Recenzja książki BRYLANT

Graham Masterton jako autor, znany i kojarzony jest głównie z horrorem, thrillerem i powieścią sensacyjną.  Mało, kto pamięta, że w dorobku Grahama możemy znaleźć „perełki”, które to w znacznym stopniu odbiegają w tematyce od wymienionych gatunków. Mowa o powieści historycznej. Za stan takiej rzeczy można uznać fakt, że w Polsce zostało wydanych zaledwie kilka z jego powieści historycznych, w dodatku w latach 90-tych, których to tylko jedna doczekała się ponownego wznowienia.  Nie mniej jednak nie patrząc na stan „wiekowych” wydań warto się zapoznać z tym jakże niezwykle cennym dorobkiem pisarza. Takim klejnotem niewątpliwie jest "Brylant", książka napisana na początku lat, 80’-tych,który to okres przez wielu uważany jest za najlepszy w całej dotychczasowej karierze Mastertona.

Powieść ta ukazuje życie w świecie poszukiwaczy diamentów – Kimberley. Barney Blitz, główna postać powieści, nie wiedzie łatwego życia. Barney jest Żydem mieszkającym w Londynie wraz z bratem Joelem i matką, która jest osobą chorą psychicznie.  Codzienne ekscesy matki doprowadzają w końcu do tego, że starszy brat Barneya – Joel postanawia opuścić rodzinny dom i wyrusza do Afryki. Młodszy z braci Blitzów pozostaje z matką. Wtedy też Barney doświadcza pierwszego miłosnego nieszczęścia, które to już nie opuści go do końca życia. Trudy życia z matką znajdują swój dramatyczny finał w scenie, która to nie pozwala nam zapomnieć z czego słynie Masterton. Takich momentów, w których wstrzymujemy oddech znajdziemy w książce więcej.  

W dalszej części powieści autor ukazuje podróż, jaką Barney musiał przebyć, aby znaleźć swoje miejsce i szczęście. Tym miejscem jest Kimberley miasteczko górnicze leżące na południu Afryki. Wraz z rozwojem akcji jesteśmy jednocześnie świadkami przemiany, jaką przechodzi Barney. Z młodego mężczyzny szukającego sensu i miejsca na tym świecie, do ogarniętego żądzą posiadania potentata diamentowego. Jednak cena, którą Barney będzie musiał okupić za swój luksus okaże się bardzo wysoka.  Masterton ukazuje nam prawdę starą i znaną jak ludzka zachłanność, że pieniądze szczęścia nie dają. Jednocześnie fakt, kim jesteśmy, jaki jest kolor naszej skóry, jaką religię wyznajemy sprawia, że z miejsca jesteśmy lubiani, akceptowani lub mieszani z błotem.  

Nie mniejszą rolę w powieści odgrywa "Natalia Star" – gigantyczny diament, który pokazuje nam, że niektóre skarby tego świata nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Ów diament jednakże jest jednocześnie ceną, jaką Barney musi zapłacić za wszystkie swoje błędy i wyrazem niezłomnej miłości do kobiety, którą to stracił na zawsze.  Brylant posiada wszystkie cechy, jakie znajdziemy w najlepszych powieściach Mastertona. Wyraziści bohaterowie, ciekawa historia, świetnie opisane życie i świat ukazany w powieści, proste przesłanie  – wszystko to sprawia, że nie możemy odpocząć i z zaciekawieniem śledzimy losy braci Blitzów.

Autor recenzji: Artur Dorociński
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 1994
Liczba stron: 592
Format: 11,5 x 18

Recenzja książki WENDIGO po raz drugi

Jedna z ostatnich powieści Grahama Mastertona nie miała ze mną łatwej przeprawy. Kiedy w 2007 roku po raz pierwszy zapoznałem się z tekstem, uznałem go za typowego przeciętniaka, który nie wyróżnia się kompletnie niczym. Teraz wziąłem się za lekturę jeszcze raz i muszę przyznać, że wrażenia mam w zasadzie zupełnie inne. Jak Masterton poradził sobie z Wendigo – duchem lasu, o którym pisali już zarówno klasycy jak Algernon Blackwood, jak i wyrobnicy jak Joseph Citro?

Masterton odkurzył kolejnego demona z indiańskiej mitologii i osadził go, jak to ma w zwyczaju, we współczesnej opowieści. Tym razem padło na Wendigo – tropiciela, drapieżnika, myśliwego, ducha lasów. Ponieważ Graham doskonale czuje się w kulturze Indian, możemy się spodziewać bardzo klimatycznej historii. Niestety, to co rzuca się w oczy, to brak odpowiedniej historiografii, czyli opisów dawnych legend, czy przykładów działań pradawnej magii na przestrzeni wieków. Większa ilość takich informacji „uwiarygodnia” historię i ułatwia czytelnikowi wsiąknięcie w powieść.

Już na samym początku główna bohaterka – Lily Blake, agentka nieruchomości, zostaje we własnym domu zaatakowana przez dwóch zamaskowanych mężczyzn. Lily zostaje podpalona żywcem, zwyzywana od wiedźm, a jej dzieci zostają uprowadzone. Cały terror mający miejsce we własnym domostwie przypomina tragizmem i poziomem przerażenie pierwsze, koszmarne sceny w „Tengu”. Tym razem jednak bohaterce udaje się ujść z życiem. Rozpoczyna się szeroko zakrojone śledztwo, a głównym podejrzanym zostaje były mąż Lily. FBI jest jednak bezsilne. Bohaterka na własną rękę wynajmuje prywatnego detektywa, który z kolei skontaktuje ją z szamanem Georgem Żelaznym Piechurem. Szaman to człowiek przebiegły i niebezpieczny, ale obiecuje odnaleźć dzieci w zamian za zwrot świętych ziem zabranych Indianom pod luksusową, komercyjną zabudowę.

Bohaterka nie ma wyjścia – zgadza się na warunki, chociaż ziemia stanowiąca przedmiot umowy nie jest jej własnością. Indianin wzywa Wendigo – ducha tropiciela, który podąża śladem dzieci, zostawiając za sobą rozerwane ciała każdego, kto stanie mu na drodze. Gdy Lily dowiaduje się w jaki sposób działa Wendigo, stara się go odwołać. Jest jednak mały problem – przywołanego ducha nie można powstrzymać. Nie mogąca dotrzymać umowy bohaterka ściąga na siebie gniew pradawnego demona i będzie musiała walczyć o swoje życie. A jak powszechnie wiadomo – najlepszą obroną jest atak.

Powieść „Wendigo” nie wykracza poza wcześniej rozwinięty i bardzo popularny u Mastertona schemat. Akcja sunie równym tempem do wydumanego i nieprawdopodobnego, ale rozrywkowego finału, w którym ostatecznie dobro triumfuje. A może jednak nie?

„Wendigo” to powieść świetnie napisana, wypełniona dobrze nakreślonymi postaciami, bardzo klimatyczna, chociaż nieskomplikowana fabularnie. Nie ma w niej wprawdzie za wiele powodów do strachu, więc czytelnik może spokojnie połknąć ją w jeden, czy dwa wieczory. Jest to po prostu solidna książka, która dostarczy trochę niewymagającej, ale za to jakże przyjemnej rozrywki.
    


Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 271
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 8/10

Recenzja książki ZAKLĘCI

Powieści Mastertona są w Polsce łatwo dostępne i bardzo popularne. Jednak zdarzają się tytuły, które dawno nie były wznawiane i coraz trudniej je zdobyć. Paradoksalnie – najlepszym przykładem na to nie są najgorsze książki, a jedna z najlepszych, jaką udało się popełnić Brytyjczykowi – „Zaklęci”. Skąd ta optymistyczny wyrok już na samym początku? Otóż powieść ta posiada pewną ukrytą właściwość, jakże cenioną przez czytelników. Potrafi mianowicie naprawdę przerazić.

Masterton przyzwyczaił nas zarówno do oryginalnych pomysłów, jak i pokserowanych fabuł. Niektóre powieści czytało się z zainteresowaniem, ale spokojnie, inne za to wywoływały na plecach ciarki przerażenia. Tak właśnie jest z „Zaklętymi” – z kart powieści wylewa się tajemniczy, klaustrofobiczny klimat, w którym odnajdują się wiarygodni, życiowi, dobrze skonstruowani bohaterowie.

Głównym protagonistą jest Jack Reed – właściciel sieci zakładów tłumików i opon. To mąż i ojciec kilkuletniego Randy’ego, przeciętny facet, mający swoje słabości, wzloty i upadki. Nie jest niezłomny – związek z żoną zdaje się wypalać, w przeciwieństwie do relacji z przyjaciółką, która rozwija się gwałtownie i ma szanse się rozwinąć. Jack pewnego dnia odnajduje starą, gotycką budowlę i zakochuje się w niej. Pogoń za niespełnionym marzeniem pcha Reeda do zakupu posiadłości, którą bohater chce przerobić na klub wiejski. Opuszczony od dziesięcioleci budynek skrywa jednak mroczną, krwawą tajemnicę – był kiedyś zakładem dla najbardziej zdegenerowanych psychopatów. Wszyscy pensjonariusze zniknęli w tajemniczych okolicznościach, jednak nie odeszli – do tej pory zaklęci są w ścianach budynku, czekając na uwolnienie. Chcąc nie chcąc – Reed będzie musiał przyczynić się do uwolnieniach przestępców za pomocą starożytnych, druidycznych rytuałów. Stawką stanie się życie jego syna.

U Grahama oczywiście zawsze możemy się spodziewać ciekawych pomysłów – w „Zaklętych” pradawne rytuały magii celtyckiej splatają się ze współczesnymi historiami, tworząc mieszankę wybuchową. Kluczem do ukończenia rytuału „przejścia” jest wygrywana melodia ze „Szczurołapa z Hamelin”, a tajemnicze słowa czytelnik słyszy nieprzerwanie w swojej głowie :

Lavender blue, dilly-dilly
Lavender green
Here I am king, dilly-dilly
You shall be queen

Dodatkowym atutem tej świetnej powieści są doskonałe opisy dramatycznych wydarzeń, których kulminacja następuje w finale książki. Jack Reed stanie w nim przed koszmarnym wyborem, którego nie przytoczę, by nie psuć zabawy tym, którzy powieści jeszcze nie czytali.

Czy powieść ma wady? Jedyną, bardzo wyraźną, jest jej objętość, gdyż książka mogła by być dłuższa. Autor powinien więcej miejsca poświęcić brutalnym morderstwom, którym w spokoju oddają się wypuszczone dusze psychopatów. Bohater rozprawia się z nimi trochę zbyt szybko, a cała uwaga pisarza poświęcona jest finałowej walce z przywódcą zbrodniarzy – tajemniczym i przerażającym Quintusem Millerem. Dodatkową wadą niezależną od jakości samej historii jest koszmarne tłumaczenie Juliusza Garzteckiego, w dodatku ewidentnie odpuszczone przez dział korekty – polskie wydanie jest pełne błędów, literówek i niezgrabności słownych. Mimo to, każdy fan naprawdę dobrego horroru powinien czym prędzej zapoznać się z „Zaklętymi”. To zdecydowanie jedna z lepszych historii spod pióra brytyjskiego mistrza grozy.   

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Prima
Rok wydania: 1993
Liczba stron: 268
Format: 12,5 x 21,5
Ocena recenzenta: 10/10


Recenzja książki ZARAZA po raz drugi (nagroda w KONKURSIE BŁYSKAWICOWYM)

Graham Masterton już od wielu lat potrafi wykreować niezwykle brutalne opowieści. Stopniowo wprowadza w całkiem realny świat, by potem ukazać sterylnie czystą masakrę i zło. Nie inaczej było w „Zarazie” (1977) – jednym z pierwszych thrillerów Brytyjczyka.

Pewnego dnia do szanowanego doktora, Leonarda Petriego, zgłasza się zdesperowany mężczyzna. Twierdzi, że jego syn przechodzi właśnie bardzo ciężką chorobę i tylko on (Petrie) może mu pomóc. Bohater szybko orientuje się, że coś jest nie tak. Dalsze badania wykazują, że chłopiec cierpiał (czas przeszły, gdyż nieszczęśnik zmarł w drodze do szpitala) na zmutowaną odmianę dżumy. Choroba rozprzestrzenia się szybciej niż chipsy na imprezie. Pociąga za sobą totalny chaos, wprowadzona zostaje kwarantanna, a w człowieku budzi się prawdziwa bestia…

Powieść podzielona jest na dwie księgi. Pierwsza ukazuje bezradność ludzi wobec szalejącego kataklizmu. Próby ratunku spełzają na niczym. Druga, nosi tytuł „Śmierć”. Zaprezentowana w niej wizja człowieka wobec zagłady nie napawa optymizmem przed rokiem 2012.

Tragedia ludzkości ukazana jest od kilku stron. Mamy okazję poznać punkt widzenia lekarza, szalonego naukowca, postępującego wbrew zasadom etyki, aktora – homoseksualisty i zwykłego sklepikarza. Każdy jest tak samo realistyczny i przerażający. Dzięki sprawnemu narratorowi, który prowadzi nas przez ten Armagedon, odkrywamy, że chciwość i egoizm są gorsze od dżumy. Wizja społeczeństwa, które musi żyć w spartańskich warunkach jest znakomitym tłem dla przemiany wewnętrznej naszego bohatera – Leonarda.

Lekarz usiłuje ratować swoją rodzinę (a zwłaszcza córkę, Prickles) i przyjaciół. Odnosi na tym polu tyle samo klęsk, co porażek. Nie mogło to przejść bez echa po zdrowym umyśle medyka. Dokonuje tytanicznego wysiłku, aby zachować w sobie resztki ludzkich uczuć. Czy mu się uda?

Warsztat literacki autor posiada niezwykle sprawny od najwcześniejszych lat twórczości. Na tej płaszczyźnie nie można mu niczego zarzucić. Magia słowa sprawia, że wprost nie można oderwać się od lektury. Niemałe zasługi ma w tym konformacja elementów fabuły. Historia głównego bohatera przeplata się z innymi wątkami. W ten sposób łakomstwo czytelnika rośnie. Chce się poznawać więcej i więcej…

Zakończenie, niestety, pozostawia wiele do życzenia. Znów poczułem się, jakby autor potraktował mnie lekceważąco. Historia urwała się w momencie, w którym była najbardziej emocjonująca. Masterton nie pierwszy raz dowodzi, że ma z tym elementem problem.

Nie sposób uniknąć porównań do „Dżumy” Alberta Camusa i „Bastionu” Stephena Kinga. Obraz tragedii jednostki najlepiej skontrastować z tą pierwszą powieścią. Tam, spokojne społeczeństwo stara racjonalnie poradzić sobie z problemem. Masterton burzy romantyzm wydarzeń, ukazując ciemną stronę natury ludzkiej. „Bastion” to specyficzny akt zagłady po użyciu broni biologicznej. King zawarł tu elementy fantastyczne, które całkowicie zmieniają odbiór utworu. Brytyjczyk, natomiast, sprawia, że zastanawiamy się, czy ta tragedia nie mogłaby dotknąć nas samych…

Mimo nieporadnego zakończenia, powieść warta jest poświęcenia na nią kilku godzin. Ostrzegam, że trudno się oderwać. Specyficzny klimat, wartka akcja i wyraziści bohaterowie sprawiają, że „Zaraza” to prawdopodobnie najlepszy thriller Grahama Mastertona.

Autor recenzji: Dominik Krzemiński
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 1995
Liczba stron: 351
Format: 11,5 x 18,5

WYNIKI KONKURSU BŁYSKAWICOWEGO!

Wszystkim, którzy zdecydowali się wziąć udział w konkursie, dziękujemy!

Większość z Was potraktowała temat 'na wesoło’ co nas bardzo cieszy i co zapewne ucieszy również Grahama Mastertona, kiedy ujrzy Wasze prace na blogu. A przesyłaliście naprawdę różne rarytasy, od wierszy poprzez recenzje książek na fotografiach i grafikach kończąc.

Mieliśmy spory kłopot z wytypowaniem najlepszej dziesiątki, ale ostatecznie doszliśmy do porozumienia i z przyjemnością zamieszczamy listę zwycięzców. Oto ona:

Marcin Król (przesłał własny 'albatrosowki’ projekt okładki thrillera KONDOR)
Anna Lipska (przesłała zdjęcie)
Dominik Krzemiński (przesłał recenzję powieści ZARAZA)
Izabela Szymańska (przesłała 'wybuchowy’ wiersz)
Artur Dorociński (przesłał własny projekt okładki powieści BŁYSKAWICA)
Paulina Szczupaczyńska (przesłała grafikę do powieści TRANS ŚMIERCI)
Hanna Jankowska (przesłała recenzję powieści CZERWONA MASKA)
Paweł Baranowski (przesłał własny projekt okładki powieści BŁYSKAWICA z twórcami bloga i pisarzem w tle)
Michał Klima (przesłał recenzję powieści ŚMIERTELNE SNY)
Dominika Rak (przesłała zdjęcie)

Zwycięzcom gratulujemy. Zasponsorowane przez wydawnictwo Albatros książki prześlemy najszybciej jak się da. Jednocześnie przypominamy tym, którzy nie podali nam swoich adresów do korespondencji, aby uczynili to jak najszybciej.

Najlepsze z prac opublikujemy na blogu w odstępach kilkudniowych.

Graham i jego wnuk – nauka wymowy

Graham Masterton właśnie podesłał nam zrobione w listopadzie zdjęcie, na którym trzyma swojego pierwszego wnuczka – Blake’a. Podobno właśnie uczy go wymawiać pierwsze głoski 🙂 Zabawa słowem w tak młodym wieku? Rośnie nam nowy król horroru!