Wywiad z pisarzem. Maj 2007

Robert Cichowlas: Witam serdecznie. Jak samopoczucie po spotkaniach z czytelnikami?

Graham Masterton: Witam cię. Super! Niesamowicie wspaniale jest spotkać się z tak wieloma fanami z twarzą w twarz. Czuję się wprost świetnie!

A czy pamięta pan swoje pierwsze spotkanie z fanami? Drżały panu ręce przy podpisywaniu książek?

To było tak dawno, że wcale tego nie pamiętam, ale ręce drżały na pewno!

Nie zapytam o wrażenia z pobytu w Warszawie, bowiem to miasto nie jest panu obce. Natomiast jestem bardzo ciekawy, czy spodobał się panu Kraków?

Uwielbiam Kraków. Co prawda, podczas mojej wizyty, pogoda była okropna, ale nie ujmowała miastu atrakcyjności . Jest śliczne. Mój pobyt tu trwał tylko dwa dni i nie byłem w stanie zwiedzić tego, co bym chciał. Najbardziej żałuję, że nie zobaczyłem Wawelu. Z pewnością byłoby to ciekawe przeżycie. Widziałem natomiast Kościół Mariacki, przespacerowałem się dzielnicą żydowską. Mam takie odczucie, że Kraków jest miejscem bardzo historycznym, niezwykle atrakcyjnym. I być może będzie to miejsce akcji mojego nowego horroru! (śmiech)

Przejdźmy zatem do meritum naszej rozmowy, do tematyki związanej z literaturą. Generalnie rzecz biorąc zawitał pan do Polski by promować swoją najnowszą powieść „Aniołowie chaosu”. To thriller ukazujący zbrodnie polityczne, do których przez wieki dochodziło na całym świecie. W powieści znajdujemy między innymi wątek o generale Sikorskim i jego tajemniczej śmierci. Mamy aktualny temat związany z terroryzmem, wszystko to połączone w spójną całość. Jestem szalenie ciekawy, skąd wziął się pomysł na tą powieść?

Historia śmierci generała Sikorskiego intryguje mnie od bardzo dawna. Wiele na ten temat czytałem. Pewnego razu temat zaciekawił mnie do tego stopnia, że postanowiłem napisać o tym książkę. Sama tajemnica śmierci generała jest niezwykle fascynująca. Do dziś dokładnie nie wiadomo, co tak naprawdę przydarzyło się Sikorskiemu. Jest wiele wersji wydarzeń. Pilot podaje swoją, natomiast oficjalne źródła mówią zupełnie coś innego. To mnie zainteresowało. Pomyślałem sobie, że to zabójstwo może łączyć się z innymi. Na pewno z politycznego punktu widzenia chodzi o dużą stawkę, zarówno w kwestii zabójstwa generała Sikorskiego, jak i na przykład Kennedy’ego. Osoby, które zajmowały się tego typu sprawami były z pewnością ekscentrycznymi „małymi” ludźmi. Tak to określmy. Analizując różnego rodzaju polityczne morderstwa, doszedłem do wniosku, że w każdym przypadku była jakaś „mała”, słaba osoba, która je przeprowadzała. Właśnie to jest bardzo interesujące. Człowiek zadaje sobie pytanie – co mogło skłaniać ludzi do przeprowadzania zabójstw politycznych? Staram się odpowiedzieć na to pytanie w „Aniołach chaosu”.

Nie zwalnia pan tempa. Wciąż pisze pan dużo i wpada na świetne pomysły. Jak pan to robi, że od wielu lat wydaje rocznie średnio trzy książki?

W mojej głowie kłębi się tak wiele pomysłów! (śmiech). Szkoda tylko, że nie zawsze jest czas na wykorzystanie ich wszystkich. Patrząc na przykład na krakowskie podziemia rynku, konkretnie jednego z kościołów, widzimy stare fundamenty. Ich widok był dla mnie bardzo inspirujący. Pomyślałem sobie, że to miasto to warstwa na warstwie różnych historycznych okresów. Podziemia krakowskie idealnie nadają się na miejsce akcji powieści grozy. Mamy też jakże popularną historię Bazyliszka. Ona też mogłaby zostać ciekawie przedstawiona w dzisiejszych czasach, niewątpliwie stanowi dobry materiał na książkę.

W przygotowaniu znajduje się szereg kolejnych pozycji pana autorstwa, w tym nowa część słynnego cyklu „Manitou” – „Armagedon”. Kiedy polscy czytelnicy będą mogli kupić książkę i czy złowrogi szaman Misquamacus powróci w równie spektakularny sposób, co w poprzedniej części cyklu?

Ostateczne starcie Harry’ego Erskine’a z Misquamacusem odbędzie się w przyszłym roku! Najpóźniej w przyszłym roku. Harry robi się coraz starszy i w przypadku cyklu „Manitou” czas bardzo nagli (śmiech). Wkrótce zaczynam pracę nad „Armagedonem” – będzie bardzo spektakularnie!

„Krew Manitou” to poniekąd opowieść o wampirach. Zatem uderzył pan w klasykę gatunku. Zaraz po „Krwi…” napisał pan „Pogromcę wampirów”. Przez długi czas jednak stronił pan od wampirzej tematyki. Co pana zainspirowało do napisania niemal „pod rząd” dwóch książek traktujących o krwiopijcach?

Zawsze sobie obiecywałem, że nie napiszę książki o wampirach. W przypadku „Krwi Manitou” chciałem przedstawić wojnę pomiędzy demonami starego świata a demonami nowego świata, więc wampiry były oczywistym wyborem jeśli idzie o demony starego świata. Podczas badań nad tym tematem odkryłem wzmianki o pewnych wampirach z Transylwanii – „strigoi”. Zaciekawiły mnie do tego stopnia, że postanowiłem napisać osobną powieść, traktującą stricte o „strigoi”. Ale tak naprawdę „Pogromca wampirów” jest w znacznej mierze powieścią miłosną. Temat wampirów pojawia się w niej poniekąd przez przypadek…

„Pogromcy wampirów” jest zdaniem, zarówno krytyków, jak i czytelników, jedną z lepszych pańskich powieści…

To prawda. I bardzo się z tego powodu cieszę. Osobiście bardzo lubię tę książkę. Wychowałem się w miejscu, gdzie toczy się jej akcja, toteż tym większy jest mój sentyment!

Nierzadko pisze pan o duchach, a czy sam pan w nie wierzy?

Nie (śmiech). Nie. W duchy nie wierzę, natomiast jestem otwarty na wszelkiego rodzaju zbiegi okoliczności. Na przykład lecąc do Warszawy przypadkiem sięgnąłem po magazyn LOT’u i natknąłem się w nim na artykuł o generale Sikorskim. Ujrzałem zdjęcie – miejsce, w którym rozbił się jego samolot. Tytuł informował o jego tragicznej śmierci, która nigdy nie zostanie wyjaśniona. Intrygujący zbieg okoliczności!


W pańskim pisarskim dorobku znaleźć można kilka powieści katastroficznych, traktujących o potwornych zarazach, doprowadzających ludzkość do zagłady. Ciekawi mnie, czy ma pan w planach powrót do tematyki katastroficznej?

Tak, już nawet zacząłem pisać taką kolejną powieść katastroficzną. W pewnym momencie jednak porzuciłem pracę nad nią na rzecz innej książki. Niemniej z całą pewnością przyjdzie moment, w którym ją ukończę. Wymyśliłem już nawet tytuł – „Oślepienie”. Na razie to tylko tytuł roboczy, ale wydaje się świetnie pasować do fabuły, która mówi o tym, jak to połowa populacji Stanów Zjednoczonych traci wzrok…

Jak długo zbiera pan materiały, obmyśla plan powieści, zanim zacznie pisać?

Plan powieści obmyślam zazwyczaj rano, kiedy leżę jeszcze w łóżku. Jest to moment, kiedy jest się rzeczywiście skoncentrowanym, wypoczętym. Zwykle nie zajmuje mi to wiele czasu. Ciekawostką niech będzie to, że właśnie w łóżku wpadłem na niezły pomysł na książkę, której akcja toczyć się będzie w Krakowie. Powiem ci w zaufaniu, że całkiem sporo mam już zanotowane na papierze… (śmiech)

Czy zdarzyło się panu rozpocząć pisanie całkiem spontanicznie, bez uprzedniego przygotowania?

Nigdy mi się to nie zdarzyło. Zawsze staram się zgromadzić jak najwięcej potrzebnych mi materiałów, jak najwięcej szczegółów. Najtrudniej jest z opowiadaniami. Aby napisać dobre opowiadanie należy się doskonale przygotować. W powieści bohater ma wiele czasu na to, by siebie rozwinąć, jest sporo czasu na wprowadzenie opisów, na przykład miejsca akcji. Z opowiadaniem jest inaczej. Podstawa to precyzja. Musi być konkretny pomysł, postaci trzeba przedstawić w krótkim okresie czasu.

Jeśli już o opowiadaniach mowa, mam następujące pytanie. Otóż utwór „Will” został napisany ku pamięci H.P. Lovecrafta i znalazł się w antologii „Dziedzictwo Lovecrafta”, jemu poświęconej. Z kolei „Rokoko” trafiło do zbioru opowiadań erotycznych „Gorąca krew”. Lubi pan pisać na zamówienie i czy często otrzymuje pan propozycje stworzenia czegoś na potrzeby, na przykład, czasopism?

Czasami pisuję na zamówienie. Większość to opowiadania horroru erotycznego, pisane specjalnie do cyklu antologii opowiadań „Gorąca krew” Wkrótce ukaże się trzynasta część i będzie można znaleźć w niej moje opowiadanie Son of beast (Syn bestii). Powinno ci się spodobać, gdyż nawiązuję w niej do starodawnej europejskiej legendy, wplecionej we współczesne życie Amerykanów. Na pewno też odkryjesz, że delikatnie przesuwa granice dobrego smaku (śmiech).

Jak Eryk Pasztet?

Bardziej!

Patrząc z perspektywy czasu – z której ze swych powieści jest pan najmniej zadowolony?

Zdecydowanie najmniej zadowolony jestem z powieści historycznej „Silver”. Moi fani w Polsce nie mieli okazji się z nią zapoznać, bo nie została przetłumaczona. Była po prostu zbyt słaba!(śmiech). Niewielu jest takich, którym się spodobała. Niemniej, już poważnie mówiąc, jest to powieść, która nie została dopracowana, przemyślana. I to właśnie tę pozycję uważam za najsłabszą w swoim dorobku.

Nie da się ukryć, że jest pan pisarzem niezwykle lubianym i mającym świetny kontakt z fanami. Przeglądając pańską Księgę Gości na oficjalnej stronie internetowej**** widać, że ceni pan sobie opinie fanów, opinie nie tylko dotyczące pańskiej twórczości. Zdarza się, że czytelnicy podsuwają panu pomysły?

To prawda. Opinie fanów, rozmowy z nimi, są dla mnie niezwykle inspirujące i cenne. Raczej krytykują, niż podsuwają pomysły. Ale nie mam nic przeciwko! Niektórym pisarzom nie podoba się krytyka, padająca pod ich adresem. Ja natomiast jestem otwarty na wszelkie uwagi dotyczące mojej twórczości. Pochwalam to.

Pisarz to człowiek, który żyje raczej z dala od reflektorów, z dala od kamer. Taki zawód – to książki i ich bohaterowie bywają popularniejsi od samych twórców. Proszę mi powiedzieć, czy jeden z bardziej cenionych pisarzy na świecie – Graham Masterton – często jest zaczepiany na ulicach, czy też w restauracjach i proszony o autograf?

Wprawdzie dziś po wywiadzie dla stacji TVN zaczepiła mnie w holu grupka dziewczyn, prosząc o autografy, ale generalnie nie jestem zaczepiany na ulicy, nie jestem rozpoznawany. Dużo prawdy jest w tym, co powiedziałeś. Zdecydowanie moje książki są bardziej popularne ode mnie. I odpowiada mi taki stan rzeczy.

Polska to kraj, w którym dość trudno zaistnieć na rynku wydawniczym. Rodzimy horror zaś stanowi barierę niemal nie do pokonania. Jest tu kilku autorów, powiedzmy, na etacie. Wielu publikuje swe całkiem udane teksty w rozmaitych serwisach internetowych z nadzieją, że kiedyś ruszą kolejne wydawnictwa, które postawią nacisk na młodych twórców. Ciekawi mnie jak wygląda sytuacja na rynku wydawniczym na przykład w Angli. I czy młodzi pisarze borykają się tam z podobnymi problemami?

Tak, w Anglii sytuacja wygląda bardzo podobnie. Zresztą nie tylko tam. Wszędzie ludzie stykają się z podobnymi problemami. Rynek wydawniczy bardzo się zmienił w przeciągu ostatnich dwudziestu lat. Wiele wydawnictw jest w posiadaniu ogromnych konglomeratów, które są zainteresowane głównie publikowaniem bestsellerów. To one przynoszą największe korzyści. Nie ma już osobistego kontaktu z wydawcami. Nie ma już małych wydawnictw, tak jak kiedyś. Zostały wyparte przez te większe, mające pieniądze na promocje. Jeśli o mnie chodzi miałem wiele szczęścia. Zwłaszcza w Polsce. Byłem pierwszym zachodnim pisarzem horrorów, którego książki pojawiły się w polskich księgarniach. Bardzo wiele zawdzięczam moim wydawcom w tym kraju, zwłaszcza Rebisowi i Albatrosowi. Mam w nich prawdziwych przyjaciół. To również zadecydowało o moim sukcesie.

Chadza pan do kina?

Nie, zdecydowanie nie. Za dużo ludzi jedzących! (śmiech). A tak naprawdę, nie mam czasu na kino. Ostatnim filmem, jaki widziałem na dużym ekranie był „Blair Witch Project”. Było to ładnych kilka lat temu w Cork.

Pytam o kino poniekąd dlatego, by zainicjować temat, związany z adaptacjami filmowymi pańskich powieści. Czy wiadomo już cokolwiek na temat rozpoczęcia zdjęć do „Rytuału” i „Katie Maguire”? Podobno „Rytuał” ma reżyserować sam Mariano Baino, twórca horroru „Dark Water”. Czy to prawda?

Tak. Mariano Baino zakupił prawa do „Rytuału’ w zeszłym roku. Spotkaliśmy się na lanchu i porozmawialiśmy o tym projekcie. Mariano był bardzo podekscytowany, powiedział, że zdjęcia ruszą niebawem w Macedonii. Są tam bardzo tani stolarze i koszty budowy dekoracji nie powinny być zbyt wysokie. Wciąż czekam na nowe informacje dotyczące tego projektu. Mam nadzieję, że wkrótce ruszą zdjęcia. Natomiast co do „Katie Maquire” – film ma wyreżyserować francuski twórca Daniel Scotto. Scenariusz jest już gotowy. Obecnie trwają rozmowy dotyczące tego, czy chcą go rozwinąć, tym samym zaangażować się na dobre w adaptację powieści.

Życzę panu, aby projekt został zrealizowany. Po cichu liczę, że tak właśnie będzie.

Ja również. Bardzo chciałbym, aby tak się stało. Trzeba wziąć jednak pod uwagę, że z roku na rok koszty produkcji diametralnie wzrastają. W chwili obecnej nie da się zrobić dobrego filmu za mniej, niż piętnaście, dwadzieścia milionów dolarów. To właśnie koszty stanowią sporą barierę.

Na zakończenie zadam dość tradycyjne pytanie, które jednak intryguje wielu pańskich fanów. Nad czym pan obecnie pracuje?

Już jakiś czas temu zabrałem się za pisanie nowej powieści dla wydawnictwa Rebis o wstępnym tytule „Red mask” (Czerwona maska). Jest to opowieść o kobiecie, która pracuje dla wydziału kryminalnego i sporządza portrety pamięciowe. Po tym, jak zostaje poproszona o naszkicowanie twarzy pewnego wielokrotnego zabójcy, odkrywa coś przerażającego. Rysunek, który sporządziła… ożywa. Mam zamiar ukończyć te książkę za dwa tygodnie, także już niebawem ukaże się ona w księgarniach.

Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego.

Dziękuję. Do zobaczenia następnym razem!

Wywiad przeprowadził: Robert Cichowlas
maj 2007

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.