Nadchodzą wznowienia w Wydawnictwie Albatros!

Będzie krótko, ale treściwie – w rozmowie z Wydawnictwem Albatros dowiedzieliśmy się, że planowane są kolejne wznowienia powieści Grahama Mastertona. Na pierwszy ogień pójdą takie tytuły jak DUCH ZAGŁADY, ZJAWA, PIĄTA CZAROWNICA, czy WYZNAWCY PŁOMIENIA.

Wszystkie powieści otrzymają nowe okładki, które zostały ciepło przyjęte przez czytelników. Nieznane są jeszcze daty premier. Jak tylko pojawią się pierwsze szczegóły, przekażemy Wam informację.

Redakcja bloga zasugerowała także Wydawnictwu wznowienie książek o które najczęściej nas pytacie – STUDNIE PIEKIEŁ i STRAŻNICY PIEKŁA.

A Wy, Drodzy Czytelnicy, które z pozostałych powieści Grahama chcielibyście zobaczyć znowu na półkach w nowej szacie graficznej?

Recenzja książki CZERWONA MASKA

Sissy Sawyer – ponad siedemdziesięcioletnia wróżka, a jednocześnie bardzo wrażliwe medium i ekspert od kart do przepowiadania przyszłości powraca, wraz z drugim tomem jednej z nowszych serii tematycznych Grahama Mastertona. Tym razem, w przeciwieństwie do pierwszego tomu pt. „Zła przepowiednia”, mamy do czynienia nie z thrillerem, a z rasowym horrorem.

Cincinnati. Sissy spędza czas u swojej rodziny, syna Trevora i jego żony Molly. Czas mija sympatycznej staruszce beztrosko, aż do momentu, kiedy w mieście dochodzi do ataku tajemniczego zabójstwo. W windzie pewnego biurowca zasztyletowany zostaje mężczyzna, a kobieta ledwo uchodzi z życiem. Sprawcą jest mężczyzna ubrany na czarno, o czerwonej twarzy, biegle posługujący się dwoma ostrymi, rzeźnickimi nożami. Policja prosi o pomoc Molly  – rysowniczkę. Sporządzony na podstawie zeznań świadków portret pamięciowy napastnika zostaje rozesłany do mediów. Ataki zaczynają się jednak powtarzać, w krwawej łaźni ginie coraz więcej osób. Do zbrodni dochodzi nawet w różnych miejscach w tym samym czasie. Czyżby psychopata miał naśladowcę?

Sissy wydobywa z kart coraz to bardziej niejasne przepowiednie. Pewne jest jedno – morderstwa się nie skończą. Wróżba za wróżbą, niejasne znaki, niewyjaśnione wydarzenia i bardzo dużo krwi – to właśnie czeka nas, kiedy sięgniemy po „Czerwoną maskę”. Wraz z bohaterami weźmiemy udział w pełnym niebezpieczeństw i niespodziewanych zwrotów akcji śledztwie.

Za pierwszym razem „Czerwona maska” nie przypadła mi do gustu, uznałem ją za przeciętne czytadło z nieco karykaturalnym i niedopracowanym pomysłem. Po małej przerwie i drugiej lekturze zmieniłem zdanie. Masterton miał bardzo ciekawy pomysł na fabułę i opisał go barwnie i plastycznie, jak na niego przystało. Tym razem to bohaterowie sami na siebie ściągają nieszczęście i tylko oni mogą je powstrzymać (oczywiście z małą pomocą z zaświatów). Jest tutaj właściwie wszystko, co na przestrzeni lat składało się na sukces Grahama – tajemnicza zagadka, krwawe morderstwa, przewrotne rozwiązanie akcji i siły nadprzyrodzone. Brakuje jedynie jakichkolwiek wzmianek o seksie!

Wadą powieści są niestety bohaterowie. Myślałem, że będę w stanie przemóc się do Sissy Sawyer, ale w porównaniu z Harrym Erskinem, czy Jimem Rookiem wypada ona blado. Jest charakterna i pełna energii, ma nałogi, jest silna wewnętrznie, ale brak jej „pazura”, tego czegoś, co przykuło by uwagę czytelnika i nie pozwoliło mu zapomnieć o niej po zamknięciu książki. Również rodzina bohaterki wypada papierowo  i nijak nie możemy się z nimi utożsamiać. Nie przekonują także karty i wróżenie z nich. Jeśli przyjmiemy jednak założenia, które Masterton nam proponuje, czeka nas mnóstwo świetnej zabawy. Zakończenie jest bardzo zaskakujące, chociaż nieprawdopodobne. Kiedy tylko dowiadujemy się kto, dlaczego i w jaki sposób zabija, pokiwamy z uznaniem głową dla pomysłowości Brytyjczyka. Do ideału niestety trochę zabrakło – gdyby doszlifować bohaterów i zależności między nimi, mielibyśmy jedną z najlepszych książek. Dostajemy natomiast, tylko, albo aż, książkę bardzo dobrą i wartą polecenia miłośnikom interesującego horroru.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 273
Format: 13,5 x 21,5
Ocena recenzenta: 8/10

Masterton w Grecji i Francji

Bynajmniej nie chodzi tutaj o kolejne wizyty autora w krajach wypełnionych jego fanami, a o premiery WIZERUNKU ZŁA na rynkach w Grecji i Francji. W kraju sera fety będzie to debiut tej powieści, natomiast w ojczyźnie Wieży Eiffla jej kolejna edycja. W Atenach książkę wydało Wydawnictwo Jemma Press, natomiast francuska edycja ujrzy światło dzienne dzięki Wydawnictwu Milady.

Poniżej prezentujemy okładki wspomnianych edycji. Która Wam podoba się bardziej? 

Recenzja książki ZŁA PRZEPOWIEDNIA po raz trzeci

Każdy miłośnik thrillerów spod pióra Grahama Mastertona doskonale wie, że ma prawo po nowej książce w tym gatunku spodziewać się rozmachu. Do tego przecież przyzwyczajał nas Brytyjczyk od 1977 kiedy to ukazała się powieść „Zaraza”, przedstawiająca obraz stopniowo ginącej w oczach Ameryki. Polityczne spiski na skale krajową, kontynentalną, a nawet światową to dla Mastertona pestka. Na nie mogących się doczekać kolejnej, zakrojonej na szeroką skalę powieści spadł nagle zimny prysznic, ponieważ w 2005 roku światło dzienne ujrzała „Zła przepowiednia”, pierwsza część sagi, której główną bohaterką jest wróżka w podeszłym wieku – Sissy Sawyer.

W „Złej przepowiedni” bohaterów jest kilku. Oprócz Sissy, osoby starszej, zajmującej się wróżeniem z kart, poznajemy młodego Kubańczyka Fidelia Valdesa, zwanego Feely, a także wkurzonego na cały świat socjopatę Roberta Touche, zwanego Touchy. Losy tych dwóch ostatnich splotą się ze sobą w specyficzny sposób. Feely szuka swego miejsca w życiu, ucieka od nieszczęśliwego dzieciństwa, próbuje znaleźć wymarzony raj, w którym ludzki umysł i słowo są ważniejsze od przemocy. Touchy popełnił w życiu kilka poważnych błędów, opuściła go żona, stracił dom, zgubił gdzieś szczęście. Żyje teraz w przekonaniu, że jedynie zrobienie czegoś „kataklizmowego” może sprawić, że zostawi po sobie ślad na tym świecie. Kiedy obaj panowie spotykają się, stwarzają niebezpieczną dla otoczenia mieszankę wybuchową.

Kanwą opowieści są wydarzenia z roku 2002, kiedy to w Waszyngtonie 42-letni John Muhammad, we współpracy z 17-letnim Lee Malvo zabili 10 osób strzałami z karabinu snajperskiego. Mordercy poruszali się specjalnie przygotowanym pojazdem. Masterton zmienił jednak miejsce akcji i zmienił profile psychologiczne morderców, jednocześnie bardzo mocno się w nie zagłębiając. W efekcie otrzymujemy historię barwną, ale jednocześnie bardzo kameralną. Czytając powieść mamy wrażenie, że ktoś opowiada nam wyrwaną z kontekstu historię dwóch zbuntowanych ludzi i wróżki, która pomaga policji ich złapać za pomocą talii kart. Końcowy efekt jednak nie odstrasza, co więcej, skłania do refleksji na temat kruchości ludzkiego szczęścia, marzeń i celów w życiu. To właśnie te rozważania przedstawione w formie monologów myślowych Felly’ego, a także dialogów z Touchym stanowią siłę powieści, która ze względu na niedużą przestrzeń fabularną nie potrafi odpowiednio trzymać w napięciu, ani też zapewnić odpowiednich walorów rozrywkowych. Nawet wątki Sissy i kart DeVane wydają się być wrzucone trochę na siłę i dopiero pod koniec powieści łączą się umiarkowanie sensownie w jedną całość.

„Zła przepowiednia” to powieść bardzo krótka, świetnie napisana, aspirująca do miana jednej z najbardziej kameralnych książek Grahama Mastertona. Znajdziemy w niej ludzi pragnących stawić czoła światu, niekoniecznie w zgodzie z literą prawa, znajdziemy problemy rodzinne, samotność, brak akceptacji i generalny marazm. To powieść smutna, bardzo leniwa. Śmiało można ją odebrać jako jeden, rozbudowany do 240 stron morał. Jaki? To będziecie musieli odkryć sami.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 240
Format: 13,5 x 21,5
Ocena recenzenta: 7/10

Horror duetu Cichowlas & Kyrcz w hołdzie dla Mastertona

Tym razem wiadomość nie będzie dotyczyć bezpośrednio żadnej z książek Grahama Mastertona, ale powieści, która została napisana w duchu starego oldschoolowego mastertonowskiego stylu i jest swego rodzaju hołdem autorów dla pisarza, którego twórczość odegrała w ich literackim rozwoju znaczącą rolę.

Mowa o KOSZMARZE NA MIARĘ autorstwa Roberta Cichowlasa oraz Kazimierza Kyrcza Jr. Książka światło dzienne ujrzy już w piątek,16 kwietnia. Zachęcamy do lektury tego krwistego, mięsistego horroru, który niejednokrotnie skojarzy Wam się z prozą Brytyjczyka, a na kartach którego spotkacie swoich rodaków usiłujących stawić czoła przebiegłemu słowiańskiemu demonowi, ale i… własnym lękom i ograniczeniom.

Robert Cichowlas i Kazimierz Kyrcz Jr. do Czytelników:

Gorąco zachęcamy wszystkich horrormaniaków i mastertoniaków do lektury KOSZMARU NA MIARĘ. Na chwilę obecną to nasza najodważniejsza książka. Wzbudzi w Was strach, przerażenie i wywoła zgrzytanie szczękami! Od pierwszych stron zostaniecie wkręceni w mocną, krwawą historię, w której nie zabraknie ostrych scen seksu, słowiańskiej mitologii, speców od spraw demonologii i dynamicznej akcji. Z przyjemnością oddajemy ją w Wasze ręce. A więc… Jeśli nie brak Wam odwagi, zapraszamy do lektury. I… życzymy krwiożerczo dobrej zabawy!

Poniżej okładka wraz z opisem:



Kiedy ubrania w ekskluzywnym sklepie odzieżowym zaczynają samoistnie krwawić, a niegdyś jowialny kierownik traci nad sobą kontrolę, życie grupki sprzedawców zamienia się w koszmar…
W tajemniczych okolicznościach w sklepowej przymierzalni ginie klient. Pewną staruszkę dręczą krwawe wizje. Coś opętuje jedną z kasjerek, uwalniając z jej głowy jaszczuropodobną bestię…
Złowroga siła opanowała gigantyczny salon w centrum handlowym Stary Browar w Poznaniu. Ekspedient Bartek Lipski wraz z kilkoma znajomymi wpadają na trop demona pochodzącego z podkarpackich lasów. Przywołany do życia sieje śmierć i zniszczenie.

Drapieżne jaszczury, słowiańskie rytuały, wyuzdany seks i hektolitry krwi. To Koszmar na miarę.
Najbardziej przerażający horror ostatnich lat!

Graham składa kondolencje wszystkim Polakom

Dostaliśmy dziś od Grahama krótkiego, ale bardzo bogatego w treść maila dotyczącego narodowej tragedii, w obliczu której stanęliśmy w sobotę rano:

Wiescka i ja jesteśmy głęboko zasmuceni wiadomością o śmierci Lecha Kaczyńskiego. Przesyłamy wyrazy współczucia dla wszystkich Polaków.

Dziękujemy Grahamowi za pamięć o nas i razem z nim pogrążamy się w żałobie po katastrofie samolotu, w którym zginęło wielu wybitnych, wspaniałych ludzi.


Graham w Brighton

Graham Masterton podesłał nam właśnie jedyną w swoim rodzaju fotkę z Brighton Horror Convention, na którym to konwencie był niedawno gościem wraz z takimi gwiazdami literatury grozy jak James Herbert czy Mort Castle.

Poniżej zdjęcie, skomentowane przez Mastertona następująco:

Wyglądam na nim jakbym marzył o tradycyjnej kolacji serwowanej w Brighton: rybie z frytkami.

Graham i lustro

Graham podzielił się z czytelnikami kolejną wskazówką na temat pisania książek, o której nie zdarzało mu się wcześniej wspominać.

Zazwyczaj pytany o to, jak być dobrym pisarzem, kategorycznie odradza obranie tej ścieżki, tym razem jednak wskazówka niesie ze sobą więcej wartości merytorycznych. Otóż Graham radzi, by obok swojego komputera trzymać na biurku także niewielkie lustro. Kiedy opisywany bohater ma coś powiedzieć, należy samemu poćwiczyć to zdanie przed lustrem. Okaże się, że czasem warto po prostu opisać wyraz twarzy, zamiast dialogu.

Jak twierdzi Graham, metodę tę podłapał od Warda Kimballa, który używał jej podczas pracy nad kreskówkami z Kaczorem Donaldem.

Ciekawa i wygląda na to, że przydatna rada dla początkujących pisarzy. Jeśli ją wypróbujecie, dajcie koniecznie znać jakie były efekty!

Recenzja książki ARMAGEDON (po raz drugi)

„Manitou”. Rety, jak sobie przypomnę Harry’ego Erskine’a sprzed trzydziestu lat, mam ochotę cofnąć się w czasie, wejść do księgarni, kupić książkę z twarzą indiańskiego szamana na okładce, wrócić do domu i zanurzyć się w lekturze. Jeszcze raz, od nowa zakotwiczyć się w świecie Harry’ego, Śpiewającej Skały, Karen Tandy… Mógłbym długo wymieniać. Niemal każda postać występująca w „Manitou”, jak i również w „Zemście Manitou”, „Duchu zagłady” i „Krwi Manitou” żyje własnym, ciekawym życiem. Każda część cyklu prezentuje wysoki poziom i nic dziwnego, że to właśnie seria o ekscentrycznym jasnowidzu stała się znakiem rozpoznawczym twórczości Grahama Mastertona.

Wystarczy przypomnieć sobie młodą kobietę z powiększającym się guzem na karku, kryjącym odradzającego się rozwścieczonego indiańskiego szamana Misqumacusa, aby uśmiechnąć się z sentymentem. Wystarczy przywołać scenę powrotu najpotworniejszych indiańskich demonów w „Zemście Manitou” i „Duchu zagłady” oraz rumuńskie wampiry strigoi z „Krwi Manitou”, aby utwierdzić się w przekonaniu, że popularny cykl powieściowy Brytyjczyka to jeden z ciekawszych cykli grozy jakie kiedykolwiek napisano.

Przez długi czad słyszeliśmy, że „Armagedon” będzie ostatnią częścią serii. Masterton żartobliwie powtarzał, że Harry Erskine ma już swoje lata i najwyższa pora pozwolić mu przejść na „emeryturę”, dać odpocząć od ciągłych walk z Misquanacusem. Cóż, wreszcie doczekaliśmy się tej ostatniej części.

Cyklem „Manitou” Masterton postawił sobie wysoko poprzeczkę. Dlatego przed premierą „Krwi Manitou” tak bardzo obawiałem się spadku formy, zwłaszcza, że inne książki jakie Brytyjczyk napisał w tym samym czasie nie były doskonałe. Nie zawiodłem się jednak. „Krew…” przypadła mi do gustu bardzo, żeby nie powiedzieć, że bardziej niż „Duch zagłady”. Oczekując na „Armagedon” również czułem tę niepewność. Masti zapowiadał, że nastąpi ostateczne, wielkie starcie Misquamacusa z Harrym Erskinem, że będzie się sporo działo, że…

A może to ja sobie dopowiedziałem, że „Armagedon” będzie najlepszą ze wszystkich części cyklu? Tak, całkiem możliwe. Bo taką miałem nadzieję. Że to będzie coś kładącego na łopatki.

A jak jest? Tak sobie, cholera.

Powieść zaczyna się dość zaskakująco. I lekko szokująco. Prezydent USA traci wzrok, nie mając pojęcia, co z tym fantem zrobić. Chwilę później czytamy o tym, jak ślepnie załoga Boeinga 747 i tylko cudem, dzięki funkcji automatycznego podejścia do lądowania, jednemu z „widzących” pasażerów udaje się posadzić maszynę na pasie. Ale to zaledwie zwiastun nadciągających koszmarów. O ile wspomniany Boeing nie rozbił się, tak krótko potem roztrzaskują się dziesiątki innych samolotów. W całych Stanach. Giną tysiące ludzi, którzy nagle stracili wzrok. Ślepota dopada również kierowców na autostradach, gdzie dochodzi do gigantycznych karamboli, a niedługo potem okazuje się, że masowo ślepną wszyscy, niezależnie od płci i wieku.

To w jaki sposób Harry dowiaduje się, że sprawcą ogólnej ślepoty jest duch indiańskiego czarownika Misquamacusa, czyli Tego, Który Odszedł I Powrócił, przeczytacie sami, warto jednak wspomnieć, że tym razem nasz wkurzony szaman ma kompanów. Nazywają się Zabójcy Oczu i pochodzą od największych indiańskich demonów pokroju Wielkiego Starego, który przewijał się już w poprzednich częściach cyklu.

W powieści mamy szereg bohaterów drugoplanowych: grupkę nastolatków spędzającą czas na kampingu, kaskadera, który ratuje pasażerów wspomnianego Boeinga 747, jego dziewczynę oraz kilka innych osób. Spora ilość postaci jednak nie przeszkadza, gdyż Masterton umiejętnie – jak zawsze zresztą – oswaja ich, a następnie zaprzyjaźnia z czytelnikiem. Jeśli pamiętacie doktora Snowa, spotkacie go również. Że o Śpiewającej Skale nie wspomnę, acz duch Indianina nie odgrywa w powieści zbyt dużej roli (szkoda, bo to niezwykle barwna postać).

Powieść posiada klimat, a to spory jej atut. Fani Brytyjczyka po raz kolejny mogą skosztować doskonałego stylu, dowcipnych dialogów i barwnych opisów. Sam pomysł również niezły, acz skala katastrofy, jaką opisuje Masterton sprawiła, że pisarz trochę się pogubił „w zeznaniach”. Kilka rażących błędów logicznych bacznemu czytelnikowi z pewnością nie umknie.

I zakończenie… W sumie nie jest złe, ale osobiście spodziewałem się zupełnie innego. Bardziej miażdżącego, zaskakującego. W końcu to finisz popularnej, świetnej i charakterystycznej serii. Masterton postawił na efekciarstwo, a jako, że język nie stanowi dla niego absolutnie żadnej bariery, udało mu się pokazać swój kunszt pisarski. Tylko czy o to chodziło? Wolałbym chyba, aby postawił na pomysł, skopał nam wszystkim tyłki zaskakującą pointą, pozostawił z otwartymi z wrażenia ustami i wściekłością wynikającą z tego, że to naprawdę definitywny koniec starć Harry’ego z Misquamacusem.

Jak wspomniałem, spodziewałem się lepszej historii, ale z drugiej strony mogło być o wiele gorzej. Mogłem na przykład oślepnąć w połowie książki i w ogóle nie poznać jej zakończenia.

Autor recenzji: Robert Cichowlas
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 400
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 7/10

Recenzja książki TRANS ŚMIERCI

„Trans śmierci” to trzynasta powieść grozy Grahama Mastertona, napisana jeszcze w 1986 roku. O książce wspomina się rzadko w kontekście twórczości autora. Czyżby „13” okazała się być pechowa?

Bohaterem powieści jest Randolph Clare, szczęśliwy mąż, ojciec trójki dzieci i właściciel prężnego przedsiębiorstwa Clare Cottonseed. Najwyraźniej zbyt prężnego – niezależna firma nigdy nie chciała dołączyć do branżowego stowarzyszenia zrzeszającego wszystkie firmy działające na rynku przetwórstwa bawełny i oleju, co było wyjątkowo nie na rękę konkurentom Randolpha. W fabryce Clare’a dochodzi do wybuchu. Właściciel kończy przedwcześnie zasłużone wakacje i jedzie na miejsce, podczas kiedy jego rodzina zostaje sama w domu wypoczynkowym w Quebecu. Bezbronni, zostawieni bez opieki głowy rodziny, padają ofiarą bezlitosnego, brutalnego mordu w pełnej drastycznych opisów scenie, która chwyta czytelnika za serce tylko trochę mniej niż pierwszy rozdział „Czarnego anioła”.

Randolph Clare – człowiek, który miał wszystko, nagle spada na samo dno. Po śmierci rodziny, bohater nie ma głowy do zarządzania firmą. Dodatkowo, fabryka po wypadku może nie wywiązać się z niezwykle ważnego kontraktu. Podczas pobytu w szpitalu, Clare dowiaduje się od pewnego hinduskiego lekarza o możliwości nawiązania kontaktu ze zmarłymi, za pomocą mistycznego obrzędu zwanego transem śmierci. Zdesperowany, wiedziony żądzą pożegnania się z najbliższymi, Randolph postanawia odnaleźć duchowego przewodnika, który pomoże mu wejść w trans i odnaleźć rodzinę. Wyjeżdża w tym celu na Bali, jednak jest śledzony przez wynajętych morderców. Dodatkowo, wejście w trans niekoniecznie jest bezpieczne – podczas duchowej podróży można bowiem paść ofiarą bogini śmierci Rangdy, a także jej sługusów, odpowiedników zombie zwanych lejakami.

Jestem pod wrażeniem, zarówno fantazji autora, jak i jego warsztatu pisarskiego. Książka jest praktycznie idealna – po raz pierwszy od dłuższego czasu musiałem trochę dłużej i głębiej szukać minusów, a jak je już znalazłem, to pomyślałem, że przecież da się bez nich żyć! Akcja powieści nie gna na łeb na szyję, ale też nie wlecze się nieznośnie. W pierwszej kolejności poznajemy wyrwane z kontekstu informacje na temat transu, a potem dostajemy dużo czasu na zapoznanie się z człowiekiem, który przeszedł niewyobrażalną tragedię.  Akcja zawiązuje się mniej więcej w połowie powieści, a kiedy myślimy, że wiemy już wszystko, Masterton robi małe trzęsienie ziemi i pod koniec powieści serwuje nam doskonały twist fabularny.

„Trans śmierci” poza kilkoma bardziej brutalnymi scenami, nie posiada wielu cech horroru. W jednej trzeciej to sprawnie napisany thriller, w jednej trzeciej powieść obyczajowa. Pozostała część to elementy nadprzyrodzone i klimat podszyty grozą. Wszystko to podane w doskonałej formie – bez zbędnych scen, bez głupich zwrotów akcji, bez seksu, który nijak nie pasuje do fabuły. Wszystko w tej książce ma swoje miejsce i składa się w jedną, idealną całość.

Masterton udowodnił, że potrafi się wybić poza wykreowany przez siebie schemat wyrwanego z kontekstu człowieka, który nagle musi stawić czoła prastaremu demonowi. W tej książce chodzi o co innego. Tutaj gra toczy się o zbawienie, przebaczenie i życie wieczne. I to nie tylko głównego bohatera. Sięgnijcie po tę powieść – nie zawiedziecie się. Jak dla mnie, jest to zdecydowanie ścisła czołówka, jeśli chodzi o prozę Grahama Mastertona.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 380
Format: 13 x 21
Ocena recenzenta: 10/10

Dementi do posta z dnia… 1 kwietnia

Szanowni Czytelnicy mastertonowskiej prozy. Mamy nadzieję, że nie dopadł Was wylew ani żaden inny zawał po lekturze poprzedniego posta. Był on primaaprillisowym żartem.

Graham Masterton nie zakończył pisarskiej kariery, ba, nie zamierza przestać pisać, a w planach wydawniczych znajduje się szereg nowych książek Brytyjczyka.

Nie zamierzamy również zamykać bloga. Będzie on działał tak długo jak tylko będzie to możliwe.

Życzymy krwawych snów, albo też mocnych wrażeń podczas lektury ARMAGEDONU, jak kto woli.