EX VOTO – premierowe opowiadanie Grahama Mastertona! (Część 2/2)

             Nad nim, unosząc się w powietrzu, znajdowała się święta postać ubrana na niebiesko i złoto, w otoczeniu złotych cherubinów.

            – Nie rozumiem – przyznał Henry.

            – To proste – odpowiedziała mu kobieta, wskazując mężczyznę w białym garniturze długim, pomalowanym na srebrno paznokciem. – Ludzie przychodzą do mnie, kiedy wyjdą cało z przerażającego wypadku, zagrażającej życiu choroby albo kiedy zostaną napadnięci i niemal zabici. Maluję dla nich ex-voto, podziękowanie dla świętych, którzy ocalili ich życia, które powieszą na ścianach swoich kościołów. W tym przypadku, namalowałam twój przed wypadkiem. Czasem potrafię zrobić coś takiego. To zależy od tego, kim jesteś i który ze świętych cię ochrania. U ciebie jest to La Virgen de los Remedios, Matka Boska Zaradcza. Powiedziała mi wiele tygodni temu, że przyjdziesz i co ci się przydarzy, a także w jaki sposób twoje życie zostanie ocalone.

            Henry spytał:

            – Co? Myślisz, że zostanę przejechany przez ciężarówkę?

            – Przeznaczenie jest nieuniknione, señor.

            – Zostanę przejechany przez ciężarówkę i odetnę sobie własną rękę, żeby się uwolnić? To szaleństwo.

            Kobieta wzruszyła ramionami.

            – Nie ja decyduje o przyszłości, señor. Sprzedam ci ten retablo za dwadzieścia dolarów. Będziesz mógł podziękować Matce Boskiej jeszcze zanim cię uratuje.

– To chore – rzekł Henry. – Kompletnie szalone.

Wyrwał dłoń z uścisku Esmeraldy i zaczął iść z powrotem w stronę targowiska.

Esmeralda wołała:

 – Señor Foster! Señor Foster! Poczekaj! – ale Henry nie zamierzał się odwrócić i gniewnie przepychał się przez tłum.

Przeszedł przez targowisko i przespacerował się po zacienionej arkadzie, prowadzącej do jego hotelu. Przez całe życie ludzie traktowali go, jakby był jakimś naiwniakiem i nawet teraz, podczas podróży służbowej do Meksyku, sytuacja się powtarzała. Poczuł gorący pot, zakłopotanie i wściekłość.

Gdyby nie był tak wściekły, może spojrzałby na prawo, zanim wyszedł na oślepiające, białe słońce przy końcu arkady, tuż na ulicę przed Hotelem Soledad. Stara ciężarówka Dodge, wyładowana beczkami z ropą, uderzyła go z prędkością piętnastu mil na godzinę. Uderzenia sprawiło, że przeleciał przez drewnianą barykadę, wzniesioną wokół głębokiego na dwanaście stóp wykopu na ulicy, w miejscu, gdzie wymieniana była kanalizacja.

Spadł na sam dół, między rury kanalizacyjne, a potem ciężarówka wpadła w poślizg na pylistej powierzchni i napotkała dziurę tuż nad jego głową z rozdzierającym, klekoczącym trzaskiem.

Otworzył oczy. Na dnie wykopu było mrocznie i zaskakująco chłodno, do tego roznosił się silny zapach ścieków i benzyny. Próbował podnieść się do siadu, ale odkrył, że nie może poruszyć się nawet o cal. Jego prawe ramię było przygniecione przednim prawym kołem ciężarówki, a ona sama była zaklinowana pod kątem.

Spojrzał w górę. Widział zaniepokojone twarze przyglądające mu się bacznie z poziomu nasłonecznionej ulicy.

          Señor Foster! – rozpoznał głos Esmeraldy. – Czy jest pan ranny, señor?

          Nie mogę… nie mogę się uwolnić – odkrzyknął Henry głosem niewyraźnym z

 powodu szoku. – Moja ręka… utknęła pod kołem.

          Señor Foster, musi pan wyjść. Z ciężarówki wylewa się benzyna.

          Nie mogę. Moja ręka.

Henry słyszał, jak Esmeralda rozmawia na ulicy z jakimiś mężczyznami. Potem nastąpiła długa przerwa. Smród benzyny robił się coraz silniejszy, a jego oczy zaczęły już łzawić. Nagle dotarło do niego, że zostanie upieczony żywcem, na samym dnie śmierdzącego dołu. Tak miało się zakończyć jego życie, a przecież jeszcze nie odnalazł nawet swojej miłości.

Wtedy właśnie usłyszał brzęczący odgłos. Znów podniósł głowę i zdał sobie sprawę, co to było. Spuszczano mu wielką, stolarską piłę, przywiązaną do długiego sznura.

Matka Boska Zaradcza przybyła mu na ratunek.

Graham Masterton,  2011    

Tłumaczenie: Piotr Pocztarek

Redakcja i korekta: Robert Cichowlas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.