Relacja z promocji książki MASTERTON w Warszawie i Krakowie 2011

 4 listopada nakładem Wydawnictwa Albatros ukazała się na polskim rynku jedyna w swoim rodzaju książka „MASTERTON”, która została napisana przez Piotra Pocztarka, Roberta Cichowlasa i światową legendę horroru, thrillera, powieści obyczajowej i poradnictwa seksuologicznego – Grahama Mastertona. To niezwykły projekt, którego pomysłodawcami są dwaj długoletni fani twórczości Brytyjczyka, a zarazem redaktorzy oficjalnej polskiej strony autora www.grahammasterton.blox.pl, którzy postanowili w taki sposób zwieńczyć swoją fascynację jednym z najlepszych współczesnych reprezentantów książkowej popkultury. Premierze książki towarzyszyła wizyta Grahama Mastertona w Polsce. Autor zawitał do naszego kraju 3 listopada i odwiedził Warszawę oraz 15. Targi Książki w Krakowie. Nie obyło się bez karkołomnych przygód, ostatecznie jednak wszystko zakończyło się ogromnym sukcesem. A było to tak…

Odkąd tylko Wydawnictwo Albatros zdecydowało, że Graham przyleci do Polski promować książkę MASTERTON, wydawało się, że nad twórcami zawisła pewnego rodzaju klątwa. Najpierw do ostatniej chwili były problemy ze znalezieniem odpowiedniego zdjęcia na okładkę, a potem bohaterski lot kapitana Wrony zamknął lotnisko Chopina w Warszawie, na którym miał wylądować Brytyjski mistrz horroru. Jego lot, który miał wylecieć ze stolicy do Heathrow 2 listopada niestety nie został dopuszczony do ruchu o założonym czasie. Pomimo długich godzin, które autorzy spędzili przed monitorem, sprawdzając status lotu na stronie obu lotnisk i obgryzając paznokcie, lot został odwołany. Obecność Grahama Mastertona stanęła pod bardzo dużym znakiem zapytania, chociaż spotkanie promocyjne w Warszawie było dopięte na ostatni guzik, a informacje o nim pojawiły się w wielu mediach. Na szczęście feralny lot wyruszył 3 listopada bladym świtem, doleciał do Londynu i natychmiast wrócił. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, nad Warszawą znalazły się wtedy ogromne mgły, przez co samolot nie mógł wylądować. W końcu udało mu się to z ponad pięćdziesięciominutowym opóźnieniem. Najważniejsza informacja zdążyła się już rozejść wśród zainteresowanych – Graham Masterton był na pokładzie.

Autor wstał o trzeciej nad ranem, bez żadnej gwarancji, że jego lot wyleci do Warszawy. Kiedy stanął na polskiej ziemi dochodziła godzina 11 przed południem. Przedstawicielki Wydawnictwa Albatros odebrały gwiazdę z lotniska i przetransportowały do Hotelu InterContinental w samym centrum stolicy. Brytyjczyk zdążył się zameldować, jednak na żaden posiłek nie było czasu – od godziny 13 zaczynały się indywidualne wywiady. Graham  poprosił o lampkę wina i przystąpił do swojego pisarskiego obowiązku. Z Mastertonem porozmawiali między innymi  przedstawiciele „Newsweeka”, „PAPu” i „Grabarza Polskiego”. Każdy z wywiadów trwał oczywiście dłużej niż zakładał pierwotnie przygotowany harmonogram – dziennikarze mieli do mistrza nieskończoną ilość pytań, a rozmowa układała się tak sympatycznie, że szkoda było ją przerywać. Ostatni wywiad zakończył się równo o godzinie 17.00. Autorzy zdecydowali, że najwyższa pora coś zjeść, zwłaszcza, że do spotkania w Traffic Clubie pozostało półtorej godziny, a Graham cały dzień był tylko na lampce wina. Wyszliśmy przed Hotel, by wraz z Marysią z Wydawnictwa Albatros pojechać samochodem na drugi koniec warszawskiego Centrum. W normalnych warunkach dystans ten można przebyć w dwie minuty samochodem, albo w dziesięć minut piechotą. Jednak „klątwa” zapewniła nam warunki iście nienormalne – natrafiliśmy na gigantyczny korek, który spowodował, że złapana przez nas taksówka dystans niecałych 2 kilometrów przejechała w… 50 minut.

Na ulicy Brackiej wylądowaliśmy chwilę przed godziną 18.00, spotkanie z Czytelnikami miało zacząć się za pół godziny. Usiedliśmy w zatłoczonej restauracji, ale powoli docierało do nas, że nie zdążymy zjeść obiadu, zwłaszcza, że zaczęły do nas dochodzić SMS-y o niepokojącej treści: „ludzie już czekają, gdzie jesteście?”.  Graham dzielnie poprosił o kolejną lampkę wina i zdecydował, że odpuści jedzenie i zje dopiero po spotkaniu.  My jednak postanowiliśmy oszukać system i wymknęliśmy się na 10 minut do pobliskiej budki z kebabem…

O godzinie 18.30 pojawiliśmy się w budynku Traffic Clubu przy ulicy Brackiej 25 w Warszawie. Zaskoczyła nas duża ilość zgromadzonych fanów. Przywitaniom i uściskom nie było końca, zwłaszcza, że pojawiło się również sporo starych znajomych, których nie widzieliśmy od dawna, na przykład Bartek Czartoryski, którego poprosiliśmy o poprowadzenie spotkania autorskiego. Po krótkiej introdukcji rozpoczęła się przesympatyczna pogadanka, której punktem wyjściowym była premiera książki MASTERTON. Grahamowi dopisywał humor i tryskał energią, pomimo potężnego zmęczenia i głodu, które przecież musiał odczuwać. Nie dał jednak po sobie tego poznać, cały czas entuzjastycznie odpowiadając zgromadzonym. Warszawska publiczność była wspaniała, żywo reagowała na spontaniczne (!) dowcipy autorów i przygotowała mnóstwo pytań, które wydawały się nie mieć końca. Planowane na godzinę spotkanie wydłużyło się prawie trzykrotnie, a do Grahama ustawiła się spora kolejka żądnych autografów fanów. My również podpisaliśmy sporo książek MASTERTON, a także robiliśmy ze zgromadzonymi wspólne zdjęcia.

Po zakończeniu spotkania Graham udał się do swojego hotelu, gdzie wreszcie mógł w spokoju zamówić do apartamentu coś do jedzenia i położyć się spać, natomiast my udaliśmy się w swoje strony – jeden do domu, drugi do hotelu. Następnego dnia rano czekała nas bowiem długa podróż do Krakowa…

Graham udał się do Krakowa pociągiem, wraz z przedstawicielkami Wydawnictwa Albatros, my natomiast spotkaliśmy się o chorej porze (6 rano!!), by pięcioosobową ekipą wyruszyć samochodem do Krakowa. Podróż minęła bez większych ekscesów, na miejsce dotarliśmy przed Grahamem, koło południa. Zameldowaliśmy się w pięknym, czterogwiazdkowym Hotelu Francuskim, w którym zakwaterował nas Wydawca. Koło 13 dotarł do niego również Brytyjczyk. Pojawił się także Andrzej Kuryłowicz, szef Wydawnictwa Albatros, który to przyjechał do Krakowa już wcześniej, by od początku koordynować przygotowanie stoiska na Targach. Uściskom i całusom nie było końca. Po przywitaniu cała ekipa poszła się posilić. Krótki obiad w niecodziennej restauracji z przebranymi w staropolskie stroje kelnerkami wypadł komicznie i wprawił Grahama w dobry nastrój, chociaż zdarzyło mu się rzucić niewybredny komentarz na temat, którego przez przyzwoitość tutaj nie przytoczymy!

Po obiedzie cała ekipa złapała taksówki i udała się na Targi Książki, gdzie od godziny 16.00 miała rozpocząć się godzinna sesja podpisywania książek. Do naszego stoiska ustawiła się wielka kolejka, Graham rozdał mnóstwo autografów, podobnie jak my (chociaż nieco mniej!). Wszyscy chcieli zrobić sobie fotkę z mistrzem albo z nami, dlatego też ponownie przekroczyliśmy przeznaczony dla nas czas.  Po sesji Graham wrócił do hotelu, by spotkać się na biznesowej kolacji z drugim wydawcą – Rebisem, my natomiast udaliśmy się „na miasto” by zjeść i napić się czegoś. Następnie wróciliśmy do hotelu by się odświeżyć i położyć spać. Kolejny dzień teoretycznie miał być luźniejszy…

… ale nie był. Sobotni poranek przyciągnął na Targi astronomiczną liczbę odwiedzających. W sobotę o godzinie 12.00 mieliśmy rozpocząć drugą, godzinną sesję podpisywania książek, a kolejka była jeszcze większa, choć po tłumie z poprzedniego dnia wydawało się to iście nieprawdopodobne. Graham ma prawdopodobnie biceps jednej ręki znacznie większy niż drugiej, jeśli rozdaje tyle autografów, gdziekolwiek się pojawi. Skończyło się podobnie jak w piątek – podpisy, dedykacje, pamiątkowe zdjęcia, a także autografy autorów na pamiątkowym plakacie. Po wszystkim padnięci pożegnaliśmy się i podziękowaliśmy wzajemnie za cudowną współpracę, która, jak mamy nadzieję, na tym się nie zakończy. Robert wrócił do Poznania, Graham do Warszawy, skąd miał lot do Londynu, a reszta ekipy zabawiła jeszcze do niedzieli w Krakowie, oddając się spacerom, zwiedzaniu, robieniu zdjęć, kupowaniu pamiątek i kosztowaniu tamtejszej tradycyjnej kuchni (pizza i chińczyk, prawda?). Narzekać nie można było za to na pogodę, która przez cały czas trwania wyjazdu była ciepła, słoneczna i bardzo przyjemna.

Graham szczęśliwie wylądował w Londynie, a redaktorzy www.grahammasterton.blox.pl dojechali do Poznania i Warszawy. Książka miała bardzo ciepłe przyjęcie, doczekała się póki co 3 pozytywnych recenzji i dziesiątek miłych komentarzy od Czytelników. Co równie ważne – bardzo podobała się samemu Grahamowi, który pokazał ją wielu ludziom w Anglii. Jak napisał – wszyscy byli pod wrażeniem. Jest więc szansa, że to dopiero początek drogi książki „MASTERTON” do czytelniczej świadomości. Kto wie, może za jakiś czas uda się ją pokazać także Anglikom i Amerykanom?       

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.