Recenzja książki BŁYSKAWICA

Ponad 30 lat przyszło nam, Polakom, czekać na rodzime wydanie pierwszego thrillera w twórczości naszego ulubieńca – Grahama Mastertona. Napisana w drugiej połowie lat 70-tych powieść jest rarytasem także na rynkach zagranicznych – do tej pory pozostaje jedną z najtrudniejszych do zdobycia książek w Stanach i Wielkiej Brytanii.


Thrillery Grahama Mastertona to miła odskocznia od literatury grozy, którą autor zwykł uprawiać, tym bardziej, że misternie uknute teorie spiskowe niejednokrotnie swoim rozmachem przewyższają dzieła takich twórców jak Dan Brown, czy Robert Ludlum. Przyzwyczajeni do epickich fabuł z późniejszych książek Brytyjczyka, teraz, w 2009 roku dostajemy do rąk jego debiut w tym gatunku. Obcowanie z książką może być więc dla czytelnika ogromnym szokiem.

Bradley Winger jest niespełnionym kierowcą rajdowym, próbującym pobić rekord prędkości samochodu z napędem rakietowym na lądzie. Sprawa jest niebagatelna – w grę wchodzi sława, chwała i pieniądze. Ustanowić nowy rekord nie jest łatwo – trzeba przekroczyć barierę prędkości 1100 kilometrów na godzinę. Niestety, próba kończy się śmiercią Bradleya, a samochód ulega zniszczeniu. Schedę po ojcu przejmuje Craig Winger – główny bohater powieści. Syn zmarłego kierowcy stopniowo wchodzi w świat biznesu, szantaży, przemocy i wielkich pieniędzy, jednocześnie próbując na nowo odkryć siebie i dokonać tego, co nie udało się jego ojcu. Tam gdzie duże budżety, tam też ludzka deprawacja i defraudacje finansowe. Oczywiście nie obejdzie się bez ofiar.

Tak prezentuje się fabuła powieści, której nie da się porównać do żadnego innego dzieła stworzonego przez Grahama. W porównaniu z szeroko zakrojonymi fabularnie thrillerami Mastertona, „Błyskawica” wydaje się skromna i kameralna. Cała akcja toczy się tak naprawdę tylko w obrębie jednej rodziny – Wingerów i kilku ludzi blisko z nimi powiązanych. W powieści jest miejsce na zdradę, seks i zbrodnię – czyli na wszystkie składniki dobrej powieści. Jak zatem wypada efekt końcowy?

Należy pamiętać, że książka powstawała w latach 70-tych i to niestety czuć – nie tylko w stylu Mastertona – wtedy jeszcze niewyrobionym, dopiero kształtującym się, ale także w niedociągnięciach fabularnych. Ze stron powieści wylewa się klimat posthipisowski – bohaterowie chodzą nago, rozmawiają o „bzykaniu się” i wcielają te rozmowy w życie. Motywacja postaci praktycznie nie istnieje, wydarzenia wydają się nielogiczne i mało prawdopodobne, a dialogi są sztywne i sztuczne. Na uwagę zasługuje jednak druga część powieści, w której akcja zaczyna się zazębiać, a poszczególne wątki wyjaśniać. Trzeba przyznać, że rozwiązanie akcji jest zaskakujące i kontrowersyjne, może trochę na siłę, ale należy pamiętać, że Graham był wtedy pisarzem silnie walczącym o zaistnienie na rynku. Warto też zanotować fakt, że w powieści nie ma miejsca na happy end.

Podsumowując – każdy fan Mastertona powinien docenić inicjatywę wydawnictwa Albatros, które zrobiło fanom doskonały prezent i  13 listopada udać się do księgarni, by zakupić „Błyskawicę”, chociażby po to, by zobaczyć jak bardzo ewoluował jego styl i zmienił się sposób przedstawiania akcji i kreowania postaci. Wczesną twórczość Mastertona czyta się z prędkością tytułowej błyskawicy, niestety przez skromną objętość i zbyt szybkie prowadzenie akcji traci ona bardzo wiele. Za linijkami „Błyskawicy” widać kiełkujący talent jednego z najlepszych współczesnych pisarzy na świecie. Każdy fan dobre literatury powinien być świadkiem kształtowania się tego talentu, nawet jeśli pierwsze próby są jeszcze trochę infantylne i nieporadne.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 304
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 5/10

Recenzja książki ZJAWA

W dorobku każdego wielkiego pisarza, nawet zaszufladkowanego dość mocno w konkretnych gatunkach, znajdują się powieści ponadczasowe. Są to książki, które swoją wymową wymykają się daleko poza ową szufladkę i można je polecić praktycznie każdemu. Jedną z takich właśnie powieści w bibliografii Grahama Mastertona jest „Zjawa”, której nie można włożyć w ramy żadnego konkretnego gatunku, a której fabuła jest niczym ludzka wyobraźnia – nieograniczona i piękna.

„Zjawa” zaczyna się od tragicznego wypadku. Pewnego zimowego dnia pięcioletnia dziewczynka o imieniu Peggy wpada do basenu. Tafla lodu pęka, sprawiając, że dziewczynka zostaje uwięziona i wkrótce tonie, zostawiając pogrążonych w głębokiej rozpaczy rodziców i dwie starsze siostry – Elizabeth i Laurę. Mijają lata. Rodzina Peggy powoli godzi się ze stratą, jednocześnie walcząc z wszechogarniającym poczuciem winy i zaniedbania. Jednak po serii przerażających wydarzeń, pozostałe przy życiu siostry zaczynają podejrzewać, że najmłodsza z nich nie odeszła w zaświaty, a w jakiś tajemniczy i niebezpieczny sposób cały czas czuwa nad losem swojej rodziny. Okazuje się, że duch Peggy nadal może oddziaływać na żywych, stanowiąc dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo.

Masterton w powieści „Zjawa” dokonuje prawdziwego cudu. Ta nieco zapomniana książka mogła by się stać jego wizytówką, ze względu na kunszt z jakim została stworzona. Nie mówię tu oczywiście tylko o języku, stylu, czy doborze słów, bo to jak wiadomo Masterton ma opanowane do perfekcji. Chodzi tu o klimat, który naprawdę trudny jest do określenia słowami. Zacznijmy od samego początku – scena śmierci Peggy jest niezwykle sugestywna. Ból i żałoba, które po niej następują opisane są w taki sposób, że czytelnik może spokojnie współczuć bohaterom powieści. Graham wykazuje się daleko posuniętą empatią, jednocześnie doskonale wnikając w psychikę dziewczynek, zarówno wtedy kiedy są młode, jak i wtedy, gdy dorastają. To chyba pierwszy raz, kiedy Brytyjczyk udowodnił jak doskonale potrafi wykreować wiarygodną postać kobiecą, co niejednokrotnie podkreślił w przyszłości takimi dziełami jak „Bonnie Winter”, „Koszmar”, czy „Katie Maguire”.

To jednak nie wszystko – również jakość literackiej fikcji w „Zjawie” wzlatuje Mastertonowi na wyżyny. W powieści mnóstwo jest nawiązań do „Królowej śniegu” Hansa Christana Andersena. Nie jest to pierwszy raz, gdy autor bazował na jakiejś znanej legendzie, powieści, czy fakcie historycznym, przygotowując na tej podstawie alternatywną, przewrotną wersję wydarzeń. Nie inaczej było w tym przypadku. W „Zjawie” Masterton wysnuwa teorię, że ludzie, którzy zginęli specyficzną śmiercią potrafią powrócić do świata żywych pod postacią swojego ukochanego bohatera literackiego. W przypadku Peggy była to Królowa Śniegu. Opisując wiarygodnie to założenie, Graham wprowadza czytelnika do magicznego świata duchów, cały czas pamiętając jednak, że jest specjalistą od horroru. Oczywiście książkę tę trudno zaszufladkować, a elementy grozy są raczej znikome (w powieści pojawia się bardzo mało brutalności), jednak sam nastrój niepokoju potrafi przysporzyć czytelnikowi ciarek na plecach.

„Zjawa” to przede wszystkim powieść o potędze ludzkiej wyobraźni. Historia ta wykracza daleko poza ramy horroru, stanowiąc idealne połączenie grozy, dramatu, czy baśni. Ten gatunkowy misz-masz sprawia, że jest to książka niemal idealna dla każdego, niezależnie czego ten „każdy” w literaturze poszukuje. Oczywiście do pewnych elementów można się przyczepić. Standardowo szwankuje trochę zakończenie, w którym zatraca się rzeczywistość, a jawa miesza się ze snem, a wszystko to by doprowadzić do ostatecznej konfrontacji ze „złem”. Tym razem jednak „zło” nie zostało do końca określone, co dodatkowo podnosi rangę powieści i zostawia czytelnikowi miejsce na interpretację i analizę.

Polecam tę książkę nie tylko fanom dobrych horrorów, ponieważ w tym gatunku ciężko było by „Zjawę” jednoznacznie zakwalifikować. Wydaję mi się jednak, że każdy miłośnik świetnych, ambitnych, skomplikowanych i wielowarstwowych fabuł, doskonałego warsztatu pisarskiego i niezwykłego klimatu odnajdą sięgając po „Zjawę” coś dla siebie.


Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 432
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 10/10

KONKURS BŁYSKAWICOWY!

Wszystkich fanów (i nie tylko fanów) Grahama Mastertona zapraszamy do wzięcia udziału w nowym konkursie!

Tym razem do zgarnięcia jest 10 egzemplarzy pierwszego thrillera Brytyjczyka zatytułowanego BŁYSKAWICA (FIREFLASH 5)! Ta nigdy wcześniej niepublikowana pozycja już wkrótce ujrzy światło dzienne dzięki wydawnictwu Albatros.

Aby wygrać BŁYSKAWICĘ należy (tu do wyboru):
– napisać recenzję dowolnego thrillera autorstwa Grahama Mastertona. Długość tekstu dowolna.
– napisać artykuł, felieton, esej poświęcony thrillerom Brytyjczyka.
– wykonać grafikę do któregoś z mastetonowskich thrillerów.
– przesłać ciekawe zdjęcie ze spotkania z Grahamem Mastertonem.

Nagrodzonych zostanie aż dziesięć najlepszych prac! (Zastrzegamy sobie prawo do ich publikacji na niniejszej stronie) Teksty prosimy słać do 20 listopada 2009 na dwa adresy jednocześnie: mictlantecutli@op.pl oraz pocztarus@wp.pl

Życzymy połamania piór!

Tajemnica ULTIMATE EVIL częściowo rozwiązana…

W niedzielę informowaliśmy Was o zapowiedzianej przez Wydawnictwo Albatros tajemniczej powieści ULTIMATE EVIL, której ukończenie autor przewidział na czerwiec 2010. Tytuł ten nigdy wcześniej nie został ujawniony.

Przed chwilą otrzymaliśmy od Grahama wyjaśnienie całej sytuacji:

ULTIMATE EVIL to kolejna część cyku ROOK, w której Jim zmierzy się z największym złem, w najgorszej jego postaci. Żałuję, ale to wszystko co mogę Wam teraz powiedzieć.

Tak więc wiemy, że nic nie wiemy, oprócz tego, że ROOK VIII: ULTIMATE EVIL przyniesie nam na bank moc wrażeń. Na więcej informacji trzeba będzie jednak poczekać.

Data premiery i ostateczna okładka BŁYSKAWICY!

Wydawnictwo Albatros przekazało nam datę premiery i oficjalną okładkę pierwszego thrillera Mastertona FIRELASH 5, który wydany zostanie pod tytułem BŁYSKAWICA.

Książka ujrzy światło dzienne najprawdopodobniej 13 listopada bieżącego roku.

Poniżej prezentujemy ostateczną wersję okładki :



A także opis z okładki:

Pierwszy thriller w karierze pisarskiej Mastertona. Bradley Winger ginie podczas próby ustanowienia rekordu prędkości jazdy samochodem. Wypadek czy sabotaż? Syn Bradleya Clay początkowo pragnie jedynie rozwiązać zagadkę śmierci ojca, ale zaraża się jego obsesją szybkości. Barierą, którą musi pokonać, jest tysiąc sto kilometrów na godzinę. Broń Claya stanowi Fireflash 5 – nowy, szybszy, bardziej niebezpieczny bolid z silnikiem rakietowym. Przedsięwzięcie sfinansuje z powodów bardzo osobistych milioner Tyson Peace. Stawia jednak pewne warunki…

Jak zawsze przy ważniejszych wydarzeniach takich jak wizyta Grahama, czy premiera nowej książki, już niebawem będziemy mieli dla Was konkurs, w którym nagrodą będą świeżutkie egzemplarze BŁYSKAWICY ufundowane oczywiście przez Wydawnictwo Albatros.

Plany wydawnictwa ALBATROS. Nowa książka już w listopadzie!

Otrzymaliśmy od wydawnictwa Albatros garść planów wydawniczych odnośnie Grahama Mastertona. Nowa książka – BŁYSKAWICA, ukaże się już w listopadzie tego roku. Jest na co czekać, gdyż powieść ta to pierwszy thriller Brytyjczyka z 1977 roku, nigdy wcześniej nie publikowany w Polsce. Autorem tłumaczenia jest Bogusław Stawski.

Poniżej prawdopodobna okładka, którą podał portal ESENSJA:

Również przyszły rok zapowiada się dla fanów twórczości Mastertona znakomicie. Poniżej ukończone powieści, których teksty wydawnictwo Albatros już otrzymało:

-FIRE SPIRIT (tłumaczenie Paweł Wieczorek, ukaże się w 2010)
-MANITOU ARMAGEDDON (tlumaczenie Bogusław Stawski, ukaże się w 2010)
-DEMONS’S DOOR (VI część cyklu Rook, niebawem wyląduje w tłumaczeniu)

Jednocześnie otrzymaliśmy także najnowszą listę zapowiedzianych powieści, nad którymi Masterton obecnie pracuje:

-THE NINTH NIGHTMARE (cykl Wojownicy Nocy, zostanie ukończona do listopada 2009)
-ULTIMATE EVIL (zupełnie nowa, nie zapowiadana wcześniej powieść, zostanie ukończona do czerwca 2010)

Wydawnictwo Albatros wykupiło także prawa do wydania dwóch powieści historyczno-obyczajowych, które wcześniej nie ujrzały światła dziennego w Polsce. Będą to LORDS OF THE AIR (1988) i EMPRESS (1990). Powieści zostaną wydane pod koniec 2010 roku, lub w pierwszej połowie roku 2011. Ponadto w  przyszłym roku powinno ukazać się wznowienie powieści WALKERS czyli "Zaklęci". Jest to dobre posunięcie, gdyż ta uznana przez wielu za świetną książka nie była przypominana czytelnikom od wznowienia w 2001 roku.

Prawdopodobnie w tym roku Albatros przypomni także "Śmiertelne sny", których prawdopodobną okładkę prezentujemy poniżej:



Jak widać plany wydawnictwa zapowiadają się wyśmienicie. Albatros dba, by wszystkie nowości ukazywały się na bieżąco, pracując jednocześnie nad wydaniem zaległych powieści.

Przypominamy, że wciąż jest jeszcze kilka niewydanych dotąd w Polsce powieści Mastertona. Należą do nich:

-Heartbreaker
-Rich
-Corroboree
-Lady of fortune
-Silver

A także książkowe wersje filmów:
-Inserts
-Phobia


Trzymamy kciuki i liczymy, że kiedyś na naszych półkach stanie pełna kolekcja książek mistrza. Tymczasem pozostaje nam podziękować wydawnictwu i uzbroić się w cierpliwość, czekając z utęsknieniem na przyszłość, która jawi się w bardzo jasnych kolorach dla fanów Mastertona.

Recenzja książki DZIECKO CIEMNOŚCI

Rok 1995 był dla polskich fanów twórczości Grahama Mastertona szczególny. Wtedy to właśnie autor po jednej z wizyt w naszym nadwiślańskim kraju podjął decyzję, by akcję swojej najnowszej powieści osadzić na terenie Warszawy. Był to precedens w twórczości Brytyjczyka i chociaż autorowi zdarzyło się później umieścić w Polsce jedno ze swoich opowiadań, a także przenieść niewielką część akcji „Bazyliszka” do Krakowa, to właśnie „Dziecko ciemności” jest pierwszym pełnowymiarowym dziełem, z fabułą w całości zlokalizowaną w naszym rodzimym państwie.

Zaczyna się obiecująco – w centrum Warszawy dochodzi do serii brutalnych morderstw. Ofiary pozbawione głów odnajdywane są w całym mieście, między innymi na placu budowy nowoczesnego Hotelu Senackiego. Nadzorująca inwestycję Sarah Leonard, chcąc uniknąć opóźnień spowodowanych strachem robotników przed „Oprawcą”, wzywa na pomoc emerytowanego policjanta Claytona Marsha. Doświadczony gliniarz we współpracy z polskim policjantem Stefanem Rejem prowadzą nieoficjalne śledztwo. Szybko okazuje się, że dobór ofiar nie był przypadkowy, a morderca prawdopodobnie nie jest do końca człowiekiem. Konfrontacja z potworem jest nieunikniona i prowadzi do serii dramatycznych wydarzeń. 

Entuzjazm spowodowany tym, że nasz ulubieniec osadził akcję w Polsce mija bardzo szybko, kiedy czytamy opisy naszego kraju znajdujące się w książce. Smutny jest fakt, że w oczach autora Polska to kraj brudny, ubogi i  pełen prymitywnych ludzi. Polak to człowiek obowiązkowo noszący reklamówkę w dłoni, a polskie kobiety mają wąsy i włosy na nogach. Ulice pełne są starych polonezów, z czego każdy z nich jest w jakiś sposób uszkodzony. Niezdezelowanymi pojazdami poruszają się tylko gangsterzy. Do tego bohaterowie noszą nazwiska, które mogliśmy już gdzieś słyszeć (Rej, Matejko, Konopnicka).

Trudno jednak mieć pretensje do autora, gdyż o co jak o co – ale o brak miłości i szacunku do naszego kraju oskarżyć go by było ciężko. Graham ma polską żonę; uważa, że kobiety z tego kraju są piękne, jego książki często mają u nas swoją prapremierę, przyjaźni się z wydawcami, a do tego chętnie odwiedza Polskę i lubi tutejszą kuchnię. Czas jego pierwszych wizyt był niefortunny – tuż po przemianach ustrojowych. Masterton starał się opisywać to co widział, a kiedy zmieszał z tymi opisami wyciągnięte historyczne zależności, wyszedł mu twór niejasny, który mocno się zdezaktualizował. O ile piętnaście lat temu rzeczywiście część wizji Mastertona mogło się trochę pokrywać z rzeczywistością, o tyle czytanie tej powieści w roku 2009 może wywołać szok. Fakty są jednak faktami – to u nas pierwsi wydawcy proponowali mu w zamian za maszynopis… kosze z polską kiełbasą.

Można by wybaczyć pisarzowi, że kreuje polską rzeczywistość w brutalny i bolesny sposób, gdyby historia, która na bazie tego powstała była ciekawa. Niestety, przedstawiona opowieść jest raczej przeciętna, infantylna i bardzo naiwna. Prawie wszyscy bohaterowie są prości, a ich motywy postępowania niewiarygodne. Do tego wszyscy lubują się w długim chodzeniu po warszawskich kanałach. Kilka zdań, nadających dramatyzmu postaci głównego „złego” potwora nie jest w stanie podnieść poziomu książki.

Podsumowując – powieść sprawdza się jako ciekawostka. Dzięki niej możemy sprawdzić, jak nasz ukochany autor widział Polskę ponad 15 lat temu i jak radzi sobie z poprowadzeniem akcji w naszym kraju. Podobno sporą trudność sprawiała Mastertonowi topografia, więc jego wydawca musiał nanosić wiele uwag i poprawek. Sama historia niestety nie broni się sama. Gdybym nie wiedział, że to powieść Brytyjczyka, po przeczytaniu tekstu miałbym trudności, by do tego dojść. Zarówno klimat, jak i rozwój akcji nie mają w sobie tego „czegoś”, szczypty magii i geniuszu, do których przyzwyczaił nas w swoich powieściach Graham.


Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 400
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 5/10

Recenzja książki DZIEDZICTWO po raz drugi

Są powieści, które bardzo trudno jest doczytać. Nie mam tu na myśli tego, że są kiepskie i toporne, czy na tyle głupie i infantylne, że czytelnik ma kłopot z przekręceniem strony, aż w końcu w połowie się poddaje i odkłada książkę z powrotem na półkę. Mam na myśli zwykłe przeciwności losu. Taką powieścią było dla mnie „Dziedzictwo”, którego kilka lat temu nie doczytałem do końca z powodu braku kilku ostatnich stron w kupionym przeze mnie egzemplarzu. Drugie podejście do tej książki przerwane zostało poprzez premierę którejś z nowych książek Grahama. Skończyć ją udało mi się dopiero za trzecim razem.

„Dziedzictwo” to jeden z pierwszych horrorów Grahama Mastertona.  W 1981 roku pozycja pisarza była już ugruntowana kilkoma świetnymi powieściami, mimo to Brytyjczyk nie czuł się jeszcze królem współczesnej grozy i nie tworzył wydumanych, epickich scenariuszy. Zyskiwał na tym najbardziej klimat jego książek.

Ricky Delatolla handluje antykami. Pewnego niedzielnego popołudnia odwiedza go tajemniczy handlarz i sprzedaje mu po korzystnej cenie zbiór mebli. Pośród przeciętnych egzemplarzy znajduje się jeden bardzo niezwykły okaz – bogato rzeźbione, mahoniowe krzesło. Bohater nie wie jeszcze, że wszedł w posiadanie opętanego przez diabła rekwizytu, który w krótkim czasie zamieni życie Ricky’ego i jego rodziny w piekło.

Tajemnicze wydarzenia następują po sobie w szybkim tempie – na początku są to niegroźne znaki obecności złych mocy, takie jak obumieranie flory, czy kłopoty z czasem. Groza narasta, kiedy pojawiają się pierwsze ofiary śmiertelne. Delatolla nawiązuje współprace z Davidem Searsem, któremu podejrzanie mocno zależy na pozyskaniu mebla dla swojego Klienta. Okazuje się, że David skrywa pewną tajemnicę, której ujawienie doprowadzi do dramatycznych wydarzeń. Stawką staje się najpierw życie syna głównego bohatera, a potem istnienia setek niewinnych obywateli.

Już od pierwszej strony Masterton chwyta czytelnika za… no, powiedzmy, że za kark. Opisywane zdarzenia nie ociekają litrami krwi, w powieści próżno też szukać namnożonych scen wyuzdanego seksu, a mimo to od początku do końca jesteśmy w stanie wyczuć ogromny niepokój. Sposób w jaki Graham prezentuje życie przeciętnej rodziny, która z dnia na dzień staje w obliczu oddziaływania złych mocy i stara się przy tym nie stracić rozumu jest po prostu perfekcyjny. Pisarz udowadnia, że to nie krew i flaki rodzą w czytelnikach grozę, a dobry pomysł, opisy, dialogi i klimat.

Niestety, do beczki miodu dochodzi łyżka dziegciu. W tym wypadku jest nią, jak to u Mastertona nieszczęśliwie bywało – scena finałowa. Nie chcąc zdradzać szczegółów tym, którzy powieści jeszcze nie czytali wspomnę jedynie, że jest ona niedorzeczna, banalna i  ociera się o szeroko zakrojone pojęcie absurdu. Zakończenie powieści nie jest może w stanie zniszczyć bardzo pozytywnych odczuć, które wywołuje „Dziedzictwo” jako całość, tym niemniej zostawia na twarzy czytelnika grymas niedowierzania. Powieść polecam oczywiście wszystkim fanom dobrych horrorów z klimatem rodem z klasy B (to nie jest wada wbrew pozorom), ostrzegam jednak, że finał zupełnie nie pasuje do reszty książki. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy tych kilku ostatnich stron w moim pierwszym egzemplarzu ktoś wściekły i zawiedziony nie wyrwał celowo. Może był to sam diabeł, mieszkający w pewnym wielkim, pięknie rzeźbionym, mahoniowym krześle?

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2000
Liczba stron: 229
Format: 13 x 21
Ocena recenzenta: 9/10

Masterton o filmie krótkometrażowym HEAD TO LOVE

Na najbliższym Horrorfestiwalu 22 października będziecie mogli zobaczyć kilka krótkometrażowych filmów grozy, w tym HEAD TO LOVE, wyreżyserowany przez Amerykanina Vana Kassabiana. Film został nakręcony na podstawie opowiadania GŁOWA DO KOCHANIA autorstwa Kazimierza Kyrcza i Łukasza Śmigla, a na jego temat wydał opinię, jakże pozytywną, Graham Masterton. Poniżej filmowy plakat wraz z mastertonowską pochwałą. Na obraz rzeczywiście warto zwrócić uwagę, dlatego i my polecamy obejrzenie H2L.

Graham Masterton o powieści ZŁODZIEJ DUSZ

Kolejna, siódma już część przygód nauczyciela Jima Rooka, jest już ukończona. Powieść nosi tytuł ZŁODZIEJ DUSZ. W związku z zakończeniem prac, Graham miał chwilę by skrobnąć specjalnie dla Was kilka słów na temat nowej książki. W Polsce powieść zostanie wydana przez wydawnictwo Albatros. Zapraszamy do lektury!

ZŁODZIEJ DUSZ to siódma część serii o Jimie Rooku,  ekscentrycznym nauczycielem języka angielskiego w West Grove Community College w Los Angeles. Po niemalże śmiertelnym wypadku za młodu, Jim posiada dar widzenia duchów, demonów i innych manifestacji sił nadprzyrodzonych. W najnowszej powieści, podczas pierwszego dnia nowego semestru, Rook przypadkiem przejeżdża samochodem swojego kota. Kiedy jednak bohater następnego dnia wraca do szkoły, pewien student z Korei przynosi mu w koszyku  kotkę Tibbles całą i zdrową. To początek przerażającego konfliktu pomiędzy Jimem a Kwisinem, koreańskim demonem, mającym apetyt na dusze ludzi, którzy skutecznie targnęli się na swoje życie. Kwisin pokazuje człowiekowi jak bezcelowa będzie jego przyszłość, zachęcając go tym samym do samobójstwa. Swoją przyszłość zobaczy także Jim, a wraz z nim jego hałaśliwi i zbuntowani studenci. Rook stoczy wyścig z czasem, próbując powstrzymać ich przed próbą zabicia się. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że czas ciągle się zmienia, raz skacząc do przody, raz do tyłu, tak więc Jim nie jest w stanie powiedzieć, jaki jest obecnie dzień…


Jak widzicie nowe przygody Rooka zapowiadają się obiecująco. Pozostaje nam więc tylko czekać!

Przełożył: Piotr Pocztarek

Recenzja książki POGROMCA WAMPIRÓW

Graham Masterton niejednokrotnie powtarzał, że stara się unikać tematów wielokrotnie oklepanych na przestrzeniu ostatnich kilku dziesięcioleci, dlatego właśnie w jego powieściach nigdy nie pojawiały się wampiry, wilkołaki, czy zombie. Oczywiście zdarzały mu się romanse z tymi ikonami horroru, najczęściej w opowiadaniach, takich jak „Śmierć na drodze”, „Dywan”, czy  „Żwawy Jack”.  Nastąpił jednak moment, kiedy wampiry i strzygi stały się głównym motywem całej powieści. Miało to miejsce przy tworzeniu „Krwi Manitou”. Seria opowiadająca o indiańskim szamanie Misquamacusie miała swoją konwencję, zasady i bohaterów, a motywy wampiryczne musiały zostać do niej dostosowane i sensownie wmieszane w fabułę. Zainteresowanie autora krwiopijcami nie znalazło więc w niej całkowitego ujścia.

Zaledwie kilka miesięcy po ukończeniu „Krwi Manitou” Masterton postanowił zabrać się za powieść całkowicie poświęconą tematyce wampirów. Poznajemy Jamesa Falcona, kapitana kontrwywiadu armii USA. W 1944 roku bohater prowadzi partyzancką walkę z wampirami w belgijskiej Antwerpii. James jest wyszkolony, wyposażony w takie akcesoria jak pejcz ze srebrnego drutu, gwoździe, którymi Chrystus był przybity do krzyża, czy Biblia, a do tego posiada wrodzone predyspozycje do walki z wampirami. 13 lat później Falcon staje w Londynie do otwartej walki z zastępami wampirów, jednocześnie starając się rozwiązać mroczną zagadkę ze swojej przeszłości.

Trzeba przyznać, że pisząc „Pogromcę wampirów” Masterton nie poszedł na łatwiznę. Podzielił wampiry na martwe i żywe,  przypisał im wiele zupełnie nowych umiejętności i przyzwyczajeń, a także stworzył unikalne metody walki z nimi. Nie ma co liczyć na pomoc czosnku, zabijanie wampirów to u Grahama trudny, skomplikowany proces.  Wszystko to dopełnia ciekawy, skomplikowany bohater z niejasną przeszłością i chociaż twisty fabularne nie są wybitne i dość łatwo je rozpracować zanim się pojawią, to parę razy damy się też Brytyjczykowi zaskoczyć.

„Pogromca wampirów” to jedna z lepszych powieści Grahama, zwłaszcza w obecnej fazie jego twórczości. Żadna z powieści, które ukazały się później, nie potrafiła przewyższyć poziomem przygód Jamesa Falcona. Stwierdzenie, że to ostatnia dobra książka Mastertona jest może trochę na wyrost, ale śmiało można powiedzieć, że jest to ostatnia książka w starym stylu, pozbawiona większych wad.

Każdy, kto chociaż trochę interesuje się tematyką wampiryczną i chce sprawdzić jak radzi sobie z nią współczesny mistrz grozy powinien sięgnąć po tę książkę. Zwłaszcza, że naciskany przez fanów autor rozważał sequel tej znakomitej powieści.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 275
Format: 13 x 21
Ocena recenzenta: 9/10