Recenzja książki ŚMIERTELNE SNY

„Śmiertelne sny” to bezpośrednia kontynuacja jednej z najwyrazistszych powieści Grahama Mastertona „Wojownicy nocy”. Powołani przez Ashapolę – Boga Bogów stojący po stronie dobra Wojownicy, będą musieli ponownie zawalczyć ze złem panoszącym się w ludzkich snach.
 
Sequele książkowe rządzą się na szczęście innymi prawami niż filmowe – stąd większa szansa na to, że otrzymamy produkt przynajmniej dorównujący oryginałowi. Podobnie jest w przypadku sagi o Wojownikach Nocy. Zło powraca, tym razem w postaci groźnego, uzbrojonego w długie, ostre pazury „Cienia” który okazuje się być ucieleśnieniem odwiecznego ludzkiego strachu.
 
Springer – posłaniec samego Boga Ashapoli znów werbuje oddział potężnych żołnierzy, mających moc niszczenia zła podczas podróży do ludzkiej podświadomości obudzonej podczas snu. Bohaterowie znani z poprzedniej części występują tutaj jako postacie trzecioplanowe, pełniąc funkcję tła, a także nadając nikłe, aczkolwiek przyjemne wrażenie ciągłości fabularnej.
 
Tym razem głównym bohaterem jest John Woods, mężczyzna samotnie wychowujący swojego syna Lenny’ego. Mały chłopiec po tragicznej śmierci matki zaczyna w swoich snach widzieć potworną zjawę, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej rzeczywista. Lenny staje się bramą, demon z nocnych koszmarów może dzięki niemu przedostać się do świata żywych by zbierać krwawe żniwo. Podczas brutalnego oddziaływania świata snów na rzeczywistość, ginie Jennifer, nowa partnerka Johna, a on sam zostaje okaleczony i sparaliżowany. Bezsilny, bezbronny John zaczyna tracić wiarę w siebie. Wtedy właśnie dowiaduje się od Springera, że jest Wojownikiem Nocy i  tylko on wraz ze swoimi przyjaciółmi może unicestwić demona.
 
Wojowników Nocy jest w tej części więcej, co automatycznie utrudnia ich opisanie i „użycie” w powieści. Masterton zaniedbał niektórych z nich, skupiając się raczej na głównym bohaterze. Na tej strategii ucierpieli również Kasyx i Tebulot, których znaczenie zostało sprowadzone do minimum, a także Samena, która w ogóle nie wystąpiła w sequelu. Ci bohaterowie pierwszej części byli niezwykle istotni i w moim odczuciu barwniejsi niż nowi Wojownicy, pozostaje nam więc żałować takiej, a nie innej decyzji Grahama.
 
Schemat powieści jest podobny do tego znanego z części pierwszej.  Głównym antagonistą jest tutaj jednak stwór nie aspirujący do miana demona zagrażającemu ludzkości. Jego działania są zmorą niedużej grupki ludzi, co czyni dramat bohaterów bardziej osobistym, natomiast natężenie ludzkich tragedii zamieszczonych w „Śmiertelnych snach” jest rzadko spotykane nawet u Mastertona. Przeciwności losu jakim musi stawić czoło główny bohater jest tak wiele, że aż trudno nam się z nimi utożsamiać. Czyni to jednak tę powieść unikalną, brutalną i mocno oddziałującą na czytelnika.
 
„Śmiertelne sny” są godnym sequelem, nie pozbawionym jednak kilku wad. W powieści zabrakło miejsca na przedstawienie przeszłości nowych Wojowników i czasu na zapoznanie się z nimi. Wystarczyć nam musi jeden rozbudowany bohater i kilka postaci drugoplanowych. Wystarczy to jednak na całkiem solidną i godną polecenia porcję rozrywki.

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Prima
Rok wydania: 1995
Liczba stron: 303
Format: 12,5 x 21,5
Ocena recenzenta: 10/10

Bazyliszkowo – krakowskie refleksje

Graham Masterton nigdy nie ukrywał, że lubi rozmawiać o Polsce. Po wizycie w Poznaniu w 2004 roku oznajmił, że klimat tego miasta idealnie wkomponowałby się w konwencję, w której tworzy. Potem wspomniał o Zakopanem, określając je mianem „urokliwego miejsca”. Ale dopiero Kraków zafascynował go do tego stopnia, że postanowił umieścić w nim akcję swojej nowej powieści „Bazyliszek”. Poniżej jedna z refleksji Grahama Mastertona na temat pomysłu na „Bazyliszka” oraz dość humorystycznie ujęte wspomnienie z wizyty w Krakowie. Masti, nie pierwszy raz, specjalnie dla czytelników oficjalnego bloga!

"Bazyliszkiem zainteresowałem się podczas naszej* zeszłorocznej wizyty w Krakowie. Pomyślałem sobie wtedy, że jakiś naukowiec mógłby spróbować stworzyć mityczne potwory w celu zebrania ich komórek macierzystych. Będzie jeszcze jedna książka – kontynuacja historii o Gargulcach. Przy okazji, nie tylko z pomysłem o Bazyliszku odjechałem z Krakowa. Odjechałem stamtąd cokolwiek grubszy z powodu ogromnych ilości znakomitego polskiego jedzenia! Jeden ze wspanialszych posiłków z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia spożyłem w świetnej restauracji pod nazwą „Nostalgia”."

– Graham Masterton

* Graham przyjechał do Polski z żoną Wiescką – przyp. tłum.

Życzenia świąteczne od Grahama Mastertona

"Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia przesyłam najlepsze życzenia dla wszystkich moich przyjaciół i czytelników z Polski. Szczęścia, spełniania marzeń i powodzenia w Nowym Roku. I rzecz jasna, mocnych wrażeń podczas lektury moich nowych książek, które pojawią się w 2009 roku!"

– Graham Masterton

BAZYLISZEK – okładka, opis, patronat

Już za miesiąc, a konkretnie 14 stycznia, dzięki wydawnictwu REBIS, fani brytyjskiego króla horroru będą mogli przeczytać jego nową powieść. Mowa o szumnie zapowiadanym BAZYLISZKU, kolejnej po DZIECKU CIEMNOŚCI książce, której akcja toczy się w Polsce.

Z wielkim zadowoleniem dodam, że niniejszy blog obejmie patronat nad pozycją BAZYLISZEK. Z tej też okazji na początku roku pojawi się kilka niespodzianek, między innymi konkurs, w którym do wygrania będzie całkiem sporo jeszcze ciepłych egzemplarzy nowego horroru Mastertona.

Poniżej opis i okładka (pierwszy raz opublikowana właśnie tutaj!) BAZYLISZKA:

Profesor Nathan Underhill, próbuje wyhodować mitycznego gryfa, by z niego pozyskać materiał do badań nad komórkami macierzystymi i zastosowaniem ich w leczeniu wielu chorób, wobec których medycyna była dotychczas bezradna. Doktor Christian Zauber, dyrektor Domu Spokojnej Starości Murdstone, także pracuje nad odtworzeniem mitycznej istoty – bazyliszka. On jednak korzysta w swej pracy z alchemii i czarnej magii.
Podczas nocnej wizyty w domu starców, Nathan i jego żona Grace odkrywają potworną tajemnicę Zaubera. Niestety wyprawa kończy się tragicznie – Grace, porażona spojrzeniem bazyliszka, zapada w śpiączkę. Tymczasem doktor Zauber znika. Na pomoc Nathanowi przychodzi młoda dziennikarka, która trafia na ślad doktora ukrywającego się w Krakowie. W pięknej scenerii krakowskiej Starówki rozpoczyna się śmiertelna gra, w której amerykański naukowiec walczy o życie z przerażającym potworem powołanym do życia przez szaleńca o nadludzkich zdolnościach.

Recenzja książki WOJOWNICY NOCY

„Wojownicy nocy” to jedna z najbardziej oryginalnych powieści w dorobku Grahama Mastertona. To właśnie w niej autor po raz pierwszy zastosował elementy fantasy i science-fiction, mieszając je z rasowym horrorem i doprawiając głębokimi refleksjami na temat kilku ważnych zagadnień takich jak wiara, rodzina, czy walka dobra ze złem.
 
Tym razem w powieści nie ma zarysowanego jednego głównego bohatera. Poznajemy trzy osoby – Henry’ego Watkinsa, posiadającego problemy z alkoholem byłego wykładowcę filozofii w średnim wieku, Gila Millera, nastoletniego syna właścicieli supermarketu i Susan Szczaniecką, dziewczynę, która po tragicznej stracie rodziców wychowywana jest przez swoich dziadków. Wszyscy troje spotykają się na plaży, gdzie znaleziono potwornie okaleczoną młodą kobietę. Z pozoru obce sobie trio okazuje się być skonektowane w bardzo specyficzny sposób – wszyscy są potomkami Wojowników Nocy – armii potężnych żołnierzy, walczących w snach ze złem. A owe zło właśnie się odradza – sam diabeł powraca, żeby zawładnąć snami mieszkańców Ameryki, rozsiewać potomstwo i w ostatecznym rozrachunku zawładnąć światem.
 
Bohaterowie we śnie zamieniają się w Wojowników Nocy – Henry w Kasyxa, strażnika świętej mocy Ashapoli – książkowego odpowiednika Boga, Gil w Tebulota, opiekuna potężnej maszyny, która potrafi atakować przeciwników wszelkiego rodzaju ładunkami mocy, a Susan w Samenę Łukopalcą, szybką, zwinną wojowniczkę potrafiącą strzelać ładunkami niczym z łuku. Z czasem do wojowników dołącza Lloyd Curran, młody czarnoskóry chłopak, który obdarzony został mocą Xaxxy – wojownika zdolnego do superszybkiego lotu na wiązkach energii. Pod wodzą Springera – bezpłciowego odpowiednika Anioła, bohaterowie muszą zmierzyć się z diabłem Yaomauitlem.
 
Próżno szukać w dorobku pisarza podobnych powieści. Nie licząc kontynuacji, których wyszło aż trzy i może „Transu śmierci” w którym autor również włada sprawnymi opisami poetyki snu. Pomimo prywatnej niechęci jaką żywię do elementów świata fantasy czy S-F, muszę przyznać, że „Wojownicy Nocy” to jedna z najdojrzalszych książek w dorobku Grahama Mastertona. Odwieczny motyw walki dobra ze złem nie jest tu osamotniony. Graham rzuca w kierunku czytelnika kilka wątków nad którymi warto pochylić się na dłużej – alkoholizm, odpowiedzialność, problemy rodzinne, przyjaźń, wiara i wątpliwość. Zwłaszcza o tych ostatnich możemy przeczytać kilka bardzo ciekawych, twórczych i niezwykle mądrych wniosków, ale wykopywanie ich zostawiam Wam, Drodzy Czytelnicy.
 
Pierwsza część z serii opowieści o Wojownikach Nocy jest praktycznie pozbawiona większych wad. Na siłę można przyczepić się do kilku opisów, ale jest to bardzo subiektywna kwestia gustu. Masterton wykreował własny świat, rządzący się własnymi zasadami, posiadający własnego Boga i własne zastępy służące mu. To piękna historia o zwykłych ludziach, którzy w niezwykły sposób odmienili swoje życie, nadając mu sens i znaczenie, a wszystko to w imię dobra. Powieść na szczęście nie jest pozbawiona wątków grozy, śmiało możemy więc  w jej kontekście operować nazwą „horror”.
 
Pozostaje mi polecić książkę wszystkim tym, którzy jej jeszcze nie przeczytali. Unikalna, ekscytująca podróż po krainie ludzkich snów różni się na przykład od podróży po obrazach, jaką autor opisał w „Wizerunku zła” czy podróży do świata za lustrem w „Zwierciadle piekieł”. Opisy snów zaserwowane przez Mastertona w tej powieści są tajemnicze, piękne, zmysłowe i niebezpieczne. Podróż w nie wraz z autorem będzie na pewno niezapomnianym przeżyciem.

 

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1991
Liczba stron: Tom 1 – 254. Tom 2 – 207
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 10/10

BAZYLISZEK w styczniu w księgarniach

Dobra wiadomość dla tych, którzy ze zniecierpliwieniem czekają na BAZYLISZKA – pierwszy tom nowego cyklu Grahama Mastertona. Pozycja ukaże się na rynku już w styczniu za sprawą Domu Wydawniczego REBIS. Przypomnę tylko, że akcja powieści, nawiązującej do słynnej legendy o Bazyliszku, toczy się w Krakowie.

Wkrótce na blogu zostanie podana dokładna data wydania książki oraz okładka.

Recenzja książki ANIOŁOWIE CHAOSU (Nowa Gildia)

Powieść ANIOŁOWIE CHAOSU Mastertona jest chyba jedną z jego najczęściej recenzowanych w Polsce powieści. Zapewne wątek o generale Sikorskim – temat w naszym kraju ostatnimi czasy nadzwyczaj popularny – robi tu swoje. Powieść bywa chwalona, ale i nierzadko ostro krytykowana. Serwis Nowa Gildia opublikował dziś recenzję ANIOŁÓW CHAOSU autorstwa Ewy Tur. Oto ona:

http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/graham_masterton/aniolowie_chaosu/recenzja

Recenzja książki STUDNIE PIEKIEŁ

„Studnie piekieł” to powieść bardzo nierówna, co sprawia, że jest bardzo trudna do zrecenzowania. Z pozoru chaotyczne przemieszanie wątków sugeruje, że Masterton nie do końca wiedział co chce stworzyć. W ostateczności dostajemy produkt będący kalką popularnych pomysłów, a zarazem posiadający kilka cech, których tak bardzo brakuje w innych książkach tego autora.

Mason Perkins jest hydraulikiem w New Milford w stanie Connecticut. Nie jest może idealnym materiałem na superbohatera, ale za to nadrabia złożonym charakterem i poczuciem humoru. Masterton przedstawia głównego bohatera w sposób dokładny i nie zawsze „politycznie poprawny”, co sprawia, że możemy się z nim utożsamiać. Pierwszoosobowa narracja tak dobrze skonstruowanej postaci pozwala nam wyrobić wrażenie, że jest ona nam szczególnie bliska.
 
Mason zostaje wezwany przez swoich znajomych. Ma zlikwidować problem – z ich studni od jakiegoś czasu płynie brudna, żółtawa woda. Okazuje się, że zatruty płyn posiada przerażające właściwości – zamienia tych, którzy go wypiją w ….gigantyczne, myślące kraby….

Z pozoru błaha historia stopniowo nabiera rozpędu – potwory okazują się być wysłannikami pradawnego bóstwa, które okazuje się być… Szatanem. Jak to zwykle u Grahama bywa, tylko Mason wraz z przyjaciółmi jest w stanie przeciwstawić się starożytnemu złu i nie dopuścić do ponownego objawienia się najstraszniejszego z demonów.
 
Mam wrażenie, że Masterton chciał poprzez „Studnie piekieł” udowodnić kilka rzeczy. Po pierwsze chciał zasmakować klimatu „monster books”, udowadniając że może stworzyć równie popularną historię co Guy Smith i jego „Noc krabów”. Cały cykl odniósł gigantyczną popularność, co zapewne też nie było dla Grahama bez znaczenia. Po drugie – podwodne, mokre lokacje to u tego autora rzadkość. Uśmiercanie bohaterów za pomocą wody i stworów w niej żyjących było zapewne dla pisarza ciekawym eksperymentem. Kolejną powieścią w której woda miała duże znaczenie był „Wyklęty”, który powstał 4 lata później. Wreszcie po trzecie – opisanie kolejnego z wcieleń Szatana pozwoliło Grahamowi uatrakcyjnić powieść kilkoma ciekawymi uwagami na temat mitów i legend przechodzących z pokolenia na pokolenie, z kultury na kulturę, z regionu na region, dodając też kilka interesujących wniosków na temat ludzkiej wiary, żądzy i strachu.
 
Wspomniałem na początku, że powieść ta ma coś, czego nie mają inne. Po pierwsze – niektóre postacie których pojawienie się w kolejnej powieści wywołuje odruch wymiotny (kobieta-medium) w „Studniach Piekieł” występują w unikalnym kontekście. Po drugie – zakończenie u Mastertona zazwyczaj jest szybkie, dynamiczne i nieprzemyślane – zwykłe fajerwerki, układające się w napis „Koniec”.  Tym razem jest inaczej – finał w zasadzie pozostaje nieopisany, pozwalając na spekulacje czytelnika. Moment w którym powinien nastąpić kilkustronicowy opis niszczenia zła wcielonego zostaje zastąpiony dziejącym się trochę z boku dramatem głównego bohatera – jego odczuciami, przemyśleniami. Zabieg ten sprawdza się w powieści doskonale.
 
Ocena powinna być zatem dużo wyższa. Psuje ją niestety nieco chaotyczny przebieg wydarzeń, nie do końca wiarygodne dialogi, czy szwankująca motywacja niektórych postaci. Czytając czasami myślimy sobie „nie, on by tego nie zrobił, to niemożliwe” , albo „przecież on w życiu by czegoś takiego nie powiedział”. Pomimo kilku wad powieść czyta się przyjemnie, oraz szybko. Czytelnik nie ma kiedy się znudzić i jeśli przymknie oko na niedociągnięcia fabularne, będzie się ze „Studniami piekieł” dobrze bawił.

P.S.   Jeśli ktoś potrafi wyjaśnić, czemu na Amberowskiej okładce do książki znajduje się wampir polujący na młodego chłopca z wielkim mieczem, czekam na odpowiedź. Ilustracja ta nie jest nawet w jednym procencie zgodna z fabułą powieści…

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1993
Liczba stron: 237
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 7/10

MANITOU ARMAGEDDON is finished…

Jak poinformował czytelników na swojej oficjalnej stronie Graham Masterton, jego nowa powieść, szósta i zarazem ostatnia część cyklu MANITOU, jest już ukończona i powędrowała do wydawcy. W Polsce pozycja ta prawdopodobnie ukaże się dopiero w 2010 roku, a jej tytuł brzmieć będzie ARMAGEDON.

Do tej pory pisarz opublikował pięć części cyklu: MANITOU, ZEMSTA MANITOU, DUCH ZAGŁADY, WNIKAJĄCY DUCH (opowiadanie) oraz KREW MANITOU.

Recenzja książki DEMONY NORMANDII

„Demony Normandii” to piąta powieść Grahama Mastertona. Wszyscy, którzy chociaż trochę interesują się twórczością tego pisarza kojarzą wczesny okres rozwoju jego talentu jako bardzo nierówny, obfitujący w książki słabe, średnie, ale również wybitne. „Demony Normandii” powieścią wybitną zdecydowanie nie są.

Fabuła powieści jest nieskomplikowana – poznajemy Daniela McCooka, kartografa, który podczas rysowania mapy terenu Normandii natyka się na stojący nieopodal małej wioski stary, zardzewiały czołg. Ludzie mieszkający w jego pobliżu widują dziwne rzeczy, obarczają sprzęt wojenny również za wszelkie tragedię jakie ich spotykają. Dan stara się rozwikłać tajemnicę, uwalniając przy okazji z czołgu Elmeka – jednego z trzynastu diabłów wezwanych podczas Drugiej Wojny Światowej przeciwko żołnierzom niemieckim. Elmek postanawia z pomocą głównego bohatera odszukać pozostałych dwunastu braci, a także wezwać ich władcę – demona Adramelecha, co jest w zasadzie równoznaczne ze zniszczeniem świata…

Powieść mogła, a w zasadzie powinna powstać jako opowiadanie. Krótkim formom literackim można wybaczyć znacznie więcej niż pełnowymiarowej książce. W opowiadaniu najważniejszy jest morał i przesłanie, często narzędzia użyte do osiągnięcia powyższego schodzą na drugi plan. I rzeczywiście – Masterton całkiem ciekawie nagina fakty związane z Drugą Wojną Światową, prowadząc bieg fabuły do mocnych wydarzeń w finale, podszytych ciekawymi opiniami na temat wojen i natury człowieka. Niestety, pozytywy giną na tle kompletnie nielogicznych schematów zachowań bohaterów, niewiarygodnych zwrotów akcji i kilku groteskowych pomysłów.

Pomimo, iż obcujemy z pierwszoosobową narracją, nijak nie możemy zżyć się z niewiarygodnym bohaterem. Ciężko wczuć się w nieprawdopodobną historię. Zabawnym wydaje się fakt, że w przeciwieństwie do większości powieści Grahama, w „Demonach Normandii” najsolidniejszy wydaje się finał – który mimo kilku niedociągnięć potrafi zaskoczyć.

Warto wspomnieć również o kilku dowcipnych dialogach, a także zgrabnie przedstawionym klimatem północnej Francji, który czasem pozwala się czytelnikowi przenieść w czasie. Nie wystarczy to jednak by nazwać „Demony Normandii” powieścią dobrą, a tylko niezłą. W odautorskim wstępie Masterton ostrzega,  że wszystkie diabły i demony, które pojawiają się w powieści, a także wszystkie zaklęcia użyte do ich przywołania są autentyczne i bardzo niebezpieczne. Jeśli komukolwiek uda się dopełnić przedstawionych w książce rytuałów, proszę o kontakt…

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1992
Liczba stron: 191
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 6/10

Recenzja książki ZWIERCIADŁO PIEKIEŁ

Rzadko mówi się o „Zwierciadle piekieł” w kontekście dorobku Grahama Mastertona, czy powieści od których wypada zacząć obcowanie z tym autorem. Zazwyczaj przytaczane są książki bardziej popularne – sfilmowane „Manitou” czy nagradzane literacko „Tengu” lub „Kostnica”. Jednak to właśnie „Mirror” posiada cechę, której nie mają inne powieści z gatunku literatury grozy – potrafi być miejscami autentycznie przerażająca.
 
Martin Williams jest hollywoodzkim scenarzystą, tworzącym poprawki i przeróbki do skryptów popularnych seriali. Największym marzeniem Martina jest nakręcenie musicalu o pewnym kilkuletnim chłopcu, który w latach 30-tych XX wieku był gwiazdą porywających musicali. Boofuls, bo pod takim pseudonimem chłopak był znany, został brutalnie zamordowany przez swoją babcię, która po dokonaniu przerażającego czynu popełniła samobójstwo. Główny bohater owładnięty obsesją młodej gwiazdy, nie żyjącej od ponad 50 lat, wchodzi w posiadanie lustra, które podobno widziało śmierć Boofulsa. Spowoduje to ciąg przerażających wydarzeń, mających na celu doprowadzenie do …Apokalipsy.
 
Tak z grubsza rysuje się fabuła „Zwierciadła piekieł”. Lustro jako źródło zła wszelkiego i katalizator przerażających wydarzeń jest motywem znanym i eksploatowanym do bólu. Sam autor inspirował się motywem lustrzanej krainy zaczerpniętej z twórczości Lewisa Carrolla i jego opowieści o Alicji. Demoniczny chłopiec, którego duch jakimś cudem uchował się w lustrze, a teraz powrócił do świata żywych by siać zło to motyw kojarzący się bardzo mocno z filmową serią „Omen”, wspomnianą zresztą w powieści. Umiejętne połączenie wszystkich tych elementów sprawiło, że Masterton stworzył książkę straszącą nie hektolitrami posoki, a przerażającym klimatem. Postać chłopca, który wychodzi z lustra, by osiągnąć przepowiedziane jeszcze w Biblii cele, budzi lęk i fascynację jednocześnie. Główny bohater, który chcąc nie chcąc musi stać się jego opiekunem przechodzi drogę przez mękę, jednocześnie zaglądając do własnej duszy, podczas przerażającej podróży do piekła i z powrotem. Czytając „Zwierciadło piekieł” mamy wrażenie, że historia idealnie nadawała by się na świetny, wysokobudżetowy film grozy, a jednocześnie nie możemy oprzeć się obrazom wyobraźni, które czy tego chcemy czy nie podsuwają nam tandetne obrazy z horrorów klasy B z lat 70-tych i 80-tych. Najważniejsze jednak, że Masterton plastycznością opisów i wyrazistością klimatu powieści tę wyobraźnię u czytelnika uruchomił.
 
Czemu powieść nie zasłużyła na maksymalną ocenę? Z przykrością muszę stwierdzić, że również w przypadku „Zwierciadła piekieł” Achillesową piętą jest zakończenie. Masterton zapomina, że szybkie, efektowne finały pasują do filmów, a nie do książek. Odkąd główny bohater zamierza definitywnie rozprawić się z siłami ciemności, powieść staje się szybka, przekombinowana i banalna. Motywy które autor zawarł w samej końcówce nadawały by się na oddzielne powieści, a są opisane zaledwie na kilku stronach. Nie jest to jednak w stanie zaburzyć odbioru całego dzieła, które jeszcze długo po przewróceniu ostatniej strony zostanie w naszej pamięci.

 

Autor recenzji: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1992
Liczba stron: Tom 1 – 191. Tom 2 – 208
Format: 11 x 19
Ocena recenzenta: 9/10