Ekskluzywny wywiad z Grahamem Mastertonem! Warszawa, 18 maja 2009 Część 3/4

Staram się wybrać pytania tak, byś nie musiał odpowiadać ciągle na te same…

A chcesz dostać inną odpowiedź?

No to spróbujmy. Skąd czerpiesz swoje pomysły?

Dobra. No to słuchaj. Kiedy byłem dzieckiem, miałem 11 lat, mój ojciec służył w armii na terenie Niemiec. Odwiedzałem go w każde wakacje. Lubiłem połazić sobie po sklepach. Wszedłem kiedyś do pewnego starego sklepu w Bitterfeld. Znalazłem tam metalowe pudełko, stare i zardzewiałe, ale z ładnymi zdobieniami i małym zameczkiem. Kupiłem je za 50 fenigów. Zabrałem je do domu, otworzyłem i … wszystkie pomysły już tam były! (śmiech). Za każdym razem kiedy wykorzystam jakiś pomysł, podchodzę do tego pudełka, otwieram je i wyciągam kolejny. To fantastyczne.

To rzeczywiście inna odpowiedź. Pracowałeś jako dziennikarz…

No i trafiłeś w dziesiątkę. Stąd właśnie biorą się moje pomysły. Potrafię wybrać jakąś współczesną historię, odnaleźć starą legendę i zmieszać je ze sobą.

Brakuje ci pracy dziennikarza? Chciałbyś kiedyś do tego wrócić?

Bardzo mi się ta praca podobała. Zwłaszcza praca reportera w gazecie. Każdego dnia poznawałem nowych ludzi, często bardzo szczęśliwych, rozmawiałem z nimi bo akurat wygrali na loterii, albo zwyciężyli w sportowym turnieju. Czasem byli to ludzie bardzo zdenerwowani, bo akurat ktoś zginął na ich oczach, a oni musieli o tym opowiedzieć. Lubiłem spotykać i poznawać nowych ludzi. Miło wspominam również pracę dla magazynu „Penthouse”. Jako redaktor naczelny mogłem zatrudnić wielu świetnych autorów tekstów. Miałem ogromny budżet do rozdysponowania. Stać mnie było, by zatrudnić bardzo dobrych ludzi, takich jak Kingsley Amis, Jan Cremer, czy Jim Ballard. Miałem okazję, by się z nimi zaprzyjaźnić. Podobał mi się seksualny wydźwięk tego magazynu. I podobał mi się stan naszego konta. Mogłem wydawać ile tylko chciałem. Ale to szokujące, kiedy nagle zaczynasz pracować dla samego siebie. Nikt nie stawia ci wtedy lunchu, sam musisz zapłacić. (śmiech).

Powiedzmy to ostatecznie wszystkim czytelnikom. Gdyby miał powstać remake filmu „Manitou”, kogo chciałbyś zobaczyć w roli Harry’ego Erskine’a? 

Graham Masterton: Wiescka bardzo by chciała, by zagrał Brad Pitt (śmiech). Ja nie jestem pewien. Obecnie niewielu aktorów potrafi jednocześnie zagrać poważnie i zabawnie.

Wiescka : George Clooney by się nadawał!

Graham Masterton : George Clooney chyba jest za poważny… chociaż nie, grywa też w komediach. No dobrze, jest to jedna z możliwości.

Wiescka : Albo ten z „Parku Jurajskiego”, jak mu tam… Jeff Goldblum!

Graham Masterton : Nie jest aż tak przystojny, by zagrać kogoś kto jest po części mną! (śmiech).

A kto by zagrał Misquamacusa?

A znasz jakieś karły? We Wrocławiu było ich trochę. Ale nie, teraz potrzebujemy kogoś dużego. Misquamacus wrócił w pełni sił i jest duży. Może George Clooney zagrałby Misquamacusa?

Nie, jest zbyt ładniutki by grać Misquamacusa. Może Ron Perlman? Albo Steve Buscemi?

Graham Masterton : Albo Jack Palance. Ale on chyba nie żyje…

Wiescka : I to od kilku lat…

No to chyba już za późno.

Chyba, że go wykopiemy.

No to łapmy za łopaty. Skoro mówimy o filmach – wspominałeś, że nie podobały Ci się „Piła”, „Hostel”, a „Blair Witch Project” był największym rozczarowaniem. Które horrory Ci się zatem podobały?

Wieska i ja obejrzeliśmy zeszłego wieczoru „Lustra” z Kieferem Sutherlandem. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym filmie.

To remake koreańskiego filmu.

Naprawdę? Uważam, że to był świetny film. Dostrzegłem sporo podobieństw do pomysłów, jakie sam miewałem w swoich powieściach. Postacie rozwijały się w podobny sposób. To był doskonały film. Był straszny. Nie to co to nowe, fabularne „Z archiwum X”.

To rzeczywiście była klapa. A serial był taki dobry…

Tak. Oba pełnometrażowe „X-files” dały ciała. Podobał mi się jeszcze „Ring”, zarówno oryginał, jak i remake. Amerykańska wersja była nawet niezła. Bardzo lubię też oryginalny „Dark waters”. Ale remake nadawał się do śmietnika. Lubię takie dziwaczne filmy.

A widziałeś „Funny Games”

Nie.

To psychologiczny thriller, w którym dwóch morderców dręczy spokojną rodzinę. Przychodzą pożyczyć kilka jajek, ale w miarę rozwoju fabuły zaczynają torturować domowników bez żadnego powodu. Ta przemoc nie jest nawet pokazana na ekranie, wszystko dzieje się w Twojej głowie. Słyszysz uderzenie kija golfowego, albo wystrzał z pistoletu, możesz znaleźć trochę krwi na podłodze, ale nie zobaczysz zmasakrowanego ciała. Cały horror rozgrywa się w głowie widza.

Wiescka : Widzisz Kochanie? A tobie zarzucili, że piszesz krwawe książki…

Graham Masterton : A tak, w „Wizerunku zła” jest taka jedna scena. Kiedyś podszedł do mnie jeden czytelnik i zaczął narzekać, że znienawidził tą scenę, w której mała dziewczynka zostaje pobita na śmierć, zupełnie jak foka okładana pałką. Stwierdził, że było tam za dużo krwi. Odesłałem go z powrotem do mojej powieści, by przeczytał ten opis jeszcze raz. Jedyne co tam było to zdanie „dziewczyna została pobita na śmierć, niczym foka na uboju”. Nic więcej. Czytelnicy widzieli rzeź fok w telewizji. Biedne, małe foki wykrwawiały się na lodzie. I ten obraz utkwił im w pamięci i myśleli, że dokładny opis pojawił się w mojej książce, chociaż wcale go tam nie było. Jedyne co zrobiłem, to poddałem pewną sugestię, by wywołać ten obraz. To znacznie skuteczniejsze. Wczoraj oglądałem też „ Johna Rambo” . Tam dopiero było dużo krwi. Oglądałeś czwartą część? Tę, która miała miejsce w dżungli?

Tak! Scena w której Rambo wyrywa jednemu z żołnierzy krtań. To było krwawe. Ale uważam, że film był całkiem niezły. A wiesz, że w pierwotnej wersji Rambo umiera? I wraca do życia, zupełnie jak Twoja bohaterka, Amelia Crusoe, która ginie w „Manitou” i powraca do życia w „Duchu zagłady”. Błąd autora?

To nie był mój błąd! To nowojorska policja popełniła błąd. Błędna identyfikacja spalonych ciał. Jest taki punkt temperatury, która uniemożliwia identyfikację spalonego ciała nawet po DNA. Zwykłe krematorium spala ciało w temperaturze 2500 stopni. Wtedy nie pozostaje praktycznie nic, nawet kości zostają zniszczone. To właśnie stało się z Amelią i MacArthurem. Nie powiedzieli mi o tym, że policja popełniła błąd. Narobili kłopotu, a ja jak idiota byłem pewien, że nie żyją.

CDN…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.