EX VOTO – premierowe opowiadanie Grahama Mastertona! (Część 1/2)

Graham Masterton, wraz z redakcją swojej oficjalnej polskiej strony, przygotował dla naszych Czytelników nie lada niespodziankę. Udzielił on bowiem zgody na przekład jego najnowszego, premierowego opowiadania, zatytułowanego EX VOTO, które zostało przygotowane do mającej ukazać się w 2012 roku  charytatywnej antologii SLICES OF FLESH, zawierającej tzw "flash fiction", czyli teksty składające się z mniej niż 1500 słów. W związku z tym przestawiamy Wam EX VOTO – opowiadanie z 2011 roku, które w języku polskim można znaleźć ekskluzywnie tylko na naszej stronie. Miłej lektury!

EX-VOTO
GRAHAM MASTERTON

   – Señor Foster!  Tędy,  señor!

            Henry wyszedł z cienia wprost na słońce, na sam środek targowiska. Dookoła sprzedawano ze straganów melony, miechunki pomidorowe, zdobione skórzane pasy, szale, święte statuetki, lepkie ciasteczka, szczotki do szorowania naczyń i butelki płynu do czyszczenia podłóg Radiante.

            Muzyka mariachi głośno grała z konkurujących ze sobą głośników, niestabilnie przeciągniętych na szczyty straganów, a okrzyki, śmiechy, szczekanie psów i skrzek papug były tak ogłuszające, że Henry miał wrażenie, iż znalazł się w środku jakichś zamieszek.

            Dogonił Esmeraldę, która niespodziewanie złapała go za rękę, jakby był dzieckiem, a nie czterdziestopięcioletnim mężczyzną z rzednącymi, brązowymi włosami i w trzepoczącym, białym, lnianym garniturze.

            – Wspominałeś, że chcesz kupić pamiątki, señor – przypomniała mu.

            – No tak. Ale chodziło mi o coś kunsztownego, no wiesz. Oczywiście coś meksykańskiego, ale w miarę gustownego. Nie mogę podarować szefowi wydziału socjologii plastikowego kaktusa.

            – Znajdziemy coś, señor – powiedziała Esmeralda i dalej holowała go przez tłum. Henry nie miał innego wyjścia, musiał iść za nią, jeśli nie chciał zostać stłamszony. Mężczyzna ze szparą między zębami chytrze spojrzał mu prosto w twarz, trzymając naszyjnik z naciągniętymi na niego czerwonymi papryczkami chilli.

           – Pokaż swojej dziewczynie, że jesteś ostry, señor!

           – Dziękuję, ona jest moim przewodnikiem – rzekł Henry. – Nie dziewczyną.

Nie widział, czemu poczuł się zobligowany, by to powiedzieć. Esmeralda była przecież oszałamiająco piękna, miała lśniące, brązowe loki, kocie oczy i usta, które sprawiały, że wyglądała, jakby ciągle się dąsała. Problemem było to, że była wystarczająco młoda, by być jego córką.

            – Wiem co ci kupimy! – wykrzyknęła, ciągnąc go przez gryzący dym, który unosił się nad straganem z carne asada, grillowanym mięsem. – Jestem na sto procent pewna, że ci się spodoba!

            Poprowadziła go w stronę zacienionej uliczki, znajdującej się z boku targowiska, gdzie starzy mężczyźni z twarzami niczym pomarszczone tykwy siedzieli na progach i palili. Na końcu uliczki stał prowizoryczny stragan, skonstruowany ze skrzyń, koców i worków.

            Prymitywnie pomalowany znak na straganie głosił Retablos. W środku, na kuchennym krześle, siedziała kobieta ze sztalugą, nakładając na małą, metalową płytę emalie z dwudziestu czy trzydziestu różnych, jasnych garnuszków.

               Buenos días – powiedziała Esmeralda. –  Mi amigo quiere comprar un retablo.

            Kobieta odwróciła się do nich. Musiała mieć jakieś czterdzieści lat. Miała wysokie, charakterystyczne kości policzkowe i powieki opadające na oczy lśniące i bezbarwne niczym łożyska kulkowe. Wokół głowy miała owinięty czarny szal, nosiła czarną sukienkę w szare, wijące się wzorki.

            – Ach – mruknęła głosem tak głębokim i gardłowym, jakby paliła paczkami Delicados odkąd tylko nauczyła się oddychać. – Czekałam na ciebie, señor.

             – Słucham? – zapytał Henry.

            Nie mówiąc nic więcej, kobieta wstała i poszła na tyły straganu. Przyniosła małą paczuszkę owiniętą gazetą i wręczyła ją im.

             – Co to jest? – spytał ją Henry.

            – Twój retablo, señor. Ex-voto.

            Zdezorientowany, Henry odwinął gazetę. W środku znajdowała się cienka, metalowa płytka z namalowanym obrazkiem, zupełnie niczym komiksowy pasek. Ukazywał miejską ulicę z tłumem ludzi stojących na chodniku. Mężczyzna w białym garniturze leżał na środku ulicy z jedną ręką przygwożdżoną przez podwozie wywróconej ciężarówki. Odcinał własne ramię dużą piłą, a krew pokrywała jego cały rękaw.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.