocą swoich przyjaciół odkrywa, że katalizatorem przerażających wydarzeń jest metalowa skrzynia, znajdująca się w ładowni zatopionego przed wiekami statku. Znajdujący się w niej potężny demon wywodzący się z mitologii Azteków – Mictantecutli,  Władca Krainy Zmarłych, pragnie zapanować nad światem i tylko nieliczno mogą go powstrzymać. John wchodzi z demonem w pewien układ, ale cena jaką przyjdzie mu za to zapłacić jest ogromna.
 
Fabuła „Wyklętego” powoli posuwa się naprzód, aż do wstrząsającego finału. Bohaterowie są wiarygodni, odpowiednio zarysowani i dobrze sprofilowani psychologicznie. Wielu z nich przeżyło swoje osobiste tragedie, co rzutuje na ich postępowanie i tok rozumowania. Zażyłości pomiędzy nimi są logiczne, Masterton zrozumiał, że krótkiemu romansowi nie ma co narzucać znamion wielkiej miłości, a jedynie sympatii i wzajemnego pociągu fizycznego. Czytelnik więc, niczym dziecko kupuje wszystko o czym pisze Graham.
 
Tło historyczne powieści jest bardzo silnie zarysowane, Masterton z pewnością poświęcił wiele czasu na badanie historii Salem, przemieszał wątki protestanckiego palenia czarownic, z bóstwami Azteków i wrzucił efekt swojej mieszanki do współczesnej Ameryki. W pewnym momencie nastrojowa opowieść o duchach przeradza się w jakże typową dla Mastertona apokaliptyczną wizję ataku potężnego demona, jednak powieść ani na chwilę nie traci na wartości. Wątek osobistej tragedii głównego bohatera przewija się od początku do końca, w pewnym momencie wyskakując na pierwszy plan, tworząc jeden z najlepszych, najbardziej przemyślanych i zaskakujących motywów w twórczości Mastertona.

Podsumowując – „Wyklęty” jest powieścią dla każdego. Sprawdza się zarówno jako miejscami krwawy horror, jak i jako dramat z wątkami psychologicznymi. Powieść jest nastrojowa, klimatyczna, wiarygodna i wstrząsająca zarazem. Jej zakończenie zostało przedstawione jasno i klarownie, dając czytelnikowi poczucie sytości. Polecam książkę każdemu, zarówno zagorzałym fanom Mastertona, jak również tym, którzy swoją przygodę z horrorem chcą dopiero rozpocząć. Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych powieści w dorobku autora.

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1990
Liczba stron: 352
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 10/10

Recenzja książki RYTUAŁ

Co się stanie kiedy jeden z najbardziej poczytnych autorów horrorów weźmie się za bary nie tylko z jedną, a z dwiema światowymi religiami? Otrzymamy jedną z najlepszych powieści grozy, horror niemal idealny, szaleńczą jazdę bez trzymanki i mnóstwo makabry w stylu gore.

Graham Masterton pisał już chyba o wszystkim, ale tylko w „Rytuale” możemy prześledzić… ponowne przyjście Jezusa Chrystusa. Wprawdzie jest ono spłycone i symboliczne, a zaraz po nim następuje trochę bardziej spektakularne objawienie jednego z największych demonów w religii Voodoo…, ale może zacznijmy od początku.

Charlie McLean, jak to często bywa u Mastertona, to przeciętny facet. Ma nudną pracę inspektora restauracyjnego – jeździ po całych Stanach Zjednoczonych, sprawdzając i oceniając hotele i restauracje. W ostatnią podróż wybrał się ze swoim nastoletnim synem Martinem, z którym z powodu separacji z byłą żoną ma słaby kontakt. Charlie za wszelką cenę stara się nawiązać nić porozumienia z Martinem, ale każda próba przynosi odwrotne skutki. Bohater nie wie jeszcze, że jego miłość do syna, jak również miłość do samego siebie, zostanie niebawem wystawiona na ciężką próbę.
 
Charlie i Martin przypadkiem dowiadują się o tajemniczym, niedostępnym lokalu, restauracji mieszczącej się w gotyckim, mrocznym budynku. W środku dzieją się podejrzane rzeczy, mające związek ze zniknięciem wielu osób, głównie dzieci, na przestrzeni wielu lat. Restauracja staje się obsesją Charliego, który za wszelką cenę postanawia zjeść tam posiłek. Nie wie jednak, że budynek jest siedzibą tajemniczej sekty Celestynów, którzy w imię Boga przyrządzają posiłki z… samych siebie. Sekta ma na celu skonsumowanie miliona ciał, w celu powtórnego sprowadzenia Jezusa Chrystusa, a ostatnią ofiarą ma być nie kto inny jak Martin – syn głównego bohatera. Charliemu nie pozostaje nic innego jak podjąć brutalną i nierówną walkę o życie Martina.
 
Wyjątkowo, w „Rytuale” główny bohater nie stawia czoła duchom, demonom czy potworom, a zwykłym, opętanym ludziom, którzy stanowią największe zagrożenie dla siebie i innych. Powieść ta różni się od innych horrorów Mastertona. Posiada idealnie poprowadzoną linię fabularną – mroczną, przerażającą, logiczną i spójną. Od pierwszej do ostatniej strony mamy do czynienia z nieprzerwanym budowaniem napięcia, a każdą chwilę przeżywamy z Charliem gryząc paznokcie. Zostajemy wciągnięci w świat pomieszanych religii, nieskończonego fanatyzmu i niepojętej makabry. „Rytuał” stawia przy okazji kilka istotnych pytań : jak daleko człowiek jest w stanie się posunąć, by odzyskać to co kocha? ; kiedy kończy się religia, a zaczyna fanatyzm? ; czy problem kanibalizmu dotyczy tylko zarośniętych buszem wysp na krańcu świata, czy może czaić się też za rogiem, w naszym sąsiedztwie?

Powieść tą mogę z czystym sercem polecić każdemu miłośnikowi rewelacyjnego horroru, oczywiście posiadającemu mocne nerwy i żołądek. „Rytuał” pomimo kilku mało znaczących wad, to jedna z najlepszych książek w dorobku Mastertona, posiadająca wiele atrakcyjnych zwrotów akcji, wstrząsające i mrożące krew w żyłach sceny i co najważniejsze, satysfakcjonujący finał.

 

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1992
Liczba stron: 351
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 10/10

Recenzja książki KOSTNICA po raz drugi

O „Kostnicy” mówi się, że jest jedną z wizytówek Grahama Mastertona. To  właśnie za tą powieść autor dostał wyróżnienia literackie, podobnie jak za „Tengu”. A jaki jest punkt widzenia zwykłego czytelnika? Otóż moim zdaniem, przed przeczytaniem „Kostnicy”, trzeba najpierw przeczytać kilkadziesiąt innych współczesnych horrorów, aby w pełni docenić jej piękno.

Ktoś kto zacznie swoją przygodę z horrorem od tej książki – poczuje niedosyt. Ktoś kto do niej wróci po latach – podziękuje za nią Mastertonowi. Czemu? Bo „Kostnica” to jedna z tych powieści o których śmiało można powiedzieć, że reprezentuje prawdziwy horrorowy „oldschool” fabularny, za którym przecież wszyscy tęsknimy, czytając niektóre co bardziej pokręcone powieści stojące w dniu dzisiejszym w księgarni na półce z napisem „horror”. Jak więc rysuje się fabuła?

John Hyatt to przeciętny facet – znudzony, niepozorny, przejawiający objawy poczucia humoru pracownik wydziału sanitarno-epidemiologicznego w San Francisco. Największym jego dotychczasowym problemem były kobiety, a w zasadzie ich brak, a także szczury albo robaki zamieszkujące domostwa amerykanów. Tym właśnie zajmował się John. Pewnego dnia jego biuro odwiedza starszy mężczyzna, który ma na zawsze zmienić życie Johna…

Mężczyzna ten stwierdza nagle, że jego dom ma również problem – nie są to jednak gryzonie albo insekty. Staruszek twierdzi że jego dom… oddycha. Po wstępnym okresie negacji, który przecież musi nadejść u każdego głównego bohatera horrorów Mastertona, John postanawia odwiedzić dom starszego pana i na własne oczy i uszy przekonać się że coś jest nie tak. W starym domu odradza się jeden z najpotężniejszych demonów indiańskich, a robi to w sposób, który dla czytelnika z pewnością wyda się co najmniej zaskakujący.

Nie zdradzając większej ilości szczegółów można stwierdzić że główny bohater kilku przyjaciół straci, kilku zyska, a sam przeżyje największy koszmar w swoim życiu. Wobec zagrożenia jakim jest potężny indiański demon, John będzie musiał skorzystać z pomocy swojej byłej dziewczyny – oczywiście interesującej się okultyzmem pracownicy księgarni, dzielnego lekarza, a także indiańskiego szamana – potężnego, ale łudząco podobnego do Śpiewającej Skały z serii „Manitou”.

Autor świetnie porusza się w sferze legend i mitów czerwonoskórych. Oprócz omawianej powieści, do tematu tego nawiązywał między innymi w „Manitou” czy drugiej części serii „Rook” – „Kły i pazury”. Śmiało można stwierdzić, że Masterton i Indianie to recepta na sukces. A sukcesem tej powieści jest jej magia, siła przyciągania i treść, która zaspokaja nasze żądze dobrego, ramowego horroru. Tak jak wolimy kino grozy z lat 70tych i 80tych, tak wolimy „wczesnego” Mastertona z jego „Kostnicą”.

„Wkraczasz do kostnicy na własne ryzyko”… ale wyjdziesz usatysfakcjonowany. O ile w ogóle wyjdziesz…

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1991
Liczba stron: 223
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 9/10

Recenzja książki SZATAŃSKIE WŁOSY (nagrodzona w KONKURSIE MASTERTONOWSKIM)

Szatańskie włosy wydane w 2004 roku to krótka powieść grozy (nowela)  angielskiego pisarza Grahama Mastertona. Urodzony w Edynburgu literat po raz kolejny zaskakuje odmiennym niż dotychczas stylem i nagłymi zwrotami akcji. Szatańskie włosy ma, jak większość książek Mastertona, precyzyjnie dobraną cechę – wprowadza czytelnika w naturalne otoczenie. Akcja nie dzieje się w magicznym zamku, na odległym wzgórzu, za którym mroczne niebo przedzierają znienacka błyskawice. Bohaterkę – Kelly O’Sullivan – poznajemy jako uczennicę w salonie fryzjerskim. Większość czytelników sięga po tę krótką książkę ze względu na przyciągającą uwagę okładkę. Zapewne po takiej oprawie należałoby oczekiwać czegoś więcej… Jak już zdążyłem się zorientować zagorzali fani Mastertona odkładają ją z ostrymi słowami krytyki. Uważni czytelnicy innych autorów powieści grozy, takich jak Stephen King, Łukasz Orbitowski, czy Dean Koontz kiwają z podziwem głową – jest to lekka książeczka z niczego sobie klimatem. Choć na początku byłem sceptycznie nastawiony do Szatańskich włosów (nie poleciłbym przyjacielowi chcącemu rozpocząć przygodę z Mastertonem), reakcje czytelników zaskoczyły mnie i postawiły ten tomik w zupełnie innym świetle.

Wspomniana Kelly pracuje dla słynnego stylisty Simona Crane’a. Choć praca wcale nie dodaje blasku monotonii jej życia, dziewczyna wkłada w nią wiele serca (to sposób pozyskania funduszy na studia weterynaryjne). Jej obowiązki to po prostu: sprzątanie salonu i wynoszenie toreb z włosami do piwnicy. Od samego początku Masterton wprowadza ciekawe elementy grozy. Tym razem nie są to obrzydliwe sceny morderstw, jak w poprzednich powieściach. Atmosferę horroru rozgrzewają, od pierwszych stron, niepokojące Kelly głosy dochodzące z piwnicy. W otoczeniu przyszłej fryzjerki zaczynają wkrótce dziać się niesamowite rzeczy. W niewyjaśnionych okolicznościach ginie stylista z którym Crane miał konflikt, oraz kobieta, która odmawiając sprzedaży mieszkania, uniemożliwiła rozwój interesu.

Ofiarą tytułowych szatańskich włosów stała się bohaterka omawianej książki. Wprawny czytelnik dostrzeże kolejny niespotykany wcześniej fakt. Bohaterowie horrorów Mastertona zazwyczaj są bardziej realistycznymi i swojskimi wersjami Supermena, lub Batmana walczącymi ze złem w obronie wartości wyższych. Co jednak, kiedy bohaterka wydaje walkę swojej własnej ciemnej stronie, która ujawnia się po odkryciu niezidentyfikowanych włosów na jej ramieniu?

Ano, mniej pozytywny jest fakt, iż w niedługim czasie – szybko po pozbyciu się tajemniczego znamienia – Kelly zamierzy się na potwora i rozpocznie się wyścig na śmierć i życie. (Wyjątkowo okropną śmierć, jak to u Mastertona bywa…)

Powyższy akapit zwróci naszą uwagę na niezwykle ciekawie splatające się wątki powieści. Wiele krytyków twierdzi, iż angielski autor ma problemy z zakończeniami. Nie mylą się zupełnie. Dobra powieść i niezbyt udana basta. Kończące wszystko wyjaśnienia są zazwyczaj horrendalnie niewiarygodne, bądź gubią po drodze logikę wydarzeń.

Tym razem autor postanowił historię tytułowych włosów przybliżać stopniowo. Pierwszą część układanki zdobywamy podczas końcowej fazy pozbycia się uciążliwego dla Kelly O’Sullivan brzemienia. Nieoczekiwaną pomoc przynosi miejscowa dziwaczka, częsta klientka salonu Simona, pani Paleforth. Zbliżając się do punktu kulminacyjnego, dopełnienie łamigłówki znajduje Ned – przystojny chłopak interesujący się całkiem urodziwą bohaterką. Znajduje w Internecie wiele informacji przybliżając genezę powstania tajemniczego rytuału. Oboje domyślają się do jakich celów szatańskie włosy mogą zostać wkrótce użyte. Za wszelką cenę chcą udaremnić plany bestii na którą natrafili…

Szatańskie włosy skończyłem w jeden wieczór i w momencie otoczyła mnie dziwna aura niezaspokojenia, gdyż odczułem bardzo wyraźnie, iż książka jest za krótka. Nie mówiąc o dość banalnej fabule, pominięciu niektórych interesujących wątków i dość fasadowych wyjaśnieniach nadprzyrodzonych zjawisk był to zupełnie inny Masterton, niż ten z którym do tej pory miałem do czynienia. Oczywiście panował tu niesamowity mastertonowski nastrój z wygrawerowanym charakterystycznym humorem, lecz pominięto niekiedy przesadzone dramatyzmem krwawe sceny, i te z niesmacznym czasami wątkiem erotycznym.

Kolejnym faktem, który w ocenie wielu odbiorców uznaje za niepozytywny jest drogą jaką Masterton podchodzi do przestraszenia czytelnika. Wielu mówi, że ta książka jest po prostu: „zupełnie nie straszna”. Po drugim podejściu do pozycji mimo wszystko spodobało mi się podejście autora, rozbudzające bardziej poczucie grozy niż obrzydzenia. Ta króciutka książka posiada niecodzienny klimat. Wielu fanów twórczości angielskiego pisarza miało już do czynienia z tą nowelką. Pozostaje zaprosić mi innych miłośników horroru do przeczytania książki. Krótka, rzetelna propozycja na letni wieczór. Jeżeli nie spodobała wam się – przepraszam i zapewniam: nie rezygnujcie z Mastertona. Jeden z najlepszych twórców horrorów ostatnich lat…

Autor recenzji: Dominik Krzemiński
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 176
Format: 12,5 x 19,5
Nr ISBN: 8373591265

Recenzja książki CZARNY ANIOŁ

Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z „Czarnym Aniołem”, będąc jeszcze podlotkiem, zafascynował mnie wykreowany przez Mastertona brutalny horror, który z jednej strony był tak bardzo bliski i ludzki, a z drugiej odległy i nierealny. Po latach, kiedy wróciłem do tej książki, znając niemalże na pamięć całą bibliografię Grahama Mastertona, a także zasady rządzące gatunkiem, musiałem niestety swój pogląd zweryfikować. W tym starciu powieść Grahama Mastertona straciła trochę na wartości.

Bohaterem powieści jest policjant z San Francisco, Włoch, Larry Foggia. Szczęśliwy mąż i ojciec prowadzi sprawę brutalnego seryjnego mordercy, który według tajemniczego, rytualnego klucza dopuszcza się coraz bardziej makabrycznych zabójstw na całych rodzinach.
 
Przeznaczeniem Larry’ego jest rozwiązać zagadkę, stając jednocześnie twarzą w twarz ze swoim największym koszmarem. Oczywiście jak to zazwyczaj u Mastertona bywa, zanim główny bohater trafi do celu, spotka się z duchami, spirytystami, ekspertami w dziedzinie czarnej magii i stworami rodem z piekła. Co wyróżnia fabułę tej powieści na tle innych? Tym razem owe stwory rodem z piekła są bardziej absurdalne i groteskowe niż kiedykolwiek wcześniej. Bo jakże inaczej nazwać papugę z na wpół ludzką twarzą, czy kobietę wyglądającą jak chodzący balon z mięsem w środku…

U Mastertona, jak u Hitchcocka – historia zaczyna się trzęsieniem ziemi. Potem jednak napięcie zamiast rosnąć – opada. Pierwszy rozdział jest kunsztownym i przerażającym popisem wyobraźni pisarza, który zdaje się znać pierwotne lęki każdego człowieka i opisać je w taki sposób, że w każdej chwili chce się zaprzestać czytania. Niestety, zaraz potem dajemy się zjeść prostej i absurdalnej fabule, w której nawet psychologia postaci trochę szwankuje. Główny bohater jest niewiarygodny, fanatyczny morderca wydaje się być miły, grzeczny i dobrze wychowany a sama fabuła miejscami jest mało logiczna. Poparte jest to często niespójnymi dialogami, co być może jest po części winą tłumaczenia w tym wydaniu –  muszę przyznać, że bardzo ciężko było mi przebrnąć przez zdania przełożone przez tłumacza.
 
„Czarnego Anioła”  warto przeczytać dla pierwszego rozdziału, a także dla – uwaga – zakończenia. Tak, tak, to nie pomyłka – u Mastertona zdarzyło się solidne, zaskakujące zakończenie, oparte na całkiem udanym pomyśle i rozwiązaniu akcji. Niestety to trochę za mało by przyznać wysoką ocenę…

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Rok wydania: 1991
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 320
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 6/10

Recenzja książki DŻINN po raz drugi

„Ze starych butelek pochodzą stare prawdy”

Kiedy po raz pierwszy czytałem „Dżinna” kilka lat temu, nie przypadł mi do gustu. Pomyślałem wtedy że jest krótki, prosty i mało przerażający. Teraz, gdy po latach ponownie podszedłem do lektury tej jednej z pierwszych powieści  Grahama Mastertona, moje spojrzenie zmieniło się diametralnie.
 
Harry Erskine to sztandarowy bohater wykreowany przez Mastertona, uczestnik makabrycznych wydarzeń spowodowanych przez indiańskiego szamana Misquamacusa w serii „Manitou”. Pisarz tylko raz w swojej karierze użył znanej czytelnikom z jednego cyklu postaci na potrzeby innej książki, a zrobił to właśnie w „Dżinnie”. Tym razem Harry musi stawić czoło najpotężniejszemu demonowi wywodzącemu się z mitologii perskiej.

Książka ta jest wariacją na temat legendy o Ali Babie i Czterdziestu Rozbójnikach, utrzymaną oczywiście w konwencji horroru. Prastary duch ukryty w magicznym dzbanie znajdującym się w posiadłości dziadka głównego bohatera, postanawia zakosztować wolności, całkowicie przy okazji ściągając na Harry’ego i jego przyjaciół same nieszczęścia.

Interpretacja perskich legend wypada Mastertonowi bardzo przyzwoicie. Zlepek starych mitów i podań zmiksowany został tu w przystępnie podaną  historię umieszczoną w czasach współczesnych.

Oprócz genialnego Harry’ego Erskine’a mamy tu raczej typowy zestaw postaci : silna kobieta skrywająca tajemnicę, uczony stanowiący autorytet w walce z demonem, niepozorną postać potrafiącą sporo namieszać w fabule i obrzydliwego demona, który w końcu i tak daje się pokonać. Książkę jednak czyta się przyjemnie, głównie ze względu na bardzo zabawne dialogi i interesującą fabułę . Finał, jak przystało na Mastertona jest trochę za szybki. Powieść mogła by być dłuższa i bardziej rozbudowana, a wydaje się być kończona na szybko.

„Dżinna” polecam fanom powieści Grahama, ludziom interesującym się legendami Dalekiego Wschodu, a także tym, którzy mają jeden czy dwa wolne wieczory na dynamiczną, ciekawą powieść z gatunku horroru.

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1990
Liczba stron: 188
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 8/10