Recenzja książki UCIEC PRZED KOSZMAREM

Trzeci zbiór opowiadań Grahama Mastertona zawiera jedynie osiem nowych opowiadań, a nie czternaście, jak zdążyły nas przyzwyczaić wydawane dotąd zbiory. Zmienia się też szata graficzna, widać, że wydawnictwo „Prima” zaczyna powoli rodzić „Albatros”, a projekt graficzny okładki zostanie już z Mastertonem na długie lata, właściwie aż po dziś dzień.

Być może właśnie mniejsza ilość tekstów pozwala uwypuklić ich różnorodność. Po przedmowie, Graham zaprasza nas do rodzinnej Szkocji, w której umiejscowił subtelne opowiadanie „Obecność aniołów”. Jest to historia o miłości i opiekuńczości pewnego rodzeństwa. Graham przy okazji demaskuje pewną zakorzenioną głęboko w świadomości ludzkiej symbolikę. Być może nikt z nas już nigdy nie spojrzy tak samo na wizerunek anioła.

„Żarłoczny księżyc” to mroczna, tajemnicza opowieść o obsesji, która łatwo może zagrozić ludzkiemu życiu. Aż do zaskakującego finału nie wiadomo, co odpowiada za tajemnicze wydarzenia, a kiedy prawda wychodzi na jaw, nie chcemy już nigdy spojrzeć na … płatki śniadaniowe.

Umiejscowiony we Francji „Żal” to jeden z najambitniejszych i najsmutniejszych tekstów Mastertona. Oczywiście znajdziemy w nim seks, jak to u Mastertona bywa, ale pod jego warstwą kryje się piękna opowieść o żalu, bólu i sprawiedliwości. Historia ta zwraca szczególną uwagę na odpowiedzialność za swoje czyny. Być może ktoś po przeczytaniu jej stanie się lepszym człowiekiem?

„Sekretna księga Shih Tan” to niecodzienna opowieść kulinarna. Pewien dekadencki kucharz z Kalifornii za wszelką cenę stara się poznać sekrety tajemnej, chińskiej księgi kucharskiej, w której zawarte są przepisy na dania z ludzkiego mięsa. Wątki kanibalistyczne to dla Mastertona nie pierwszyzna, dlatego możemy się spodziewać obrzydliwego, mocnego, ale wciągającego tekstu.
Zaraz potem Graham zabiera nas w nostalgiczną podróż do Walii, gdzie poznajemy „Mężczyzn z Maes”. Jest to bardzo smutna i nastrojowa, a zarazem poważna historia tragicznie zmarłych, którzy wracają do swoich rodzin, by się z nimi pożegnać. Irlandzka „Nieprawdopodobna historia” to z kolei długie, wciągające opowiadanie o kobiecie, której marzenia i życzenia mogą się spełnić. Prowadzi to do nieprzewidzianych, często tragicznych konsekwencji, a mistyczny, magiczny klimat zielonej wyspy podsyca atmosferę niepokoju.

„Dusząca Kate” to perwersyjna, seksualna opowieść o mężczyźnie, który osiągał stan najwyższego podniecenia, kiedy ocierał się o śmierć. Jest to historia z pogranicza horroru i pornograficznych opowieści BDSM, stanowiąca „Eryka Paszteta” tego zbioru. Jak widać autor musi wrzucić przynajmniej jeden kontrowersyjny tekst do swojej antologii.

Na zakończenie Masterton robi wszystkim swoim fanom niespodziankę. Zabiera nas do Nowego Jorku, domu Harry’ego Erskine’a  – doskonale znanego bohatera serii „Manitou”. W opowiadaniu „Wnikający duch” Misquamacus odradza się w córce głównego protagonisty – Lucy. Erskine po raz kolejny będzie musiał zmierzyć się z pradawnym złem. Opowiadanie to jest ciekawym uzupełnieniem historii indiańskiego czarownika, znanej z pełnowymiarowych powieści Brytyjczyka.

„Uciec przed koszmarem”, wydana też w Albatrosie w 2007 roku pod tytułem „Strach ma wiele twarzy” to świetna antologia bardzo dobrych tekstów Grahama Mastertona. Nie znajdziemy w niej tekstu słabego, czy nudnego, a różnorodność przedstawionych fabuł przykuje nas do książki i zmusi do przeczytania jej od deski do deski. 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Prima
Rok wydania: 1996
Liczba stron: 271
Format: 12 x 19,5
Ocena recenzenta: 10/10
  

Recenzja książki CZTERNAŚCIE OBLICZY STRACHU

Nie trzeba było długo czekać, by zbiór opowiadań Grahama Mastertona „Dwa tygodnie strachu” doczekał się kontynuacji. Na brak pomysłów autor nie narzeka, dlatego też skompletowanie kolejnych 14 tekstów nie było większym problemem. Założenie było podobne, forma pozostała ta sama. Pytanie tylko, jak prezentuje się poziom kolejnych tekstów?

Po krótkiej przedmowie otrzymujemy równie krótki pierwszy tekst. „Jajko” na zaledwie pięciu stronach przedstawia jedną z najpiękniejszych historii, jakie wyszły spod pióra Mastertona. Jest to opowieść o bezgranicznej, nieuwarunkowanej miłości, a ostatnie zdanie jakim raczy nas autor, po prostu wgniata w fotel. Po tej angielskiej historii przenosimy się do Belgii, by poznać tajemniczą moc kamiennych posągów w opowiadaniu „Szara madonna”. „J.R.E. Ponsford” to wzruszająca opowieść o samotności w nowym miejscu, magicznych rytuałach, a także o potędze przyjaźni. „Dziecko Voodoo” to alternatywa historia śmierci Jimiego Hendrixa. Masterton był zainspirowany twórczością artysty, raz nawet się z nim spotkał. Być może talent Hendrixa nie był naturalny, a jego źródło pochodziło z pradawnej magii?

Ewidentnie każdy zbiór musi mieć swojego Eryka Paszteta. „Czternaście obliczy strachu” posiada „Obiekt seksualny”. Erotyka zamienia się w tym tekście w pornografię, a poziom obrzydzenia i ekstrawagancji sięga zenitu. Opowiadanie o kobiecie, która przekroczy wszelkie granice, by spełniać zachcianki swojego męża w rzeczywistości jest głębsze, niż to się z pozoru wydaje. To przestroga względem uprzedmiotowiania seksu, a także krytyka próżności i konformizmu. „Porwanie Pana Billa” jest ciekawą wariacją na temat historii Piotrusia Pana. Powinna interesować nas, ponieważ w pewnym momencie w treści pojawiają się polskie naleciałości. Umiejscowiony w Niemczech „Dywan” to opowieść o młodzieńczych lękach, fantazjach i nieograniczonej wyobraźni, będąca jednocześnie chyba jedyną w dorobku Grahama opowieścią o wilkołakach. „Matka wynalazku” pokazuje nam opętańcze uczucie, wykorzystujące główny motyw „Frankensteina” na potrzeby historii o miłości, której nie pokona nawet śmierć. To przewrotna i groteskowa historia, która niestety odstaje trochę poziomem od pozostałych.

„Apartament ślubny” to historia o klątwie, która rzucona została na mężczyznę przekraczającego granicę seksu. Dziejący się w Harlemie „Korzeń wszelkiego zła” to mroczna, ale metaforyczna opowieść o różnicach religijnych. Masterton wykazuje w niej, że zarówno Chrześcijanie, jak i Muzułmanie mają swoje demony, a kiedy przychodzi nam się z nimi zmierzyć, nasze korzenie nie mają znaczenia. „Will” to wywrócona do góry nogami historia Williama Szekspira, który zaprzedał duszę pradawnym stworom, by stać się tym, kim był. Masterton snując tę historię robi niejednokrotnie ukłon w stronę mitologii Lovecrafta. „Serce Helen Day” to zaskakująca opowieść o dawnej zbrodni, której echa odbijają się po dzień dzisiejszy. Kiedy główny bohater je usłyszy, może być już dla niego za późno.

„Skarabeusz z Jajouki” zabiera nas do malowniczego Maroka, gdzie przekroczymy kolejne granice seksu. Bohaterowie zrobią wszystko, by zaznać niewypowiedzianej, niedostępnej dla nikogo ekstazy, nawet jeśli w tragicznym finale będą musieli zaryzykować swoje życie. Na zakończenie Graham raczy nas tekstem „Kształt bestii”, w którym po raz kolejny wyobraźnia i sposób postrzegania dziecka zabierze nas w magiczny świat fantazji. Tekst kończy się jednak przewrotnym, krwawym finałem, który przedstawia takie wartości jak miłość do rodziny.

Drugi zbiór opowiadań Mastertona trzyma wysoki poziom i zapewnia długie godziny satysfakcjonującej rozrywki. W niektórych tekstach brak jednak słynnego Mastertonowskiego „pazura”, a powielenie niektórych motywów każe obciąć ocenę o jedno oczko. Nadal jednak jest to godna polecenia książka i świetny dowód na to, że Brytyjczyk radzi sobie z krótkimi formami równie dobrze, co z długimi.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Prima
Rok wydania: 2000
Liczba stron: 271
Format: 12 x 19,5
Ocena recenzenta: 9/10
  

Recenzja książki DWA TYGODNIE STRACHU po raz trzeci

Mówi się, że największym wyzwaniem dla pisarza nie jest napisanie powieści, a dobrego, wciągającego opowiadania. Graham Masterton również wyznaję tę zasadę i często powtarza te słowa w wywiadach, których udziela. Na przestrzeni setek stron możliwe jest wszystko. Łatwiej stworzyć przekonujących bohaterów, wiarygodne tło i logiczną, spójną, porywającą fabułę. Jak jednak dokonać tej sztuki mając do dyspozycji 20 stron? Albo jeszcze mniej? Cóż, Brytyjczyk jest osobą, która potrafi tej sztuki dokonać. Nawet 14 razy pod rząd.

„Dwa tygodnie strachu” to debiutancki zbiór opowiadań Mastertona, który jak zapewnia autor, potrafi sprawić, że czytelnik spędzi 14 bezsennych nocy (zakładając, że będzie czytał jedno opowiadanie dziennie, co jest sztuką, gdyż lekturę po prostu ciężko przerwać). Każda historia poprzedzona jest notką odautorską, w której znajdziemy dokładne miejsce akcji danego opowiadania, a także kilka uwag na temat okoliczności powstania tekstu. Zabieg ten bardzo pomaga poznać lepiej samego pisarza, a niejednokrotnie ułatwia zrozumienie treści i wczucie się w klimat opisywanych scenerii.

Zbiór zaczyna się krótkim, metaforycznym tekstem „Bestia pośpiechu” umiejscowionym w Anglii. Graham snuje historię Kevina, którego największym wrogiem jest strach. W finale dowiadujemy się co się stanie, kiedy strach nabierze realnych kształtów i dopadnie człowieka po latach.

Chwilę potem Graham zabiera nas do Holandii, gdzie obleczeni zostajemy w skórę „Odmieńca” w przewrotnym tekście o zgubnym pożądaniu. W Szkocji „Dziedzic Dunain” da nam lekcję pokory, która powinna zastąpić próżność i dążenie do perfekcji. W Nowym Yorku dowiemy się, że przemijanie i zazdrość przychodzą „Zawsze, zawsze później”. Ociekający krwią styl Mastertona poczujemy jednak dopiero, kiedy poczęstuje nas „Daniem dla świni”. Ta krótka opowieść gore jest w zasadzie pretekstem do pokazania bólu umierania i motywu zemsty zza grobu, jednak plastyczność opisów jatki sprawia, że kiedy tylko przestanie nam się chcieć wymiotować, pochylimy się nad kunsztem tego krótkiego horroru.  Przepełnione magią „Serce z kamienia” to spokojna i tajemnicza opowieść o miłościwej opiece, która nie zna granic, a „Kobieta w ścianie” to klasyczna, piękna i przerażająca „ghost story” o poszukiwaniu sprawiedliwości, zemście i śmierci. Uff, a to dopiero połowa…

„Stworzenie Belindy” to magiczna, bajeczna opowieść o spełniających się życzeniach. Dopóki nie przerodzi się w prawdziwy, przyprawiający o dreszcze horror. Uderzenie między oczy przychodzi jednak dopiero wtedy, kiedy zaczynamy czytać „Eryka Paszteta”. To legendarne opowiadanie przyniosło autorowi niesławę i często musiał się za nie tłumaczyć. Dlaczego Masterton napisał tak ohydny, krwawy, przerażający i zboczony tekst? Żeby sprawdzić, jak daleko może postawić granicę. No więc może bardzo daleko, a na dodatek nie ma problemu z przekroczeniem jej o kilka kilometrów. Historia chłopca, który opatrznie zrozumiał za młodu słowa matki i stał się jednym z najbardziej krwiożerczych psychopatów sprawiła, że magazyn, który wydrukował tekst został zamknięty. Wypadek przy pracy, ot co.

Masterton wzniósł się na wyżyny obrzydliwości, ale tempa nie zwalnia. Przepełnione erotyką „Rokoko” to świetny tekst o chciwości i iluzji, z powalającym zakończeniem. Autor zaprasza nas później na „Bedford Row 5a”, gdzie poznajemy prawdziwą potęgę dobrego seksu, a także cenę, jaką trzeba za niego zapłacić. Groteskowe to opowiadanie, ale na pewno ciekawe i wciągające. We Francji Graham przedstawia nam alternatywną wersję historii Joanny D’Arc. Okazuje się, że „Święta Joanna” nie była wcale taka niewinna, a przerwać jej haniebne działania może tylko bohaterski czyn.  „Szósty człowiek” to opowieść o skrajnym wyczerpaniu, rozpaczy i samotności na biegunie południowym. To alternatywna historia podróży Roberta Falcona Scotta na Antarktydę, oczywiście z odpowiednim, horrorowym smaczkiem. Wieńczące zbiór opowiadanie to „Gra bi-dżing”, jeden z ulubionych tekstów samego autora. Będziemy uczestnikami gry, w której stawką nie są pieniądze, a lata życia. Bohaterowie postawią na szali swoją młodość, a w przewrotnym finale dowiemy się, że w grze tej nikt tak naprawdę nie wygrywa.

Zbiór „Dwa tygodnie strachu” to gwarancja obcowania z 14 bardzo dobrymi tekstami, z których każdy pokazuje zupełnie inne oblicze grozy. Czasem jest to brutalna przemoc, czasem wyuzdany seks, czasem potwór kryjący się pod łóżkiem, albo w szafie. Za wszystkim tym zawsze czai się jednak strach, który Masterton funduje nam za pomocą tych wciągających i oryginalnych historii.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Prima
Rok wydania: 2000
Liczba stron: 303
Format: 12 x 19,5
Ocena recenzenta: 10/10
  


MANITOU w nowym GRABARZU

W sieci dostępny jest już nowy, szesnasty numer GRABARZA POLSKIEGO. Znajdziecie w nim między innymi recenzję książki MANITOU autorstwa Piotrka Pocztarka i wiele, wiele innych znakomitości…

www.grabarz.net/

Ekskluzywny wywiad z Grahamem Mastertonem! Warszawa, 18 maja 2009 Część 1/4

Po Dniach Fantastyki we Wrocławiu, na których ja i Robert prawie cały czas spędzaliśmy z Grahamem i Wiescką, przyszła pora na indywidualny wywiad. Podczas obiadu we wrocławskiej restauracji Graham przyznał, że ma dość rozmów na których padają wiecznie te same pytania. Wspólnie ustaliliśmy, że na ekskluzywnym wywiadzie poruszymy głównie oryginalne kwestie, a Graham obiecał zdradzić kilka niepublikowanych nigdzie szczegółów. Tylko u nas dowiecie się co Graham myśli o nowych filmach, Dniach Fantastyki we Wrocławiu, nowopowstającej książce na jego temat, razem z nimi jego żoną Wiescką spojrzycie krytycznym okiem na filmowy horror, oddacie hołd Jackowi Palance’owi, pośmiejecie się z dowcipu Mastertona, a także zostaniecie świadkami niezwykłego wyznania miłosnego!

Piotr Pocztarek: Witam ponownie! Przez ostatnie kilka dni spotykaliśmy się tyle razy, że aż boję się zadawać Ci kolejne pytania. Obiecałeś, że ujawnisz nam kilka nowych kwestii, a ja zamierzam Cię z tej obietnicy rozliczyć.

Graham Masterton: Witam czytelników Grabarza Polskiego. Przyjechałem do Polski między innymi po to, by promować moją nową powieść – „Muzyka z zaświatów”. Ale o obietnicy pamiętam.

No to zaczynamy. Byłeś ostatnio we Wrocławiu…

No tak jakoś… wczoraj (śmiech)

Jak Ci się tam podobało?

Kocham Wroclaw. Wrocław. Lepiej tego nie potrafię wymówić. To ładne miasto, nie ma przytłaczającego, historycznego klimatu, ale jest bardzo odprężające. Przyjechałem do Warszawy i tutaj wszystko jest, no wiesz, szybsze. Tam miałem więcej możliwości by odpocząć i porozmawiać z fanami, zwłaszcza tymi, którzy byli obecni na Dniach Fantastyki. Odbyłem wiele rozmów, zwłaszcza z tobą i z Robertem, na przykład na wspólnym obiedzie!

Zwłaszcza z nami, bo byliśmy wszędzie i nie mogłeś nas uniknąć ! (śmiech). A właśnie, jak smakowało jedzenie?

Bardzo dobre. Dziczyzna była wyśmienita.

Ale nie mieli bigosu… nigdy im tego nie wybaczę! (śmiech)

Jak można iść do polskiej restauracji, w której nie ma bigosu?!

Przepraszam… bardzo przepraszam (płacz).  A jak podobała Ci się cała impreza, jaką były Dni Fantastyki?

Uważam, że to bardzo ważne, by czytelnicy, entuzjaści i fani mieli możliwość zebrania się w jednym miejscu i porozmawiania. Kiedy piszesz, przez większość czasu siedzisz samemu. Cały dzień tylko ty i komputer. Warto spotkać się z ludźmi, którzy czytają twoje książki i wysłuchać tego co o nich myślą. Niektóre pytania, które zadają czytelnicy, są wielką niespodzianką. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale często okazuje się, że czytelnik zapoznał się z książką i ma zupełnie inny punkt widzenia na jej temat, niż autor miał podczas pisania. Takie spotkania są wspaniałe, a inicjatywy, takie jak Dni Fantastyki są dobre zarówno dla mnie, jak i dla czytelników. A właśnie, zauważyłeś tam „człowieka-mątwę”? Pana kalmara z „Gwiezdnych Wojen”? Orientujesz się, z której części on się wziął?

 Nie przepadam za „Gwiezdnymi wojnami”, więc nie wiem. A Ty lubisz „Gwiezdne wojny?”

Wiescka : Wczoraj widzieliśmy się z Andrzejem (Kuryłowiczem) i też spytaliśmy go o „człowieka-mątwę”. Jedyne co odpowiedział, to „nie lubię Star Wars”.  

Graham Masterton: Ech, człowiek-krewetka.

Tak, a za rok motywem przewodnim będzie pewnie „Star Trek” i będziemy oglądać filmy na okrągło. Star Trek ma pewnie ze 30 sezonów, każdy pewnie po 24 odcinki, do tego z 15 filmów pełnometrażowych. Będzie co robić!

No to obejrzymy wszystkie! (śmiech)

Tak na poważnie – nie oglądałem nigdy Star Treka. Przysięgam.

Graham Masterton:  Andrzej Kuryłowicz widział ten najnowszy film. Mówił, że bardzo mu się podobał.

Wiescka : Widział też „Anioły i demony” z Tomem Hanksem, na podstawie powieści Dana Browna. Stwierdził, że to straszne nudy.

Graham Masterton: Kod da Vinci też był nudny.

Książka była nudna, film był jeszcze nudniejszy, ale dosyć o filmach. Wiem, że dwóch twoich fanów, nie pamiętam imion, ale to mogą być Piotr i Robert, piszą właśnie książkę o Grahamie Mastertonie…

A tak, chyba właśnie tak mają na imię (śmiech). Bardzo mi to pochlebia. Wydaję mi się, że czytelnicy mogą czytać wiele książek, ale wcale nie znać osoby autora, chociaż chcieliby wiedzieć więcej na jego temat. Taka książka może być bardzo pomocna i dać jakieś wyobrażenie na temat tego, jaki naprawdę jest pisarz. Bardzo często zdarza się, że autor jest zupełnie inną osobą, niż bohaterowie powieści, których poznajecie podczas czytania. Ludzie często pytają mnie : „Czy to ty jesteś Harry Erskine”. Oczywiście występują między nami pewne podobieństwa, na przykład Harry ma poczucie humoru. W książce Piotra i Roberta dowiecie się jaki naprawdę jestem.

Jaki wkład zamierzasz wnieść do tej książki? Czy napiszesz jakieś nowe teksty?

Tak! Znajdziecie w niej wiele niepublikowanych nigdzie wcześniej tekstów. Książka zawierać będzie między innymi oryginalne zakończenie powieści „Manitou”, które nigdy nie zostało tu wydane. Przeczytacie również kilka moich wierszy.

Czytałem te wiersze. Jeden z nich był napisany specjalnie dla twojej żony, Wiescki. Czy teraz często zdarza ci się pisywać poezję? Wiem, że większość wierszy powstało, kiedy miałeś 17 lat!

Zgadza się. To było bardzo dawno temu. Nadal okazyjnie pisuje wiersze. Ostatnio napisałem poemat na pożegnanie Irlandii, kiedy opuszczaliśmy ten kraj. Wyrażałem w nim swoje uczucia, swój żal. Irlandia to miejsce, w które nigdy nie możesz całkowicie wniknąć. Nigdy nie będziesz w pełni zaakceptowany, choćbyś nie wiem jak długo tam mieszkał.

CDN…



Ekskluzywny wywiad z Grahamem Mastertonem! Warszawa, 18 maja 2009 Część 2/4

A zdaje się, że lubisz dużo podróżować. Umieszczasz akcję swoich powieści w różnych krajach. Fabuła „Muzyki z zaświatów” ma miejsce w trzech różnych krajach, prawda? Możesz nam opowiedzieć coś więcej o tej powieści, jej bohaterach i umiejscowieniu akcji?

To co chciałem osiągnąć pisząc „Muzykę z zaświatów” to pokazanie historii o duchach, które chcą dokonać zemsty na ludziach, którzy ich zabili. Oczywiście same nie mogą tego dokonać, bo są niematerialne. Nie mają „substancji”, powłoki cielesnej. Muszę więc szukać pomocy u żyjącej osoby, która zrobi to za nich. Taką osobą jest nasz bohater, muzyk, autor popularnych piosenek do filmów i reklam. Spotyka on piękną, atrakcyjną dziewczynę, która wprowadza go do świata duchów. Muzyk zakochuje się w niej, a ich romans pomaga mu zrozumieć demony przeszłości. Kilka duchów Gideon (tak ma na imię główny bohater) poznaje w Sztokholmie, gdzie wiele lat temu razem z Wiescką pracowaliśmy.

Dla magazynu Private?

Tak, magazyn pornograficzny. To było jak praca u rzeźnika (tu Masterton skrzywił się na wspomnienie tego niezbyt lubianego przez niego okresu zawodowego). Potem akcja przenosi się do Londynu, a na końcu do Wenecji. Chciałem zabrać czytelników w podróż nie tylko do świata duchów, ale również w inne interesujące miejsca. Napisałem więc przewodnik turystyczny po Sztokholmie, Londynie, Wenecji i świecie duchów! (śmiech).

….czy ona jest duchem…?

Nie powiem ci!

Wybacz, ale nie przeczytałem jeszcze powieści.

Dostałeś ją dwa dni temu.

Porozmawiajmy teraz o twoich planach. Wiem, że zapowiedziałeś powieść „Fire spirit”, kolejną część cyklu Manitou „Armageddon”. Podobno musiałeś napisać zakończenie „Armageddonu” jeszcze raz, ponieważ nie było wystarczająco dramatyczne i wybuchowe?

„Manitou : Armageddon” – taki był tytuł roboczy, ale wydana będzie prawdopodobnie po prostu jako „Armageddon”. Wiescka czyta moje książki jako pierwsza, nim ktokolwiek dostanie je w swoje ręce, co jest jedną z najbardziej wartościowych przewag, jakie mam. Mogę napisać pierwszy rozdział, a ona powie „nie podoba mi się to, jest głupie i nudne”, albo coś w tym rodzaju. Zazwyczaj pisarz tworzy wszystko sam i nikt w to nie ingeruje. Ja mam wsparcie. Wiescka przeczytała zakończenie „Manitou : Armageddon” i pomimo, że całość jej się podobała, stwierdziła, że zakończenie jest bardzo ciche. To tak jakbym chciał, by moi bohaterowie spokojnie odjechali w stronę zachodzącego słońca, niczym w filmach o kowbojach. Wiescka stwierdziła, że brak tu wyraźnego punktu kulminacyjnego – po pięciu powieściach, jednym opowiadaniu i jednym kretyńskim filmie! (śmiech). Potrzebowaliśmy czegoś bardziej ekscytującego. Oczywiście zgodziłem się i dopisałem 20 dodatkowych stron, na których nasz bohater Harry Erskine (który nie całkiem jest mną!) zmierzy się z przerażającym indiańskim szamanem Misquamacusem. Staną ze sobą twarzą w twarz i … porozmawiają sobie. I powiem wam coś! Misquamacus powie do Harrego Erskine’a : „Myślisz że jesteś silnym szamanem? Myślisz, że jesteś silnym medium? No więc nie… nie jesteś!” (śmiech).

Wow! Obiecujesz więc, że czytelnicy przeżyją prawdziwy koniec świata?

Tak, dostaną Armageddon!

Wspominałeś, że część historii przedstawionej w „Armageddonie” pierwotnie miało być podstawą do zupełnie innej książki. Chodzi tutaj o masową ślepotę.

Zgadza się. Miałem napisać thriller, w którym każda osoba w Stanach Zjednoczonych traci wzrok. To miało być coś w stylu „Zarazy”, albo „Głodu”, powieść katastroficzna. To nadal jest powieść w tym stylu, ma wszystkie części składowe tego gatunku literackiego, z tym że cała katastrofa jest winą Misquamacusa, a nie jakiejś tam choroby (śmiech). Bardzo ciężko znaleźć w tych czasach odpowiedniego łajdaka. Nie można już za wszystko winić Rosjan, jak kiedyś! (śmiech). Kogo więc można było obwinić?

Indiańskiego szamana?

Indiańskiego szamana! Oni są zawsze pod ręką, jeśli szukasz dobrego złoczyńcy (śmiech).

Wróćmy do pozostałych zapowiedzianych przez Ciebie książek.

Po ukończeniu „Armageddonu” pracuję teraz nad książką zatytułowaną wstępnie „Fire spirit”. Zaczyna się ona bardzo spokojnie, kilkoma groźnymi pożarami. Bohaterka prowadzi śledztwo w sprawie podpaleń. Szybko odgrywa, że przyczyna podpaleń jest raczej… apokaliptyczna. Najbardziej interesującą rzeczą w tej książce będzie wyjaśnienie, co się dzieje z każdym człowiekiem po jego śmierci. Więc jeśli chcecie się dowiedzieć co się z Wami stanie kiedy umrzecie, przeczytajcie tę książkę, a ja Wam powiem.

Książka nie jest nawet skończona, a ja już się boję…  Wspominałeś, że tą powieścią powrócisz do korzeni własnego pisarstwa, do czasów, w których powstał między innymi „Wyklęty”?

To będzie coś w tym stylu. W tej książce występuje jeden z moich ulubionych bohaterów. Nazywa się „The Creepy Kid” (Pełzający, wywołujący ciarki, lub po prostu dziwny dzieciak).

Brzmi zupełnie jak ja! (śmiech)

Nazwałem go „Dziwny dzieciak” bo… jest dziwny! (śmiech)

Kolejne pytanie dotyczyć będzie twojego stylu pisarskiego. Zmienił się. Kilka lat temu tworzyłeś brutalne, krwawe horrory, ale teraz twoje powieści są bardziej grzeczne, mniej agresywne. Weźmy chociażby „Piątą czarownicę”, czy „Wendigo”. W nowych powieściach nie znajdziemy już takich scen jak na przykład w pierwszym rozdziale „Czarnego Anioła”.

Myślę, że w „Fire Spirit” znajdziecie to, czego szukacie. Jak wspominałem, wracamy do korzeni. Przemoc będzie jednak uzasadniona, nie pojawia się bez wyraźnej przyczyny. Tak jak wspominałeś, może być trochę ugrzeczniona. Morderca zapyta : „przepraszam, czy mógłbym odrąbać ci głowę?” (śmiech). A na poważnie – teraz staram się jeszcze bardziej pogłębić psychologię swoich postaci, uczynić ich bardziej wiarygodnymi i realistycznymi. Pracuję nad tym od lat, zmienia się przy tym mój styl, ale dzięki temu jesteście w stanie wyobrazić sobie, że to wy jesteście bohaterami tych powieści, albo chociaż znacie tych bohaterów bardzo dobrze. Wkładam cały wysiłek w to, by czytelnik za każdym razem czuł, że znajduje się wewnątrz powieści, a nie tylko czyta książkę.

CDN…


Ekskluzywny wywiad z Grahamem Mastertonem! Warszawa, 18 maja 2009 Część 3/4

Staram się wybrać pytania tak, byś nie musiał odpowiadać ciągle na te same…

A chcesz dostać inną odpowiedź?

No to spróbujmy. Skąd czerpiesz swoje pomysły?

Dobra. No to słuchaj. Kiedy byłem dzieckiem, miałem 11 lat, mój ojciec służył w armii na terenie Niemiec. Odwiedzałem go w każde wakacje. Lubiłem połazić sobie po sklepach. Wszedłem kiedyś do pewnego starego sklepu w Bitterfeld. Znalazłem tam metalowe pudełko, stare i zardzewiałe, ale z ładnymi zdobieniami i małym zameczkiem. Kupiłem je za 50 fenigów. Zabrałem je do domu, otworzyłem i … wszystkie pomysły już tam były! (śmiech). Za każdym razem kiedy wykorzystam jakiś pomysł, podchodzę do tego pudełka, otwieram je i wyciągam kolejny. To fantastyczne.

To rzeczywiście inna odpowiedź. Pracowałeś jako dziennikarz…

No i trafiłeś w dziesiątkę. Stąd właśnie biorą się moje pomysły. Potrafię wybrać jakąś współczesną historię, odnaleźć starą legendę i zmieszać je ze sobą.

Brakuje ci pracy dziennikarza? Chciałbyś kiedyś do tego wrócić?

Bardzo mi się ta praca podobała. Zwłaszcza praca reportera w gazecie. Każdego dnia poznawałem nowych ludzi, często bardzo szczęśliwych, rozmawiałem z nimi bo akurat wygrali na loterii, albo zwyciężyli w sportowym turnieju. Czasem byli to ludzie bardzo zdenerwowani, bo akurat ktoś zginął na ich oczach, a oni musieli o tym opowiedzieć. Lubiłem spotykać i poznawać nowych ludzi. Miło wspominam również pracę dla magazynu „Penthouse”. Jako redaktor naczelny mogłem zatrudnić wielu świetnych autorów tekstów. Miałem ogromny budżet do rozdysponowania. Stać mnie było, by zatrudnić bardzo dobrych ludzi, takich jak Kingsley Amis, Jan Cremer, czy Jim Ballard. Miałem okazję, by się z nimi zaprzyjaźnić. Podobał mi się seksualny wydźwięk tego magazynu. I podobał mi się stan naszego konta. Mogłem wydawać ile tylko chciałem. Ale to szokujące, kiedy nagle zaczynasz pracować dla samego siebie. Nikt nie stawia ci wtedy lunchu, sam musisz zapłacić. (śmiech).

Powiedzmy to ostatecznie wszystkim czytelnikom. Gdyby miał powstać remake filmu „Manitou”, kogo chciałbyś zobaczyć w roli Harry’ego Erskine’a? 

Graham Masterton: Wiescka bardzo by chciała, by zagrał Brad Pitt (śmiech). Ja nie jestem pewien. Obecnie niewielu aktorów potrafi jednocześnie zagrać poważnie i zabawnie.

Wiescka : George Clooney by się nadawał!

Graham Masterton : George Clooney chyba jest za poważny… chociaż nie, grywa też w komediach. No dobrze, jest to jedna z możliwości.

Wiescka : Albo ten z „Parku Jurajskiego”, jak mu tam… Jeff Goldblum!

Graham Masterton : Nie jest aż tak przystojny, by zagrać kogoś kto jest po części mną! (śmiech).

A kto by zagrał Misquamacusa?

A znasz jakieś karły? We Wrocławiu było ich trochę. Ale nie, teraz potrzebujemy kogoś dużego. Misquamacus wrócił w pełni sił i jest duży. Może George Clooney zagrałby Misquamacusa?

Nie, jest zbyt ładniutki by grać Misquamacusa. Może Ron Perlman? Albo Steve Buscemi?

Graham Masterton : Albo Jack Palance. Ale on chyba nie żyje…

Wiescka : I to od kilku lat…

No to chyba już za późno.

Chyba, że go wykopiemy.

No to łapmy za łopaty. Skoro mówimy o filmach – wspominałeś, że nie podobały Ci się „Piła”, „Hostel”, a „Blair Witch Project” był największym rozczarowaniem. Które horrory Ci się zatem podobały?

Wieska i ja obejrzeliśmy zeszłego wieczoru „Lustra” z Kieferem Sutherlandem. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym filmie.

To remake koreańskiego filmu.

Naprawdę? Uważam, że to był świetny film. Dostrzegłem sporo podobieństw do pomysłów, jakie sam miewałem w swoich powieściach. Postacie rozwijały się w podobny sposób. To był doskonały film. Był straszny. Nie to co to nowe, fabularne „Z archiwum X”.

To rzeczywiście była klapa. A serial był taki dobry…

Tak. Oba pełnometrażowe „X-files” dały ciała. Podobał mi się jeszcze „Ring”, zarówno oryginał, jak i remake. Amerykańska wersja była nawet niezła. Bardzo lubię też oryginalny „Dark waters”. Ale remake nadawał się do śmietnika. Lubię takie dziwaczne filmy.

A widziałeś „Funny Games”

Nie.

To psychologiczny thriller, w którym dwóch morderców dręczy spokojną rodzinę. Przychodzą pożyczyć kilka jajek, ale w miarę rozwoju fabuły zaczynają torturować domowników bez żadnego powodu. Ta przemoc nie jest nawet pokazana na ekranie, wszystko dzieje się w Twojej głowie. Słyszysz uderzenie kija golfowego, albo wystrzał z pistoletu, możesz znaleźć trochę krwi na podłodze, ale nie zobaczysz zmasakrowanego ciała. Cały horror rozgrywa się w głowie widza.

Wiescka : Widzisz Kochanie? A tobie zarzucili, że piszesz krwawe książki…

Graham Masterton : A tak, w „Wizerunku zła” jest taka jedna scena. Kiedyś podszedł do mnie jeden czytelnik i zaczął narzekać, że znienawidził tą scenę, w której mała dziewczynka zostaje pobita na śmierć, zupełnie jak foka okładana pałką. Stwierdził, że było tam za dużo krwi. Odesłałem go z powrotem do mojej powieści, by przeczytał ten opis jeszcze raz. Jedyne co tam było to zdanie „dziewczyna została pobita na śmierć, niczym foka na uboju”. Nic więcej. Czytelnicy widzieli rzeź fok w telewizji. Biedne, małe foki wykrwawiały się na lodzie. I ten obraz utkwił im w pamięci i myśleli, że dokładny opis pojawił się w mojej książce, chociaż wcale go tam nie było. Jedyne co zrobiłem, to poddałem pewną sugestię, by wywołać ten obraz. To znacznie skuteczniejsze. Wczoraj oglądałem też „ Johna Rambo” . Tam dopiero było dużo krwi. Oglądałeś czwartą część? Tę, która miała miejsce w dżungli?

Tak! Scena w której Rambo wyrywa jednemu z żołnierzy krtań. To było krwawe. Ale uważam, że film był całkiem niezły. A wiesz, że w pierwotnej wersji Rambo umiera? I wraca do życia, zupełnie jak Twoja bohaterka, Amelia Crusoe, która ginie w „Manitou” i powraca do życia w „Duchu zagłady”. Błąd autora?

To nie był mój błąd! To nowojorska policja popełniła błąd. Błędna identyfikacja spalonych ciał. Jest taki punkt temperatury, która uniemożliwia identyfikację spalonego ciała nawet po DNA. Zwykłe krematorium spala ciało w temperaturze 2500 stopni. Wtedy nie pozostaje praktycznie nic, nawet kości zostają zniszczone. To właśnie stało się z Amelią i MacArthurem. Nie powiedzieli mi o tym, że policja popełniła błąd. Narobili kłopotu, a ja jak idiota byłem pewien, że nie żyją.

CDN…

Ekskluzywny wywiad z Grahamem Mastertonem! Warszawa, 18 maja 2009 Część 4/4

Porozmawiajmy o twoich najbardziej znanych powieściach, takich jak „Rytuał”, czy „Katie Maguire”. Te powieści prawie zostały sfilmowane. Mariano Baino miał nakręcić „Rytuał” i nagle zniknął, a projekt upadł.

Mariano Baino przez całe lata starał się doprowadzić do ekranizacji „Rytuału”. Projekt miał być sfinansowany przez włoską wytwórnię filmową. Wykupili prawa, zdjęcia miały się rozpocząć w Macedonii. Wybrali nawet miasto na dokładną lokalizację akcji. Wybrali obsadę. I nagle cisza. Mariano Baino nigdy więcej się nie odezwał. Dzwoniłem, pisałem. Zniknął z powierzchni ziemi. Myślę, że dopadła go klątwa Manitou. Byliśmy z nim na obiedzie, rozmawialiśmy o projekcie, był bardzo podekscytowany. Zachowywał się tak głośno, że prawie wyrzucili go z restauracji!

Może też spłonął na pył? Albo dopadł go karzeł z „Rytuału”?

Nie mam pojęcia. Ale to wielka szkoda, to taki entuzjastyczny i bardzo miły facet. Może skończyły się pieniądze na projekt, a on za bardzo się wstydził, by mi o tym powiedzieć? Jeśli chodzi o ekranizację „Katie Maguire” – Daniel Scotto już od 8 lat stara się doprowadzić do sfilmowania tej powieści. Wielokrotnie przerabiał scenariusz, stara się znaleźć źródło dofinansowania. To właśnie finanse są problemem, zwłaszcza w czasach kryzysu. Znam kilka osób, które bardzo chcą zrobić film na podstawie którejś z moich powieści. Francuska wytwórnia filmowa chce zekranizować „Koszmar”. Ciężko jednak zebrać budżet, grupę utalentowanych aktorów i znaleźć dystrybutora. Nadal czekamy…

Jeśli „Koszmar” miałby zostać sfilmowany, które z zakończeń byś wybrał? Mało kto wie, że ta powieść ma dwa różne zakończenia.

W jednym zakończeniu bohaterka zostaje brutalnie zastrzelona przez żądnego zemsty mężczyznę, a w drugim jedzie na wycieczkę rowerową ze swoją córką. Pozwoliłbym reżyserowi dokonać wyboru, który bardziej by mu odpowiadał. Wydawcy stwierdzili jednak, że chcą bardziej szokujące zakończenie. Wielu ludzi było bardzo niezadowolonych, ponieważ polubili tę bohaterkę, a ona zginęła. To tylko fikcja! Ale jeśli czytelnik integruje się z postacią tak, że wstrząsa nim jej śmierć, traktuję to jako komplement dla siebie.

Lubisz wybrać sobie legendę, mit, albo świetnie znaną historię i wywrócić ją do góry nogami, tworząc alternatywną, ale wiarygodną wersję wydarzeń. Czy zostały jeszcze jakieś historie, które chciałbyś przerobić na własne potrzeby?

Tak! Jest jedna historia, którą bardzo chciałbym wykorzystać. „Wyspa skarbów” Roberta Louisa Stevensona. Piraci! To wspaniała książka, pełna świetnych postaci, takich jak Długi John Silver,  Billy Bones, ślepy Pew i cała reszta. Właściwie to pracuję nad powieścią, w której chce nadać zupełnie inne, ponadnaturalne wyjaśnienie tego, co działo się na Wyspie Skarbów. Opisanie tego będzie świetną zabawą. No i będę mógł cały czas mówić jak pirat! (śmiech)

Musisz mieć papugę, drewnianą nogę i hak!

Tu Graham postanowił opowiedzieć dowcip, który pozostawiam bez tłumaczenia:

Do you know why pirates are pirates?

Because they arrrrrrrrrr !

Szkoda, że nie mam kamery, nagrałbym to i wrzucił na Youtube (śmiech). Jesteś bardzo zabawny i dowcipny, a większość ludzi o tym nie wie. Nie zdają sobie sprawy, ponieważ w twoich książkach jest krew, przemoc, zło. Niektórzy twierdzą, że jesteś skrzywiony…

Graham Masterton : Ojej…

Wiescka : No przecież jest! (śmiech)

Graham Masterton : Jeśli spojrzysz na wszystkie książki jakie napisałem, stwierdzisz, że ludzie często reagują na krew i przemoc właśnie humorem. Często tak robimy. Jeśli jesteśmy naprawdę przerażeni, śmiejemy się. To naturalna reakcja.

Chciałem dopytać jeszcze o twoje opowiadania. Napisałeś „Wnikającego ducha”, który kontynuował wątki z serii „Manitou”. Napisałeś też „Burgery z Calais”, w których wystąpił znany z „Wojowników nocy” John Dauphin. Czy planujesz napisanie kolejnego opowiadania, który będzie sequelem którejś z twoich książek?

To możliwe. Opowiadania są bardzo intensywne, czasem ciężej napisać krótką historię, niż całą powieść. W książce masz możliwość rozwinięcia postaci, przedstawienia po kolei wynikających z siebie wydarzeń. Opowiadanie musi być oparte na solidnym pomyśle, bohaterowie muszą być wiarygodni, podobnie jak tło, a na dodatek zakończenie musi być zaskakujące. A wszystko to na 20 stronach! Jeśli teraz napiszę jakieś opowiadanie, nie będzie ono zawierać żadnej znanej czytelnikom postaci. John Dauphin powstał na potrzeby opowiadania „Burgery z Calais”, ponieważ bardzo podobała mi się ta postać, przetransferowałem ją do „Powrotu Wojowników Nocy”. To taki żart, chociaż niewiele osób go wyłapało.

Co jest najtrudniejszym aspektem pisania powieści? Czy konstrukcja osobowości bohatera, fabuła, czy tło? Który element sprawia najwięcej problemów?

Trudno powiedzieć. Żaden z tych elementów nie sprawia mi trudności, ponieważ kocham pisać. Uwielbiam konstruować bohaterów, opracowywać tło. W pracy pisarza bardzo przydaje się Internet. Jeśli będę pisał powieść, której fabuła toczy się w Indiach, mogę poprzez Google namierzyć ulicę i mieć jej natychmiastowy podgląd. Dzięki temu mogę tworzyć bardzo dokładne opisy – doskonale wiem, jak dane miejsce wygląda. To wszystko sprawia mi frajdę! W dwóch ostatnich moich powieściach możecie zaobserwować konflikty pomiędzy nastoletnimi chłopcami, a ich rodzicami. Sam mam trzech synów, więc moje osobiste doświadczenie bardzo mi się przydało przy konstruowaniu tych scen. Najtrudniejsza jest tak naprawdę praca fizyczna – siedzenie na krześle i stukanie w klawisze.

Zapomniałem wspomnieć, że jedna z moich koleżanek z redakcji Grabarza Polskiego prosiła, by przekazać Wam, że gdy zobaczyła Ciebie i Wiesckę na spotkaniu z fanami, rozmawiających, śmiejących się, będących zawsze i wszędzie razem, stwierdziła, że nie tylko powieści, ale również życie pisarza może być inspirujące. We dwoje przywracacie wiarę w instytucję zwaną małżeństwem, a to piękny komplement.

Graham Masterton : Dziękujemy, to bardzo miłe. Uwielbiamy ze sobą mieszkać. Jesteśmy razem przez 20 godzin dziennie, od 35 lat. Czasami siedzimy sobie w restauracji, spoglądamy na siebie i mówimy „Boże, jesteśmy jak stare małżeństwo”. (śmiech)

Wiescka : Niektóre małżeństwa idą do restauracji, siadają przy stoliku i … milczą. Zapada taka niezręczna cisza.

Graham Masterton : Totalna cisza. A my nie możemy się zamknąć. Oboje! Dlatego ciągle wpadamy w kłopoty. Tak było z tym facetem w barze we Wrocławiu. Temu co podrywał kobietę i drżała mu noga, a ja to skomentowałem.

A na spotkaniu we Wrocławiu powiedziałeś im, że to byłem ja! A oni w to uwierzyli. A potem powiedziałeś, że mnie kochasz.

To prawda, kocham Cię.

Ja Ciebie też kocham (śmiech).

Wieśka radziła, by sprawić, że fani będą się śmiać i dobrze bawić. Ludzie nie chcą słuchać mojego chrzanienia o legendach, czy tłach powieściowych.

Czy kiedykolwiek myślałeś o przejściu na pisarską emeryturę?  Nie miałeś momentu, w którym stwierdziłeś, że masz dość, wyjeżdżasz się poopalać na Madagaskarze i nie wracasz do tworzenia książek?

Niektórzy autorzy przestają pisać. Uznają, że przekazali już wszystko, co mieli do powiedzenia. Ja nie mogę przestać. Zawsze są jakieś nowe pomysły, zawsze jest o czym pisać. Tak jak pomysł na przerobienie „Wyspy skarbów” przyszedł do mnie nocą, kiedy leżałem na łóżku. Mogę o tym napisać, albo nie, ale jest to interesująca koncepcja. W Polsce można znaleźć wiele inspiracji i pomysłów. Powstanie warszawskie to temat, który chciałbym w przyszłości poruszyć. Na razie napisałem książkę o Bazyliszku.

No dobrze, na koniec obietnica. Jeśli umieścisz akcję swojej nowej powieści w Polsce, musisz mi obiecać, że zostanę w niej zabity!

Piotr, zostaniesz zabity! Ale nie mogę obiecać, że i w tym przypadku policja nie dokona błędnej identyfikacji zwłok. To możesz nie być ty, a na przykład Robert Cichowlas, znaleziony w kuchni, zwęglony na popiół, albo uduszony kawałkiem kurczaka! (śmiech).

Dziękuję za wspaniale spędzony czas i za wywiad. Miło było znowu Was spotkać.

My również dziękujemy i pozdrawiamy!
 


 

Wywiad w Hotelu Inter Continental w Warszawie, dnia 18 maja 2009 roku na zamówienie e-zinu "Grabarz Polski" (www.grabarz.net) przeprowadził Piotr Pocztarek. Materiał został opublikowany w 15 numerze magazynu. Dziękujemy wydawnictwu Albatros za umożliwienie przeprowadzenia rozmowy. Specjalne podziękowania dla Pana Andrzeja Kuryłowicza i Pani Katarzyny Podhorskiej, a także dla Bartłomieja Paszylka.

Wszystkie fotografie zostały wykonane przez Bartosza Szymeczko (www.czikifoto.digart.pl)


 


 

Recenzja książki KOSZMAR

Horror z wątkami psychologicznymi jest trudniej napisać, niż zwykły gore, w którym niejednokrotnie Masterton lubił się ubabrać. „Koszmar” jest przedstawicielem tego pierwszego gatunku, chociaż posiada więcej cech thrillera, niż powieści grozy. Najgłębsze w swojej wymowie powieści, posiadające dobrze nakreślony rys psychologiczny bohaterów, zawsze u Grahama kręcą się dookoła kobiet. Wystarczy wspomnieć „Bonnie Winter”, czy „Katie Maguire”. Nie inaczej jest i tym razem.

Bohaterką jest Holly Summers, matka dziesięcioletniej Daisy. Kobieta w wyniku choroby straciła słuch, będąc jeszcze dzieckiem. Dzięki temu wyrobiła sobie umiejętność czytania z ruchów warg. Zdolność tę wykorzystuje pomagając policji „podsłuchiwać” groźnych przestępców, w sytuacjach, gdy niemożliwe jest założenie podsłuchu. Holly pracuje także na rzecz pomocy dzieciom maltretowanym przez swoich rodziców. Pewnego dnia, podczas rozprawy sądowej, oskarżony o ciężkie pobicie syna ojciec rzuca na bohaterkę przekleństwo Kruka. Życie Holly z dnia na dzień zamienia się w tytułowy koszmar…

Masterton w znakomity sposób nakreśla postać silnej, chodź upośledzonej fizycznie kobiety. Holly jest dowcipna, potrafi wdać się w celne dialogi, roztacza wokół siebie aurę autentyczności. Doskonałe są także postacie drugoplanowe, takie jak Szczupły Mickey, czy George Szare Oczy. Fabuła powieści zaskakuje, prezentując nam raz na jakiś czas interesujące twisty fabularne. Szkoda, że nie jest dłuższa, jednak w zasadzie nie zabrakło w niej niczego, co powinno się w tego typu dziele znaleźć.

Koszmar, przez który przechodzi Holly potrafi zainteresować i wstrząsnąć. Masterton często opowiada właśnie o tej powieści, jako przykładzie ogromnej sympatii czytelników do bohaterów. Wielu fanów nie mogło uwierzyć w tragedię, która spotkała bohaterkę, dlatego też autor posiada w swojej szufladzie alternatywną wersję zakończenia tej historii. Wersja wydana u nas kończy się tragicznie, nie kontrastując z tragediami opisanymi we wcześniejszych rozdziałach. Jest to powieść mocna, dojrzała, ciężka w swojej wymowie i wciągająca. Chociaż nie uświadczymy w niej wielu cech czystego horroru, to losy bohaterki i tak są w stanie wprawić nas w przerażenie.



Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2002
Liczba stron: 208
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 10/10
  

Recenzja książki DOM SZKIELETÓW

Wielu pisarzy by uniknąć zaszufladkowania tworzy powieści z różnych gatunków i przeznaczone dla innych grup docelowych. Masterton potrafi napisać dobry horror, thriller, poradnik, czy powieść obyczajową, zawsze jednak targetem były osoby dorosłe. Zdarzyło się jednak kilka razy w twórczości pisarza napisać powieść dla młodszych odbiorców, z bardzo różnym skutkiem zresztą. Fatalne „Szatańskie włosy”, czy bajeczny „Anioł Jessiki” to tylko niektóre utwory mistrza grozy przeznaczone dla nastolatków. Kolejną powieścią tego typu jest „Dom szkieletów”.

John, młody chłopak marzący o tym, by być gwiazdą rocka, rozpoczyna pracę w agencji nieruchomości niejakiego Pana Vane’a. Właściciel to dziwny i tajemniczy osobnik, z góry wiadomo, że skrywa jakąś mroczną tajemnicę. Bohater szybko odkrywa, że Pan Vane posiada specjalną listę domów, sprzedażą których nie pozwala się zajmować nikomu innemu. Okazuje się, że odwiedzający domy znajdujące się na liście znikają w tajemniczych okolicznościach. Tymczasem w jednym z budynków robotnicy natrafiają na dziesiątki szkieletów. John, wraz z grupką przyjaciół będzie musiał rozwiązać tajemnicę, pomimo czającego się na każdym kroku niebezpieczeństwa.

Każdy, kto zna twórczość Grahama Mastertona i chociaż trochę kojarzy najciekawsze powieści tego autora, szybko odnajdzie podobieństwa pomiędzy „Domem szkieletów” a napisaną kilka lat wcześniej powieścią „Zaklęci”. Zarówno w jednej, jak i drugiej powieści występują podobne elementy zaczerpnięte z mitologii druidycznej – na przykład linie ley, po których poruszają się dusze pradawnych magów. O ile „Zaklęci” to rasowa powieść grozy, tak „Dom szkieletów” jest jest łagodniejszą wersją, przeznaczoną dla młodszych odbiorców. To pierwsza próba wejścia na ten rynek, za pomocą serii wydawniczej „Scholastic’s Point Horror Unleashed”.

Powieść „Dom szkieletów” to świetnie napisana pozycja, z prostą, aczkolwiek ciekawą akcją, intrygującym klimatem i solidnym, acz pozostawiającym lekki niedosyt zakończeniem. Na minus można zaliczyć ponowne wykorzystanie użytego wcześniej pomysłu, a także kilka drobnych niedorzeczności. Tym niemniej polecam tę powieść każdemu, kto ma ochotę na kilka godzin niewymagającej, acz dającej wiele przyjemności rozrywki. Poza tym jest to jedna z niewielu okazji, gdzie możemy zobaczyć Grahama Mastertona w wersji „soft”.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 1999
Liczba stron: 223
Format: 12 x 21
Ocena recenzenta: 8/10