Graham składa kondolencje wszystkim Polakom

Dostaliśmy dziś od Grahama krótkiego, ale bardzo bogatego w treść maila dotyczącego narodowej tragedii, w obliczu której stanęliśmy w sobotę rano:

Wiescka i ja jesteśmy głęboko zasmuceni wiadomością o śmierci Lecha Kaczyńskiego. Przesyłamy wyrazy współczucia dla wszystkich Polaków.

Dziękujemy Grahamowi za pamięć o nas i razem z nim pogrążamy się w żałobie po katastrofie samolotu, w którym zginęło wielu wybitnych, wspaniałych ludzi.


Graham w Brighton

Graham Masterton podesłał nam właśnie jedyną w swoim rodzaju fotkę z Brighton Horror Convention, na którym to konwencie był niedawno gościem wraz z takimi gwiazdami literatury grozy jak James Herbert czy Mort Castle.

Poniżej zdjęcie, skomentowane przez Mastertona następująco:

Wyglądam na nim jakbym marzył o tradycyjnej kolacji serwowanej w Brighton: rybie z frytkami.

Graham i lustro

Graham podzielił się z czytelnikami kolejną wskazówką na temat pisania książek, o której nie zdarzało mu się wcześniej wspominać.

Zazwyczaj pytany o to, jak być dobrym pisarzem, kategorycznie odradza obranie tej ścieżki, tym razem jednak wskazówka niesie ze sobą więcej wartości merytorycznych. Otóż Graham radzi, by obok swojego komputera trzymać na biurku także niewielkie lustro. Kiedy opisywany bohater ma coś powiedzieć, należy samemu poćwiczyć to zdanie przed lustrem. Okaże się, że czasem warto po prostu opisać wyraz twarzy, zamiast dialogu.

Jak twierdzi Graham, metodę tę podłapał od Warda Kimballa, który używał jej podczas pracy nad kreskówkami z Kaczorem Donaldem.

Ciekawa i wygląda na to, że przydatna rada dla początkujących pisarzy. Jeśli ją wypróbujecie, dajcie koniecznie znać jakie były efekty!

Recenzja książki ARMAGEDON (po raz drugi)

„Manitou”. Rety, jak sobie przypomnę Harry’ego Erskine’a sprzed trzydziestu lat, mam ochotę cofnąć się w czasie, wejść do księgarni, kupić książkę z twarzą indiańskiego szamana na okładce, wrócić do domu i zanurzyć się w lekturze. Jeszcze raz, od nowa zakotwiczyć się w świecie Harry’ego, Śpiewającej Skały, Karen Tandy… Mógłbym długo wymieniać. Niemal każda postać występująca w „Manitou”, jak i również w „Zemście Manitou”, „Duchu zagłady” i „Krwi Manitou” żyje własnym, ciekawym życiem. Każda część cyklu prezentuje wysoki poziom i nic dziwnego, że to właśnie seria o ekscentrycznym jasnowidzu stała się znakiem rozpoznawczym twórczości Grahama Mastertona.

Wystarczy przypomnieć sobie młodą kobietę z powiększającym się guzem na karku, kryjącym odradzającego się rozwścieczonego indiańskiego szamana Misqumacusa, aby uśmiechnąć się z sentymentem. Wystarczy przywołać scenę powrotu najpotworniejszych indiańskich demonów w „Zemście Manitou” i „Duchu zagłady” oraz rumuńskie wampiry strigoi z „Krwi Manitou”, aby utwierdzić się w przekonaniu, że popularny cykl powieściowy Brytyjczyka to jeden z ciekawszych cykli grozy jakie kiedykolwiek napisano.

Przez długi czad słyszeliśmy, że „Armagedon” będzie ostatnią częścią serii. Masterton żartobliwie powtarzał, że Harry Erskine ma już swoje lata i najwyższa pora pozwolić mu przejść na „emeryturę”, dać odpocząć od ciągłych walk z Misquanacusem. Cóż, wreszcie doczekaliśmy się tej ostatniej części.

Cyklem „Manitou” Masterton postawił sobie wysoko poprzeczkę. Dlatego przed premierą „Krwi Manitou” tak bardzo obawiałem się spadku formy, zwłaszcza, że inne książki jakie Brytyjczyk napisał w tym samym czasie nie były doskonałe. Nie zawiodłem się jednak. „Krew…” przypadła mi do gustu bardzo, żeby nie powiedzieć, że bardziej niż „Duch zagłady”. Oczekując na „Armagedon” również czułem tę niepewność. Masti zapowiadał, że nastąpi ostateczne, wielkie starcie Misquamacusa z Harrym Erskinem, że będzie się sporo działo, że…

A może to ja sobie dopowiedziałem, że „Armagedon” będzie najlepszą ze wszystkich części cyklu? Tak, całkiem możliwe. Bo taką miałem nadzieję. Że to będzie coś kładącego na łopatki.

A jak jest? Tak sobie, cholera.

Powieść zaczyna się dość zaskakująco. I lekko szokująco. Prezydent USA traci wzrok, nie mając pojęcia, co z tym fantem zrobić. Chwilę później czytamy o tym, jak ślepnie załoga Boeinga 747 i tylko cudem, dzięki funkcji automatycznego podejścia do lądowania, jednemu z „widzących” pasażerów udaje się posadzić maszynę na pasie. Ale to zaledwie zwiastun nadciągających koszmarów. O ile wspomniany Boeing nie rozbił się, tak krótko potem roztrzaskują się dziesiątki innych samolotów. W całych Stanach. Giną tysiące ludzi, którzy nagle stracili wzrok. Ślepota dopada również kierowców na autostradach, gdzie dochodzi do gigantycznych karamboli, a niedługo potem okazuje się, że masowo ślepną wszyscy, niezależnie od płci i wieku.

To w jaki sposób Harry dowiaduje się, że sprawcą ogólnej ślepoty jest duch indiańskiego czarownika Misquamacusa, czyli Tego, Który Odszedł I Powrócił, przeczytacie sami, warto jednak wspomnieć, że tym razem nasz wkurzony szaman ma kompanów. Nazywają się Zabójcy Oczu i pochodzą od największych indiańskich demonów pokroju Wielkiego Starego, który przewijał się już w poprzednich częściach cyklu.

W powieści mamy szereg bohaterów drugoplanowych: grupkę nastolatków spędzającą czas na kampingu, kaskadera, który ratuje pasażerów wspomnianego Boeinga 747, jego dziewczynę oraz kilka innych osób. Spora ilość postaci jednak nie przeszkadza, gdyż Masterton umiejętnie – jak zawsze zresztą – oswaja ich, a następnie zaprzyjaźnia z czytelnikiem. Jeśli pamiętacie doktora Snowa, spotkacie go również. Że o Śpiewającej Skale nie wspomnę, acz duch Indianina nie odgrywa w powieści zbyt dużej roli (szkoda, bo to niezwykle barwna postać).

Powieść posiada klimat, a to spory jej atut. Fani Brytyjczyka po raz kolejny mogą skosztować doskonałego stylu, dowcipnych dialogów i barwnych opisów. Sam pomysł również niezły, acz skala katastrofy, jaką opisuje Masterton sprawiła, że pisarz trochę się pogubił „w zeznaniach”. Kilka rażących błędów logicznych bacznemu czytelnikowi z pewnością nie umknie.

I zakończenie… W sumie nie jest złe, ale osobiście spodziewałem się zupełnie innego. Bardziej miażdżącego, zaskakującego. W końcu to finisz popularnej, świetnej i charakterystycznej serii. Masterton postawił na efekciarstwo, a jako, że język nie stanowi dla niego absolutnie żadnej bariery, udało mu się pokazać swój kunszt pisarski. Tylko czy o to chodziło? Wolałbym chyba, aby postawił na pomysł, skopał nam wszystkim tyłki zaskakującą pointą, pozostawił z otwartymi z wrażenia ustami i wściekłością wynikającą z tego, że to naprawdę definitywny koniec starć Harry’ego z Misquamacusem.

Jak wspomniałem, spodziewałem się lepszej historii, ale z drugiej strony mogło być o wiele gorzej. Mogłem na przykład oślepnąć w połowie książki i w ogóle nie poznać jej zakończenia.

Autor recenzji: Robert Cichowlas
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 400
Format: 12,5 x 19,5
Ocena recenzenta: 7/10

Recenzja książki TRANS ŚMIERCI

„Trans śmierci” to trzynasta powieść grozy Grahama Mastertona, napisana jeszcze w 1986 roku. O książce wspomina się rzadko w kontekście twórczości autora. Czyżby „13” okazała się być pechowa?

Bohaterem powieści jest Randolph Clare, szczęśliwy mąż, ojciec trójki dzieci i właściciel prężnego przedsiębiorstwa Clare Cottonseed. Najwyraźniej zbyt prężnego – niezależna firma nigdy nie chciała dołączyć do branżowego stowarzyszenia zrzeszającego wszystkie firmy działające na rynku przetwórstwa bawełny i oleju, co było wyjątkowo nie na rękę konkurentom Randolpha. W fabryce Clare’a dochodzi do wybuchu. Właściciel kończy przedwcześnie zasłużone wakacje i jedzie na miejsce, podczas kiedy jego rodzina zostaje sama w domu wypoczynkowym w Quebecu. Bezbronni, zostawieni bez opieki głowy rodziny, padają ofiarą bezlitosnego, brutalnego mordu w pełnej drastycznych opisów scenie, która chwyta czytelnika za serce tylko trochę mniej niż pierwszy rozdział „Czarnego anioła”.

Randolph Clare – człowiek, który miał wszystko, nagle spada na samo dno. Po śmierci rodziny, bohater nie ma głowy do zarządzania firmą. Dodatkowo, fabryka po wypadku może nie wywiązać się z niezwykle ważnego kontraktu. Podczas pobytu w szpitalu, Clare dowiaduje się od pewnego hinduskiego lekarza o możliwości nawiązania kontaktu ze zmarłymi, za pomocą mistycznego obrzędu zwanego transem śmierci. Zdesperowany, wiedziony żądzą pożegnania się z najbliższymi, Randolph postanawia odnaleźć duchowego przewodnika, który pomoże mu wejść w trans i odnaleźć rodzinę. Wyjeżdża w tym celu na Bali, jednak jest śledzony przez wynajętych morderców. Dodatkowo, wejście w trans niekoniecznie jest bezpieczne – podczas duchowej podróży można bowiem paść ofiarą bogini śmierci Rangdy, a także jej sługusów, odpowiedników zombie zwanych lejakami.

Jestem pod wrażeniem, zarówno fantazji autora, jak i jego warsztatu pisarskiego. Książka jest praktycznie idealna – po raz pierwszy od dłuższego czasu musiałem trochę dłużej i głębiej szukać minusów, a jak je już znalazłem, to pomyślałem, że przecież da się bez nich żyć! Akcja powieści nie gna na łeb na szyję, ale też nie wlecze się nieznośnie. W pierwszej kolejności poznajemy wyrwane z kontekstu informacje na temat transu, a potem dostajemy dużo czasu na zapoznanie się z człowiekiem, który przeszedł niewyobrażalną tragedię.  Akcja zawiązuje się mniej więcej w połowie powieści, a kiedy myślimy, że wiemy już wszystko, Masterton robi małe trzęsienie ziemi i pod koniec powieści serwuje nam doskonały twist fabularny.

„Trans śmierci” poza kilkoma bardziej brutalnymi scenami, nie posiada wielu cech horroru. W jednej trzeciej to sprawnie napisany thriller, w jednej trzeciej powieść obyczajowa. Pozostała część to elementy nadprzyrodzone i klimat podszyty grozą. Wszystko to podane w doskonałej formie – bez zbędnych scen, bez głupich zwrotów akcji, bez seksu, który nijak nie pasuje do fabuły. Wszystko w tej książce ma swoje miejsce i składa się w jedną, idealną całość.

Masterton udowodnił, że potrafi się wybić poza wykreowany przez siebie schemat wyrwanego z kontekstu człowieka, który nagle musi stawić czoła prastaremu demonowi. W tej książce chodzi o co innego. Tutaj gra toczy się o zbawienie, przebaczenie i życie wieczne. I to nie tylko głównego bohatera. Sięgnijcie po tę powieść – nie zawiedziecie się. Jak dla mnie, jest to zdecydowanie ścisła czołówka, jeśli chodzi o prozę Grahama Mastertona.

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 380
Format: 13 x 21
Ocena recenzenta: 10/10

Dementi do posta z dnia… 1 kwietnia

Szanowni Czytelnicy mastertonowskiej prozy. Mamy nadzieję, że nie dopadł Was wylew ani żaden inny zawał po lekturze poprzedniego posta. Był on primaaprillisowym żartem.

Graham Masterton nie zakończył pisarskiej kariery, ba, nie zamierza przestać pisać, a w planach wydawniczych znajduje się szereg nowych książek Brytyjczyka.

Nie zamierzamy również zamykać bloga. Będzie on działał tak długo jak tylko będzie to możliwe.

Życzymy krwawych snów, albo też mocnych wrażeń podczas lektury ARMAGEDONU, jak kto woli.

Graham kończy karierę pisarską

Dotarła do nas właśnie szokująca wiadomość z ostatniej chwili. Graham zdecydował skończyć swoją karierę jako pisarz. Powieść THE NINTH NIGHTMARE będzie ostatnią, nad jaką pracę skończy Brytyjczyk.

Powody decyzji nie są do końca znane. Prawdopodobnie chodzi o to, że przez ostatnie 35 lat Masterton stworzył dziesiątki powieści i kariera pisarza zaczęła go już męczyć. Graham poświęcił karierze pisarskiej całe życie. Teraz zamierza spędzać jeszcze więcej czasu z rodziną i podróżować po świecie.

Kiedy tylko pojawią się dalsze informacje na temat tej łamiącej serca decyzji, poinformujemy Was o tym.

Z wyrazami głębokiego żalu nad wycofaniem się jednego z największych talentów w pisanym horrorze,

Redakcja

Graham szokuje na Brighton Horror Convention!

Jak donosi Matt Williams, dobry przyjaciel Grahama, a zarazem opiekun oficjalnej strony Mastertona i współautor książki ŚWIAT MASTERTONA, sobotni wyjazd do Brighton na Horror Convention był bardzo udany. Oprócz naszego ulubieńca, na zjeździe pojawiły się również inne znane osobistości ze świata horroru – James Herbert, Brian Lumley, Guy N. Smith, czy Ramsey Campbell.

Jak twierdzi Matt – gwoździem programu był panel dyskusyjny Grahama, dotyczący klasyfikacji gatunkowej. Pod koniec spotkania Masterton opisał krótko fabułę jednego ze swoich opowiadań – SEPSIS (POSOCZNICA, ze zbioru FESTIWAL STRACHU). Podobno inni uczestnicy panelu (F.Paul Wilson, Tanith Lee, Ramsey Campbell, którzy też z "grzecznego" pisarstwa nie słyną) zaliczyli "szczękoopad" i wyglądali na bardzo zszokowanych.

"Wyglądało to jak scena z komiksu, długo tego nie zapomnę" – relacjonuje Williams.

A Wy co myślicie o POSOCZNICY? Obok słynnego ERYKA PASZTETA to chyba najmocniejsze opowiadanie Grahama Mastertona.

Rozwiązanie ARMAGEDONOWEGO konkursu!

Nadszedł czas na rozwiązanie KONKURSU ARMAGEDONOWEGO. Jeśli poprzednim razem przeszliście samych siebie, tym razem pobiliście wszelkie rekordy – w zabawie wzięły udział aż 262 osoby! Co ciekawe, praktycznie wszystkie odpowiedzi były poprawne (nie licząc kilku pojedynczych). Wylosowanie przez nas szczęśliwcy otrzymają nagrody ufundowane przez Wydawnictwo Albatros.

Poniżej prezentujemy rozwiązanie:

1) Szaman, główny przeciwnik Harry’ego Erskine’a z serii MANITOU nazywa się Misquamacus.

2) Krótkie opowiadanie, w którym występują bohaterowie serii MANITOU nosi tytuł "Wnikający duch" (uznawaliśmy też oryginalny tytuł – Spirit Jump).

3) Reżyser filmu MANITOU z 1978 roku to William Girdler.

A oto lista osób, do których powędruje nowiuteńki egzemplarz ARMAGEDONU:


1) Piotr Surdel, Suwałki
2) Magdalena Zawadzka, Kielce
3) Maciej Salwerowicz, Kielce
4) Mieczysław Stec, Jazowsko
5) Alicja Szeremeta, Reszel

Ufundowane przez Wydawnictwo Albatros książki zostaną do Was przesłane pocztą w ciągu kilku dni.

Serdecznie gratulujemy!

ARMAGEDON od dzisiaj w księgarniach!

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, od dzisiaj na półkach księgarskich w całej Polsce możecie już znaleźć najnowszą powieść Grahama Mastertona – ARMAGEDON.

Dla tych, którzy przespali ostatnie tygodnie przypominamy, że książka jest piątą i ostatnią częścią legendarnej serii MANITOU, w której samozwańczy wróżbita-amator Harry Erskine stawia czoła złowieszczemu, krwiożerczemu indiańskiemu szamanowi Misquamacusowi!

Nie muszę dodawać, że to pozycja obowiązkowa dla każdego fana Mastertona, a także dla wszystkich miłośników literackiej grozy. Wraz z Wydawnictwem Albatros życzymy miłej lektury!